29.05 niedziela Cel: Barania Drabina ( III )
Pomimo kiepskiej pogody przed niedzielą zdecydowaliśmy na wypad kondycyjny miał być Kieżmarski ale ostatecznie padło na Barenie ale trochę ciekawszym wariantem. Klasycznie wyjazd na śpiąco w nocy. W Smokovcu po 6 startujemy w deszczu. Przestaje padać dopiero za Hrebeniokiem.
Idziemy, idziemy i idziemy czasem jakieś przebłyski graniowe ogólnie kiepsko. Dochodzimy te Terego mleko totalne, Stawów brak

. Zatem śniadanie prawie godzinny przestój. I nic, dalej to samo zatem idziemy na czuja. Po 40 min zaczyna w końcu coś widać poszliśmy dobrze, widać już ścianę przed Nami ( topo z neta).
Mamy szczęście, że choć mleko się skończyło, choć nasza droga też w chmurkach wciąż. Czekolada, buła szpej i w drogę, start spokojny ale podejście czuć plecak z resztą też. Droga tzw Barania Drabina III-kowa niby 2 godz.
Fajny śnieg idzie się dobrze choć widoczność ograniczona, dochodzimy do skałek i teren staje się bardziej skomplikowany.
Z góry na gębę leci dość sporo wody chwyty śliskie, łącznik raka się wypiął nim się ogarnąłem już byłem mokry, kilka miejsc i chwytów lekko powiedzieć niełatwych. Idziemy dalej, bawimy się ze skałą nabieramy wysokości, widoki zaczynają się klarować.
Atakujemy dalej
Parę trudnych miejsc było porządny rozkrok 3 pkt podparcia czyli klasyk skałkowy i w górę. W końcu dochodzimy do terenu łatwego skąd spokojnie do wierzchołka.
Widoki rewelacja :
i na 2 str
Czego chcieć więcej
Na szczycie relaks mnóstwo czasu spędzonego. Tomkowi wypadły baterie 1 odnalazł niestety 2 w plecy. Idziemy do przełęczy luzik od niej w dół kilka dupo-zjazdów musiało być.
Po drodze mijamy 2 Polaków podchodzących w stronę przełęczy( jeszcze kawał do ściany mieli ) . Idziemy idziemy na dole pod stawami uzupełniamy płyny. A mnie coś olśniło, że coś jest nie tak, patrzę dolna część plecaka rozpięta.. typowa reakcja polaka:
O ja Cię p... raki i kilka linek w plecy. Tomek bierze mój plecak a ja w górę zaś spod stawów ... gonię polaków by dać im namiary na mnie jak znajdą sprzęt. Gonię i gonię idzie topornie mimo, że na lekko doszedłem ich mniej więcej pod ścianą gdzie się zaczyna finalne podejście na przełęcz. Wiadomo po dupo-zjeździe zamek się wypiął ale sprzęt odzyskany. Szybko na dół do schroniska (wciąż mleko tu) i z niego szybko szybko na dół po 2 godz jesteśmy w aucie choć na kolejkę się spóźniliśmy.
Ogólnie super wyszło mimo kilku wpadek i pogody niepewnej do końca. Fotki głównie Tomka dzięki za akcje choć dłuuuugą ale było ciekawie.