Plan był inny,miał być Konigsjodler,ale pogoda tam średnia więc obraliśmy kurs na Słowenię.Słoneczną Słowenię!! Wyjazd w czwartek w południe gdy tylko Zombi zameldował się na PKS w Skoczowie. Podróż minęła szybko i już około 21 zameldowaliśmy się w Tamar dom,u stóp Jalovca.Kolacja,piwko pod niebem pełnym gwiazd i spać.Noc w schronie dość chłodna.
Piątek rano,cel Jalovec.Pogoda piękna,ruszamy wcześnie.Chłopacy pędzą jak strzały a ja…hmm,czy na forum jest lekarz? Ledwo idę,serducho wali jak oszalałe,jakbym tonę węgla przerzucała,krok w krok i odpoczynek,zimny pot leje się po plecach a plecak lekki,piję przystaję,w głowie huczy..coś niemożliwego,nie ogarniam sytuacji..wlekę się po piargowisku,a w głowie pytanie:Co jest grane,gdzie kondycja?czy mam zmęczenie materiału?może to minie..pierwszy pomysł to przejście przez Jalovską Skrbinę,ale okazuje się,że zalega tam całkiem sporo śniegu a czekaniki w samochodzie..podchodzimy więc na Kotovo Sedlo.Pięknie tam,mogłabym tam zostać,ale wlekę się dalej..zaczyna się wredny teren,krucho,że szok,w głowie mi się kręci,a tu trza po kamolach skakać w górę i kominki pokonywać,strach mnie oblatuje,ale jakoś idę w górę myśląc tylko jak ja zejdę..i tak jakoś w stresie dochodzę na wysokość 2545 i…zostaję.Nie mam siły pokonać 100metrów dzielących mnie od szczytu.Namawiam Zombiego niech leci na szczyt.Leci,ja zostaję i prawie zasypiam,tak mi słabo..Zombi oblatuje szczyt,to trwa raptem 15-20 minut i jest spowrotem..schodzimy na Kotovo Sedlo,schodzę powoli,mam pietra,czuję się źle a do tego nie byłam na szczycie,pokonał mnie Jalovec,wyrwał mi serce;-) wracamy tą samą drogą do Tamar Domu,trochę po piargach w dół jest nam szybciej..W Tamar piwko,troszkę żalu,że brakło tych metrów,radler na osłodę i do samochodu,co czeka w Planicy.Na Jalovca trzeba wrócić,ale w życiu z tej strony,to najwredniejsza trasa jaką w życiu szłam..Na szczęście są jeszcze inne warianty!!Nocka na kempingu w Dovje.
Nasz cel:
Brak sił-czy ja to ja?
Kotovo Sedlo:
Zombi naucza przed Tamar Dom:
Sobota,wczesna pobudka i podjeżdżamy na parking w okolicy Aljażev Dom.Parking full,wpuszczają samochody pod samo schronisko,Tomek stwierdza,że takich tłumów nigdy tam nie widział..w końcu pogoda-każdy spragniony jest słonka,gór i wypraw! Ruszamy przez Tomickovą Pot w stronę Stanicev Dom. Fajna to trasa,najpierw trzeba podejść solidnie pod górę a potem wzdłuż ponumerowanych pomocnych stalówek mknie się szybko w górę,mając piękne widoki na Severną Stenę Triglava i na Sfingę! Wraca moja kondycja choć cały czas towarzyszy mi dziwny ból głowy,szybko mykamy do góry a na końcówce Zombi wyprzedza nas swym biegowym krokiem żeby móc nam nocleg zaklepać! Pod Stanicev Dom sporo ludu..ale to nic,to pieknie położone schronisko.I to widoki przyciągają uwagę.Odpoczywamy chwilę i zastanawiamy się co by tu,wybór między Rjaviną a Cmirem..Wizimy,że na Rjavinie spory ruch,zostawiamy ją sobie na inny spokojny czas a decydujemy poszukać szarotek na Cmirze! I to był strzał w dziesiątkę! Piękną trasą z dwoma niezłymi kominkami docieramy na Cmir,po drodze duuuużo szarotek! Na szczycie mamy chwilę odpoczynku od nieustannej lampy,przychodzą chmury;-) pogoda wraca jak docieramy do schroniska!Zdobywamy nocleg,eh Zombi ma te swoje wdzięki.. Greg już dość zmęczony odpoczywa a my z Tomkiem startujemy na Vrbanovą Spicę a potem granią na fajną ferratę.Po chwili zawracamy widząc jaka ciemność przed nami,zaczyna padać,dobiegamy do schroniska i zaczyna lać.To znak,że dziś już czas tylko na piwko .Ale jakie piwko;-) w schronie dosiadamy się do wesołej gromady Sloweńców,jutro atakują Triglav.Cóż za ekipa,haha!Niedługo trzeba czekać a już częstują nas domowymi wędlinami i dywagują z Zombim po słoweńsku.Mamy zabawny wieczór,w międzyczasie przestaje padać i wychodzimy na ostatnie piwko przed schronisko.Jest 7 stopni,na niebie pojawiają się gwiazdy,zapowiada się ładny dzień.Mamy piękny widok na Jalovec i jakoś tak samo przez się wywiązują się żarty jakby tu tą górę ochrzcić-skoro mnie pokonała,jest wiele propozycji:Horrorhorn,Koszmarspitze..wygrywa jednak „Wyrwę ci serce.Twój Jalovec”
Na Tomickovej Pot:
Sfinga:
Na Cmir:
Tego szukaliśmy:
Mrok-z Cmiru:
Wieczór przed schroniskiem,widok na Rjavinę:
I oto on w oddali:Jalovec:
Zombi mówi:"I jak już wyrwał Ci serce to tak w garści będzie trzymał...
"
Niedziela,zbudzeni przed 6tą pijemy szybką kawę i ruszamy w komplecie na Vrbanovą Spicę a potem na ferratę prowadzącą przez grań.Cóż to za wspaniała ferrata!! mam chwile grozy nawet,ha!!W każdym razie warto ją przejść,bo jest ciekawie poprowadzona i obfituje w piękne widoki.Odnotowujemy nasze przejście w zeszycie wpisów,dziś jesteśmy pierwsi a ja w tym roku pierwszą polką na tej grani;-)Powrót jest szybki,śniadanie przed Stanicev Dom,tłumy wracają z Triglava i na niego ciągną..my schodzimy w dół,przez Prag.Towarzyszy nam upał i zmęczenie na twarzach idących w górę.Pod Aljazev Dom samochody stoją wszędzie..my robimy sobie kawę,oglądamy zdjęcia,odpoczywamy chwilę w cieniu i czas wracać..na chwilkę zerkamy jeszcze do Muzeum w Mojstranie,kupujemy sobie coś na pamiątkę i po 14tej ruszamy do Polski.W Bielsku jesteśmy przed 22:00,Tomek ma pociąg do Warszawy a my z Gregiem tuż tuż do domu.Pożegnanie z Zombim brzmi:”Do następnego”.Mamy w końcu kolejny pomysł;-)
Poranek z widokiem na Triglav:
Posiedzenie na grani :
Grań Vrbanova Spica:
I wpis:
W oknie trąbi Zombi:
Tam byliśmy:
Podchodzi się szybko:
A z Jalovcem co mi serce wyrwał policzę się w przyszłym roku!!
p.s.Zdjęcia w większości autorstwa Grega
p.s.2:ból głowy nadal mam,dziwne...