Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Wt cze 25, 2024 8:05 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Śr sty 25, 2012 9:21 pm 
Stracony

Dołączył(a): N wrz 14, 2008 5:52 pm
Posty: 5846
Lokalizacja: Górny Śląsk
Tak sobie przypominając różne swoje przypadki w związku z ostatnimi wydarzeniami na Babiej pomyślałam, że może by warto opublikować coś na temat jak warunki mogą czasem zaskoczyć i dać mocno w tyłek nawet w niewysokich górach.

Zdjęć niestety nie ma żadnych, warunków nie było :(

To o czym chcę napisać zdarzyło się niemal równe 6 lat temu w Beskidzie Niskim, w lutym 2006.
Prowadziłam w Beskidzie Niskim tygodniowy obóz szkoleniowy dla uczestników kursu przewodnickiego "Harnasi". Uczestników było 10, połowa dziewczyn połowa facetów, dodatkowo jako walet mój 14-letni wtedy syn - Maciek.

Trasy nie były długie - maksimum po około 5 godz. czasu letniego dziennie, było dość sporo śniegu więc chodziło się raczej powoli, poza tym mieliśmy dość ciężkie plecaki z rzeczami na tydzień.
Spaliśmy w schroniskach, chatkach i agroturystykach, kolejno wg planu w Kotani, w Hucie Polańskiej, w Chyrowej, w Zyndranowej, Jaśliskich (2 noce), Zawadce Rymanowskiej i w Dukli.

Zaczęło się od tego że przyjechaliśmy w sobotę z zapasami do poniedziałku a przez cały poniedziałek nie udało się nam kupić chleba tylko wieczorem w Olchowcu jakieś wafle i już w ogóle nie mieliśmy chleba a i reszty żarcia też niewiele.
W poniedziałek około 21 dotarliśmy do schroniska do Chyrowej, tam wieczorem gospodarz zaproponował nam pierogi, więc chętnie zjedliśmy.
Późno w nocy dojechał z domu kolejny kolega i dowiózł jeden bochenek, zjedliśmy go rano ale na 12 osób to nie było za wiele.
Sklep w Chyrowej był nieczynny, ale liczyliśmy na to że najpóźniej po południu dotrzemy do drogi Dukla - Tylawa i tam w Tylawie coś kupimy (jest tam duży sklep).

Na trasę wyruszyliśmy około południa, bo jeszcze wcześniej zwiedzaliśmy cerkiew. Zresztą planowana trasa nie była długa - około 3,5 godz. czasu letniego czerwonym szlakiem (głównym beskidzkim) do pustelni św. Jana z Dukli.
Pierwszą godzinę szło się fajnie, śniegu było do połowy łydki. miejscami mniej, grupa była silna i zwarta, ale tak około 13 zaczęło sypać jak z poprutej pierzyny. Szliśmy w lesie, nie wiało mocno ale śniegu było coraz więcej, po kolana, po uda, po za przeproszeniem jaja.
Faceci (pięciu silnych chłopa) na przemian przecierali, ale szlo się fatalnie. Jeszcze akurat przecinaliśmy w poprzek bardzo długi i stromy stok, wprawdzie w lesie ale dosłownie bałam się czy nie zejdzie jakaś lawina, bo aż słychać było takie "stękanie".
Do pustelni dotarliśmy po 8 godzinach mordęgi w tym śniegu, około 20. Wszystko było pozamykane, można było skryć się pod daszkiem, ale robiło się coraz bardziej zimno i wiało jak skurczybyk.

Jak wyszliśmy na szosę, którą do pustelni dojeżdżają autobusy (od głównej drogi Dukla-Barwinek) okazało się że miejscami są na niej zaspy wyżej jaj. 1,5 km do tej głównej drogi szliśmy dosłownie godzinę przebijając się przez zaspy.
Na głównej drodze byliśmy już po 21.
Główna droga (międzynarodowa) była na szczęście przejeżdżona przez pługi ale oczywiście ostatni autobus dawno odjechał i trzeba było iść pieszo ok 8 km szosą do Tylawy, gdzie odgałęzia się boczna droga do Zyndranowej, a stamtąd jeszcze kolejnych około 12 km do chatki w Zyndranowej. Pierwotny plan dojścia do chatki był inny (mieliśmy podjechać do Barwinka i iść przez góry), ale ze względu na te opady śniegu już dawno został zarzucony.

Cały czas mieliśmy łączność telefoniczną z kolegą z SKPB Rzeszów, który czekał na nas w chatce i palił w piecu. Szczególnie to marzenie o ciepłym piecu dodawało nam sił.
Tak poza tym to wszyscy byliśmy już w cholerę głodni bo zjedliśmy tylko po 2 kromki rano a potem tylko jakieś słodycze.

Udało mi się zastopować tira, który podwiózł mnie i mojego Maćka około 6 km, reszta szła ten odcinek pieszo a potem jeszcze 2 km podwiozły nas wszystkich 2 samochody osobowe (jak myśmy się tam zmieścili ?).
W Tylawie była nawet czynna knajpa ale nie było w niej zupełnie nic do jedzenia, nawet żadnych herbatników, napiliśmy się tylko ciepłej herbaty, ale bez cukru, bo cukru nie było.

W kazdym razie była już godz. 23 a przed nami jeszcze 12 km drogi po zaspach, ale przynajmniej ogrzaliśmy się solidnie i z 40 min. odpoczęli.
Dalszych 5 km poszło nam szybko i sprawnie, szosa nie była zawiana śniegiem bo prowadziła w lesie, tak ze nawet idąc śpiewaliśmy sobie.
Jednak po godzinie takiego marszu Maciek powiedział że jest mu z głodu słabo i nie może dalej iść. Akurat wychodziliśmy na otwartą przestrzeń zaczynało wiać a na szosie były znowu zaspy, ale była budka przystanku PKS, wiec schowaliśmy się w tej budce aby otworzyć czekoladę.

No i akurat wtedy zobaczyliśmy światła samochodu, więc wyskoczyli na drogę aby go za wszelką ceną zastopować.

Okazało się że był to gazik Straży granicznej. Panowie strażnicy byli niesamowicie zdziwieni jak nas zobaczyli (zwłaszcza ze niespodziewanie z budki wyskoczyła taka banda) A jak się i jeszcze się dowiedzieli dokąd chcemy dość to usiłowali nas od tego odwieść, no ale dokąd mieliśmy pójść ?.
Chatkę znali dobrze i w końcu obiecali ze nas podwiozą. Najpierw kobiety i dzieci, więc załadowały się wszystkie kobiety i Maciek, faceci szli dalej pieszo.
Ale ujechaliśmy może 5 km i znów na szosie zaczęły się zaspy takie po pas, gazik już dalej nie mógł przejechać.
Do chatki było jeszcze około 2 km, na szczęście bokiem szosy nie było tak zawiane i dało się jakoś iść.
Panowie strażnicy byli jeszcze tak grzeczni że wrócili się po naszych chłopaków i ich też dowieźli w to samo miejsce.

Do chatki dotarliśmy około godz. 2.30. Było na szczęście bardzo ciepło (kolega z SKPB Rzeszów w końcu palił w tym piecu od dobrych 8 godzin)
Większość była bardziej głodna niż śpiąca zabrali się więc do gotowania pulpy.
Ja byłam bardziej śpiąca niż głodna, więc padłam natychmiast, tak jak stałam, zdjęłam tylko buty. O 4.30 mnie obudzili, że jest gotowa pulpa i żeby jeść, ale o tej porze nie chciało mi się specjalnie jeść.

Spaliśmy do 12 w południe kolejnego dnia. Okazało się ze na śniadanie mamy tylko kilka wafli, 1 puszkę tuńczyka, pół kostki masła i pół kilo cukru i nic ponadto. Zjedliśmy więc po waflu z tuńczykiem i masło z cukrem.
Ale do sklepu było już tylko 12 km a szosa nawet została w międzyczasie przetarta, więc poszliśmy żwawo, zwiedzili po drodze muzeum w Zyndranowej, potem w sklepie w Tylawie wreszcie zrobili porządne zakupy i około 17 autobusem dojechali do kolejnego miasta noclegu to jest Jaślisk.

Jak mi potem kursanci mówili, był to najbardziej szkoleniowy z obozów kursowych ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 25, 2012 9:32 pm 
Stracony

Dołączył(a): Cz lut 22, 2007 9:12 pm
Posty: 3329
Cytuj:
Jak mi potem kursanci mówili, był to najbardziej szkoleniowy z obozów kursowych Wink


Takie zwłaszcza historie pamięta się chyba najdłużej, a z perspektywy ciepłego fotela, są nie do uwierzenia.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 25, 2012 11:02 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): N sty 20, 2008 10:17 pm
Posty: 1253
Lokalizacja: Zdolny Śląsk
hmmm ja po tegorocznym powrocie z Białych Gór przez miesiąc nie mogłam patrzyć na słodycze...... :wink:

_________________
a do piekła zabiorę wspomnienia.....


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz sty 26, 2012 10:40 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
No w dupę można dostać na każdej wysokości. Dawno to ktoś wrzucał relację jak w szałasie w lesie mało nocą nie zamarzli ale ich dzwony obudziły?
Szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałem jak można nie wiedzieć gdzie się idzie aż do ostatniego pobytu w Alpach. Wyszliśmy ze stacji kreta na 3100 i po kilku metrach już jej nie było. Piętrowy budynek się zdematerializował. Zjeżdżaliśmy tamtędy już kilka razy wcześniej więc trasę pamiętałem — co z tego jak wystarczyło dwa razy odwrócić głowę żeby stracić orientację w kierunkach. Jedyny punkt orientacyjny to narty bo one się nie odwracały ale najlepsze było jak się zatrzymałem, patrzę a tu z tumanu wynurza się słup wyciągu i pędzi prosto na mnie... Nie byłem w stanie ocenić nawet: stoję czy jadę, gdyby to nie była oznakowana trasa w życiu bym nie trafił na dół, robilibyśmy za przebiśniegi w którymś żlebie zapewne. Jechaliśmy we dwóch więc jak się na chwilę przejaśniało jeden zjeżdżał kawałek, drugi do niego i tak cały czas, od tyczki do tyczki, od przejaśnienia do przejaśnienia ale to wrażenie totalnej dezorientacji jest nie do wyobrażenia. Momentami kładłem się na śniegu żeby złapać poziom a gogle co chwilę trzeba było odkuwać z lodu, podobnie wyglądał buff i nos, reszta twarzy była schowana. No i ciuchy zdały egzamin na 100%, komfort termiczny (poza twarzą) nie został zaburzony. Wystarczyło zjechać jakieś 100m niżej i wiatr osłabł ale to raczej wynikało z konfiguracji terenu, znaleźliśmy się poniżej okolicznych pagórków. Zjazd w warunkach normalnych 15min trwał prawie godzinę a na dole dogonili nas ratownicy patrolujący trasę przed zamknięciem — nikogo już po nas nie wypuścili z kolejki.

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz sty 26, 2012 12:18 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2200
LigeiRO napisał(a):
Takie zwłaszcza historie pamięta się chyba najdłużej, a z perspektywy ciepłego fotela, są nie do uwierzenia.

Każdy z nas ma swoje "ekstremalne" wspomnienia.
Najważniejsze, żeby wszystko dobrze się skończyło - wtedy, przynajmniej dla mnie, są to najlepsze wspomnienia. Wspomnienia tym bardziej bezcenne, że zdobyte doświadczenie powinno uchronić przed znalezieniem się w takiej sytuacji w przyszłości.

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz sty 26, 2012 9:29 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4470
Lokalizacja: GEKONY
Piomic, pamiętna na forum relacja "Znacie beskidy, znacie to poczytajcie" czy jakoś tak. Do tej pory robi na mnie mega wrażenie.

Basia Z. co do Twoich kursantów to nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale na prawdę super ekipe miałaś. Sporo osób, a przy tyle niespodziankach, zapadaniu się w śnieg, męczarni i braku jedzenia utrzymać morale. No,no. Nie wiem czy większe słowa uznania należą się Tobie za ogarnięcie towarzystwa czy kursantom za wytrwałość.
Chyba nikt czegoś takiego nie chce przerabiać, ale później jest co wspominać. :)

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz sty 26, 2012 9:48 pm 
Stracony

Dołączył(a): N wrz 14, 2008 5:52 pm
Posty: 5846
Lokalizacja: Górny Śląsk
kefir napisał(a):
Basia Z. co do Twoich kursantów to nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale na prawdę super ekipe miałaś. Sporo osób, a przy tyle niespodziankach, zapadaniu się w śnieg, męczarni i braku jedzenia utrzymać morale. No,no. Nie wiem czy większe słowa uznania należą się Tobie za ogarnięcie towarzystwa czy kursantom za wytrwałość.
Chyba nikt czegoś takiego nie chce przerabiać, ale później jest co wspominać. :)


Ekipa była zgrana już wcześniej ale faktycznie świetna.
Cały czas leciały jakieś kawały, nikt nie marudził.

Ale na kursie zawsze tak jest, nie pamiętam innego ;)

To przy okazji jest reklama kolejnego kursu w odpowiednim momencie podam linka ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], m1mike i 12 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL