Tegoroczna zima nie rozpieszcza słoneczną pogodą, więc jak ogłosili, że ma być w końcu niebieskie niebo, to wzięliśmy dzień urlopu i pojechaliśmy pooglądać Beskidy w słońcu.
Zaczęliśmy od Jaworza.
Po drodze straszne mgły, a śnieg pojawił się dopiero pod sam koniec.
Wychodzimy czerwonym szlakiem na Błatnią.
W dole śniegu niewiele.
Ale z każdym metrem przybywa.
Las robi się coraz bardziej zimowy.
Na grzbiecie śniegu sporo, słońce świeci tak ostro, że aż się patrzeć nie da. Opaliło mi twarz w czapkę
Idziemy na Błatnią, a potem na Klimczok.
Oczywiście towarzyszą nam Strzępek i Junior
Na Klimczoku stok przygotowany, ale wyciąg stoi.
Wracamy na Błatnią tą samą drogą, chociaż idąc pod słońce wszysko wygląda zupełnie inaczej.
A na koniec schodzimy z Błatniej bezszlakowo doliną Jasionki do Jaworza. Użyłem tutaj rakiet, przydały się. Ukochana szła normalnie i czasem się nie zapadała, a czasem zapadała. Na szczęście szybko doszliśmy do przedeptanej drogi. Przy aucie byliśmy idealnie przed zmrokiem.
I taka to była czwartkowo-zimowa wycieczka. Śniegu w górach jeszcze dużo, ale jest to już raczej taki wiosenny ustępujący śnieg.