Part one "Z Kończystą w tle"Tym razem urlop był planowany terminowo dawno temu lecz logistycznie na ostatnia chwilę. Ostateczna lista chętnych zamknęła się na trzech osobach: Radzik, Marek i moja jakże skromna osoba. Już pierwszego dnia mamy ambitny plan. Wyruszamy ze Stalowej parę minut po 23 po drodze łapiemy w Krk Radzia. Na parkingu przy Popradzkim Stawie jesteśmy parę minut po 4.00 Pisze do umówionego wcześniej kolegi, że poczekamy na niego na Przełęczy pod Osterwą. Z auta ruszamy po tym jak się ogarnęliśmy po 1.5 godz. drzemce w "wygodnym aucie. Droga mija nam szybko, choć Marka od początku łapie ból w pachwinie. Na przełęczy jesteśmy o równej 8.00 lecz naszym oczom ukazuje się pan w zielonej koszulce z wiadomymi emblematami, który przez lornetkę lustruje "nasza trase". Po godzinie dochodzi Rafał z kolega i po paru zdaniach i zastanowieniu podaję pomysł, aby na Kończystą wejść od strony Doliny Stwolskiej - tam nie będziemy widziani przez owego pana. Kiedy tam doszliśmy koledzy stwierdzili, że widza kolejnych filanców tu i tam, więc nie chcą iść. Wrrrr!!! Tak więc idziemy dalej "wszyscy radośni" Podziwiamy widoki - nie powiem, że mi się nie podobają, ale z góry pewnie były by ładniejsze. Zatrzymujemy się na dłużej przy Batyżowieckim Stawie. obserwuję po lewej wschodnie ściany Kończystej, na wprost Batyżowiecki Szczyt, na prawo Gerlach - ach pięknie tu jest. Słonce nas przypieka, czas płynie powoli. Rafał z kolega wracają do samochodu, my idziemy dalej. Stały kierunek marszu sprawia, że opalamy się tylko z jednej strony tzn. ja nie bo słońce chyba mnie nie lubi. Dochodzimy do Śląskiego Domu tam wypijamy z Radzikiem po piwie i ruszamy za żółtymi znakami do Smokowca. Chwile siedzimy na dworcu i podjeżdża "elektriczka" którą podjeżdżamy z powrotem pod samochód.






Reszta zdjęć niebawem
C.D.N.