Cinque Torri
Torre Barancio (2300 m n.p.m.)
droga: I.Dibona (IV+)
długość drogi: 120 m (5 wyciągów)
Dibona IV+
Plan na dziś zakłada wspinaczkę w rejonie Cinque Torri. Po śniadaniu, które spożywamy przy pierwszych promieniach słońca na kultowej już ławeczce, pakujemy się do auta i wąską, kręta, i stromą uliczką dojeżdżamy niemal do samego schroniska o tej samej, co rejon nazwie. Stąd praktycznie pod każdą ścianę można się dostać w niecałe 20 minut. Podejścia nie dosyć, że są krótkie, to jeszcze bardzo wygodne. Mając w pamięci drogę pod
Guglia E. de Amicis jest to dla nas bardzo miła odmiana.
Na celownik bierzemy rekomendowaną przez przewodnik drogę „Dibona” na Torre Barancio i po krótkim spacerku docieramy do miejsca startu. Ku naszemu zaskoczeniu wokół nie ma żywej duszy -jesteśmy chyba pierwszym zespołem, który przybył do tego „wspinaczkowego raju”. Zadowoleni takim biegiem wydarzeń szpeimy się i czym prędzej zaczynamy…
Widok na Tofanę di Rozes z Cingue Torri
Droga, której linia jest łanie poprowadzona praktycznie środkiem ściany (głównie płytami i rysami) składa się z pięciu wyciągów o niemal równych długościach. Najbardziej przypadły nam do gustu pierwsze trzy, na których trudności są równo rozłożone, a skała lita. Wszystkie stanowiska są solidne i bardzo wygodnie usytuowane. Dodatkowo na każdym wyciągu znaleźć można sporo haków. Wszystko to sprawia, że wraz z partnerem nie możemy oprzeć się wrażeniu, że nasza dzisiejsza droga przypomina nieco linię sportową. Oczywiście nie znaczy to, że nam się nie podoba. Jest po prostu trochę inaczej, ale taka już jest specyfika tutejszego rejonu.
Torre Barancio
Całą drogę robimy sprawnie. Ostatni wyciąg wyprowadza nas na szczyt Torre Barancio (2300 m n.p.m.), z którego roztacza się niesamowity widok. Sam szczyt jest dość specyficzny – praktycznie zupełnie płaski i porośnięty trawą. Śmiejemy się, że gdyby nie kamienie to spokojnie można by rozbić tu namiot. Dłuższy czas podziwiamy widoki zachwycając się niezwykłymi formacjami skalnymi i obserwując zmagania wspinaczy, którzy teraz są już dosłownie wszędzie. Odbywa się tu nawet polski kurs skałkowy, także przez chwilę można poczuć się jak na rodzimej Jurze.
Na szczycie
Po relaksie na szczycie zaczynamy myśleć o zejściu… Postanawiamy skorzystać z propozycji Włochów, którzy znajdując się na sąsiedniej turni (Torre Romana), krzyczą, że „u nich” jest wspaniały 50-cio metrowy zjazd. Długo się nie zastanawialiśmy… Zjeżdżamy kilka metrów na połogą ścianę sąsiedniej turni i trójkowym terenem szybko dostajemy się na idealnie płaską półkę, gdzie znajduje się stanowisko zjazdowe – wielki, wykrzywiony pręt. Przygotowujemy linę, rzucamy i… Cisza! Do podstawy ściany brakuje dobrych kilku metrów… Rzucamy jeszcze raz, tym razem w innym kierunku – „zaglebiła” aż miło – można jechać. Ściana, wzdłuż której mamy jechać lekko się nawiesza, więc zjazd faktycznie jest wspaniały…
zjazd
Podsumowując…
„Dibona” przez swój nieco sportowy charakter i ogólną specyfikę rejonu jest może nieco „odarta” z typowo górskiego klimatu, ale na pewno warta uwagi i godna polecenia. To 120 m przyjemnej wspinaczki w jednolitych trudnościach, z dobrą asekuracją i w litej skale, zakończonej na szczycie z pięknym, i rozległym widokiem. Dodatkowo, jeżeli do powrotu pod ścianę wykorzysta się sąsiednią turnię, to już sam zjazd jest niezłą frajdą.
Będąc w Dolomitach polecam odwiedzić rejon Cinque Torri. Każdy wspinacz znajdzie tu coś dla siebie – wybierać można spośród szerokiego wachlarza dróg typowo sportowych jak i tych o bardziej górskim charakterze. Gdyby ktoś chciał natomiast tylko pospacerować w pięknym otoczeniu, to również się nie zawiedzie. Podziwiać tu można wiele pięknych formacji skalnych, a majestatyczne szczyty z Tofaną di Rozes na czele wydają się być na wyciągnięcie ręki. Przy okazji można „liznąć” nieco historii, wybierając którąś z dydaktycznych ścieżek i spacerując po tzw. muzeum na wolnym powietrzu.
Ogródek wspinaczkowy
w ogródku…
…jest co robić
„Odłamkowy jest? Jest! No to lejemy”
Więcej zdjęć oraz panoramy na stronie: Torre Barancio