Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Gorska historia
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=14494
Strona 1 z 2

Autor:  Mazio [ Cz gru 20, 2012 6:38 pm ]
Tytuł:  Gorska historia

Jakies pol roku temu zagadnal do mnie z prosba o numer telefonu uzytkownik szkockiego forum, podobala mu sie jedna z naszych wycieczek na blogu. Napisalem maila, podalem numer. Odpisal, ze odezwie sie, gdy bedzie blizej wyjscia. Zapomnialem o sprawie.

Wkrotce zapytal na forum o rady odnosnie planowanej trasy. Czas - tuz przed swietami. Pomoglismy mu odpowiadajac na pytania, doradzilismy start z nieco ukrytego parkingu, zaoszczedzil sporo czasu i podchodzenia.

We wtorek rano, tuz przed snem dzwoni telefon. Na linii on: "czesc, podchodze pod kociol Ben Nevisa, ktoredy lepiej mi bedzie sie wbic, zeby dostac sie do grani?". Nie jestem tam, nie wiem jakie sa warunki, ale sprobuje pomoc - jaka pogoda, jest snieg? "Snieg jest wyzej, nie widac szczytow, ale nieco sie wypogadza". Mowie wiec, ze od chaty Mountain Rescue jest krocej, ale stromo, a z poczatku kotla lagodniej lecz dluzej. Pytam go o sprzet, ma ze soba cos do spania, zakladam ze miedzy innymi spiwor. Mapa? Jakas drukowana wlasnym sumptem, ale jest. Kompas? W telefonie. Eh... Tu rozmowa sie urywa, stracil zasieg... Wysylam wiec smsa - Na gorze powinienes miec zasieg, daj znac jak wejdziesz, zebym sie nie martwil, odpowiem pod wieczor bo ide spac. Po godzinie przychodzi odpowiedz - "Ok, dam znac".

Wstaje kolo 18-tej, zero wiadomosci. Pisze wiec dwie - najpierw: jak sytuacja? Po trzech godzinach - zyjesz? Nic wiecej nie moge zrobic. Wczoraj rano tuz przed snem dostaje wiadomosc: "zyje... siedze w chatce... sniezyca. Nie da sie isc tak wieje. Poza tym nie ma sladow ... 17% baterii. Brak zasiegu. Gdyby potrzebowal pomocy dam znac!"

Uff, zyje. Tam jest cos w rodzaju metalowego kontera z malutki drzwiczkami. Zero okien, pusto w srodku. Ale powinno byc cieplej i sucho. Odpisuje: uff. Dobranoc. Bede na nogach o 19, ale bede w miare mozliwosci sprawdzal smsy. Pzdr.

Wstaje o 18-tej, jest wiadomosc: "Zawiadom ratownikow jutro rano... Sam nie zejde a pogoda bez zmian. Nie mam juz baterii... jestem w chatce".



No, zesz k! Caly ogrom sytuacji zwalil sie na mnie w oka mgnieniu. Nie wiem nawet jak sie nazywa. Pisze, choc wiem ze nie odpowie: jak sie nazywasz? Potem mysl - czlowiek potrzebuje pomocy. Ale co jesli to jakis chory zart? W tym czasie widze w telewizji prognoze pogody, zla ma sie zamienic na bardzo zla od jutra. Podejmuje decyzje - jade na policje. Wchodze na lokalny posterunek, za lada niezbyt szczesliwa policjantka. Wykladam sprawe. What? Jedno z pierwszych pytan - jak sie kolega nazywa. Nie wiem. Dlaczego nie zadzwonilem pod 112? Ciezko byloby wytlumaczyc sytuacje. Jak ja sie nazywam? Nieszczesliwy Mazio. Ok, wait.Czuje, ze patrzy na mnie jak na pijanego, narkomana albo idiote... Ide zapalic szluga. Hej, moze ktos go zna z moich znajomych - dzwonie do Doroty - nie odbiera...

Wracam do srodka i czekam. Przychodzi policjant - prosze ze mna. Ok, co sie stalo. Czlowiek potrzebuje pomocy na Ben Nevisie. Jak sie nazywa? Nie wiem. Skad go znam. Z Internetu. Pada wiele pytan, skad z netu, kiedy sie poznalismy, kiedy dzwonil. Opowiadam poczatkowa historie... Czy wiem jaka moje zgloszenie wyzwala akcje - ilu zaangazuje ludzi, narazi ich na niebezpieczenstwo, ile to kosztuje? Owszem, wiem i zdaje sobie sprawe, dlatego jestem tu osobiscie. Widzi, ze to nie sa zarty, ale co jesli ja padam ofiara jakiegos? Co jesli wiele innych rzeczy? Drazy dalej, z jakich stron go znam. Przypominam sobie, ze przed wyjsciem probowalem znalezc go po nicku - google wyplulo strone z jego oferta jako fotografa, ale policjant pytal o maila, a tam byl tylko telefon...

Dzwoni moj telefon - "czesc tu Dorota, co sie stalo?" Dorota - jest taka sytuacja.... Ty znasz uzytkownika X z tego forum, a on zna wielu ludzi, moglabys zadzwonic i zapytac? "Ale ja nie znam uzytkownika X" - o,ku. to nie ta Dorota! W nerwach zadzwonilem do kogos innego. Przepraszam Dorotka, zadzwonie pozniej i wytlumacze. Co robic? Wejde jeszcze raz na jego strone fotograficzna, moze tam jednak byl mail? Na ekranie telefonu ciezko jest szukac, ale szybkie google, strona, kontakt - jest numer, ale zaraz to inny numer!

Dzwonie. Jest! Ktos odbiera. Kobiecy glos. Czesc - jestem Mazio, jest taka sprawa... Po pierwszej nieufnosci przychodzi do niej zrozumienie. Policjant pyta po angielsku mnie, ja tlumacze i pytam jej przez telefon. Jak on sie nazywa? xxx xxxx - ok? Wiek, data urodzenia, adres - mam i on ma! Zaczynam sie robic wiarygodniejszy. Czy go dzis widziala? "Nie, nie sa juz razem, ale utrzymuja kontakt - mial jechac w gory, aha, ale widzial go kolega na stacji benzynowej, tankowal przed wyjazdem w gory z rana, przedwczoraj, a moze wczoraj? Jaki ma samochod? Taki, a taki - niebieski - numeru rejestracyjnego nie pamieta". To wystarczy, dziekuje, obiecuje zadzwonic po wyjsciu, rozlaczam sie. Mowie do policjanta, wiem gdzie zaparkowal - doradzalismy mu przeciez parking. Policjant patrzy juz na mnie innym wzrokiem - "wyslemy patrol do miejsca zamieszkania, drugi na parking w Torlundy, sprawdzic czy jest samochod". Czy jestem wolny? Tak, zostawilem tylko numery telefonow prywatny, pracowy, jej. Zadzownia do mnie.

Jade do domu rozstrzesiony sytuacja. Gdzies tam, druga noc czlowiek siedzi w metalowym pudelku na szczycie gory w sniezycy. O maly wlos bym to zawalil. Ale jakie mialem opcje?




Pozny wieczor, juz w pracy - dzwoni pracowa komorka: "Dzien dobry tu Constable Whatever z komendy lokalnej w Fort William, dziekujemy panu za zgloszenie. Chcialabym zapytac o numer telefonu do xxx. Planujemy wyslac ekipe ratunkowa rano, pogoda nie pozwala na lot, samo wyjscie tez jeszcze nie wchodzi w gre, a rozumiem ze on siedzi w schronie na szczycie" Oby k... - mysle - oby. To jest jego numer, ale nie odbierze, ma rozladowana baterie. "Ok, ale gdyby jednak odebral wyslemy mu smsa, ze akcja jest organizowana, zeby czekal" Sam tez mu takiego wyslalem. Och, zeby tylko pomyslal! Niech wyjmie baterie, rozgrzeje ja dlugo pod pacha, moze zadziala potem chociaz by odczytac wiadomosci. I niech sie stamtad nie rusza do cholery. Ben Nevis co roku upomina sie o kilka istnien.

Wieczorem siedzie w pracy, martwie sie, jestem posrod swoich obowiazkow i jedna noga przy nim. Nawet go nie znam. Mam nadzieje, ze dostane wiadomosc - czesc tu xxx, jestem juz na dole bezpieczny. Oby...

update sprzed chwili:
dostalem informacje, sprowadzili go dzis po poludniu, dwie noce w blaszanym kontenerze, ... Czekal w schronie, jest "well", wiecej nie wiem.

Ja p.....! :/

Autor:  dobrodziej [ Cz gru 20, 2012 7:11 pm ]
Tytuł: 

Chyba koleś był absolutnym samotnikiem, nikogo z rodziny, przyjaciół, tylko virtualny znajomy. Masakra jakaś.

Autor:  PrT [ Cz gru 20, 2012 7:36 pm ]
Tytuł: 

Mazio... i Ty zostałeś Świętym Mikołajem... i podarowałeś facetowi znacznie więcej niż jakieś gówniane gadżety... :salut:

Autor:  prof.Kiełbasa [ Cz gru 20, 2012 7:44 pm ]
Tytuł: 

jest moc :!:

Autor:  vincent198 [ Cz gru 20, 2012 8:20 pm ]
Tytuł: 

Brawo Mazio :!: Nasz chłop.

Autor:  WILCZYCA [ Cz gru 20, 2012 8:22 pm ]
Tytuł: 

dobrodziej napisał(a):
Chyba koleś był absolutnym samotnikiem, nikogo z rodziny, przyjaciół, tylko virtualny znajomy. Masakra jakaś

Ludzie czasem postępują wrecz niewiarygodnie. :shock:

Mazio zawsze byłam Twoją "fanką" :wink: :D

Autor:  kilerus [ Cz gru 20, 2012 8:53 pm ]
Tytuł: 

Ale historia. Tak trzeba Mazio. Miałem w wielu aspektach podobną historię. Znam to uczucie niepewności, ten lekko drwiący ton niedowierzania Policji gdy nawet się nie zna podstawowych danych... Trudny temat, ale trzeba walczyć, bo w przyszłości będziesz miał to w sercu. A teraz będzie to coś na prawdę dobrego!

Autor:  Ania_ [ Pt gru 21, 2012 11:52 am ]
Tytuł: 

Mocne :shock: Brawo za odwagę !

Autor:  rafi86 [ Pt gru 21, 2012 12:05 pm ]
Tytuł: 

piękna historia przed Świętami... well done Mazio :)

Autor:  Luiza [ Pt gru 21, 2012 12:14 pm ]
Tytuł: 

Pięknie. Dzięki, że podzieliłeś się tą historią.
Udanego nowego roku dla Ciebie i Vespy :)

Autor:  Kaytek [ Pt gru 21, 2012 12:36 pm ]
Tytuł: 

:thumright:

Autor:  Madness [ Pt gru 21, 2012 12:45 pm ]
Tytuł: 

Mazio napisał(a):
Wieczorem siedzie w pracy, martwie sie, jestem posrod swoich obowiazkow i jedna noga przy nim. Nawet go nie znam. Mam nadzieje, ze dostane wiadomosc


Wzorowa postawa. Myślę, że dla całej naszej górskiej braci, reakcja Mazia była oczywista i mam nadzieję, że każdy zachowałby się tak samo. Dobrze, że to opisałeś, bo może jednak nie każdy...

! napisał(a):
jest moc

Dobrze, że Ty nigdzie dzwonić nie musiałeś ;)

Autor:  matragona [ Pt gru 21, 2012 1:01 pm ]
Tytuł: 

Mazio, zrobiłeś tak jak należało! Wierzę,że wiele emocji Cię to kosztowało.
Dobrze też,że gość nie wykonał jakiegoś "nerwowego" ruchu tylko czekał na pomoc..kto wie jak mogło być..

Autor:  nutshell [ Pt gru 21, 2012 1:17 pm ]
Tytuł: 

Trochę dziwne, a trochę smutne, że gostek szukał wsparcia jedynie u ledwie znanej osoby z netu (!). Tak czy inaczej miał duże szczęście, że Ty nie zbagatelizowałeś problemu, a policja Twojego zgłoszenia. Dobra robota :) :salut:

Autor:  grubyilysy [ Pt gru 21, 2012 1:54 pm ]
Tytuł: 

Po pierwsze - niezły mrok.
Po drugie - dołączam się do Ogromnych Gratulacji.
I bardzo fajnie, że opisałeś, dzięki.

Autor:  mdo [ Pt gru 21, 2012 4:15 pm ]
Tytuł: 

Szok :shock:

Autor:  Mazio [ Pt gru 21, 2012 5:32 pm ]
Tytuł: 

Wiecie co? Jestem zaskoczony. Musiałem z siebie to wyrzucić i wydawało mi się, że ciekawie będzie opisać, że górskie historie zdarzają się nam czasem nawet w domu. Dzięki.

Autor:  Ivona [ Pt gru 21, 2012 7:20 pm ]
Tytuł: 

Taka "wigilijna opowieść"..przywraca wiarę w ludzi :wink:
Szacun Mazio :thumleft:

Autor:  Zombi [ Pt gru 21, 2012 7:23 pm ]
Tytuł: 

Niezła opowieść i wzorowa postawa!!!

Autor:  regedarek [ Pt gru 21, 2012 8:02 pm ]
Tytuł: 

Hej, dołączę się do tej historii, gdyż podczas czytania przypomniałem sobie o dwóch sytuacjach.

Pierwsza:

Też kiedyś do Mazia pisałem odnośnie szkockich gór.
Udało nam się tam wybrać w czerwcu, gdyż wg wikipedii to miesiąc z najmniejszą liczbą deszczowych dni :)

Bardzo udany wyjazd i do tego pełen przygód.

Na początek, nie znając jeszcze zupełnie specyfiki szkockich gór udaliśmy się właśnie pod Ben Navisa.

Jesteśmy w miarę doświadczoną grupą i straramy zawsze aby była choć jedna przytomna osoba w stadzie.

Pamiętam, że od rana chmury wisiały do połowy gór. Dotarliśmy do takiego lekkiego siodła w połowie drogi, gdzie były dwa jeziorka. Zaczynało padać a chumry były kilkadziesiąt m nad nami.

I tu jest sytuacja, którą często spotykam, a nie wiem dlaczego.
Pogoda no zwykła dupówa i do tego zimno. Ale oczywiście znalazło się 3 śmiałków, którzy mieli argument (no przecież nie będziemy pół dnia siedzieć w namiocie), no to poszli w ten deszcz na góre. Starsza połowa z nas rozbiła namioty wyciągneła gitarkę i flaszkę bo akurat Polska-Grecja, poszliśmy spać.) Po kilku godzinach, stwierdzili, że ten Ben Navis to jakiś słaby. Tylko blaszak tam jest. Oczywiście nastroje im siadły, buty mokre, ciuchy mokre itp.

Rano przyatakowaliśmy Benka, wyszliśmy ponad chmury. Jeden z piękniejszych widoków jakie widziałem w całej Szkocji. Oczywiście nasi herosi odpuścili(bo już tam byli to po co).

Ludzie czasem nie potrafią odpuścić.

Druga historia to luty w Tatrach.

Siedzimy w Piątce. Przeszliśmy przez Zawrat. W nocy z -10 zrobiło się +3.
Od rano wiadomo było, że coś się święci. Postanowiliśmy plany na Szpiglas odpuścić i wybraliśmy najpewniejszą małą górkę w okolicy: Opalony Wierch.
Nie czułem się pewnie, bo w połowie drogi(sporo niżej niż kumpel) śmigłowcem Toprowcy polecieli pod Szpiglas po Rojsan, których lawina zabrała z Buli po Szpiglasem.

Powiedziałem, że wracam ale dostałem odpowiedź to idź ja tylko wyjde na grań i wracam.
Doszedłem do schroniska kupiłem herbatę. Wychodzę patrzę jest, na grani. Ale zniknoł po chwili.

I tutaj zaczynam czuć się jak przed maturą, egz na prawko, czy pewnie jak Maziu powyżej.

Nie ma go. Kupiłem następną herbatę. Nie ma go.
O jest. Ufff. Kupiłem trzecią herbatę. Znowu go nie ma.
Po godzinie Mateusz przychodzi ale coś utyka.
Nie chciało mu się schodzić próbował zjechać na czekanie(w rakach). W połowie zerwał małą lawinkę i skręcił obydwie kostki.

Póki adrenalina działała zeszliśmy kawałek w strone Palenicy. Ale po 20 min. Mateusz siedział i dojechał na tyłku do Busa.

Co mnie to nauczyło: Czasami bardziej boisz się o kogoś niż o siebie. Dlaczego? Nie wiem do dziś :)

Autor:  Jakub [ Pt gru 21, 2012 9:38 pm ]
Tytuł: 

Kawał dobrej roboty :)
- prawdopodobnie uratowałeś facetowi życie działaniem.
- Działanie w górach jest lepsze od zaniechania. Lepiej być oskarżonym o nadopiekuńczość niż o brak możliwej do udzielenia pomocy -jak mówił kiedyś Michał Jagiełło w "Wołaniu w górach".

Autor:  Jackal [ So gru 22, 2012 5:00 am ]
Tytuł: 

Nie wiem czy Mazio spodziewal sie kroniki wypadkow, ale nie tak dawno uratowalem zycie turysty, aktywnie pisujacego na Forum TG!

Akcja gorska miala miejsce na poczatku pazdziernika w Roztoce, okolo godz. 23:00 nieznany osobnik dobijal sie o wolne miejsca w pokojach (przybyl z taka nowina z Moka), czym podniosl larum na cale pietro. U nas liczba osob w pokoju nie zgadzala sie z liczba lozek, a lezalem najblizej drzwi. Spalismy juz od dobrej godziny, aby planowo opuscic lokal przed 5:00.

Nie kazdy wie, ze drzwi wymienione zostaly w Boze Cialo (przy okazji zmieniona zostala numeracja pokojow). To musiala byc boska interwencja. Przemoglem sie i drzwi nie otworzylem. Stworca nowych drzwi zadbal, by nie padly pod naporem Thanatosa. Troche poszarpal klamke i odpuscil, a od tragedii dzielily milimetry. Dokladnie ze 40 mm grubosci dzwi, ktore niechybnie stalyby sie narzedziem.

Jego ostatnia relacje jestem w stanie czytac nie wiecej jak dwa zdania dziennie. Lzy leca ciurkiem, a nie chce sie odwodnic. Dowiedzialem sie ze tego dnia dopiero co wrocil z buszowania na oslep po scislym rezerwacie, przez co teraz mam mieszane uczucia.

Moze za przykladem Mazia wymienimy sie nr tel. :twisted: Gdy nastepnym razem zadzwoni w weekendowe przesilenie, spowodowane piekna pogoda i naporem studentow - zarezerwuje mu jedynke z lazienka, odnowiona w pastelowe niebiesko-biale kolory, bungalow z prawdziwego zdarzenia, apartament prezydencki z widokiem na Wodogrzmoty Mickiewicza i most, po ktorym przejedzie nawet czolg.

BTW Szacunek Mazio, ale jak widzisz nie Ty jeden miales podobna historie ;)

OFC skojarzylem historie Artura Hajzera:
http://www.wgorach.com/index.html?id=32 ... on=f&msg=1

Autor:  kefir [ So gru 22, 2012 8:11 pm ]
Tytuł: 

Mazio, to była gruba akcja! Gratuluje wytrwałości i zaangażowania bo rozmowa z policją czy kimś tam innym była mocno demotywująca.

Autor:  Vespa [ So gru 22, 2012 8:25 pm ]
Tytuł: 

Jackal napisał(a):
Nie kazdy wie, ze drzwi wymienione zostaly w Boze Cialo (przy okazji zmieniona zostala numeracja pokojow). To musiala byc boska interwencja. Przemoglem sie i drzwi nie otworzylem. Stworca nowych drzwi zadbal, by nie padly pod naporem Thanatosa. Troche poszarpal klamke i odpuscil, a od tragedii dzielily milimetry. Dokladnie ze 40 mm grubosci dzwi, ktore niechybnie stalyby sie narzedziem.

Jego ostatnia relacje jestem w stanie czytac nie wiecej jak dwa zdania dziennie. Lzy leca ciurkiem, a nie chce sie odwodnic. Dowiedzialem sie ze tego dnia dopiero co wrocil z buszowania na oslep po scislym rezerwacie, przez co teraz mam mieszane uczucia.


Po trzykrotnym przeczytaniu stwierdziłam, że nadal, cytując klasyka, nie ogarniam tej kuwety :alien:

Autor:  PrT [ So gru 22, 2012 9:55 pm ]
Tytuł: 

Vespa napisał(a):
Po trzykrotnym przeczytaniu stwierdziłam, że nadal, cytując klasyka, nie ogarniam tej kuwety

To jest Nas dwoje... :wink:

Autor:  WILCZYCA [ So gru 22, 2012 10:57 pm ]
Tytuł: 

Vespa napisał(a):
Po trzykrotnym przeczytaniu stwierdziłam, że nadal, cytując klasyka, nie ogarniam tej kuwety

Troje :mrgreen:

Autor:  Zombi [ So gru 22, 2012 11:03 pm ]
Tytuł: 

No co Wy? :shock: toć jasno napisane - kolega Jackal mógł zabić Jakuba, stację meteo TG i tegoż forum niezawodny datownik, ale oszczędził ;)

Autor:  batmik [ N gru 23, 2012 9:15 am ]
Tytuł: 

Czworo... :)

Autor:  LigeiRO [ N gru 23, 2012 12:25 pm ]
Tytuł: 

Podbijam do pięciu!

Autor:  Mazio [ N gru 23, 2012 2:20 pm ]
Tytuł: 

Mam parę jego zdjęć z tej eskapady:

tak wygląda wnętrze schronu na Benku:

Obrazek

a tak wyglądał z zewnątrz - stoi na wysokiej na prawie trzy metry konstrukcji z kamienia, teraz wydaje się niższy:

Obrazek

a to fotka zrobiona przez ratowników w dniu zejścia:

Obrazek


Pogadaliśmy trochę przez telefon. Właściwie nie mam już nic do dodania.

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/