Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Niedzielny Klin
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=14302
Strona 1 z 1

Autor:  Carcass [ Pn lis 05, 2012 12:28 am ]
Tytuł:  Niedzielny Klin

Rok 2011 był dla mnie wyjątkowo udany pod względem górskim. Po raz pierwszy w życiu udało mi się pojechać w Alpy a i w Tatrach i w innych krajowych pasmach trochę połaziłem. We wrześniu postanowiłem nie zwalniać tempa, zwłaszcza, że aura tym razem była wyjątkowo łaskawa. Wybadałem grunt sobotnimi smsami i jak to bywa ostatnio licznej ekipy nie udało mi się zorganizować. Zostaliśmy tylko w dwójkę ja i Ania, która towarzyszyła mi również podczas alpejskich wędrówek.
Dzień wcześniej byliśmy z żoną jeszcze na małym spotkaniu u znajomych, więc wstawało się raczej średnio. W każdym razie w niedzielę po 4 mknąłem już obwodnicą Krakowa w stronę południa naszego kraju. Spotkanie (jeśli dobrze pamiętam) zaplanowaliśmy na godzinę 6 w Skomielnej Białej koło kościoła. Anna jeździ z Żywca, więc to właściwie pierwszy sensowny wspólny punkt na trasie. Przesiadamy się do mojego samochodu i mkniemy w stronę Kościeliska. Pogoda nie zawodzi, zaczyna się piękny wrześniowy, jeszcze letni dzień. Parkuję jakiś kilometr za wejściem do Doliny Kościeliskiej w rejonie Zajazdu Józef. Do tej pory udawało się tam parkować za free i mam nadzieje, że tym razem nic się nie zmieni. Przebieramy buty i startujemy. Jednak nie cofamy się do Doliny Kościeliskiej tylko próbujemy „wbić” się w nią trochę dalej, unikając przy okazji złożenia daniny w postaci kilku złociszy. Jak to bywa ze skrótami i autorskimi wizjami tras w górach, często odbijają się one czkawką. Nie inaczej było i tym razem. Wydawało się, że Kościeliska jest tuż tuż, ale jakoś jej nie było. Wchodziliśmy w coraz stromszy teren z trudem utrzymując się na nogach. Zaczęło się robić nerwowo, a przecież miała to być spokojna niedziela z przyjemnym szlakiem w Tatrach Zachodnich. W końcu ześliznęliśmy się na dół jakimś żlebem, którego dnem sączył się potoczek. Na dole okazało się, że to nie koniec atrakcji hydrologicznych w tym dniu. Trzeba było pokonać „w bród” Kościeliski Potok. Wyjścia nie było zdjęliśmy buty, podwinęliśmy spodnie i naprzód. Wiecie jaka jest temperatura wody w potokach górskich... Do tego te cholernie śliskie kamienie. Pod koniec przeprawy straciłem równowagę, ale skończyło się na szczęście tylko na zmoczonych spodenkach i częściowo koszulce. Wreszcie można było osuszyć zmrożone lodowatą wodą stopy. Przypomniała mi się podobna przygoda z Beskidu Niskiego podczas schodzenia z Lackowej.

Obrazek

Tak więc po niespełna dwóch godzinach ciężkiej walki byliśmy właściwie dopiero na starcie tego touru. Lepiej było chyba trochę dłużej pospać. Z dużą ulgą przemierzaliśmy asfaltówkę Doliny Kościeliskiej. To jedno z tych miejsc w naszych Tatrach, gdzie zawsze walą tłumy, ale trzeba przyznać, że otoczenie tej doliny jest naprawdę ładne.

Obrazek
Obrazek

Siadamy na jednej z ławek (których jest tu pod dostatkiem) i jemy śniadanie. Nie zatrzymujemy się już w schronisku na Hali Ornak, tylko zmierzamy od razu w stronę Iwaniackiej Przełęczy.

Obrazek

Na przełęczy panuje prawdziwie piknikowa atmosfera, do której i my dołączamy. Jest ciepło, przyjemnie, idealne miejsce by coś zjeść. Jest dość gwarno, bo krzyżuje się tu również szlak biegnący z Doliny Chochołowskiej. Nie możemy sobie jednak pozwolić na zbyt długie leniuchowanie, bo mamy do przejścia jeszcze ponad 700 m. w pionie, co przekłada się na kilka godzin marszu. Na dobra sprawę od tej pory zaczyna się właściwe podejście. Nasz wysiłek jest wynagradzany coraz to ładniejszymi widokami.

Obrazek
Obrazek

Ale prawdziwą przestrzeń można poczuć zbliżając się do Ornaku. Do tego te wrześniowe tatrzańskie kolorki. Dlatego warto nie przesypiać nocy i przejeżdżać po 400 km jednego dnia.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Główny cel wciąż jednak przed nami.

Obrazek

Stororobociański – potężne wielkie górzysko. Góra wydawać by się mogło jakich wiele w Tatrach Zachodnich, ale do wejścia na nią motywują mnie przynajmniej 2 kwestie. Po pierwsze, tu jeszcze nie byłem, a po drugie, to najwyższy polski (dla czepialskich polsko – słowacki) szczyt Tatr Zachodnich. Podejście na wierzchołek z Gaborowej Przełęczy jest uciążliwe. Nie lubimy takich odcinków, kolana przy brodzie i walka z własnymi słabościami, ale nikt tego za nas nie zrobi. I wreszcie jest ! chyba po 6 godzinach walki. Naprawdę wyjście na Starobociański zajmuje sporo czasu. Mogę wreszcie z dumą zasiąść na słupku granicznym znajdującym się na szczycie.

Obrazek

W międzyczasie trochę się zachmurzyło, więc widoki które mieliśmy z Ornaku były chyba ciekawsze niż te, którymi uraczył nas sam Klin.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zaczęło trochę wiać, więc „obiad” postanowiliśmy zjeść już niżej. Wiejska kiełbasa i rosyjska musztarda jak zwykle w górach smakują wyśmienicie.
Po drodze dorodny okaz górskiej fauny.

Obrazek

Kolejna nasza dzisiejsza zdobycz to Kończysty. Chmur coraz więcej. Podziwiamy Ostrego, który z każdej strony wygląda inaczej.

Obrazek

Teraz jeszcze Trzydniowiański i zaczynamy ostatecznie schodzić. Wiele osób psioczyło na ten ostatni odcinek szlaku sprowadzający do Doliny Chochołowskiej, ale sprawia solidne wrażenie. Chyba został wyremontowany w ostatnim czasie. Ostatnie przyjemne widoki i schodzimy do lasu.

Obrazek
Obrazek

Do samochodu dotarliśmy po 19. Solidnie odrobiona dniówka. Powrót do Skomielnej przez Chochołów i Czarny Dunajec. Chyba to była dobra decyzja, bo Zakopianka była tego dnia oblegana. Stamtąd już każdy na własną rękę. W Tatry wróciliśmy w nieco rozszerzonym składzie już tydzień później, ale o tym już następnym razem...

Autor:  Carcass [ Pn lis 05, 2012 5:21 pm ]
Tytuł: 

Ali7 napisał(a):
Jaki życiowy tytuł.


Jakbym napisał Starorobociański to pies z kulawą nogą by tu nie zajrzał :)

Autor:  prof.Kiełbasa [ Pn lis 05, 2012 11:47 pm ]
Tytuł: 

Ali7 napisał(a):
Jaki życiowy tytuł.

no naprawdę :wink:
jak zwykle szacun dla mego ulubionego relacjonowicza 8)

Autor:  Luiza [ Pn lis 05, 2012 11:49 pm ]
Tytuł: 

Wojtek, jak tam letni plan? Będzie relacja?

Autor:  Carcass [ Wt lis 06, 2012 8:28 am ]
Tytuł: 

Cytuj:
no naprawdę Wink
jak zwykle szacun dla mego ulubionego relacjonowicza Cool


A ja jak zwykle dziękuję za głos poparcia :).


Luiza napisał(a):
Wojtek, jak tam letni plan? Będzie relacja?


Pewnie masz na myśli Rumunię ? Niestety plan przechodzi na 2013, ale mam jeszcze sporo innych zaległości do opisania.

Autor:  maciej76 [ Wt lis 06, 2012 6:47 pm ]
Tytuł: 

Lubię te Carcassa historyjki :salut:
W sam raz na listopadowe wieczory.

Autor:  Elfka [ Śr lis 07, 2012 8:48 pm ]
Tytuł: 

Carcass napisał(a):
Jakbym napisał Starorobociański to pies z kulawą nogą by tu nie zajrzał Smile


E tam :D Uwielbiam czytać Twoje relacje :)

Autor:  KWAQ9 [ Cz lis 08, 2012 8:32 am ]
Tytuł: 

! napisał(a):
jak zwykle szacun dla mego ulubionego relacjonowicza 8)


Szczerze potwierdzam. A tytułem ściągasz ludzi jak wp.pl!!! :mrgreen:

Autor:  PrT [ Cz lis 08, 2012 10:55 am ]
Tytuł: 

Carcass napisał(a):
Jakbym napisał Starorobociański to pies z kulawą nogą by tu nie zajrzał

Zajrzałby, zajrzał... ze względu na autora... ;) Nie przesadzając z pochlebstwami... bardzo przyjemna do czytania ta relacja... jak każda inna... ;) Zacny z Ciebie pisarz... ;)

Autor:  Carcass [ Cz lis 08, 2012 11:12 am ]
Tytuł: 

Bardzo Wam dziękuję za miłe (jak zawsze) słowa. Motywujecie mnie, do sięgnięcia do kolejnych górskich zaległości a trochę ich się uzbierało...

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/