Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Dolomitowy mix czyli dla każdego coś miłego
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=11946
Strona 1 z 2

Autor:  nutshell [ So lip 23, 2011 8:29 pm ]
Tytuł:  Dolomitowy mix czyli dla każdego coś miłego

Wyjazd planowany w biegu, żeby nie powiedzieć spontaniczny. Bartek zdecydowanie nastawiony na wspin, ja bardziej na ferraty, choć powoli i w mojej głowie zaczęło kiełkować kilka wspinaczkowych pomysłów... Ale po kolei.

Ra Gusela

Robimy małą 'aklimatyzację' na dobry początek ;) Krótka ferratka na Nuvolau, potem dziką ścieżką na szczyt - Ra Guselę, schronisko i powrót. Bardzo spodobała mi się ta trasa i okolice Nuvolau na zeszłorocznym wyjeździe, przepyszne widoki na kilka grup Dolomitów :)

Obrazek
... pies też docenił ;)

Obrazek

Obrazek
Ra Gusela

Obrazek
... i z bliska

Obrazek
Antelao, może kiedyś...

Obrazek
Civetta


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Cinque Torri

Włoski 'poligon' dla adeptów wspinaczki, z góry wygląda niepozornie, za to z bliska to prawdziwy ogród skalno-kwiatowy :) Naprawdę piękne i urokliwe miejsce. Wśród potężnych wież znajduje się mnóstwo mniejszych bloków skalnych 'ułożonych' w dziwacznych, nienaturalnych pozycjach. Patrząc na to człowiek zaczyna wątpić w prawa grawitacji ;) Tutaj uskuteczniliśmy kilka nietrudnych III-IVwych wspinów i zrobiliśmy swoje pierwsze wielowyciągówki :) Drogi niezbyt długie, po 60-80 m, ale dla nas to krok milowy po wspinie w naszych rodzimych skałkach, do tego suchy dolomit pod palcami i bajeczne otoczenie. Wrócimy tu jeszcze... :)
Zdjęć niestety raptem kilka, kiepskiej jakości z dogorywającej cyfrowej małpki :(

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Ferratu Lipellu?

Startujemy wcześnie rano z parkingu przy szosie na Passo Falzarego. Pogoda jest idealna, na wysokości schroniska Dibona widzimy że na ferratę zmierzają prawdziwe tłumy, mija nas dziewczyna z ręką na temblaku... :scratch: cześciom, hajom, hejom i bondziornom nie ma końca.
-Ferratu Lipellu?
- Ano, ano :)

Obrazek

Obrazek

Docieramy do początku ferraty, która wita nas powojennym tunelem. 500 metrów w prawdziwie górskim otoczeniu ;) ;)

Obrazek

Wygoda bierze górę nad zapędami fotograficznymi i lustrzana cegła ląduje w plecaku. Kolejne odcinki ferraty to trawers po tofanowych półkach na przemian z pionowymi odcinkami ferraty, poprowadzonej w dobrze urzeźbionej skale. Pokonujemy je bez trudności, nie trzeba tu szczególnej siły, za to przydatne jest jakiekolwiek doświadczenie wspinaczkowe, balans ciała i te sprawy ;) coby nie zarzynać rąk wciągając się po stalówce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W taki sposób dochodzimy do dużej półki na wysokości 2700 m, tutaj znajduje się rozwidlenie tras, jedna to ciąg dalszy Lipelli, druga daje możliwość wycofania się do schroniska Giussani normalnym szlakiem.

Obrazek

Odpoczywamy tu dłuższą chwilę i ruszamy dalej. Po chwili dochodzimy do nieubezpieczonej stalówką półki, odsłania się w całej okazałości słynny amfiteatr Tofany di Rozes.

Obrazek

Część osób rezygnuje w tym miejscu i zawraca. Półka z bliska nie jest tak groźna jak mogłoby się wydawać, ale wolałabym nie być na niej w czasie deszczu... Dochodzimy do jej końca i zaczynamy wdrapywać się amfiteatrem. Jak dla mnie to najciekawsza i najładniejsza część całej ferraty, zwłaszcza widok z góry robi wielkie wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu ubezpieczenia się kończą i do pokonania pozostaje jeszcze kawałek wydeptaną ścieżką na szczyt.

Obrazek

Obrazek

Ten odcinek to dla mnie prawdziwa mordęga, jestem już mocno zmęczona ale mobilizuje siły i zwiększam uwagę bo przed nami spory płat śniegu. W tym momencie bardzo przydałby się czekan, ale że mamy tylko kijki to przechodzimy go ostrożnie, bo jest gdzie polecieć. Jeszcze kawałek i nareszcie - szczyt :)

Obrazek

Bartek się cieszy, a ja padam ze zmęczenia. Nie pamiętam trasy która tak dałaby mi w kość. Wychodzi lenistwo i brak formy... Na wierzchołku nie zabawiamy długo bo pogoda, i tak łaskawa tego dnia, trochę zaczyna się psuć. Schodzimy podziwiając pozostałe dwie Tofany i grupę Fanis w zachodzącym słońcu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do samochodu docieramy tuż po zmroku, po 15 godzinach od wyjścia na szlak.. Czas haniebny, ale za to spełniło się kolejne małe marzenie :)

Autor:  Zombi [ So lip 23, 2011 8:39 pm ]
Tytuł: 

Pięknie!

Autor:  Lukasz_ [ So lip 23, 2011 8:59 pm ]
Tytuł: 

Super widoki ! Może i mi sie kiedyś uda odwiedzić inne góry niż Tatry :)

Autor:  Kasia86 [ So lip 23, 2011 9:21 pm ]
Tytuł: 

Zdjęcia cudne! A amfiteatr naprawdę robie wrażenie :)
Czekam na następną część :)

Autor:  black [ So lip 23, 2011 9:33 pm ]
Tytuł: 

łoooo pieknie. naprawde :)

Autor:  matragona [ So lip 23, 2011 9:37 pm ]
Tytuł: 

Wiedziałam,że jak otworzę Twoją relację to się nie zawiodę-rewelacyjne zdjęcia :) gratki :)

Autor:  marek_2112 [ So lip 23, 2011 10:17 pm ]
Tytuł: 

nutshell napisał(a):
ale za to spełniło się kolejne małe marzenie Smile

moje spełniło się równo miesiąc wcześniej (tutaj próba relacji http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=11793)
widzę, że od tamtego czasu dużo śniegu ubyło
a odczucia podobne...
piękna wyprawa i zdjęcia
powodzenia :D

Autor:  marek_2112 [ So lip 23, 2011 10:30 pm ]
Tytuł: 

nutshell napisał(a):
Tu ubezpieczenia się kończą i do pokonania pozostaje jeszcze kawałek wydeptaną ścieżką na szczyt.

:D :arrow: :twisted:
w lewym dolnym rogu ten sam kawałek skały zaplątał się w kadr
Obrazek

Autor:  nutshell [ So lip 23, 2011 11:26 pm ]
Tytuł: 

Achtung achtung, rope!

Po Tofanie wracamy na Cinque Torri. Tym razem chcemy spróbować czegoś ciut trudniejszego. Wybieramy Drogę Przewodników na Torre Grande, której przebieg wygląda mniej więcej tak:

Obrazek

Droga wyceniona na III-IV z jednym miejscem IV+, 132 metry. Niestety od rana oblegana przez kursantów, których tego dnia kręciło się tam mnóstwo. Czekając na swoją kolej na rozgrzewkę przechodzimy drogę IV- na Torre Inglese, ochrzczoną przez nas Solaris, gdyż na wierzchołku zamontowano panele słoneczne ;)
Obrazek

Obrazek
Pod nami grupa szkolących się, młodych Włochów

Obrazek
Achtung achtung! :D

Przenosimy się pod Torre Grande czatować na wolne miejsce. Z drogi schodzą ostatnie wspinające się zespoły. Zastanawiamy się czy damy radę zrobić tę drogę, bo jest już dosyć późno. Za to angielska parka nie ma żadnych wątpliwości i myk myk, wbijają się przed nas :D

Obrazek

Postanawiamy trochę odczekać i jednak spróbować. Dziewczyna wspina się szybko i sprawnie. Do pierwszego stanowiska, kilkanaście metrów nad ziemią, nie zakłada ani jednego przelotu. Można i tak. Jej partner jest chyba lekko podenerwowany i wnioskując po komentarzach, wspin to nie do końca jego bajka, ale dołącza do niej po chwili, po czym ona prowadzi kolejny wyciąg. Omija małą przewieszkę z niewłaściwej strony przez co lina wpada w rysę. Następnie dochodzi do stanowiska i robi auto. On zwalnia linę, ale ta klinuje się kiedy ona próbuje ją wybrać. Ze względu na ukształtowanie skały nie słyszą siebie nawzajem. Próbujemy trochę pomagać im z dołu przekazując co jedno mówi do drugiego, ale w ten sposób moglibyśmy tak tkwić we czwórkę do wieczora... Bartek w końcu wspina się do nich na trzeciego i pomaga uwolnić linę. Chłopak dołącza do dziewczyny, a potem oboje idą jak burza, na szczęście już bez przygód :)
No to teraz giełgamy się my ;)

Obrazek

Obrazek
Jakkolwiek płaskawy - ale szczyt ;)

Obrazek
... miło było, ale komu w drogę temu zjazd ;]

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedyny trudniejszy moment tej drogi to rzeczona niewielka przewieszka, wyceniona tu na IV+, poza tym był to bardzo przyjemny kawałek wspinu, dla nas coś zupełnie nowego :)
Opuszczamy CT jako jedni z ostatnich tego dnia. Na zakończenie żegna nas piękny zachód słońca.


CDN...

Autor:  Ivona [ So lip 23, 2011 11:49 pm ]
Tytuł: 

Molto bello!!! complimenti

:thumleft:

Autor:  Rohu [ N lip 24, 2011 12:16 am ]
Tytuł: 

Cóż tu można rzec?
Przepiękne zdjęcia.
Zazdroszczę wyjazdu.

Autor:  Mazio [ N lip 24, 2011 9:05 am ]
Tytuł: 

Warto zajrzeć do Twoich relacji.
Jak zwykle zdjęcia wymiatają. No i rejon świetny. Zazdraszczam pozytywnie. :)

Autor:  Explorer [ N lip 24, 2011 9:12 am ]
Tytuł: 

Super wypad!

Wspaniały teren wspinaczkowy i jeszcze te widoki :)

Autor:  nutshell [ N lip 24, 2011 1:10 pm ]
Tytuł: 

Ostatnia prosta...

Z żalem opuszczamy Cinque Torri i kierujemy się na zachód, pobuszować trochę po Różanym Ogrodzie vel Catinaccio. Rozbijamy się na campingu Soal, niedaleko uroczego miasteczka Pozza di Fassa. Sympatyczne miejsce z wyluzowaną obsługą, ale toalety zdecydowanie dla poszukiwaczy ekstremalnych doznań :D Zaopatrujemy się we włoski przewodnik wspinaczkowy tego rejonu i próbujemy rozkminić opisy dróg. Upatrujemy sobie jedną w samym sercu grupy i po dwóch dniach z całym ekwipunkiem ruszamy ferratą Passo Santner na przełęcz Santner ;) a z niej zwykłym szlakiem do schroniska Re Alberto. Ferratka zaczyna się przy schronisku Fronza i trawersuje potężną ścianę Cima Catinaccio. Cała droga poprowadzona jest w bardzo logiczny sposób, a stalówka pojawia się tam gdzie jest naprawdę konieczna. Dzięki temu ferrata choć nietrudna technicznie, sprawiła nam dużą frajdę. Z opisu w przewodniku zapamiętuję że najtrudniejszy fragment prowadzi rynną, skąd już dwa kroki do przełęczy. Takich rynien mijamy po drodze kilka, a ja z każdą kolejną przekonuję Bartka, że 'to już ostatnia prosta' :lol: co oczywiście staje się tekstem wyjazdu i później będzie mi nie raz wypomniane ;)
Wreszcie po najostatniejszej prostej z mroku wyłania się schronisko Santner...
Kawałek dalej schronisko Re Alberto i widok na nasz jutrzejszy cel.

Obrazek

Obrazek



Osiągnęliśmy wysokość

Następnego dnia wstajemy bardzo wcześnie, ale czekamy aż słońce trochę ogrzeje skałę, bo poranek na 2600 m jest dość... rześki :)
Ze wszystkich wież Vajolet, Torri Delago jest najniższa (2790m) ale drogę którą wybraliśmy uznaliśmy za najładniejszą i jedną z najciekawiej poprowadzonych w grupie. 6 wyciągów, 156 m, wycena IV z jednym miejscem IV+ i spora ekspozycja.

Obrazek

Vajolety od strony Re Alberto wyglądają niesamowicie, ale dopiero widok z drugiej strony powala na kolana:

Obrazek
Schronisko Re Alberto i Torri Vajolet na lewo z www.rifugiorealberto.com

Podejście prowadzi piargami wprost ze schroniska pod ścianę, później I-II-kowym terenem na półkę do właściwego początku drogi, gdzie zamontowano pierwszy ring stanowiskowy. Wpinamy się do niego i czekamy grzecznie na swoją kolej. Przed nami jest aż 5 osób w dwóch zespołach, my trzeci, a pod nami w kolejce ustawia się następna dwójka.

Obrazek
Początek drogi

Obrazek

Obrazek
Startuje pierwszy zespół

Obrazek
Inny wspina się na iglicy po przeciwnej stronie

Obrazek
Po nami kolejny


Prowadzimy na zmianę. Pierwszy wyciąg robi Bartek i przechodzi go bez większych problemów. Po chwili dołączam do niego i przekazujemy sobie sprzęt. Przede mną najbardziej eksponowany odcinek drogi, wspinaczka krawędzią, a w zasadzie okrakiem na krawędzi. Jedyny wyciąg co do którego miałam spore obawy, bo nigdy wcześniej nie wspinałam się w tak dużej ekspozycji. Przyznam, że takie emocje nie towarzyszyły mi nigdy wcześniej w górach. Pode mną przepaść przyprawiająca o zawroty głowy, nagle każdy chwyt i każdy stopień zaczął wydawać się za obły, za mały, zbyt niepewny. Utykam na kilka minut w jednym miejscu, zero woli walki - pierwsza myśl zmykać stąd w jakiś bezpieczny teren. Prowadzę, więc nie mogę poprosić o blok, ani powiedzieć do Bartka 'to może jednak Ty idź pierwszy'. Jedyna droga prowadzi do góry, mobilizuję się i w końcu jakoś przechodzę najgorszy fragment, szczęśliwie nie odpadając. Pod nosem klnę na włoską wycenę, wg której jak błędnie sądzę, właśnie w trudach i bólach przeszłam odcinek III+... W rzeczywistości było to IV+. Teoretycznie też nietrudno, jednak mega ekspozycja w tym miejscu zrobiła swoje. Dalej droga prowadzi tuż przy krawędzi aż na półkę, gdzie znajduje się kolejny ring stanowiskowy. Jestem tak szczęśliwa po pokonaniu krawędzi, że ten odcinek wydaje mi się banalny. Po drodze mijam dwa wciśnięte w szczelinę friendy. Nijak nie mogę ich wyjąć, ktoś osadził je na amen. Później siłuję się z nimi Bartek, ale jemu również się nie udaje. Kogoś to wejście musiało sporo kosztować. Szybko wspinam się do stanowiska i robię auto. Bartek dochodzi do mnie po jakimś czasie, zatrzymujemy się tu na chwilę żeby ochłonąć i dzielimy się wrażeniami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Regeneruję siły i ucinam sobie krótką drzemkę na stanowisku ;) ;)

Obrazek


Kolejne wyciągi pokonujemy bez trudności, ostatnie metry to II-kowy teren wyprowadzający na szczyt. Po pozostałych ekipach nie ma już śladu, na szczycie jesteśmy sami. Wokół przepiękne widoki na kocioł w którym leży schronisko Re Alberto i pozostałe szczyty, szczyciki i turniczki Catinaccio. Nierealny do niedawna dla mnie wspin, w jeszcze mniej realnej scenerii.
Tak więc pierwszy raz tego dnia osiągnęliśmy wysokość :)

Obrazek
"Nadciągają chmury, zjeżdżamy stąd" ;]

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy do schroniska, jemy i żegnamy się z Vajoletami. Musimy z powrotem dojść do schroniska Fronza, poniżej którego zaparkowaliśmy samochód. Wracamy drugą stroną masywu Cima Catinaccio, trawersując potężną Dolinę Vajolet normalnym szlakiem.

Obrazek
Zejście żlebem do schroniska Vajolet

Obrazek

Obrazek
Schronisko Vajolet i Preuss

Obrazek

Obrazek
Ostatnie spojrzenie na Torri Vajolet

Obrazek

Obrazek


Najpierw schodzimy ogromnym żlebem do schroniska Vajolet, dalej szlak trawersuje zbocza doliny i widzimy już, że aby przedostać się na drugą stronę masywu będziemy musieli podejść na przełęcz tyle samo ile zeszliśmy. Przed nami długa droga, jesteśmy już trochę zmęczeni po wspinie, a plecaki po dwóch dniach w górach nie zrobiły się wiele lżejsze. W pewnej chwili Bartek oznajmia uradowany że osiągnęliśmy wysokość i teraz będzie już z górki....

... Podchodzimy jeszcze kawałek i po chwili okazuje się że pomylił się odrobinę, o jakieś 300 metrów :lol:

Obrazek
"Osiągnęliśmy wysokość" :D


Dopiero tu zaczyna się właściwe podejście na przełęcz. No, teraz to już naprawdę ostatnia prosta :D
Na przełęczy odpoczywamy chwilę, a później schodzimy na dziko jakimś masakrycznym piargiem, dalej szlakiem przez łąki na parking, który już widać z góry. Pod koniec przez nieuwagę i znużenie mylimy drogę i musimy zawrócić kawałek. Osiągnęliśmy wysokość i ostatnia prosta padają w trakcie ze sto razy, powstaje pieśń o tej treści na kościelną nutę :lol:
W końcu docieramy do samochodu, obieramy kierunek na Pozza di Fassa i w nagrodę za trudy tego dnia fundujemy sobie pyszną pizzę o nazwie "Vajolet" :)

Obrazek
Latemar

Obrazek

Autor:  tatromaniak24 [ N lip 24, 2011 3:06 pm ]
Tytuł: 

jasny gwint ależ tam ładnie super wyjazd

Autor:  nutshell [ N lip 24, 2011 5:49 pm ]
Tytuł: 

Cima Campanaccia 2737 m

Dzień rekreacyjno-turystyczny. Startujemy z Passo San Pellegrino. Podejście na szczyt jest częścią ferraty Bepi Zac. Trasy nie znaliśmy wcześniej z opisów ani zdjęć, a przypadkowo okazała się ciekawą wędrówką z pięknymi widokami na grupę Marmolady, Selli, Pala, Catinaccio, Latemar, Sassolungo i Civettę :D Warto przejść tę trasę dla samych widoków, bo są naprawdę niesamowite. Po drodze mnóstwo pozostałości wojennych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Sassolungo

Obrazek
Catinaccio. Pierwsza z lewej to Cima Catinaccio zakończona trójpalczastą rękawicą - wieżami Vajolet.

Obrazek
Sella

Obrazek
Sassolungo

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Civetta w oddali

Obrazek
Pala

Obrazek
Panoramka ze szczytu Cima Campanaccia

Obrazek


Prezapoznawcza wycieczka z Prealpami Karnickimi

Opuszczamy camping Soal i rejon Catinaccio i jedziemy w Alpy Karnickie. Cel na dziś to bivacco Perugini położony w Dolinie Montanaia. O Karnickich wiemy niewiele poza tym że jest tam krucho, dziko i łatwiej natknąć się na zwierza niż człowieka :) Już po zjechaniu z drogi głównej na lokalne, widać jak inny od Dolomitów jest ten rejon. Przede wszystkim infrastruktura turystyczna - niemalże zerowa. Po drodze mijamy kilka miasteczek, w tym Erto które przypomina ghost town, mnóstwo opuszczonych domów, a i kolejne miejscowości wyglądają jakby się w nich czas zatrzymał. Po kilkunastu kilometrach zabudowania kończą się. Wjeżdżamy na drogę gruntową' która przecina w kilku miejscach wyschnięte koryto rzeki i po jakimś czasie docieramy na parking. Za nami osiołki, niestety nie chciały współpracować i dać się objuczyć plecakami ;)

Obrazek
Dolinką z tyłu prowadzi szlak do bivacco


Dojście do bivacco jest długie i mozolne, prawie cały czas prowadzi rozległymi piargami, którymi pniemy się w górę strumienia. Po około 3 godzinach jesteśmy na miejscu. Jest po 19.00, załapujemy się na ostatnie promienie słońca. Otoczenie jest niezwykłe, warto było się trochę pomęczyć dla takich widoków :)

Obrazek

W bivacco poznajemy Riccardo, póki co jedynego współlokatora. Riccardo kręci się tu od jakiegoś czasu, od tygodnia szamie jedynie konserwy rybne i studiuje filozofię w Wenecji ;) Gawędzimy sobie trochę przed bivacco, gdy nagle znikąd zjawiają się strażnicy leśni. Kolega wyjaśnia, że patrolują ten teren w poszukiwaniu kłusowników i liczą 'kamoszi' :scratch: "You know, like Bambi from Walt Disney". No i wszystko jasne :D Mówią, że są bardzo zadowoleni że dzisiejsza noc wypadła im w bivacco. No baa, w takim otoczeniu... pracować nie umierać ;)
Powoli zapada zmrok, jeszcze tylko ostatnia fota i układamy się do snu...

Obrazek

Wstajemy wczesnym rankiem i ruszamy na przełęcz Montanaia widoczną na zdjęciu za bivacco. Meldujemy się tam już o 7.30, bo jeszcze tego samego dnia musimy zejść i dotrzeć do Dobbiaco, miasteczka niedaleko austriackiej granicy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wycieczce na przełęcz już nie dziwię się dlaczego w Karnickich nie ma zbyt wielu szlaków na szczyty i ferrat (tych ostatnich chyba wcale?). Kruchość terenu potrafi mocno zniechęcić. Kijki są obowiązkowe, a wręcz niebezpiecznie jest schodzić bez nich.
Wracając z przełęczy słyszymy charakterystyczny dźwięk. Okazało się, że na tej ładnej maczudze na przeciwko bivacco zamontowano dzwon. Rano pojawili się pierwsi wspinacze i w ten sposób zasygnalizowali zdobycie szczytu... :) Co by nie mówić, lepszy dzwon niż krzyż na wierzchołku.
Na dole pakujemy się i robimy ostatnie foty, kolega dumnie pręży się w progach bivacco. Następnie we trójkę schodzimy na parking, bo obiecaliśmy Ryszardo, że podwieziemy go do pobliskiego miasteczka. My planujemy powrót, za to kolega wspomina że chce jeszcze odwiedzić miasto zniszczone w latach 60-tych przez lawinę kamienno-błotną. No to już wiemy co stało się z Erto. My niestety nie mamy czasu żeby pochodzić po miasteczku, czego teraz trochę żałuję, bo nie wiadomo czy jeszcze kiedyś nadarzy się okazja by zawitać w ten rejon.
Tu kończy się nasz pobyt w Dolo. Nocujemy jeszcze w Dobiacco i następnego dnia wracamy do domu, po równo dwóch tygodniach w górach, a ja z trybu górskiego na niegórski przestawiam się do dziś ;)

Finito :salut:

Autor:  nutshell [ N lip 24, 2011 6:10 pm ]
Tytuł: 

matragona napisał(a):
Wiedziałam,że jak otworzę Twoją relację to się nie zawiodę-rewelacyjne zdjęcia gratki

Bardzo miło mi to czytać, dzięki :)
marek_2112 napisał(a):
widzę, że od tamtego czasu dużo śniegu ubyło

Rzeczywiście sporo ubyło, Twoje zdjęcie z krzyżem wygląda jak z wejścia zimowego niemalże ;) W sumie mieliśmy szczęście co do warunków w tym czasie, bo jednak obyło się bez raków i czekana, w przeciwnym razie musielibyśmy zawracać przed samym szczytem.

marek_2112 napisał(a):
w lewym dolnym rogu ten sam kawałek skały zaplątał się w kadr

:) bo to fotogeniczna miejscówka ;)
Cytuj:
Molto bello!!! complimenti

Grazie Signora! :mrgreen:
Rohu napisał(a):
Zazdroszczę wyjazdu.

Kiedy kegowy team tam zawita? :) :)
Mazio napisał(a):
Warto zajrzeć do Twoich relacji.

Dzięki Mazio, warto coś naskrobać od czasu do czasu żeby przeczytać takie słowa :)
Explorer napisał(a):
Wspaniały teren wspinaczkowy i jeszcze te widoki

No właśnie, jakby wrażeń ze wspinu było mało, to jeszcze te panoramy wokół :) Strasznie się nakręciłam na wspin w Dolomitach po tym wyjeździe i chciałabym wrócić tam za rok tylko po to...

Autor:  Ivona [ N lip 24, 2011 6:39 pm ]
Tytuł: 

W Alpach szwajcarskich dupówa, dowaliło śniegu i pokrzyżowało wiele planów...kolejny raz tego sezonu trza je przełożyć :cry:

Mnie ferraty nie kręcą,ale jak patrzę na Twoją relację to zaczyna mi się chcieć czegoś takiego suchego i ciepłego-mam na myśli te Wasze drogi wspinaczkowe...przepiękne otoczenie.

Macie jakiś przewodnik wspinaczkowy z tamtego rejonu ,który możecie polecić? otatnio patrzyłyśmy z koleżanką na jej przewodnik europejski ale tam w rejonie Arco i Dolomitów były opisane same hardcorowe drogi w jakiś kosmicznych dla mnie skalach :mrgreen:

Autor:  nutshell [ N lip 24, 2011 7:05 pm ]
Tytuł: 

Ivona napisał(a):
Mnie ferraty nie kręcą,ale jak patrzę na Twoją relację to zaczyna mi się chcieć czegoś takiego suchego i ciepłego-mam na myśli te Wasze drogi wspinaczkowe...przepiękne otoczenie.

Suchy i ciepły dolomit maca się wybornie ;) Przyznam, że coraz bardziej skłaniam się w stronę wspinu, choć jest jeszcze kilka ferrat które bardzo chciałabym przejść.

Co do przewodników, to korzystaliśmy z tych dwóch autorstwa Mauro Bernardi:
Catinaccio http://www.ibs.it/code/9788882665708/be ... accio.html
i rejon Cortiny d'Ampezzo http://podroznik.com.pl/wpl/?page_id=18
Jedyne co mogę im zarzucić to mało dokładne opisy dróg zejściowych. No może nie takie 'jedyne' bo to ważna rzecz, ale można się zorientować o co chodzi. Poza tym przebieg danej drogi przedstawiony jest na zdjęciu i schemacie, każdy wyciąg dokładnie opisany, podana wycena, czas, wysokość, jakość skały i jaki sprzęt trzeba zabrać. Uważam że przewodniki są bardzo dobre tylko niestety pieruńsko drogie, zarówno w Polsce jak i tam :( ale jeśli interesowałby Cię konkretny rejon to zawsze mogę podesłać skany :)

Autor:  Ivona [ N lip 24, 2011 7:44 pm ]
Tytuł: 

No tanie nie są,ale jeśli sprawdzone w praktyce,to inwestycja się opłaci :wink:

bardzo dziekuję :wink: w kwestii porad praktycznych na pewno się odezwę jak cokolwiek się skrystalizuje,na razie uparcie chce realizować pierwotne plany.Ale zachęciłaś koleżanko na poważnie :)

Autor:  Rohu [ N lip 24, 2011 8:04 pm ]
Tytuł: 

nutshell napisał(a):
Kiedy kegowy team tam zawita?

Były pewne plany na ten rok, ale niestety nic z nich już raczej nie wyjdzie. Może więc w przyszłym.

Autor:  matragona [ N lip 24, 2011 8:36 pm ]
Tytuł: 

nutshell napisał(a):
Suchy i ciepły dolomit maca się wybornie Wink

Na pewno :wink: miałam okazję tylko na jednej małej ferracie w Dolomitach być,i to tak przelotem,w majowy weekend jak jeszcze było zimno i sporo śniegu leżało,do tego po deszczu..ale rejon zachęcający i prędzej czy później tam zajadę :wink: już na ten rok był plan,ale coś innego zawezwało..
Co do zdjęć to dawno tylu fajnych nie było,jest co pooglądać :) żeby takie foty porobić to chyba trza się utargać sprzętu,hm? :oops:

Autor:  nutshell [ N lip 24, 2011 9:20 pm ]
Tytuł: 

Rohu, matragona w takim razie trzymam kciuki za przyszłoroczne plany :)

matragona napisał(a):
żeby takie foty porobić to chyba trza się utargać sprzętu,hm?

No trochę tak :) i czasem trudno połączyć jedno z drugim, dlatego na wspin brałam tylko malutką cyfrówkę.
A jaką ferratkę robiłaś w Dolomitach?

Ivona napisał(a):
Ale zachęciłaś koleżanko na poważnie

Cieszę się, w razie czego - pisz :)

Autor:  Yanoosh [ Pn lip 25, 2011 12:55 am ]
Tytuł: 

Ty to masz jaja babo :shock:

Autor:  Jacek [ Pn lip 25, 2011 8:45 am ]
Tytuł: 

Przepięknie, niesamowita okolica te widoki... Super wyjazd :)

Autor:  Carcass [ Pn lip 25, 2011 4:41 pm ]
Tytuł: 

Pięknie Olu. Miło się czytało a jeszcze milej oglądało.
A Ty nie miałaś być teraz w Tatrach ?

Autor:  nutshell [ Pn lip 25, 2011 5:18 pm ]
Tytuł: 

Dzięki wszystkim za miłe słowa :)

Carcass napisał(a):
A Ty nie miałaś być teraz w Tatrach ?

No właśnie... ;)
Trochę mi się plany zmąciły przez wyjazd w Dolo, teraz sama nie wiem kiedy tam zawitam :(

Autor:  Carcass [ Pn lip 25, 2011 5:25 pm ]
Tytuł: 

nutshell napisał(a):
Trochę mi się plany zmąciły przez wyjazd w Dolo, teraz sama nie wiem kiedy tam zawitam Sad


My z Łukaszem byliśmy tydzień temu. Nawet miałem do Ciebie pisać, bo pamiętałem, że się wybierałaś w drugiej połowie lipca.
Ale zważywszy na Twoje dokonania i panującą aurę w Dolomitach warto było zmienić plany. W sumie letni sezon w Tatrach dopiero się rozpoczął...

Autor:  nutshell [ Pn lip 25, 2011 5:53 pm ]
Tytuł: 

Cytuj:
My z Łukaszem byliśmy tydzień temu.

A to zaraz przejrzę relacje, bo mam spore zaległości po powrocie ;)
Fatalnie ten lipiec wygląda póki co, chociaż i tam mimo słońca temperatury nie rozpieszczały.
Cytuj:
Ale zważywszy na Twoje dokonania i panującą aurę w Dolomitach warto było zmienić plany

Dolo oczywiście warte przełożenia 'lokalnych' planów, ale Jagnięcy i tak musi paść prędzej czy później ;) Oby udało się jeszcze w tym roku.

Autor:  Carcass [ Pn lip 25, 2011 6:28 pm ]
Tytuł: 

nutshell napisał(a):
Fatalnie ten lipiec wygląda póki co, chociaż i tam mimo słońca temperatury nie rozpieszczały.


My akurat mieliśmy fuksa. Jeden z nielicznych słonecznych dni tego lipca.


nutshell napisał(a):
ale Jagnięcy i tak musi paść prędzej czy później Wink Oby udało się jeszcze w tym roku


Padnie. Też dopiero tam wlazłem za trzecim podejsciem.

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/