Przez cały tydzień pogoda trzymała nas w napięciu ,ciągle pada i pada.. na szczęście prognoza na łikend jest w miarę. Między 1:00-1:30 Dresik zgarnia Kilera Wentyla i mnie do auta. W Palenicy zaspany gość z budki powiedział ze o 3:30 nie często gości klientów. Droga do Moka pusta nikogo niema –nie rozumiem tej paniki w mediach z tymi tłumami to farmazony. Idąc asfaltem widzimy koło Włosienicy małego miśka który szybko przebiegł przez drogę do lasu, o kurde mały miś to i duże gdzieś jest. Nie pokazał się jednak a śladem jego działalności był rozwalony na strzępy worek ze śmieciami przy budynku. Po 5 jesteśmy w Moku- schron zamknięty –zero stopni na termometrze. Jemy śniadanie i przed 6 w drogę ceprostradą –celem jest Mięgusz Wielki a Dresik jest naszym Szerpą na tą wyprawę. Góra piękna majestatyczna ale i bardzo wymagająca. Do skrzyżowania szlaków –Na Wrota i Szpiglasa dochodzimy szybko choć podejście bez raków było nie wygodne po tym śniegu. Pogoda jest średnie –dość chłodno chmury ale byle bez opadów. Idziemy teraz obejrzeć Mnicha z drugiej strony. Po drodze kolejne dziś zwierze-kozica. Podziwiając widoki zdobywamy Mnichowa Kopę. Tu zaczyna się jazda-Mała Cubryńska Galeria. Trzeba zejść trochę w dół robić stopnie na stopy i asekurować czekanem ,potem trawers całej galerii na pełnym skupieniu powoli i byle do przodu. Potem podejście na Wielką Cubryńska Galerię pod koniec na dość oblodzonych skałach trochę nas męczy ale w końcu jesteśmy. Tu mała przerwa podziwiamy widoki –jak zwykle widać Bielskie i patrzymy na MSW- jest piękny i cięgle niedostępny. WCG pokonujemy bez problemów i dość sprawnie cały czas do góry –jest to jednak bardzo męczące. Wreszcie jest Hińczowa Przełęcz 2323 mnpm. Tu mamy piękny widok na MSW i Słowacje (Wielki Hińczowy Staw) Po 15 minutach Szerpa prowadzi nas w stronę celu numer jeden. Na początku trochę schodzimy w dół co jakiś czas przechodzimy żleby ze śniegiem –te trawersy były męczące. Po przejściu bardziej w poziomie trasy zaczyna się jazda do góry-tu ściągamy raki i dawaj po skale. Jest to momentami trudne –ostra i czasem śliska skała plus szukanie drogi daje satysfakcje i podnosi adrenalinę. Nagle czarne chmury wychodzą z polskiej strony- mamy dylemat czy nie cofać. Wychodzimy jednak na grań gdzie widać pięknie panoramę i moko w dole ze schronem jak pudełko zapałek .Dobra chmury przechodzą nie będzie żle –schodzimy w dół do właściwej trasy i … cholera zaczęło się na skalnych stopniach lód.. jakby ktoś wylał wodę specjalnie a mróz w nocy zrobił resztę. Nie da się postawić stopy bezpiecznie. 40 minut kombinujemy w tym miejscu szukając alternatywnej drogi a nasze trudy kończą się nie powodzeniem. Może byśmy tam weszli ale byłby problem z zejściem a jako że ogarnęliśmy już trochę na strychu a nie mamy nic do asekuracji zapada ciężka decyzja o odwrocie –tak z 70 metrów do szczytu było. Ale trudno mamy 12 godzinę wracamy na przełęcz. Ciężko widzę chodzenie podczas deszczu tej trasy to musiała by być makabra. Po godzinie jesteśmy znowu na Hińczowej –patrzymy z lekkim żalem na MSW –z drugiej strony on tu będzie stał a sukces po porażce będzie kiedyś smakował lepiej. Patrzymy w drugą stronę. Cubryna 2376 mnpm tez zacna góra a na pocieszenie w sam raz. Zostawiamy plecaki i po skale pniemy się w górę .Po 15 minutach jest szczyt. Piękne widoki które podziwiamy chwilę- na szczycie Paweł znajduje szpej. Wracamy inna drogą z górką na koncie. Na przełęczy uzbrajamy się znowu w sprzęt i WGC ostrożnie ale dość szybko schodzimy w dół. Śnieg jest miękki dużo gorszy do chodzenia a przed nami MGC którą oceniliśmy jako najgorszy odcinek trasy. Na szczęście idzie nam dobrze stajemy w bezpiecznym miejscu. Podchodzimy pod przełęcz przy Zadnim Mnichu a potem bawimy się na Mniszku i co niektórzy „próbowali” na żywca popełnić Mnicha. Koniec atrakcji na dziś już tylko mozolne schodzenie .Strasznie się nam dłuży to zejście do schronu. Na miejscu jemy obiadek i pijemy piwko ,zaczyna padać więc ubieramy się i do Roztoki. Deszcz pada bardzo mocno w butach mamy już basen . Idziemy skrótem do Roztoki po drodze czając się jak wilk na sosnę przez co mamy trochę śmiechu. W schronie pusto dostajemy 3ke i rozwalmy się w pokoju. Kolacyjka i…. tu powiem tylko że podtrzymaliśmy tradycje forumową z niemal każdym jej aspektem. Tu też narodził się szalony pomysł ataku Gęsiej Szyi – jako dobry przewodnik chciałem zabrać na tę wyprawę lachony ze stolika obok –geneza tego wątku jest płytka i pominę ją tutaj. Po intensywnej nocy wstajemy rano około 7 i zbieramy się powoli do wyjścia jeszcze jemy szybkie śniadanie i przy Wodogrzmotach spotykamy Andzie wraz z mężem celem przejścia do 5 stawów. Po drodze oglądamy poza szlakiem pierwszą cześć wodogrzmotów(jak to się nazywa bo nie pamiętam?)i spokojnym krokiem idziemy do przodu –koło chatki robimy postój i widzimy jak helikopter krąży nad orla szukając kogoś –podejście pod 5tke to tragedia- ciężkie długie i śliskie tu niestety nasi nowi towarzysze zawracają i do schronu dochodzimy już sami- widzimy jak helikopter ściąga kogoś i na linie przelatują na Krzyżne by po chwili odlecieć do szpitala. W schronie mało ludzi jemy obiadek i po wyjściu ze schronu mamy kolejna akcje ze śmigłowcem. Piękna pogoda i zdradliwy śnieg mógł popsuć komuś wycieczkę. Początek drogi na Krzyżne to droga w poziomie z dużą ilością trawersów na śniegu –nie było tam luftu ale zatrzymanie się na kamieniach lub kosówce zapewne nie jest przyjemne –ja pojechałem z 10 metrów ale wyhamowałem łokciem. Gorąco się zrobiło. Potem co jakiś czas wpadaliśmy w dziury co mogło skończyć się złamaniem. Podejście w górę Krzyżnego to była katorga-w pełnym słońcu mając cały wczorajszy dzień w nogach plus wieczór wleczemy się powoli do góry odpoczywając co chwile i patrząc na coraz to piękniejsze widoki .Wreszcie jest- udało się robimy zdjęcia i idziemy na trawę gdzie 30 minut leżymy i podziwiamy góry. W tym miejscu się „zgubiliśmy” był też mega dupozjazd i nim się obejrzeliśmy jest Gęsia Szyja –łazimy po skałkach cykamy fotki bo najważniejszy cel wyprawy padł. Zejście po tych schodach to masakra kolana bolą. Na Rusinowej 5 minut odpoczynku ostatnie fotki i dawaj na parking. Na parkingu doszło do największej przyjemności –ściągania butów- coś wspaniałego jak zdejmiesz ciężki przemoczony but po całym dniu. Mała dyskusja z parkingowymi bo doszło do nieporozumienia i wracamy.
Jeszcze zakupy w sklepie i ile koni pod maską uderzamy do Krk … Wyprawa świetna było w niej wszystko.
Chętnie poprowadzimy miłe panie na Gęsią Szyję.
teren operacji
mała galeria
to nie z MSW ale już blisko
MSW z Cubryny
pijem i bawim sie ROZTOKA -noc
Krzyżne
CEL WYJAZDU
rusinowa
relacja potem i reszta fotek
