Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Przełamując bariery - Kończysta
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=14487
Strona 1 z 1

Autor:  Carcass [ Śr gru 19, 2012 12:25 am ]
Tytuł:  Przełamując bariery - Kończysta

Niedziela 11 września 2011 roku – dziesiąta rocznica ataku na World Trade Center. Próbuję spokojnie dospać do 4, aż tu nagle mój dzwonek z Psychozy wyrywa mnie z letargu. Co u licha ? Ktoś wraca nawalony z imprezy i naszło go na głupie żarty ? Z bólem odklejam zapuchnięte powieki. Owszem, jedziemy dzisiaj w Tatry, ale z Waldkiem umówiliśmy się dopiero o 4:30 pod moim domem. Tak było w istocie, ale nie dla mojego drogiego kolegi, któremu się godziny poprzestawiały i zawitał u mnie o 3:30. Cóż było czynić, zwlokłem się obolały z łóżka. Tradycyjnie już niewyspany, bo jakoś tak mam, że nie mogę zwykle zasnąć przed poważniejszymi górskimi eskapadami. Planowany wyjazd - poza atrakcjami przyrodniczymi miał jeszcze jedną dużą zaletę – nie byłem tym razem kierowcą. Z radością sięgnąłem więc do lodówki po półtoralitrowego kelta, zakupionego kilka tygodni wcześniej na Słowacji podczas kilkudniowego wyjazdu z Atamanem i jego bratem. Niezdarnie dopakowuję artykuły pierwszej potrzeby (dodatkowe puszeczki) i w drogę. Zaraz po wyjechaniu dzwonię do Anki z którą umówiliśmy się w Skomielnej B., by adekwatnie do sytuacji przyspieszyła swój wyjazd z Żywca. Trochę się obawiałem tej wyprawy bo kilka dni wcześniej nieznacznie uszkodziłem sobie kolano grając w piłkę. W Skomielnej chwilę czekamy na Annę, co zresztą jest zupełnie zrozumiałe zważywszy na okoliczności. Przesiadamy się do jednego samochodu i uderzamy na Słowację – tradycyjnie przez Jurgów. Świetna pogoda dodaje animuszu. Jeśli chodzi o cel wyprawy to cytując klasyka jest to dla mnie oczywista oczywistość. Może ktoś pamięta jedną z moich ostatnich relacji, gdzie opisywałem jak feralne spóźnienie na elektrićkę pozbawiło mnie szansy zdobycia Kończystej. Nadszedł czas by wyrównać rachunki...
Na Parkingu w Popradskim Plesie jesteśmy po 7. Uiszczamy coś koło 5 euro i startujemy dobrze znaną asfaltówką.

Obrazek

Nie sądziłem, że tak szybko potwierdzą się moje obawy. Już podczas tego odcinka wiodącego do schroniska dosyć mocno daje mi się we znaki wiązadło w kolanie. Jedynym lekarstwem może być kelt, więc zażywam go w trakcie śniadania przy schronisku. Boję się trochę co będzie dalej – wszak idziemy na lewiznę, co mocno potęguje powagę sytuacji. W górach jestem jednak bardzo uparty i nie lubię zmieniać planów. Zakosy na Przełęcz pod Osterwą jakoś nie dają mi się mocno we znaki. Szlak ten z Chaty przy Popradskim Plesie wygląda na wyjątkowo toporny, jednak jak już się na nim jest to nie ma dramatu. Dość szybko nabiera się wysokości co nie jest bez znaczenia. Tym razem Osterwa jest na dobrą sprawę początkiem trasy właściwej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I tak oto tuż po 10 prawie osiągamy magiczną granicę 2000 m. n.p.m., stając na przełęczy pod Osterwą.

Obrazek

Spędzamy tu chwilę, a następnie bez większych ceregieli opuszczamy znakowany szlak turystyczny.

Obrazek

Jestem w miarę dobrze przygotowany teoretycznie do tego przedsięwzięcia, ale nigdy się wszystkiego dokładnie nie przewidzi. Kierujemy się w stronę Tępej (2285 m. n.p.m). Szlaku nie ma a jakoby był. Perć jest dość wyraźna, miejscami są kopczyki. Widoki na szczyty górujące nad Doliną Złomisk niezgorsze (po naszej lewej).

Obrazek

W rejonie wierzchołka Tępej robi się piarżyście, tu i ówdzie spod nóg uciekają ruchome kamienie. Ale wreszcie przed sobą widzimy Przełęcz Stwolską a za nią nasz cel w całej okazałości.

Obrazek

Za przełęczą zaczynają się dopiero dylematy. Którędy tam k... wleźć ? Kończysta wygląda stąd jak wielka kupa kamieni. Rozpoczynamy wejście na żywca po tym ruchomo-kamienistym zboczu. Plan wydaje się prosty – jak będziemy szli ciągle w górę to w końcu osiągniemy wierzchołek. Jednak to co wydawało się proste i oczywiste z Tępej teraz już takie proste nie jest. Dodatkowo moje kolano – czuję potworny ból gdy kolejne kamienie uciekają mi spod nóg.

Obrazek

Obrazek

Idziemy intuicyjnie na ukos. Strasznie dużo czasu i energii kosztowało nas pokonanie tego kamienistego bezkresu. Różne czarne scenariusze przemykają po głowie, ale nie odpuszczamy. W końcu docieramy do żlebu. Teraz już wiemy, że jesteśmy na dobrej drodze. Głazy stają się coraz większe i czujemy, że wierzchołek jest na wyciągniecie ręki.

Obrazek

Końcówka podejścia to niezbyt trudna wspinaczka. I wreszcie po 13 stajemy na Kończystej. Jesteśmy na wysokości 2540 m. n.p.m. (to mój tatrzański rekord). Jak powszechnie wiadomo kulminację tego szczytu stanowi słynne kowadełko. Został tu nawet zamontowany łańcuch by można było się na niego wdrapać, ale nie odważyłem się tego zrobić z moją bolącą nogą. Może zadziałał instynkt samozachowawczy, a może to resztki zdrowego rozsądku.

Obrazek

Obrazek

Sama Kończysta może nie jest szczególnie atrakcyjnym wizualnie szczytem jednak oferuje fantastyczne widoki – od pobliskiego Gerlacha aż po Tatry Bielskie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bałem się schodzenia, bo wiedziałem, ze będzie się to wiązać z bólem, ale cóż – wyjścia nie było. Schodząc można zaobserwować, że kowadełko ucierpiało podczas którejś z burz (odłupany kawałek głazu).

Obrazek

Zejście żlebem było na pewno łatwiejsze niż walka z górą ruchomych kamulców. W niektórych miejscach było dość stromo, ale od czego mamy pośladki :). Starałem się maksymalnie usztywniać nogę by minimalizować ból. Ze sporą ulgą stanąłem na kamienistej łące porośniętej rdzawą trawą. Najgorsze już było za nami.

Obrazek

Stwolska przełęcz prezentuje się stąd nader łagodnie.

Obrazek

Tu na trawie wreszcie można coś zjeść, trochę odpocząć i dopić co nieco.
Teraz w dół do tatrzańskiej magistrali i jakieś pół godziny później znów jesteśmy grzecznymi turystami, wędrującymi znakowanym szlakiem.

Obrazek

Schodzenie było dla mnie ciężkie, bo ból był coraz silniejszy. Ale jakoś dowlokłem się do samochodu. Lekko nie było, ale kto powiedział, że w górach ma być łatwo. Za to satysfakcja ogromna. To była forsowna jednodniówka, ale jak zawsze było warto. Wszak nikt i nic nam tego nie odbierze...

Autor:  Luiza [ Śr gru 19, 2012 12:59 am ]
Tytuł: 

W dupie byłeś, a nie na Kończystej :lol:

Autor:  marekm [ Śr gru 19, 2012 1:02 am ]
Tytuł: 

Luiza napisał(a):
W dupie byłeś, a nie na Kończystej :lol:


dokładnie :mrgreen:

Autor:  Carcass [ Śr gru 19, 2012 7:41 am ]
Tytuł: 

I siedź tu człowieku po nocach i męcz się ... :)

Autor:  Carcass [ Śr gru 19, 2012 7:43 am ]
Tytuł: 

Ali7 napisał(a):
Jeszcze parę strzałów i nie będzie dylematów szczytowych.


Ale będą inne. Czy to na na pewno to...

Autor:  kilerus [ Śr gru 19, 2012 9:10 am ]
Tytuł: 

Hehehe,

Faktycznie jakiś kawał sznurka tam wisi z tego Kowadła. Jak ja byłem pod koniec sierpnia to nic nie było.

Autor:  prof.Kiełbasa [ Śr gru 19, 2012 10:41 am ]
Tytuł: 

bariery trzeba przełamywać tak więc gratulacje :!:
lubię ten szczyt jakoś szczególnie

Autor:  Carcass [ Śr gru 19, 2012 10:59 am ]
Tytuł: 

! napisał(a):
bariery trzeba przełamywać tak więc gratulacje Exclamation


Dzięki Łukaszu.
Szczyt niby nie jakiś szczególnie imponujący, ale jak się na niego patrzy z drogi do Szczyrbskiego to widok robi wrażenie.
Dobry na początek pozaszlakowej przygody, bo nie wymaga jakichś szczególnych umiejętności wspinaczkowych. Wystarczy w miarę dobra kondycja, przyzwoita orientacja w terenie i przede wszystkim chęci.

Autor:  PrT [ Śr gru 19, 2012 12:14 pm ]
Tytuł: 

No i mamy kolejną fajną relację spod Twojego pióra... ;) Ale bez kowadła się nie liczy... :mrgreen:

Autor:  Krabul [ Śr gru 19, 2012 12:23 pm ]
Tytuł: 

Carcass, relacja jak zwykle fajna. Kończysta od Stwolskiej mi się za cholerę nie podoba, ale od Batyżowieckiej wygląda fajnie.
Jedyna góra, na którą wchodziłem 2 razy i nie wszedłem...

Autor:  dawid91 [ Śr gru 19, 2012 4:38 pm ]
Tytuł: 

Świetna relacja jak zawsze :D


A wy dalej o tym Kowadle.. :mrgreen:

Autor:  tatromaniak24 [ Śr gru 19, 2012 9:06 pm ]
Tytuł: 

dawid91 napisał(a):
A wy dalej o tym Kowadle.. Mr. Green

toc to przecież oczywiste ze trzeba wejść żeby zaliczyć

Autor:  arturp [ Cz gru 20, 2012 7:06 am ]
Tytuł: 

Carcass - rozminęliśmy się o sześć dni, ja "nie wszedłem" (Kowadło odpuściłem już na starcie, bo wiedziałem, że trudno mi będzie z niego zejść) na Kończystą 17 września. Podchodziliśmy grzędą od Batyżowieckiego Stawu. Drogę polecam, jest wygodna i mocno ewidentna, chyba jedynym miejscem wymagającym uwagi jest "Bramka" - trzeba na nią trafić, żeby nie stracić za dużo na wysokości i nie zapchać się za wysoko w skały. Schodziliśmy na Stwolską i ... cóż - nie było najgorzej ! Trzeba po prostu wybierać teren żeby nie był zbyt ruchomy, nam się to udało w 100%. Tyle, że to zejście się dłuży - wyszła godzina do przełęczy. Dalej szliśmy ścieżynką dnem Stwolskiej do Magistrali.
Aha - z Kowadła nic nie zwisało !

Autor:  Carcass [ Cz gru 20, 2012 12:36 pm ]
Tytuł: 

PrT napisał(a):
Ale bez kowadła się nie liczy... Mr. Green


Miej litość ze względu na stan mojego zdrowia i podeszły wiek :).


arturp napisał(a):
Aha - z Kowadła nic nie zwisało !


Pytanie czy byłeś tam we wrześniu 2011 czy we wrześniu 2012, bo ja moją relację napisałem z ponad rocznym opóźnieniem ?

Dziękuję wszystkim za miłe słowa...

Autor:  Elfka [ Cz gru 20, 2012 7:36 pm ]
Tytuł: 

Carcass napisał(a):
Wszak nikt i nic nam tego nie odbierze...


I to jest piękne :) Jak zawsze ciekawa relacja :)

Autor:  arturp [ Cz gru 20, 2012 7:38 pm ]
Tytuł: 

carcass napisał(a):

Pytanie czy byłeś tam we wrześniu 2011 czy we wrześniu 2012, bo ja moją relację napisałem z ponad rocznym opóźnieniem ?

Dziękuję wszystkim za miłe słowa...

Ooops i did it again :)
Byłem oczywiście w 2012, więc rozminęliśmy się o 372 dni !

Autor:  Jakub [ Cz gru 20, 2012 9:19 pm ]
Tytuł: 

Kilka bardzo dobrych fot i reszta też ok, szacun za podjęcie wyzwania pomimo przeciwności losu . Latem Kończysta to musi być mozolna góra, podobnie jak Krywań czy Sławkowski. Mniej się czlowiek napoci jesienią przy chłodnym powietrzu i rześkim wiaterku ... Pzdr. :) zauważyłem że pod północnym wierzchołkiem Szatana też jest ślad po piorunie.

Autor:  Carcass [ Cz gru 20, 2012 10:18 pm ]
Tytuł: 

Jakub napisał(a):
Latem Kończysta to musi być mozolna góra


Latem tak, ale w połowie września było przyzwoicie. Dla mnie mozolne jest podejście do Teryho, zwłaszcza jak słoneczko grzeje w potylicę. Nie wspominając już o Kralowej Holi. To jest dopiero mozoł czystej wody.

arturp napisał(a):
Byłem oczywiście w 2012, więc rozminęliśmy się o 372 dni !


Widocznie zaraza z Gerlacha przeniosła się na Kończystą, choć w wersji mikro :).

Elfka napisał(a):
Jak zawsze ciekawa relacja Smile


Dzięki Elfka.

Autor:  Jackal [ So gru 22, 2012 5:07 am ]
Tytuł: 

Luiza napisał(a):
W dupie byłeś, a nie na Kończystej :lol:

Madry wycof ujmy nie przynosi, nawet 2 metry od celu (kowadla) :)

Autor:  Carcass [ So gru 22, 2012 10:04 am ]
Tytuł: 

Jackal napisał(a):
Madry wycof ujmy nie przynosi, nawet 2 metry od celu (kowadla) Smile


Rozsądek ponad wszystko :)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/