Czym? No jak to. Szkocką pogodą
Dzisiaj mieliśmy lampę przez cały bity dzień - Mazio wygląda jak pomidorek, u mnie widać różnicę między dołem a górą czoła (górę przykrywała czapka).


W Highlandach należy ostatnimi czasy uważać, ponieważ zalęgły się tam wildcaty - mutanty. Spotkaliśmy jednego ale o dziwo nic nam nie zrobił (pewnie był akurat najedzony):

Padły trzy munrosy (poniżej fota szczytowa z pierwszego). Pogoda, atmosfera w teamie, widoki - wszystko było epickie.

O, tu Ścibor demonstruje jaki jest epicki:

Trzeci, ostatni munros był trochę deprymujący. Elementy scramblingowe co prawda wyglądały na przykryte śniegiem. Stromizna konkretna, ale po to wzięliśmy raki i keczapy. Zbocze zacienione od rana - była szansa że nie pojedziemy z lawinką.

Faktycznie było stromo, ale dobry śnieg, ekspresowe zyskiwanie wysokości i generalnie trochę pieprzu w potrawie.


"To już? Tak szybko poszło? Zaraz będzie 105?"

No i padło!!

Jeszcze tylko spotkaliśmy wyluzowanego psa w swetrze:


I można było zacząć powrót. Był męczący i upierdliwy i wszystko mnie boli.

W hotelu na dole nie mieli burgerów z jelenia, więc zrobiliśmy tylko po pincie ale'a i można było jechać.
Jedna z lepiej wykorzystanych sobót ever
