Minęło jakieś 35 lat od kiedy po raz pierwszy zawitałem wraz z rodzicami w Tatrach i udałem się na moją pierwszą wycieczkę górską na Nosala a 25 odkąd zjawiłem się tutaj jako siedemnastoletni wyrostek by po raz pierwszy "samodzielnie" wyruszyć na szlak Kiry->Ciemniak->Małołączniak->Zakopane i przebyć go jak dobrze pamiętam, w nieosiągalnym dziś dla mnie czasie czterech godzin. Jakoś już wtedy koledzy narzekali że coś wolno chodzę i spowalniam.
Co było potem wszystkiego nie spamiętam, najpierw chciałem zaliczyć wszystkie górskie pasma w Polsce, potem odkryłem, że za naszą południową granicą też są góry, wreszcie gdy zdjęto zasieki na żelaznej kurtynie mogłem udać się na podbój Alp. I partnerzy, bo bez nich góry byłyby nie tym samym. No i partnerki...
Nie pamiętam już dokładnie kiedy, ale chyba jakoś tak właśnie te 25 lat temu gdy siedzieliśmy z Łysym nad mapą planując po pobudce o 11.00 "trasę na dziś" pomyślałem, "kiedyś przejdę wszystkie szlaki w Tatrach"! Oczywiście "wszystkie szlaki w Tatrach jest pojęciem nieco wieloznacznym. Kiedy stawiałem sobie ten cel miałem na myśli "Tatry Polskie" bo tylko takie miałem na mojej pierwszej mapie z Tatrami

. Potem, gdy chciałem w końcu zamknąć ten mój mały "projekt" postanowiłem jeszcze zawęzić do:
"wszystkie znakowane szlaki naziemne na ternie TPN legalne wg stanu na 6 XI 2011".
Na marginesie, naziemne, bo mi się nie udało nigdy przejść Jaskini Mroźnej

, za długa kolejka

. Ale, co by być w zgodzie z definicją, przeszedłem oba szlaki dojściowe "do bramy", jeden w jedną stronę nielegalnie bo pod prąd.
Z zamknięiciem "projektu" nie spieszyłem się jakoś specjalnie przez te 25 lat, ale jednak jakoś tak trzy lata temu przyjrzałem się mapie i stwierdziłem, że nawet sporo mi jeszcze zostało i to głównie poniżej górnej granicy lasu. Jeszcze trochę i nigdy nie zrealizuję! Dość, zacząłem intensywnie nadrabiać i już w ubiegłym roku został mi ten jeden jedyny, ostatni, starszliwy, przerażający, niewątpliwie najtrudniejszy:
Dolina za Bramką.
Do Doliny za Bramką tak naprawdę przymierzałem się już wcześniej i to najmniej dwa razy. Niestety wtedy jeszcze byłem bez szans. Teraz wróciłem podwójnie zmotywowany, ja albo ona...
Podejście pod wylot doliny nie jest bardzo skomplikowane logistycznie, najpierw trzeba przepłynąć około 200 km kajakiem z Warszawy do Krakowa, stamtąd łapiemy okazję do Zakopanego na Dworzec Autobusowy, skąd busem w stronę Kir prosząc by wyrzucili nas razem z bagażem przy Starych Krzeptówkach.
Starymi Krzeptówkami już na nóżkach stromo pod górkę wąskimi ścieżkami wśród szczekotu piesków pod Chałupę Sabały którą omijami po prawej by wkrótce zobaczyć start do naszego celu.
Uwaga - tutaj nie należy iśc na wprost, napierw skręcamy pod kątem prostym w lewo a następnie w prawo jak pokazuje strzałka.
Ja znałem już tę drogę z wcześniejszych prób, więc tym razem nie pobłądziłem na podejściu.
Przy znajomy, złowieszczym szlakowskazie przystanąłem, ogarnęły mnie watpliwości, czy jestem gotowy?
Nie było już miejsca na rozterki, po to tutaj przyjechałem! Za chwilę, rozpocznie sie nieznane..
Po początkowo dość prostym odcinku, zupełnie nagle pojawia się straszna przeszkoda: słynne Jasiowe Turnie.
Iluż zarozumialców którzy zapędzili się aż do tego miejsca zawróciło stąd z nosem spuszczonym na kwintę. Ala ja dzisiaj nie zamierzam dać sie przestraszyć. Robię krótka rozgrzewkę, wymachy ramion, parę skłonów, mocniej zaciskam pas plecaka na piersi podchodze pod ścianę. Widok jest straszny, stosy trupów, pourywane głowy, porzucone starszliwe uszkodzony sprzęt ze wszystkich epok taternictwa, połamane haki, zardzewiałe młotki, pourywane cięgła od kości... Patrzę w twarz jednego z nieszczęścników, w oczach główy oderwanej od tułowia nadal maluje się przedśmiertne przerażenie...
Nic to. Nabieram głębszy oddech i ruszam. Wspinaczka rozgrzewa moje członki, czuję się dobrze, z każdym ruchem coraz pewniej. Docieram na szczyt piewszej turni, Teraz trzeba wykonać skok na wierzchołek sąsiedniej. Udaje się. Wszystko mi dziś wychodzi. Nie będę opisywał szczegół dalszej, ekstremalnie trudnej wspinaczki, droga ma trudności 7D MAX, srednio 6ą-6ć prowadzi dość skomplikowanym systemem zachodzików jak na zdjęciu i wyprowadza na przełęcz między pierwszą a drugą turnią.
Jestem po drugiej stronie Jasiowych. Chwila odpoczynku. Ufff... To był najtrudniejszy fragment! Łyk ciepłej herbaty z termosu i zagryza świeżo pieczonej golonki przywraca mięśniom świeżość.
Teraz czeka mnie kolejna przeszkoda - Żleb 130 Progów. Progi nie są trudne, najtrudniejszy ma może V+ ale fakt, że trzeba je pokonywać brodząc nieraz po pas w wodzie nie ułatwia zadania.
Skała jest śliska, omszała, nieprzyjemna. Pierwszy, drugi, trzeci,... Przy siedemdziesiątym odechciewa mi się liczyć, zresztą na pewno się pomyliłem wcześniej. Mimo wszystko gdy mijam ostatni i wychodze w łatwy teren, ograniają mnie wątpliwości, chyba było ich tylko 129.
Jestem cały mokry, zastanawiam się nad biwakiem, ale dalej ma być już łatwiej, więc postanawiam iśc "na mokro". "Chlup, chlup" woda w butach wesoło akompaniuje ostatnie metry drogi, towarzyszy mi coraz większe podniercenie, to za tym zakrętem... Nie, to za następnym... też nie. No! Za tym już na pewno. Wreszcie, za 58ym ukazuje się moim oczom ten widok...
Padam na kolana. Nie wytrzumuję. Hamulce emocji trzymanych dotąd na wodzy puszczają, wzruszenie odbiera mi głos, łzy zalewają mi gardło, zaczynam się lekko dusić. Wstaję z nóg i chwiejnym krokiem pokonuję ostatnie metry. A tu, widać Duch Gór wiedział o moich planach przygotował małą niespodziankę. Królewskie puszkowane i "złoty czekan".
No, no. Czekan powieszę w domu w salonie, a piwo wypiję. Myślę sobie, przydałoby się do kompletu bydgoskie, wszak kończe jako warszawiak, ale zaczynałem jako bydgoszczanin. Ale... Jeszcze bym się dwoma upił i zgubił drogę powrotną.
Piję za zdrowie gór. Po trzydzisestu pięciu latach marzenie stało się faktem - przeszedłem wszystkie znakowane, legalne szlaki na terenie TPN!
-----
Na wszelki wypadek - w rzeczywistości Dolina za Bramką zielonym szlakiem to około 15-20 minut spaceru. Jakoś tak wyszło, że została mi "na koniec". Chociaż tak prawdę mówiąc miałem jakieś wizje, że ja ten widok z dwoma szlabanikami skądś znam..?
Mniejsza o to. Zapisuję sobie - 6 XI 2011 skompletowałem naziemne szlaki TPN.