W sobotę 5 marca jechałem w Tatry z zamiarem zrobienia swojej najlepszej trasy zimowej. Po głowie chodziły mi dwie trasy. Na Garanty lub Świnicę.
W Kuźnicach meldujemy się ok. 8:30. Wchodzimy na szlak sami. Pogoda w dechę tak jak przewidywali więc idzie się bardzo dobrze. Ok. 10 tej jesteśmy na hali Gąsienicowej. Pora na śniadanie i wybranie trasy. Po krótkich namysłach wybieramy Granaty ze względu na to, że jeszcze na nich nie byliśmy

.
Dojście do Stawu zajmuje nam parę minut. Na miejscu spotykamy grupkę kursantów na przewodników i okazuje się, że wśród nich jest Rafał (raffi79)

.
Po zapoznaniu i paru wymienionych zdaniach ruszyliśmy dalej przez środek stawu. Mam zawsze lekkie obawy chodzić po zamarzniętych stawach ale obyło się bez strachu

.
Dochodzimy do Zmarzłego Stawu i przyglądamy się ludziom działającym na lodospadzie. Tutaj postanawiamy ubrać raki.
Zaczynamy strome podejście żlebem prosto do góry. Śnieg jest w miarę zmrożony i mamy już zrobione stopnie więc idzie się dobrze. Robi się coraz stromo i miesiąc siedzenia w domu daje o sobie znać.
Słońce mocno grzeje przez co nie ułatwia nam zadania. W oddali widzimy, że ktoś nas szybko dogania. Okazuje się, że jest to druga grupka kursantów.
Robimy przerwę na i zbieramy siły na ostatnie podejście. W końcu ok. godz. 13stej meldujemy się na szczycie

.
Widoki są powalające

. Robimy przerwę na drugie śniadanie i podziwiamy krajobraz.
W tym czasie dochodzą na szczyt kursanci i przysłuchujemy się różnym opowieścią ich instruktora. Po krótkim odpoczynku i długiej sesji foto idziemy dalej na Pośredni Granat.
Droga lajtowa z jednym ciekawym momentem i po chwili jesteśmy na szczycie. Przerwa na kilka fotek i idziemy dalej.
Droga też bez większych problemów z trzema ciekawymi miejscami. Ok. 14stej jesteśmy już na Skrajnym. Znów krótki odpoczynek i przerwa na kilka fotek. Zastanawiamy się jak będzie wyglądało zejście. Widzimy podchodzącą grupę od Wirchu pod Fajki.
Zaczynamy zejście zgodnie z żółtym szlakiem. Śnieg jest dupiaty z tej strony góry. Nie dość, że go mało to jeszcze strasznie się sypie. Zaczynają się pojawiać problemy z dalszym zejściem i postanawiamy zawrócić do góry i zejść granią niżej. Po krótkiej rozmowie z podchodzącą grupką dowiadujemy się, że niżej jest fajny żleb którym powinno być łatwiej zejść. Zaczynamy pomału schodzić po ich stopniach i w pewnym momencie dochodzimy do małej pionowej ścianki o której nam mówiono. Przydała by się lina do asekuracji ale niestety nie mamy. Po chwili kombinowania obczajamy drogę i schodzimy bez większych problemów na Pańszczycką Przełęcz Wyżnią. Żleb wygląda nieźle ale nie widzę jak jest na dół bo jest załom.
Decydujemy się na zejście. Schodzimy ostrożnie bo nie mamy asekuracji. Ktoś wcześniej tędy wychodził więc są jakieś stopnie. Śnieg jest na przemian raz miękki raz twardy. Dobrze, że jest go w miarę sporo przez co czekan głęboko się wbija. Zejście okazuje się bardzo męczące i czasochłonne. Zejście ze Skrajnego nad staw zajmuje nam ponad 2godz. Jesteśmy już bardzo zmęczeni. Ściągam raki żeby trochę ulżyć nogom i idziemy do Murowańca coś zjeść i wypić bo nasze zapasy się skończyły dużo wcześniej.
W schronie spotykamy znów Rafała. Po krótkiej wymianie zdań i wrażeń z trasy ruszamy do Kuźnic. Zastaje nas już zmrok i przy świetle czołówki dochodzimy do busa ok. 19stej.
Podsumowując:
Wyprawa okazała się o wiele trudniejsza niż myślałem jednak zawsze marzyłem o takiej konkretnej akcji. Sprawdziliśmy swoje możliwości i zdobyliśmy nowe doświadczenie

.
Pozdro dla Marcina i Rafała
