Trzeba sezon 2011 jakoś zakończyć więc postanowiłem, że zdobędę kolejny szczyt do KGP. Wybieram się na najwyższą górę w Beskidzie Wyspowym. Jedzie ze mną Meles i Kuwana.
Od samego początku wyjazdu prześladował mnie pech. Zaczęło się od tego, gdy wychodziłem z mieszkania pośliznąłem się na schodach i z głośnym „kur….” zjechałem z nich obijając cztery litery i przy okazji budząc co najmniej jednego z sąsiadów. Kiedy miałem już jednego pasażera, jadąc po drugiego drogę przeciął nam czarny kot. Na ogół nie jestem przesądny, ale od tego dnia będę zwracał na takie sierściuchy uwagę. Pareset metrów dalej w lusterku wstecznym widzę niebieskie sygnały świetlne. Kur… po raz drugi. Skończyło się na szczęście tylko na dmuchaniu. Już w komplecie ruszamy w stronę Jurkowa, skąd po siódmej rano wyruszamy na niebieski szlak ku Mogielicy. Zwykle o tej porze to pewnie jest już śnieg a tu piękna kolorowa jesień. Wzdłuż szlaku rozmieszczone są stacje drogi krzyżowej więc prościej nam ocenić ile do szczytu jeszcze drogi pozostało. Na polanie Cyrla pojawiają się pierwsze widoki na okoliczne nieznane mi szczyty. Zbyt przejrzyście to nie jest, ale zawsze to coś. Poźniej dopada nas dziecięca głupawka i zabawa w liściach. Zza drzew wyłania się wieża widokowa. Kiedy łączymy się z zielonym szlakiem widać wieżę w całej okazałości. Kiedy wchodzę na drugi poziom wiem że na górze długo nie posiedzimy. Zaczęło mocno wiać i zacinać marznącym deszczem. Nieśmiało przebijające się zza chmur promienie słońca dają fajny efekt świetlny. Focimy chwilę i schodzimy z wieży. Tam posilamy się tym co kto ma. Okazuje się że gustujemy w kabanosach. Następnie schodzimy stromym szlakiem w kierunku polany Stumorgi (?) by następnie wzdłuż żółtego szlaku wejść na Mały i duży Krzystonów. Od tej pory w dół zielonym błotnym szlakiem schodzimy do Półrzeczki i asfaltem do Jurkowa pod samochód. W zajeździe Mogielica pada łupem przepyszny obiad (polecam). O 14 wyjeżdżamy w drogę powrotną. W Muchówce przegapiam skrzyżowanie na Czchów, dzięki temu pod Bochnią łapię gumę. Mało tego. Za Tarnowem zatrzymuję się na miękkim poboczu i musiałem skorzystać z pomocy życzliwych „mobilków”. Więcej przygód nie miałem. Myślę, że jak na jeden dzień to i tak za dużo. Piwo w domu smakowało wyśmienicie. Do dzisiejszego dnia na wszystkich mapach Widziałem nazwę szczytu "MogielNica"
WIĘCEJ ZDJĘĆ:
https://picasaweb.google.com/1126310981 ... UDZIEN2011
Rok 2011 był udany pod względem górzystym. Zacząłem w tym samym gronie co dziś w styczniu na Kasprowym Wierchu.
W marcu tą samą ekipą przy super pogodzie wchodzimy na Babią Górę.
Następnie maj był to miesiąc dla Turbacza.
Początek lipca mój urlop w Tatrach Słowackich z bratem.
Rakuska Czuba,
Baraniec,
Słowacki Raj,
Rysy,
Czerwona Ławka,
Koprowy Wierch
i Wielki Biały Staw.
W sierpniu z bratem i jeszcze dwoma innymi przszliśmy część Orlej Perci od Żlebu Kulczyńskiego po Krzyżne
a tydzień później Rysy z Kuwaną.
W październiku z Melesem wyjechaliśmy w Tatry z zamiarem zimowego wejścia na Bystrą ale doszliśmy tylko na Siwą Przełęcz.
No i ostatni w tym roku grudniowy wypad na „wyspy”.
Było to piękne 14 dni