Piątek, 28 stycznia godz.22.00
Część ekipy wyrusza z Poznania
Sobota, 29 stycznia godz.4.00
Dzwoni budzik. Jakieś dwa piętra nade mną jeszcze trwa impreza. Wymieniamy z bratem pełne zrozumienia spojrzenia, wydając wyrok na imprezowiczów, po czym wychodzę na autobus

Na Dworcu RDA spotykam się z Kubą i czekamy na Luizę.
godz. 5.10
Wyjeżdżamy z Krakowa

W Zakopanem jesteśmy koło 7.00 małe zakupki, teleportacja busem do Kuźnic i o godz. 8.00 pomykamy do Murowańca. W schronisku jesteśmy koło godz. 9.40 także jak na start mamy niezły czas

Meldujemy się, zostawiamy bety, jemy śniadanie (kiełbaska!) i startujemy. Cel - Zadni Granat.
Piękna pogoda dokładanie taka jak w prognozie - rześko i bezwietrznie a nad nami nieskazitelny błękit nieba

Dwa miesiące czekałam na taką pogodę!!
Żółta Przełęcz:
Podejście nad Zmarzły Staw:
Koło 13.00 dochodzimy do Zmarzłego Stawu. Zakładamy raki, wyjmujemy czekany i skręcamy w lewo na Zadni Granat. Na początku idziemy tą samą trasą, którą próbowałam rok temu

Później obchodzimy stok dookoła.
fot. Kuba Sz.
Lądujemy w Koziej Dolince, gdzie spotykamy dziewczynę z kursu z instruktorem, schodzących na dół. Śnieg taki sobie, stok jest w cieniu, dociera tu mało słońca, więc pod nogami mamy czasem puch do łydek. Potem jeszcze trawers w prawo i do góry. Robiąc trawers zakopałam się w śniegu i przez kilka minut nie mogłam się wydostać, ale w końcu dałam radę
fot. Kuba Sz.
Kawałek Małego Koziego, Zawrat i Zawratowa Turnia:
Po drodze popas z Widokiem na Kościelec
fot. Kuba Sz.
Kozie Czuby i inne takie
Jeszcze jakieś pół godzinki i o godz.15.00 jesteśmy na szczycie

)
fot. Kuba Sz.
Na szczycie spotkaliśmy grupę czterech chłopaków, potem ich jeszcze mijaliśmy ze dwa razy przy zejściu, ale generalnie to byliśmy prawie cały czas sami
Panorama ze szczytu:
W pewnym momencie słychać warkot helikoptera - ze Skrajnego chyba kogoś zabierają.Słońce powoli zachodzi, więc i my zaczynamy zejście...
Giewont wydaje się taki malutki z tej perspektywy.... w tle Babia Góra...
Kozi Wierch:
Nad Czarnym Stawem Luiza namawia mnie, żeby jeszcze raz wyciągnąć aparat:
Po czym wracamy do Murowańca na zasłużony obiad, piwo i prysznic

Przy obiedzie planujemy cel na następny dzień - postanawiamy, że spróbujemy podejścia na Świnicę. Nawet jak nie wejdziemy na szczyt to przynajmniej będziemy wiedzieć, czego się spodziewać następnym razem
Niedziela, 30 stycznia
Wstajemy o godz 8.00 (o matko, ale luksus) szykujemy się, jemy śniadanie (kiełbaska :p) i ok. 9.40 wychodzimy na szlak. Aby zaoszczędzić czasu postanawiamy podjechać sobie krzesłem na Kasprowy i zrobić całą grań (z założeniem, że jak nie wejdziemy na Świnię, to przynajmniej po drodze będziemy mieć fajne widoki) Przyjemność ta kosztuje nas po 10zł (aczkolwiek są jakieś zniżki na PTTK, bo nalepka była)
Świnica:
Na Kasprowym, jak to na naszej Kasprowym - pełno ludzi. Są zarówno turyści, skialpiniści jak i kozaczki różnej maści i koloru
Ekipa podziwia zjazd z Beskidu. Ja nie podziwiam bo będąc tam miesiąc temu, dobrze wiem jak to wygląda
O godz.12.00 meldujemy się na Świnickiej Przełęczy, łyk herbaty, kęs czekolady i startujemy do góry:
Pośrednia Turnia:
Po drodze jedno czujne miejsce, w takim małym kominku gdzie mijając się z kursantami muszę skakać naokoło liny, poza tym idzie się całkiem nieźle. Byłam pewna, że będzie dużo trudniej - więcej kamieni i większa ekspozycja, a tu jedynym problemem był raki ślizgające się czasem na śniegu. Po drodze jeszcze jeden krótki postój, na którym robimy Luizie z supełków różnej maści nową pętlę do czekana po czym w kolejności Kuba, Luiza i ja w odstępach około piętnastominutowych docieramy na szczyt
fot. Kuba Sz.
fot. Kuba Sz.
Nie ma nikogo, no to lansujemu się
Widoki powalają na kolana :
Niestety trochę wieje i jest strasznie zimmmno - zdejmowanie rękawiczek grozi odpadnięciem palców - więc po sesji zdjęciowej i herbacie spadamy na dół
Tutaj postanawiamy skrócić trasę i iść tędy:
Początek hardcorowy, schodzimy przodem do ściany, ale potem jeszcze tylko kilka metrów i dwa długie zjazdy na dupie

) Tędy zeszliśmy:
Na zdjęciu te małe kropki to kursanci
Przejazd krzesłem na Kasprowy i zejście Świnicką Przełęczą były świetnym pomysłem, zaoszczędziliśmy dużo czasu. W Murowańcu jesteśmy z powrotem koło 16.30. Obiad, pakowanie się, pożegnanie z Luizą, która zostaje jeszcze na jeden dzień i kierujemy się w stronę cywilizacji... Robimy Boczań w około godzinę (mój osobisty rekord ;p) niestety nie ma już żadnych busów, więc zapinamy z buta na dworzec.... a potem pks-em do Krakowa.
Podsumowanie:
Jak na dwie dosyć wymagające trasy muszę przyznać, że całkiem nieźle nam poszło. Pierwszego dnia cała akcja z Murowańca do Murowańca to ok.7,5h (jeśli liczyć z Kuźnic to wychodzi 9h) biorąc pod uwagę 2,5h snu, ilość postojów na zdjęcia i moje bolące kolano to muszę przyznać, że czas mieliśmy całkiem ok
Dzień drugi to około 8h akcji, zdjęć trochę mniej (ale mimo wszystko i tak za dużo;p) nowe widoki, nowe wrażenia, bezpieczny powrót do domu
fot. Kuba Sz.
Ciekawostki:
- nauczyłam się zjeżdżać na dupie 
- przypomniałam sobie hamowanie awaryjne (ale nie w sytuacji awaryjnej)
- mam nową dziurę w stuptucie 
- to nieprawda, że zdjęcia na ISO800 nie wychodzą w pełnym słońcu 
Gorąco pozdrawiam całą ekipę i mam nadzieję, że uda nam się jeszcze wybrać gdzieś w tak doborowym gronie
Póki co zaliczam to jako mój najlepszy wyjazd, nie licząc wycieczek solo.
Pozdrawiam również współlokatorów z pokoju nr 15 oraz wszystkich forumowiczów z forum tg i skiturów, którzy mnie gdzieś tam widzieli na szlaku 