Wolna majówka obmyślana była od jakiegoś czasu,ciągnęło nas na skitury w Alpy,a jeszcze wcześniej pewniakiem miała być słoneczna Słowenia..do czwartku tliła się nadzieja,że coś padnie.Pogoda tam nie malowała się zachęcająco..ryzykować czy nie,padło na nie..
W piątek urwałam się z pracy,zrezygnowana siadłam przy laptopie i zaczęłam szukać weny.Sprawy potoczyły się szybko..odgrzebana stara relacja na innym forum,szybka wycieczka po mapę do centrum (akurat mamy wszystkie pasma tylko brak tego),telefon do Moliczków,pakowanie,tankowanie,kantor,jeszcze kilka telefonów do Moliczków..i o 22:25 w składzie: Molik,Igi,pusty i ja ruszyliśmy w kierunku ziemi nieznanej,do Rumunii:)
Trasa tam to istna przygoda,nie będę już wspominać o psikusach samochodowych..brr! nawigacja pociągnęła nas przez Koszyce,potem przez Tokaj..jechaliśmy drogą w lesie,jakby węgierskie pogórze,a droga? Dziurastik park-wymyślił Igi. Wizje mieliśmy przeróżne,i ogólnie było nam wesoło..bo nie urwaliśmy tam koła..gdyby jednak,to nie wiem jakby to było.W każdym razie takiej drogi jeszcze w życiu nie widziałam i taką nie jechałam..jak wysiadłam z auta żeby się zmienić to odetchnęłam. Później już ok przez Węgry,nawet wjazd do Rumunii ok..na chwilę..spotkanie z rumuńską szosą to jakieś kilkanaście km za granicą..dziury i teren zabudowany,czyli patataj...trafiło na Igiego,walczył biedaczyna dzielnie pokonując tą trasę dziurettissimą ;p kilkanaście km przed upragnionym celem zatrzymała nas budowa mostu.Na dobrą godzinę-śpiewaliśmy i tańczyliśmy,i nie tylko my,utknął tak sznur autek... Potem zmiana za sterami,mi pozostało wywieźć nas już tylko na Przełęcz Prislop. Tam definitywnie zaparkowaliśmy,uff!
Do tego piękan pogoda,piękne widoki..zimne piwo. Nieźle się zaczynało:)
Popołudnie relaksacyjne i spacerowe i piwne,tzn.degustacyjne:) Wieczór chłodny,brak puchówek..Noc w cienkich puchowych śpiworach zimna..
Pojedziemy dziś czy nie?

Pojedziemy,do wozu start.
Dodam,że taki falstart popełnialiśmy ze dwa razy.

Prislop:



Dzień 1- poszliśmy w góry.Rodniańskie. Zbadać teren.Naoglądać się krokusów.Poleżeć,poodpoczywać.Połazić po śniegu-a tego jeszcze sporo.Pooglądać rozległe horyzonty.Wycieczka z przełeczy Prislop,na polanę Stiol,wlasnym wariantem na Gargalau i potem na Omului.
Pięknie.Zejście własnym wariantem,w niezwykle ciekawym terenie,zboczem usianym dziwnymi kępami..tamże Igi zawołał,że nadaje sobie tytuł Kępologa zaawansowanego. Wieczór na naszym biwaczku,degustacyjnie piwo rumuńskie. wieczór chłodny,ale pogodny.Marudzenie z cyklu ;szkoda,że nie wzięliśmy puchówek...i primaloftów;-)
Było tak!
W drogę:


W górach:










Dzień 2- poszliśmy w góry. Tym razem w drugą stronę od naszego biwaczku.Marmaroskie. Igi sobie upatrzył cel,no to było trza tam wejść. piękna trasa,z momentami w gęstej kosówie..upał.Kolejne dalekie horyzonty.Rozmowy o przetrwaniu,opalanie już przyrumienionych ramion i lic..
Wieczór przy winie lokalnym i degustacja lokalnych kiełbasek,z grilla:) końcówka wieczoru duszna,zanosiło się na burzę..
Było tak:







Dzień 3-plan był zacny..mój samochód jednak nie nadaje się na wyjazdy w ekstremalne tereny i ścieżki górskie .Odpuściliśmy wjazd na Pass Rotunda..:/
Ineu poczeka..my za to zwiedziliśmy przedmieścia Borsy,a potem market;p
Odpoczywanie,regenerowanie chorych kolan czy co tam kto ma..i pomysł na niezłą akcję w drodze powrotnej do domu:)
piękny wieczór,miliony gwiazd na niebie...
Było tak:






W nocy wylazłam z namiotu.Otoczyła mnie cisza pośród której roznośił się tylko głos mnichów z klasztoru,który znajduje się na przełęczy. Nad głową piękne niebo i te gwiazdy,jakie widuje się rzadko,z dala od miast...pomyślałam sobie wtedy takie życzenie,żeby zbyt szybko "zachód" nie dopadł Rumunii...bo tam zbyt pięknie,i nadal tak dziko i spokojnie..
Ranek przywitał nas słoneczny i pogodny.Niestety było trzeba wyjechać..trasa jakaś taka jakby mniej dziurawa się wydawała,a może już się przyzwyczailiśmy?? przez Rumunię przejechaliśmy nawet szybko,już mnie nie wzruszały te "progi naturalnie zwalniające".Po oglądaliśmy ludność udającą się do kościołów,toż to Wielkanoc..jakie kontrasty: kobiety nowoczesne,w eleganckich kieckach niosące...szpilki w dłoniach..i kobiety w ludowych strojach,a wszyscy z koszami nakrytymi ozdobnymi serwetkami..Zwiedzamy też Wesoły cmentarz w Sapancie.A mało brakowało byśmy Sapantę przejechali w rozpędzie..


Na granicy szybko,wjechaliśmy pędęm na autostrady. Molik za sterami mojego krążownika łykała kilometry..zmierzaliśmy w góry Matra zdobyć najwyższy szczyt Węgier:)
Dzięki pomocy Zombiego opracowaliśmy dokładną logistykę i zdobycie Kekes poszło nam gładko.Szybko mogliśmy się napawać radością,z faktu,że stoimy a raczej siedzimy na...dachu Węgier (1014m npm).

Zakup pamiątek,zdjęcia..i możemy zbierać się w stronę domu. Idzie już gładko,Słowacja to już prawie jak z w domu..lekki niepokój o korki na zakopiance mija szybko,bez korków wracamy do Krakowa.
Opaleni.Wypoczęci.Zadowoleni z wyboru.Z marzeniami na szybki powrót do Rumunii..z bagażnikiem pełnym win,aparatami pełnymi fotek.
To był udany rekonesans!!
* wielkie dzięki Moliczkom za szybką decyzję na TAK:)
**w poniedziałek w pracy było ciężko.Senność i tysiące pytań gdzie byłam na majówkę...;p ah,to rumuńskie słońce:)
***Złote Usta wyjazdu dla Igiego! gdyby nie On to zasnęłabym szybko za kierownicą,tudzież porzuciła swój wóz..na nerwowych dziuuurawych szosach;p
****Zombi,jak ten w bazie,z logistyką i pomocą czuwał! dzięki:)
***** jakoś tak się stało,że nutą jaka nam towarzyszyła było:
http://www.youtube.com/watch?v=WASpk-oQ7xc 