Przeczytałem kiedys relacje, ktora wywarla na mnie ogromne wrazenie, niemalze dramatyczna, zakonczona jednak szczesliwie. Tak to wlasnie pisal Moolik o wyprawie na Gerlach zima. Od tamtej pory jak Gerlach na pierwszy rzut to tylko zima i Karczmarzem. Rzec trzeba, ze jest to juz forumowy, tatrzanski klasyk i za duzo dodac nie mozna, ale zawsze cos tam wysoko, po dordze moze nas zaskoczyc, oby to bylo tylko piekno otaczajacego nas swiata.
Jako zesmy burzuje ruszamy z Domu, we 4 (BUrza, Evi, Marcin, Zbyszek). Godz 4.20? Jakos tak, zwazywszy ze polozylem sie nalykany grubo o 1 to snu bylo jak na lekarstwo. Miny w windzie to normalnie Sodomia i Gomoria. Zbychu nie pamieta jak wychodzilismy ale to raczej na wyrost

Fakt ze jeszcze 2 piwa i przyznal sie, ze
w ogole by sie nie zebral. Omijamy staw z lewej..chyba...bo widac niewiele w swietle czolowek, dalej dosc wysoki prog. Zmrozony, a my bez czekanow w dloni. Tak sie nie robi. Bo i stromy byl cholernie. Na gorze pierwszy postoj bo tow. alkoholowe sie domaga i chwali ze wraca zdolnosc kojarzenia. Polecam gruszkowke. Sniegu troche malo ale w miare
kolejnych metrow przybywa.
Slynny prog bedacy dla mnie niegdys "Rohackim Koniem", na ktorego sama mysl przyprawia o ciarki latem to z pewnoscia proscizna, w marcu oblodzenia dodaja trudnoci i rzeczywiascie ew upadek to w najlepszym razie dluga rehabilitacja po chirurgii. Jak mozesz to sie przyasekuruj. Jak ktos wejdzie pierwszy niech Cie sciagnie. Bohaterow mamy dosc. U nas oczywiscie tylko Marcin wola o line.
Pozniej w gore. Taaak! Podoba mi sie tam. Nie widac ani poczatku ani konca. Zbychu nadaje tempo i co chwile krzyczy "kamien" bo rzuca jakies brylki zmrozonego sniegu. Widzisz jak spada, skacze, jest daleko, mowisz: "ominie mnie". W koncu jedyne co zdarzysz zrobic to schylic glowe zeby nie dostac centralnie w gebe. Wylapujemy regularnie po kaskach i nietylko. Im wyzej tym stromiej. Super. Jest Lawiniasta. Sa i widoki. Ach! Dalej na gran!
Momentami czeba czujnie. Ide ze zbychem na zywca, Evi z Marcinem sie wiaze, na lotnej. Po drodze 2 zjazdy. Widac juz trawers. Stromizna wygladala zaczepiscie.
Szczyt ok. 11.30, mozna sporo urwac. Ale po co? Czyz nie lepiej cieszyc sie chwila gdy pogooda nienaganna? Po drodze minelo nas jakichs 3 szybkobiegaczy na grani. I nie byl to Prt i inni, ktorzy zawitali jak sie pozniej okazalo na szczycie chwile przed nami

Wspaniale tam u gory! Widocznosc bardzo dobra. Jak zwykle zwlekam z powortem, szkoda sie stad ruszac.
heh zal mi sie rembilo tych ludzi krotko zwiazanych z przewodnikami podchodzacych Batyzowieckim. Myslalem, ze niektorzy zejda na zawal w tym sloncu i narzuconym tempie. Uprzedze fakty. To nie jest droga dla kogos kto ma problem z kolanami. Jest 17 marca a 3 zabieg na kolano
mialem pod koniec pazdziernika. Spuchlo mi na drugi dzien po zejsciu, ktore jest dosc dlugie i strome. Nie wpuszczajcie na Batyzowiecka Probe przed soba zadnych powiazanych przewodnikow z ludzmi bo zakwitniecie tam na dluzej. Po wszystkim zjezdzam z Proby 25m a zajmuje mi to kilkanascie sekund a nie minut.
Ci co byli to wiedza, ze nizej czeka nas zarabisty dupozjazd! A Ci co nie byli to niech zaluja

Z powodu niewielkiej ilsoci sniegu powrot ciagnie sie niemiLosiernie, co chwila zapadamy sie w kosowke. heh po drodze mijamy goscia ktory tak sie zakopal, ze stwierdzil, ze wyjdzie jak sobie odpocznie. Nie zanosilo sie, ze da rade.Pomoca pogardzil. Pewnie siedzi tam do dzis! Marcin strasznie zamula i dochodzi chyba godzine po nas wyczerpany na maksa. Najwazniejsze, ze sie udalo i wszyscy zadowoleni i zdrowi.
Od lewej: Zbyszek, Marcin, Burza, Evi.