Dzień dobry.
Sobota dzień święty. Należy go święcić ale też się nie przemęczyć. Czyli chodzić dostojnie. Jak człek poważny. Wyszło na to , że Kasiek i ja coś odwiedzimy. Były to wąwozy, polanki, przełęcze i szczyty. Panie i Panowie - Mała Fatra.
Ruszamy spod mego domu. Bardzo wcześnie - 7.10 rano. Kasiek, koleżanka z Żywca Basia, jej siostrzeniec ( osobnik młodociany - na przyuczeniu

) i ja. Na Zwardoń, Cadce, omijamy Zilinę i meldujemy się na parkingu ( tłumnie obleganym ) pod Hotelem Diery ( Biały Potok ). Pogoda ( o dziwo ) taka jak powinna być w lecie. Szybko ( na niebiesko ) wnikamy w krzewy, leszczyny i skały. Diery to się nazywa. Trochę dziwne te leszczyny - druga połowa sierpnia a one niedojrzałe. Dolne Diery przechodzimy dość szybko. A tłumnie tu i ładnie. Zdjęć sporo potworzyliśmy. Nawet Kasia86 wyciągnęła aparat. Dochodzimy do rozstaju szlaków z kuszącym napisem "Bar - 30 metrów". Nie !!!!!!!!!!!!!!!! Górne Diery czekają i szczerzą kły. Ładnie tam. Mi najbardziej podobały się wężowate korzenie. Po pewnym czasie wychodzimy z mroku ( Piąte wyjście z Mroku ) i rozpoczynamy plażowanie na polance. Jak sobie przypomnę nazwę to ją napiszę

W koło pełna sielanka. Brakowało, niestety, punktów gastronomicznych. Z tyłu wyłonił się z zieleni Mały Rozsutec - pierwszy wyższy od Dierów

cel dnia. Z tej polanki udajemy się szlakiem na Miedzyrozsutce. Z tym, że nie trzeba tam iść żeby potem skręcić w lewo na Mały. Jest oznaczony skrót. Po paru zakrętach w dzikiej puszczy ( pamiętającej czasy Cyryla i Metodego ) meldujemy się pod pobrzękującym łańcuchem. Wpisujemy się do kolejki. Długiej

Nic to - można poplotkować. Ruch dwustronny uruchomiono i po pewnym czasie przełazimy to straszne miejsce. Jeszcze kilka zakrętów i meldujemy się na szczycie. Kasiek radosna - jest tam pierwszy raz. Ja w sumie też radosny - jestem tam trzeci raz

Czas na zdjęcia i plotki towarzyskie. Zdjęcia ładne powychodziły. Wracamy tą samą drogą w dół. Czyli znów czas na okrutne zerwy i tłumy. Widzieliśmy tak z 196 osób wiszących tam. Ale dzielnie ruszamy do boju pomimo wyraźnej przewagi liczebnej szturmujących w górę. Wygraliśmy. Meldujemy się na Miedzyrozutce i rozpoczynamy 75 minutowe podejście na Wielki Rozsutec. Drugi górski cel dnia. Ta droga na szczyt jest o wiele mniej interesująca niż ta od Miedzyhole. Tą zejdziemy. Ale nic to - w sielankowym stylu wchodzimy na szczyt. O dziwo - tłumnie oblegany

Naród siedzi, chodzi, spaceruje, spożywa, robi zdjęcia z górami, twarzami, krzyżem. Zapisuję Kaśka i siebie w księdze szczytowej. "Dzieła zebrane" - udało mi się znaleźć parę cm kwadratowych wolnej kartki

. Pogoda jest taka, że schodzić się nie chce. Ale cóż - czas na to. Ruszamy drogą w stronę Miedzyhole. Trochę żelastwa i kruszyzna. Nic to - my jesteśmy dzielni jak czterej pancerni. W całości docieramy do polanki, na której za niedługo rondo zbudują. Firmy budowlane walczą o kontrakt. Tu znów czas na, o dziwo

, sielankę. Zasłużyliśmy na to. plotkujemy, pożeramy i w końcu ruszamy. Na zielono do Stefanowej. Lasem, lasem, czasem nie lasem. Kilka ładnych ujęć elementów skalnych za nami i zielonych drzewiastych przed nami. Później na żółto kierujemy się w stronę Nowych Dierów. A po drodze stoi wcześniej opisany bar ... Zasłużyliśmy na niego. Fajne miejsce - Budynek w cieniu, drzew, ławeczki, sielanka

Krótka tym razem. Następnie docieramy do rozstaju i wracamy jednak Dolnymi, a nie Nowymi. Znów przechodzimy przez sympatyczny wąwóz. Ponownie robię inspekcję leszczyn. Dziwne jakieś takieś. I tak to wycieczki nadszedł kres. Po równych 9 godzinach ( 9.02 - 18.02 ) meldujemy się pod autem. Miło było. Bardzo sympatycznie. Górsko i towarzysko. Dzięki Basiu za auto. Wielkie dzięki Kasiek za kolejną wycieczkę. Sielankową
Dzień zakończyliśmy u Zuzi ...