W oczekiwaniu na zmiany jakie nadejdą od stycznia-ah,te wolne weekendy

-postanawiam jeszcze w starym trybie ruszyć się gdzieś w środku tygodnia..spory mróz i nie wiadomo jakie warunki drogowe skłaniają mnie do pozostania w okolicy-pada na Beskid Śląski . O 7:30 zgarniam kumpla z pks-u w Bielsku i mkniemy zaparkować wóz pod ATH,skąd spacerkiem kierujemy się na Kozią Górkę..pod schroniskiem postanawiamy się zaaklimatyzować,zdobywanie wysokości i mróz mogą nas zabić

Wydaje się,że nawet jakieś pogodowe przejaśnienia będą,więc humory mamy ok:) Zjadamy po bułce,pijemy herbatę-kolega chwali się nowym termosem. O ile droga na Kozią jest odśnieżona

to dalej już przestaje być tak łatwo..
Radość ze "zdobycia" Koziej Góry:
Na Szyndzielnię człapiemy wolno,śniegu sporo,nikt tu na dniach nie chodził..no cóż,w końcu nie jesteśmy tu dla przyjemności:
Na Szyndzielni spotykamy starszą Panią,mówi,że wczoraj byłą na Pilsku,fajnie,bo było ładniej,dziś chce się przejść na Błatnią. Nie podchwytujemy pomysłu,mam coś do załatwienia w Podróżniku. Fotka przed dość mrocznym schroniskiem i idziemy na Klimczok:
Wiemy już,że z przejaśnień dziś nic nie będzie,zaczyna lekko sypać śnieg,nasze dzisiejsze zdjęcia będą w kolorach czarno-czerwono-białych
Na Klimczok drepcze się znośnie,przedeptane..za to już na szczycie Klimczoka zero jakichkolwiek śladów,mnóstwo śniegu,aż dziw bierze,że nie ma ani jednego narciarza..no,tak-to środek tygodnia..widoków też zero,a pomyślałby kto,że stąd przy ładnej pogodzie widać Tatry
Jest okazja odpocząć
Już święta?
Na odpoczywanie jednak za zimno,i zaczyna masakrycznie wiać,złazimy po kolana w śniegu i pędzimy do pustego schroniska na herbatę.
Z Klimczoka schodzimy na przełęcz Kołowrót szlakiem zielonym,tu to jest hardkor,śniegu po kolana. Dopóki idziemy z górki to nie jest źle,jak trzeba torować po płaskim zaczynam czuć to w nogach,hehe,ale o kondycję trzeba dbać..na Kołowrocie trafiamy na swoje zawiane już ślady i kierujemy się w stronę Koziej,skąd ślizgając się schodzimy do wozu pod ATH stwierdzając,że warto było się ruszyć z domu. Zastanawiamy się też nad tym czy nie da się jakoś wskrzesić działalności toru saneczkowego,z którego Kozia kiedyś słynęła,i którego fragmenty można oglądać..
I tu kończy się wszystko co fajne.
W Podróżniku nie ma rękawiczek,które chciałam kupić. Ruszam do domu i utykam w korku,wracam w sumie 1,5h-jedzie się paskudnie w taką zawieruchę,a potem nie mogę dojechać do domu..
A do tego na zdjęciach tylko białe,czarne,czerwone... i te kolorowe bombki..
