Hohe Wand – Schneeberg
30.04-01.05.2011 skład Ja, Jagoda, Marcin, Łukasz
Dzień 1
Przyszła pora na długo oczekiwany weekend majowy. Już wcześniej planowałem gdzie by się tu wybrać żeby potrenować i w ogóle zapoznać się z ferratami przed wyprawą sierpniową w Alpy Julijskie. Kupiłem super książkę „Ferraty Alp Austriackich” i okazało się, że jakieś 100km od Bratysławy znajduje się park Hohe Wand w którym znajduje się sporo ferrat o różnych stopniach trudności.
Wyjeżdżamy z domu ok. 3:00 i jesteśmy w Dreistetten o 8:15. Zbieramy pinkle i idziemy w stronę naszego pierwszego celu. Jako naszą pierwszą ferratę wybieramy krótką Wahringer Steig "C". Na zdjęciach i filmikach wszystko wygląda w miarę spoko ale w rzeczywistości wygląda to o wiele trudniej. Ściana robi niesamowite wrażenie. Ubieramy szpej i atakujemy.
Pierwszy odcinek biegnie pionowo w górę z lekkim trawersem i prowadzi do dużej jamy w której znajduje się księga wejść. Przeciskamy się przez wąski otwór i robimy krok na bardzo eksponowaną pionową drabinę.
Później już łatwo na skos w lewo i jesteśmy na górze. Przewyższenie ferraty wynosiło 60 metrów ale stracha miałem niezłego. Wrażenia po przejściu niesamowite

.
Parę minut odpoczynku na ławeczce z pięknym widokiem na okolicę i wracamy do samochodu. Po drodze mijamy jaskinie która niestety była zamknięta.
Jedziemy teraz do Mauthaus . Zostawiamy auto poniżej punktu poboru opłat i idziemy na nasz nastepny cel HTL Steig „D-E”. Widzimy platformę widokowo obok której wychodzi nasza ferrata.
Ściana wygląda niesamowicie. Zastanawiamy się czy w ogóle damy radę przejść coś takiego. Dochodzimy do początku ferraty i okazało się, że jest zamknięta. Widzieliśmy, że parę osób wychodziło ale my nie ryzykujemy bo nie wiadomo czy w którymś miejscu nie jest coś uszkodzone. Idziemy w górę i natrafiamy na ferratę Frauenlucke "B". Po drodze spotykamy kozicę która nic sobie nie robiła z naszej obecności.
Początek ferraty biegnie parę metrów pionowo w górę po czym wchodzimy w jamę i do góry bardzo długą pionową drabiną.
Traska ciekawa tylko trochę ręce mi zmarzły bo sobie zostawiłem rękawiczki w samochodzie. Następnie idziemy do platformy widokowej na grzbiecie pasma. Sporo ludzi ma stracha na nią wejść ponieważ wystaje parę metrów poza krawędź przepaści i na dodatek pod nogami mamy kratkę przez którą widać wszystko w dole. Ekspozycja jest niesamowita.
Ok. 200 metrów luftu i piekny widok na okolicę.
Schodzimy w dół i natrafiamy na krótką ferratę Blutspur „E/II+”. Niestety nie udało nam się na nią wyjść bo kolejka była spora i co chwile ktoś się klinował w połowie lub zawracał a zbliżała się burza. Kurtki zostały w samochodzie więc trzeba było szybko wracać.
Następny nasz cel znajdował się w Oberhoflein a była to ferrata Wildenauersteig "C-D". Podejście pod ferratę jest długie i męczące. Najpierw przez las, potem stromo pod górę i trawers w lewo pod ścianą. Przechodzimy pod niesamowitą przewieszoną ściana na której akurat wspina się 2 kolesi.
Pierwszy raz widziałem coś takiego na żywo. Stałem i nie mogłem uwierzyć jak tak można. Dla mnie to kosmos. Trudności musiały być tam spore bo widziałem jak dwa razy koleś odpadł w tym samym miejscu. Nagrałem sobie za to fajny filmik. Idziemy pod naszą ferratę. Z dołu wygląda nie najgorzej ale to tylko pozory. Farrata jest dość nietypowa ponieważ górny odcinek prowadzi przez bardzo wąską jamę a asekurować możliwa się jedynie przy użyciu klamer gdyż nie ma liny stalowej. Niektóre klamry są w sporej odległości od siebie i ramiona lonży ledwo dosięgają. Mniejsze osoby mogą mieć problem z dosięgnięciem.
Początek jest nieco siłowy, potem trawersujemy zbocze w lewo i dochodzimy pod następną ścianę. Tutaj znajdują się dwa miejsca bez asekuracji z wspinaczką „I+”.
Dochodzimy do bardzo eksponowanego trawersu w którym znajduje się kluczowe miejsce
T-Stuck (trójnik). Miałem niezłego stracha w tym miejscu. Później wchodzimy w pionową rynnę która niby wygląda na prostą ale jest bardzo wymagająca.
Wchodzimy do jamy z której jest tak wąskie wyjście, że trzeba ściągać plecaki i wciągać za sobą.
Grubsze osoby mogą mieć tutaj problem. Po wyjściu mamy lekki trawers w lewo i ostatnie siłowe i tarciowe podejście.
Przewyższenie ferraty wynosiło 110 metrów. Po przejściu wrażenia niesamowite.
Szczęście z przejścia mieszało się cały czas ze strachem. Dopiero po kilkunastu minutach się uspokoiłem. Nie sądziłem, że różnica między trudnością „C” a „C-D” będzie taka duża. Trasa naprawdę trudna. Potem sobie pomyślałem, że dobrze, że HTL był zamknięty bo by byśmy się nieźle wpakowali. W dół schodzimy prostą ferratą Springlessteig "A".
Postanawiamy zostać w Austrii dzień dłużej i wyjść na jakaś lajtową górkę. 20 km od Hohe Wand znajduje się masyw Schneeberg. Jest to najbardziej na wschód wysunięty szczyt alpejski o wysokości przekraczającej 2000 m n.p.m., a równocześnie najwyższy szczyt na terenie austriackiego landu Dolna Austria. Jedziemy więc w pobliże góry poszukać jakiegoś noclegu jednak nic nie znajdujemy. Parkujemy w Hinter Faden. Pozostaje nam spanie na parkingu pod namiotem albo pójście do schroniska Edelweisshutte 1248mnpm. Pomimo sporego zmęczenia wybieramy opcje drugą. Pakujemy plecaki i ruszamy. Jest już ok. 20 więc musimy się streszczać żeby nam go nie zamknęli pod nosem. Wybieramy drogę na skróty przez wyciąg. Drogą okazuję się mordęgą a na dodatek zaczyna grzmieć. Robi się już ciemno. Wyciągamy czołówkę i skrajnie wyczerpani docieramy do schroniska. Tutaj okazuje się, że jest jakaś impreza i nie ma już miejsca a do następnego schroniska są 3 godziny drogi i na dodatek znajduje się pod szczytem. Dobici tą wiadomością nie wiemy co zrobić.
Wstawiona i dość nieprzyjemna właścicielka rzuca hasło, że jak chcemy to możemy przenocować w dobudówce. Decydujemy się zostać bo i tak nie mamy siły nigdzie już iść. Łączymy ławki żeby nie spać na ziemi bo nawet koców nie dostaliśmy i barykaduję drzwi żeby nam jakieś pijaki nie weszły w nocy. Decyzja była słuszna bo w nocy ktoś się dobijał.
Dzień 2
Wstajemy rano trochę zmarznięci i niewyspani bo za wygodnie nie było na tych ławkach. Pakujemy się, zjadamy śniadanie i opuszczamy ten nie przyjemny schron. Pogoda ładna ale mgła zaczyna się podnosić.
Idziemy drogą Fadensteig "A-B". Na początku przez las a potem już po piargach i w skale. Droga nam się dłuży niemiłosiernie. Mgła zasłoniła nam cały widok. Co chwile myślimy, że to już wierzchołek a tu nagle wyłania się następne wzniesienie. I tak parę razy. W końcu po 2:45 godz docieramy na pierwszy wierzchołek Kaiserstein 2061mnpm. Schodzimy do bardzo fajnego schroniska Fischer Hutte 2049mnpm. Jesteśmy pierwszymi gośćmi tego dnia. Kupujemy herbaty i wcinamy kanapki. Okazuje się, że właściciel dobrze mówi po angielsku i słowacku więc nie ma problemu z dogadaniem się. Zostawiamy plecaki i na lekko idziemy na główny wierzchołek Klosterwappen 2076mnpm.
Zaczyna padać śnieg. Po ok. 10 min docieramy na szczyt. Widoki zerowe a szkoda bo ponoć bardzo ładne. Zrobiliśmy parę fot i wracamy. Bierzemy plecaki ze schronu i wracamy tą sama drogą. Zamiar był inny ale dowiedzieliśmy, że szlak którym chcieliśmy zejść został usunięty i w takiej mgle wolimy nie ryzykować. Schodzimy w dół i śnieg zaczyna się zamieniać w deszcz. W pewnym momencie widzimy błysk i czuje jak mi przeszło mrowienie po rękach. Kolega miał iskry pomiędzy kijkami a ziemią. Zaczynamy uciekać przed burzą z otwartego terenu. Skały są bardzo śliskie więc trzeba uważać bo parę miejsc jest mocno eksponowanych. Co jakiś czas się błyska. Cali mokrzy docieramy do samochodu w rekordowym tempie. Przebieramy się i wracamy do domu.
Podsumowując: wyprawa bardzo udana, obfitująca w niesamowite wrażenia i dająca nam nieźle w kość.
Więcej zdjęć na picassa
