Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Monte Rosa na lajcie
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=15161
Strona 1 z 1

Autor:  kaarcia84 [ Pn cze 24, 2013 5:12 pm ]
Tytuł:  Monte Rosa na lajcie

Akcja wypadowa rozpoczęła się 13.06 dojazdem do Wrocławia, skąd mieliśmy zabrać resztę teamu i uderzyć w dalszą podróż. Zadowolona, że udało mi się zwolnić z pracy przed 14, wyruszyłam pospiesznie na Dolny Śląsk. Udało mi się dotrzeć przed umówioną godziną spotkania, więc dumna dzwonię do reszty teamu czemu ich jeszcze nie ma, jak ja jestem ;) Trzynasty tym razem okazał się pechowy… Jedno auto zmierzające do Wrocławia uległo pogorszeniu i chłopaki wlekli się 50 km/h… Do mnie dołączyła koleżanka i zaczęłyśmy poszukiwania mechanika we Wrocławiu. Po około 10 minutach zadzwonił Tomek, że dostał 10 pkt i cztery stówki mandatu – i już będzie mega przepisowo do nas podążał. Extra. Zamiast o 18 wyjechaliśmy o 21… Z jedną nawigacją… Humory jednak dopisywały. Po 20h podróży (kilku zagubieniach drugiego auta i bardzo deszczowej nocy) dojechaliśmy do Gressoney-La-Trinite, skąd mieliśmy uderzyć kolejką UP. W miasteczku niewiele ludzi, zero turystów… Jest 18, podjeżdżamy pod wyciąg. Niespodzianka – nieczynny. „W dupie” – mamy 6L wina, i mimo że jesteśmy głodni a pogoda pozostawia wiele do życzenia, to jak paczę to widzę same uśmiechy. Podjeżdżamy na parking dla przeczep campingowych, którego nikt nie pilnuje, i siadamy do biesiadowania.

Obrazek

Robimy sobie małą posiadówkę na ‘tarasie’, który będzie później naszą sypialnią. Wino się leje, gęby się śmieją – jest nieźle ;)

15.06 rano dostajemy informację, że nasza druga część ekipy, która właśnie wchodzi na Mt Blanc ma kłopoty i spędziła noc w jamie… Przeżywamy (ja) ale oprócz psychicznego wsparcia nic zrobić nie możemy…. Więc mały przepak i ruszamy wszyscy na nóżkach w górę….

Obrazek

Szlaki kiepsko oznakowane i nieco błądzimy brodząc w śniegu, który czasami sięga ud. Nikt jednak nie marudzi, jest zayebiście :) Chodzimy tak cały dzień – raz polem śnieżnym, raz granią - aż w końcu wieczorem mamy dość… Dostajemy wiadomość od Yanoosh’a, że wszyscy we Francji już bezpieczni, uratowani przez śmigło… Uffff – można solidnie odetchnąć. Rozkładamy namioty i aklimatyzujemy się na 3.200 m. Pogoda ok., widoki bajeczne. Liofile smakują wyśmienicie, ludzie zadowoleni, zero problemów. Dwie osoby odpadają w błogi sen a reszta (szóstka) idzie się integrować do trzyosobowego namiotu :) Jest ciasno, ale mega wesoło.

Obrazek

16.06 budzi nas piękne słońce. Śniadanie i pakowanie gratów przeciąga się do ponad 3h… Nikomu się nie spieszy…

Obrazek

W południe dochodzimy do schroniska Citta di Mantova i postanawiamy rozbić namioty przy samym budynku.

Obrazek

Jako że w górach do tej pory nie spotkaliśmy żywej duszy a wszystkie schrony pozamykane na 4 spusty – stwierdzamy, że możemy poleniuchować przy drzwiach ;) Rozkładamy namioty, Daniel zostaje w ‘obozie’. My lecimy na Punta Giordani (4.046 m). Kawał drogi. Dochodzimy do ciekawego miejsca i początku ‘szlaku’ – czyli do czegoś co wygląda jak hardcorowa poręczówka. Nie każdemu droga się podoba na pierwszy rzut oka i Ela zawraca do obozu. My ciekawi jak to dalej wygląda podążamy w dół.

Obrazek

Okazuje się, że dalej dupa… Nie chce nam się cofać więc robimy zjazdy. Jest stromo i lawiniasto, ale po 3h zmagań udaje nam się pokonać ten odcinek… Końcówkę kończymy świetnym dupozjazdem i… jesteśmy niesamowicie uhahani tym, co właśnie zrobiliśmy.

Obrazek

Patrzymy na godzinę i nie wygląda to za ciekawie. Ale co tam – idziemy. Torowanie, trochę wspinu i ok. 20 docieramy na szczyt… Jest tak zimno i wietrznie, że każdy z nas się trzęsie jak galaretka mimo założenia wszystkich ciuchów… 5 minut i schodzimy. A w zasadzie… uciekamy…

Obrazek

Pierwsza ekipa na linie biegnie, druga już zlewa wszystko i idzie spokojnie (Tomek-ja-Tomek). Nagle bach, gdzieś wpadam. Zatrzymuje się w biodrach i tak sobie macham nogami nie czując gruntu pod stopami. Faceci naprężają linę i mocno się zapierają… Nie wiem za bardzo w którą stronę mam próbować się wydostać, bo nie wiem jak rozległa jest szczelina…. Walę w górę i na lewo. Ufff. Kilka kroków na czworaka i kontynuujemy. Śnieg już się zmroził powierzchownie i schodzenie staje się bardzo bolesne dla piszczeli… Robi się ciemno, ekipy przed nami już nie widać…. Zobaczymy ich później już na szlaku, którym mieliśmy NIE wracać… Lawiniasto no i te poręczówki po nocach… Walę kilka niecenzuralnych słów w ich kierunku, pokazuje palec i idziemy własną trasą… Słyszę odpowiedź, że jak nie wrócą w ciągu paru godzin to żebyśmy zeszli do nich z linami…. Wykrzykuje kolejnych kilka wyszukanych epitetów i kontynuujemy. Widzimy światło… To Ela i Daniel święcą ze schronu czołówkami…. Jesteśmy bezpieczni. Godzina ok. 23 . Siadamy nie próbując się rozbierać, bo przecież trzeba pewnie zaraz wyruszyć po tych wariatów… Daniel i Ela gotują herbatę, szykują nam jedzenie – po prostu wspaniali przyjaciele :) Na horyzoncie pojawiają się trzy czołówki – szaleńcy powrócili… Ufff. Humory dopisują, siedzimy z godzinę na zewnątrz i bach do namiotów.

17.06 dzwoni mój buzik. Wstać czy nie wstać?! Dwie osoby (ja i Marek) mają smaka na Piramidę Vincent od rana…

Obrazek

Jednak zwycięża rozsądek (głos Tomka) i zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy dwójką z trzech kierowców na auto. Odpowiadamy nie tylko za siebie a po przynajmniej 8h ataku na Piramidę plus po zejściu do Gressoney będziemy wyprani. Nie wspominając, że aby wyrobić się w czasie powinniśmy wyjść dwie godziny temu… Dobra, wrzucamy na luz… W końcu to wyjazd na lajcie, którego celem jest produkcja czerwonych krwinek na wyprawę w lipcu. Aby nie marnować czasu na nic-nie-robienie postanawiamy zatrudnić Tomka do małego instruktażu.

Obrazek

Robimy hamowanie czekanem, wyciąganie ze szczelin, budowanie stanowisk, kilka wojenek na śnieżki… Jest fantastycznie.

Obrazek

Po paru godzinach zwijamy manatki i zaczynamy schodzenie… A raczej jedną wielką zabawę. DUPOZJAZDY. Bawimy się jak dzieci, czasami ktoś sobie coś przetnie, pognie kije, utknie w zaspie… Mega fun. Dochodzimy po południu, ochlapujemy się w zlewie z zimną wodą na naszym sprawdzonym parkingu, sadyści (-stki) myją w lodowatej wodzie włosy i ruszamy w drogę powrotną.

Obrazek

W nocy zatrzymujemy się w malowniczym miasteczku o nazwie której nie pamiętam, położonym nad przepięknym jeziorem. Idziemy grupowo na spacer. Wyglądamy jak głupki – w jednakowych koszulkach ;) Dlaczego?! Otóż Daniel powiedział, że każdemu kto wrzuci na siebie jego koszulkę firmową, stawia obiad :D Ubrało się tak 7 osób a Daniel na ulicy trzymał się nieco z tyłu :D
Niektórzy posilili się kebabem u Turka a część bardziej pragnąca włoskiego klimatu poszła na pizzę…
W okolicach pory obiadowej, 18.06 dojeżdżamy do Wrocławia. Stały bywalec owego miasta zaprasza nas do dobrej knajpki na przepyszne jedzonko. Śmiech, czasami sprawiający ból z powodu poparzonej słońcem twarzy, wyżerka i rozliczanie rachunków… Cztery stówki na osobę i taaakie towarzystwo… Oby WIĘCEJ takich wyjazdów!

PS 1. Podczas nieobecności współtowarzyszy wyprawy, nasz kolega pilnujący obozowiska przy schronisku, postanowił umilić sobie czas oczekiwania biegając nago po śniegu i nagrywając aparatem NIESAMOWITE video :D ... którym się niestety nie pochwali z Wami, ale musiałam o tym wspomnieć ;)
PS 2. Relacja powstała dzięki Madnessowi, który przypomniał, że ta opowieść powstać powinna ;)

Autor:  kefir [ Pn cze 24, 2013 5:35 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Wyjazd na lajcie... :) Chyba żadna forumowa relacja nie oddawała takich dobrych nastrojów. Tak jak piszesz - oby więcej takich wyjazdów!

Autor:  awake [ Pn cze 24, 2013 5:40 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

no pięknie! Aż łezka mi się w oku zakręciła. Też byliśmy w tych miejscach w czerwcu 2010 r, tylko pogodę mieliśmy dużo gorszą. Kolejka też jeszcze nie chodziła.
Nocowaliśmy głównie w zimowych schronach.
Moją relację ze zdjęciami też znajdziesz w tym dziale.

Autor:  prof.Kiełbasa [ Pn cze 24, 2013 5:49 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Lubię te Twoje relacje bo mają w sobie pozytywny klimat :mrgreen:

Autor:  Madness [ Pn cze 24, 2013 6:06 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Cieszę się, że miałem malutki wpływ na powstanie tej relacji ;)
Przeczytałem z przyjemnością - jak już wspomnieli koledzy - pozytywny klimat wylewa się z monitora.
W dwóch słowach - super wypad!

Autor:  Krzysiek1980 [ Pn cze 24, 2013 6:16 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Dajesz czadu Karcia! Świetna relacja i mam nadzieję, że o kolejnych nie będzie trzeba Ci przypominać ;)

Autor:  Ivona [ Pn cze 24, 2013 8:11 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Piknie,piknie,alpejska lampa i humory :D

Autor:  aina13 [ Pn cze 24, 2013 8:31 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Filmik ! Danielski, gdzie jest filmik !? :D
Karcia, jak zawsze zwariowana ;)

Autor:  Yanoosh [ Pn cze 24, 2013 8:56 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Fajna ta ekipa. Nigdy nie wiadomo czego się po Was/nas spodziewać. Doczekać się nie mogę następnej wyrypy...
Dzięki z esemeski. Na Ciebie Karciaa zawsze można liczyć :)
Żałuję, że się martwiliście...
Piękne zdjęcie. Japa cieszy się na sam widok waszych uśmięchnietych gęb. Oby chociaż połowa z nas wróciła w podobnych nastrojach. Chociaż z Wami to i w namiotixie posiedzieć 3 tygodnie nie nudno... :twisted:

Autor:  kaarcia84 [ Pn cze 24, 2013 10:15 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

DZIĘKI wszystkim za miłe słowa :)

Yanoosh - za Twoje szczególnie :) Uwielbiam to w Naszej grupie - zawsze możemy na sobie polegać :) Też nie mogę się doczekać!!!!!!!! Będzie po prostu FENOMENALNIE.. bo z WAMI :)

Autor:  Mazio [ Wt cze 25, 2013 3:09 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Gdybym chcial byc oryginalny musialbym skomentowac pierwszy, zeby nie sie nie powtarzac. Wrazenia sa takie - niby troche miotania sie i horroru (lawiniasto, szczelina), a przeciez tak pozytywnie, radosnie i lekko sie czyta. Jakby relacja z sylwestrowej nocy. Niby dookola mroznie, ale cieplo. Jakby sie siedzialo w namiocie w tej szostce bez sternika odpalajac te szesc litrow wina (ktore i tak pewnie pekly na dole). Pisz kaarcia, niech Ci nikt nie przypomina, we mnie masz zawsze czytelnika. :)

Autor:  raffi79. [ Wt cze 25, 2013 6:58 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Piękne zdjęcia :) Graty!

Autor:  stan-61 [ Wt cze 25, 2013 9:09 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

No, tego mi było dzisiaj trzeba. :wink:

Autor:  KrzysiekDab [ Wt cze 25, 2013 10:07 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Super relacja:)

Autor:  kaarcia84 [ Wt cze 25, 2013 10:43 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

O dzięki Wam wielkie ;)

Autor:  KrzysiekDab [ Wt cze 25, 2013 10:55 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Zastanawia mnie tylko to z jakim luzem opowiadzasz o wpadnieciu do szczeliny. Samo wyobrazenie sobie tej sytuacji wywoluje dreszcze. To bylo na lodowcu? Czy snieg sie po prostu zapadl?

Autor:  viking59 [ Wt cze 25, 2013 11:00 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Gratki za wypad,

kaarcia84 napisał(a):
...... Rozkładamy namioty, Daniel zostaje w ‘obozie’. My lecimy na Punta Giovani (4.046 m). Kawał drogi.


tutaj malutki błąd wkradł się ; szczyt ma nazwę "Punta Giordani"

Jak widać, nikt z waszej ekipy nigdy nie był w rejonie MR (od tej strony), dlatego kilka (małych) błędów popełniliście :-) (droga dojściowa, miejsce noclegu, droga ataku na PG)
Faktycznie na waszej drodze musiały być (i są) duże ilości szczelin, maja jeden plus, prawie wszystkie są wąskie

Jeszcze raz gratki :-)

Autor:  kaarcia84 [ Wt cze 25, 2013 11:17 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

KrzysiekDab napisał(a):
Zastanawia mnie tylko to z jakim luzem opowiadzasz o wpadnieciu do szczeliny. Samo wyobrazenie sobie tej sytuacji wywoluje dreszcze. To bylo na lodowcu? Czy snieg sie po prostu zapadl?

Obyło się bez dreszczy... ;) Grunt to nie panikować. Szczerze, to nie jestem pewna czy było to jeszcze pole śnieżne czy już schodziliśmy lodowcem. Zapadał zmrok. Jestem jednak pewna, że była to typowa szczelina.

viking59 napisał(a):
tutaj malutki błąd wkradł się ; szczyt ma nazwę "Punta Giordani"


Dzięki za zauważenie pomyłki :D Nie od dzisiaj mi się ta nazwa "chrzani" ;)

viking59 napisał(a):
Jak widać, nikt z waszej ekipy nigdy nie był w rejonie MR (od tej strony), dlatego kilka (małych) błędów popełniliście (droga dojściowa, miejsce noclegu, droga ataku na PG)


Na pewno było sporo błędów logistycznych. Ale nie pojechaliśmy tam łoić (chociaż pierwotny plan zakładał kilka szczytów więcej) więc było nam wszystko jedno gdzie śpimy i jak daleko jeszcze mamy ;) Grunt, że pogoda była w miarę ok, humory rewelacyjne i.... byliśmy w górach... sami :)

Autor:  viking59 [ Wt cze 25, 2013 11:47 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

kaarcia84 napisał(a):
Grunt, że pogoda była w miarę ok, humory rewelacyjne i.... byliśmy w górach... sami :)


I to jest najważniejsze :-)

Apropo, nazwa szczytu pochodzi od nazwiska jego zdobywcy Pietro Giordani 23 lipca 1801 r. natomiast wyraz giovani - oznacza "młody"

teraz już nie będzie ci się chrzaniło ;-)

acha, rada na dla innych, we Włoszech (ja nie znam) w żadnym prywatnym górskim schronisku nie ma winterromu, "Mantova" to schronisko ..........prywatne. (ciutkę wyżej było schronisko państwowe....), i jeszcze jedna mała, ale istotna uwaga; we Włoszech, w prywatnych schroniskach dla turystów mających "Alpen " -a, nie są udzielane żadne zniżki :-(

Autor:  Mroczny [ Wt cze 25, 2013 11:56 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

kaarcia84 napisał(a):
„W dupie” – mamy 6L wina, i mimo że jesteśmy głodni a pogoda pozostawia wiele do życzenia, to jak paczę to widzę same uśmiechy.
kaarcia84 napisał(a):
Wino się leje, gęby się śmieją – jest nieźle
:mrgreen:

Mazio napisał(a):
Gdybym chcial byc oryginalny musialbym skomentowac pierwszy, zeby nie sie nie powtarzac.
No i co by tu dodać jeszcze.., hmm mozna pozazdrościć (oczywiście w pozytywnym znaczeniu) klimatu wyjazdu ;-)

Autor:  awake [ Wt cze 25, 2013 4:47 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

viking59 napisał(a):
Włoszech (ja nie znam) w żadnym prywatnym górskim schronisku nie ma winterromu, "Mantova" to schronisko ..........prywatne. (ciutkę wyżej było schronisko państwowe....)


No to jakaś nowość. 3 lata temu spaliśmy właśnie obok Mantovy w zimowym schronie (mały budynek na lewo od głównego wejścia)

Autor:  viking59 [ Wt cze 25, 2013 6:33 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

awake napisał(a):

No to jakaś nowość. 3 lata temu spaliśmy właśnie obok Mantovy w zimowym schronie (mały budynek na lewo od głównego wejścia)


Skoro tak piszesz, to faktycznie tak musiało być, (z powyższej relacji jak czytałeś; otwartego schronu nie było?, czyli, że mieliście ogromne szczęście). Z drugiej strony, to też świadczy o was, że z logistyką byliście na bakier, a że wam się udało to tylko (należy się cieszyć), szczęśliwy zbieg okoliczności.
Myślę, że przewodnik idący z klientami wyżej/niżej nie zamknął za sobą , za co napewno otrzymał z.j.e.b.k.ę, czyli wasze szczęście) także nie mam powodu ci nie wierzyć, trafiłeś na cud. Jak widać cuda się zdarzają.

Autor:  awake [ Wt cze 25, 2013 7:05 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

viking59 napisał(a):
Skoro tak piszesz, to faktycznie tak musiało być, (z powyższej relacji jak czytałeś; otwartego schronu nie było?, czyli, że mieliście ogromne szczęście). Z drugiej strony, to też świadczy o was, że z logistyką byliście na bakier, a że wam się udało to tylko (należy się cieszyć), szczęśliwy zbieg okoliczności.
Myślę, że przewodnik idący z klientami wyżej/niżej nie zamknął za sobą , za co napewno otrzymał z.j.e.b.k.ę, czyli wasze szczęście) także nie mam powodu ci nie wierzyć, trafiłeś na cud.


Nie chciałbym robić zbędnej rozwałki w nie swoim wątku, ale z relacji nic nie wynika, żeby ekipa trafiła na zamknięty schron zimowy. Może akurat nie szukali, bo mieli namioty i nie chcieli później wrzucać eurasów do puszki w schronie.
My akurat też mieliśmy namiot podczas wyprawy, ale przy dostępnym w schronie gazie, materacach i kilbelkach nie widzieliśmy powodu, żeby nocować w namiocie. Nic też nie wskazywało na to, żeby ktoś zostawił otwarty schron przez przypadek. Może to po prostu taki wyjątek od reguły

Autor:  viking59 [ Wt cze 25, 2013 7:22 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

awake napisał(a):
........z relacji nic nie wynika, żeby ekipa trafiła na zamknięty schron zimowy. Może akurat nie szukali, bo mieli namioty i nie chcieli później wrzucać eurasów do puszki w schronie.


kaarcia84 napisał(a):
Jako że w górach do tej pory nie spotkaliśmy żywej duszy a wszystkie schrony pozamykane na 4 spusty – stwierdzamy, że możemy poleniuchować przy drzwiach ;)


Myślę, że pobieżnie przeczytałeś powyższą relację

Autor:  Grzes89 [ Wt cze 25, 2013 9:11 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Relacja na propsie, Sis. ;)

Autor:  m__s [ Pt cze 28, 2013 10:33 am ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Fajna sprawa, nic tylko pozazdrościć! :)

Autor:  kaarcia84 [ So cze 29, 2013 10:44 pm ]
Tytuł:  Re: Monte Rosa na lajcie

Dzięki :)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/