Niedziela, 21 sierpnia 2011 roku.
Ta wycieczka była częścią znacznie większego planu, którego jednak z wielu względów przedstawiał nie będę. Recenzja miała mieć zupełnie inny charakter i formę oraz opisywać około 10 ciekawych, solowych, przejść z czego tylko jedno poza Mokiem. Tym razem nie wyszło.
Adam Marasek opisuje to tak:
Adam Marasek - kroniki TOPR napisał(a):
O godz. 11.50 do Centrali TOPR zadzwonili taternicy wspinający się na Kazalnicy informując, że przed chwilą widzieli jak z progu Wyżniego Czarnostawiańskiego Kotła spadł jakiś człowiek. Na miejsce wypadku ratownicy polecieli śmigłowcem . Po desancie w pobliżu miejsca wypadku udzielono rannemu 26-letniemu taternikowi z Elbląga I pomocy. Ranny w noszach francuskich został windą wciągnięty na pokład śmigłowca i przetransportowany do szpitala. W wyniku około 50 m upadku skalno trawiastym przepaścistym terenem, doznał złamania podstawy czaszki, urazu kręgosłupa, urazu barku, klatki piersiowej, mocnych potłuczeń i ran. Gdyby nie szybki transport śmigłowcem, taternik z tak poważnymi urazami mógłby nie przeżyć.
A dla mnie było tak:
Nadchodzi długo wyczekiwana niedziela. Do dziś leczyłem lekki uraz achillesa, który zmusił mnie do wycofania się przed Granią Kościelców, którą miałem robić po pokonaniu drogi od Zawratowej Turni do Mylnej przełęczy ściśle granią z pewnymi trudnymi lecz suchymi obejściami. Noga nie doskwiera ani trochę, w zasadzie wczoraj już był luz, ale postanowiłem dać sobie jeden dzień więcej... To mądry wybór...
Odcinek do Czarnego Stawu robię dość szybko bo w 18 minut. Po około 30 minutach jestem pod progiem WCzK. Staje i szybko odliczam zgodnie z opisem... dymiąca woda... najniższa ostroga... kolejne około 20 metrów i w górę... Tylko trawa... kruszyzna... i ja. Jest ... krucho... droga jak na moje oko już dawno nie robiona... gdzie nie chwycę za kamień to się sypie, ale jest dość spokojnie i prę do góry. W pewnym momencie wieje grozą... stawiam nogę na kamień o obwodzie porównywalnym do 15'' laptopa i leci.. do tej pory nie wiem jaki cudem tak szybko wyrwałem z siebie "uwaga kamień!!!"... Poleciał... Poza tym bez emocji... negatywnych...
Dochodzę do ostatniego trudniejszego, trawiastego odcinka... jeszcze tylko pewien nieznaczny trawiasty żlebek o mocnym nachyleniu , otoczony kruchą skałą i jestem już "jedną nogą" w Wyżnim Czarnostawińskim Kotle, a przede wszystkim mam za sobą najtrudniejszy fragment zaplanowanej drogi... To ostatnie co pamiętam... pojechała mi noga, a za nią ja cały... o reszcie pisze bardziej precyzyjnie Adam Marasek w przytoczonym wyżej fragmencie...
Obudziłem się jako świadomy człowiek dopiero na oddziale Urazowo Ortopedycznym zakopiańskiego szpitala. Tam dopiero zaczęło się uświadamianie mnie o tym co miało miejsce... Ciężko pisać o pierwszych dniach bo tak prawdę mówiąc jeszcze nie do końca ogarniałem co się dzieję. Lista urazów była pokaźna, a przez to mój stan niezbyt ciekawy... Przez pierwsze dni stały się rzeczy za które ciężko mi odpowiadać i o których wolę nie mówić... Z pozytywnych aspektów pamiętam odwiedziny Olgi i Bartka, którzy przy okazji uzbroili mnie w kołnierz ortopedyczny i temblak... W końcu zjawiła się u mnie mama... to prawdziwe szczęście w takim momencie zobaczyć najbliższą rodzinę, która przebyła pół Europy, żeby dostać się do Zakopanego. Po tych dwóch wizytach jestem szczerze szczęśliwy.
Po wszystkim było wiele przemyśleń i pytań. Często przychodził mi do głowy tytuł: "ręka Boga"... Zastanawiałem się czy gdybym miał inne buty to też bym pojechał... i wiele innych które zapewne gdzieś tam będą wychodziły, a których przypominać mi się nie chce... W mojej głowie szalała taka migawka jak zaczynałem jechać, bo pamiętam pierwsze sekundy tego co się działo... jestem pewien, że miałem dwa chwyty, które wydawały się pewne, ale obciążane prawdopodobnie zostały wyrwane... jednak nie takie pewne...
Lista obrażeń:
Wypis ze szpitala napisał(a):
Uraz wielonarządowy i wielomiejscowy.
Rany tłuczone głowy okolicy czołowo-ciemieniowo-potylicznej po stronie prawej i lewej.
Krwiak przymózgowy płata skroniowego prawego.
Złamanie łuski kości czołowej lewej.
Złamanie łuku jarzmowego prawego.
Obustronne krwiaki okularowe oczodołów.
Wylew podspojówkowy oka lewego.
Złamanie wyrostka poprzecznego trzonu C7 prawostronnie.
Złamanie wyrostka poprzecznego lewego Th2.
Złamanie żeber IX, X, Xi prawostronnie bez przemieszczeń.
Odma opłucnowa prawostronna.
Krwiak opłucnowy prawostronny.
Rana tłuczona łokcia lewego.
Zwichnięcie podkrucze w stawie ramiennym prawym.
Wielomiejscowe otarcia skóry tułowia, kończyn górnych i dolnych.
Ja 4 dni po wypadku:
Ja 27 dni po wypadku:
W wypadku straciłem wiele rzeczy i jestem niemal pewien, że spora część z nich została skradziona (proszę nie łączyć tego w żadne sposób z TOPR-em bo osobiście Zaj***), jednak tą sprawą zajmuje się podobno Zakopiańska Policja. Zdjęć nie ma bo jedną z rzeczy, które straciłem jest aparat. Ostatecznie straty materialne są duże, ale jak napisał
Moolik lepsze to niż trumna... i tak faktycznie jest...
Zostało też mi zadane wielokrotnie pytanie, a w zasadzie dwa:
1. Czy dalej będę się wspinał?
2. Czy wrócę na tą drogę.
Moja odpowiedz brzmi: jeżeli będzie to możliwe to 2 razy
TAK!
Pewnie o czymś zapomniałem, ale jeżeli będą pytania to chętnie odpowiem...
Powyższy tekst powstał ku przestrodze. Mam nadzieję, że każdy wyciągnie własne wnioski...
I pamiętajcie... łojcie nie latajcie...
Chciałbym podziękować jednocześnie:
- przede wszystkim najbliższej rodzinie za wszystko bo tego się nie da opisać,
- Oli i Bartkowi za to że są i za pomoc,
- grupie wspinającej się na Kazalnicy, która powiadomiła TOPR w nadziei że kiedyś na to trafią,
- ratownikom i całej ekipie TOPR również wierząc że może kiedyś na to trafią,
- ekipie z oddziału Ortopedycznego Zakopańskiego Szpitala,
- oraz ludziom tu obecnym którzy poratowali dobrym słowem...
Ja dostałem drugą szansę, a Ty...?