wkońcu znalazłem czas na cz.2
Po dniu wrażeń na Świnicy przyszedł czas na wspinaczkę po lodospadzie

nie mogłem się doczekać tego momentu od czasu, kiedy widziałem foty gościa na lodzie z innego kursu ... co nie zmienia faktu że mobilizujący strach czaił się gdzieś w plecaku

Najpierw spacer przez Czarny Staw do Zmarzłego. Po drodze zatrzymujemy się przy małym lodospadzie (po lewej stronie przejścia na Zmarzły) gdzie mieliśmy troszke potrenować na mniejszych wysokościach i mniejszym nachyleniu.
biała klaustrofobia
ta sama chmurka tylko z góry
ekipa na podejściu
raczkowanie

(czyt. pierwsze kroki)
Niestety troszke wody sie lało, po krótkim instruktarzu i kilku krokach spacerku pocinamy od razu na ściane nad Zmarzłym ... z daleka ścianka taka sobie, ale kiedy sie pod nia podejdzie to taki zółtodziób (czyt. dziaba pierwszy raz w rękach) ma w głowie burze mózgów

ścianka według Pawła ma w porywach ok.15m

szybkie przeliczenie, piętro ma 3m czyli mamy właźić na 5 piętro
Paweł zakłada stanowisko na górze, potem "słów świętych kilka" i lecimy na wędkę ... wdrapuje się na ścianę i dyszę od pierwszego metra, kufa gorąco na mrozie

w połowie ścianki jest mała półka kiedy na niej staję nie czuje dłoni, zupełny brak krążenia

chyba zjadę, ale Paweł tylko kaze zrobic odpoczynek i rozruszać dłonie ... no i wtedy dopiero przeskakuje w głowie jakaś zapadka

przyzwyczajam się do wysokości, tego że raki wbijają sie tylko na cm i mimo tego trzymają ... a krążenie w dłoniach znikło dlatego, że ściskałem dziaby tak mocno że póściły soki

taki "mały bład" początkującego, który jechał tylko na łapach i z buły, a nogi to w zasadzie przeszkadzały

po krótkim odpoczynku lece dalej i już jest fajnie

zatrybiłem "o so chosi" i bawie się wspinaniem, potem zjazd i wspinaczka na drugiej linie ... na koniec zjazdy z góry na własnej asekuracji

było ZAJEBIŚCIE choć męcząco ... potem zabawa w szukanie pipsów i zabawy sondami ... a na koniec rolekaster

ćwiczymy zatrzymywanie na stoku głową w dól, tak na wszelki wypadek podczas upadku na ryj ... zabawa jest fajna, z fikołkami, większymi prędkościami (artur zamiast hamować to "ostrzył czekan") i prawie rozwaloną szczęką jednego z uczestników (na szczęście tylko zadrapanie)

potem przy czołówkach do betlejemki ...
aha prosimy Pawła, żeby pokazał nam jak to robia zawodowcy, więc złapał dziaby i bez asekuracji wbiegł na góre lodospadu
prawie jak Kiler ... PRAWIE robi dużą różnicę
wrażena bomba ...
gogogogo ...
taka sobie ścianka
asekuranci
Paweł wbiega ...
Wieczorem w betlejemce dłuższe zajęcia, bo większość chce zdążyć na pociągi następnego dnia ... ćwiczymy na "sucho" wyciąganie ze szczeliny, gardy, flaszencugi itp. Następnego dnia znów w kierunku Zmarzłego i tam na ściance ćwiczymy wyciaganie ze szczeliny, targamy na górę "umarlaka", wyciągamy się sami itp rzeczy ... zabawa znów jest fajan, tylko tym razem małe problemy nastręcza zejście i wejscie przez samą krawędz ... po lodzie było łatwiej, bo nóżki wbijało się gdzie pasuje

a tutaj trzeba pokombinować i dobrze "wystawić dupę za krawędz"... pogoda się troszkę spierdzieliła, więc wracamy do betlejemki ... a tam "orkiestra tusz" i uścisk prezesa i dyplom ukończenia kursu
maryśka na linie ...
teoria ...
przygotowanie stanowiska dla "wyciagarki" ...
zyl3k wystawia dupę
zyl3k walczy z krawędzią
kufa juz prawie ... ale jemu poszło lepiej odemnie, mi objechała noga i przypier>liłem w ścianę
pożegnalna fota rodzinna
Reasumując było SUPER

nauczyłem się naprawdę dużo, poznałem fajnych ludzi (nie tylko na kursie ale i w czasie pobytu w schronie) ... Monika i Paweł (ten jakoś bardziej mi podchodził jako istruktor) naprawdę fajni ludzie z doświadczeniem i wiedzą, spokojni i cierpliwi (a to ważne bo nie do każdego trafia wojskowy dryl

) Robiłem rzeczy na jakie nie porwałbym się sam, a w razie awari masz pewność że ktoś cię pilnuje

Pozdrawiam uczestników i tych których spotkałem wtedy w taterkach
