Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=15430
Strona 1 z 1

Autor:  Madness [ Wt sie 27, 2013 4:42 pm ]
Tytuł:  JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Jaworowy Szczyt (Javorový štít; 2417 m n.p.m.)
droga: Filar Kellego (IV/V)

Obrazek
źródło: tatry.info.sk /12- Filar Kellego/

Długi sierpniowy weekend zbliżał się wielkimi krokami. O dziwo, przez cały ten czas pogoda w Tatrach miała być słoneczna i stabilna, więc wszystko wskazywało na to, że kilkudniowy wypad, na który od dawna umawiałem się z Adasiem dojdzie do skutku…

W czwartkowy, bardzo wczesny poranek, siedziałem już w aucie zmierzając na południe. W Krakowie dołączyli do mnie Olga z Sebastianem, którzy mieli ciekawy pomysł na transgraniczną wycieczkę. Na samej Zakopiance dołącza również Adam i dalej jedziemy już wszyscy, choć nie razem, bo dwupojazdowym „konwojem”.
Podróż mija bardzo szybko. Tak szybko, że dopiero, gdy wyraźnie widzę Tatry, orientuję się, że przejechałem zjazd w Nowym Targu. No cóż… Za bardzo zagadałem się z Sebastianem, poza tym w dzień jakoś wszystko tu wygląda inaczej…

Po małych przygodach docieramy do Smokovca. Życząc sobie powodzenia rozstajemy się z Olą i Sebastianem, i zaczynamy podejście. Z uwagi na fakt, że z Adamem ostatni raz widziałem się równo rok temu, jest teraz o czym pogadać i całe, nudne podejście w ogóle się nie dłuży. Nawet te 17 kg na plecach jakoś specjalnie nie ciąży. Szybko docieramy do charakterystycznego mostku, skąd kontynuujemy starym, nieistniejącym już szlakiem, tzw. skrótem lub mówiąc ładniej – ścieżką taternicką. Mamy zamiar najpierw znaleźć jakieś przytulne lokum, zostawić tam „walizki” i dopiero wtedy myśleć o wspinie.

Wszystko pięknie się składa, bo wprost ze wspomnianej ścieżki, dochodzimy niemal idealnie przed hotelik, i to nie byle jaki – taki z werandą i bieżącą wodą nieopodal. Ogólnie warunki są niezłe, tylko sufit jakoś dziwnie nisko, ale, że rezerwację mamy tylko na jedną noc, to nie narzekamy.
Po szybkim przepakowaniu plecaków i wystrojeniu się w dzwoniące błyskotki udajemy się w stronę filara, dumnie prezentującego się między Czerwonym, a Czarnym Żlebem. W niespełna 10 min docieramy pod start drogi. Jest już dość późno, bo po 13-tej, więc bez zbędnej zwłoki zaczynamy drogę.

Obrazek
pod ścianę przysłowiowy rzut beretem

Wbijam w pierwszy, łatwy wyciąg (III) i szybko dochodząc do stanu, zaczynam ściągać partnera. Przed nami kolejny wyciąg, tym razem czwórkowy, z miejscem za V, więc liczymy, że będzie ciekawiej. Adaś zaczyna jednak szybko i równie szybko kończy. Nie pozostaje mi nic innego jak zrobić tak samo. Odcinek ten nie sprawia nam najmniejszych problemów, ale w mojej subiektywnej ocenie, ostatnie metry wyciągu rzeczywiście są trudniejsze od reszty. Wynika to jednak tylko i wyłącznie z faktu, że skała w tym miejscu jest dość krucha i po prostu trzeba zachować wzmożoną czujność.

Obrazek
gdzieś na 2 wyciągu

Trzeci wyciąg, również długi na 50 m, zaznaczony jest na schemacie jako kluczowy i już z dołu wygląda bardzo atrakcyjnie, toteż liczę w myślach, że tym razem droga zaoferuje nam kawałek naprawdę ładnego wspinania. Startuję po płytach, dochodząc do lekko wywieszonej ścianki, przy której należy przewinąć się w lewo. Jest to chyba jedyne miejsce na całej drodze, gdzie można poczuć sporą lufę i „złapać” nieco dreszczyku. Następnie docieram pod niewielką, pionową ściankę. Osobiście uważam, że jest to najatrakcyjniejsze miejsce drogi, a już na pewno takie, które można zapamiętać – cały czas czuć tu ekspozycję za plecami, a sama ścianka na pierwszy rzut oka wydaje się gładka i dużo trudniejsza niż w rzeczywistości.
Po pokonaniu wspomnianej ścianki oraz kolejnego uskoku dochodzę do niedużej przewieszki, uznawanej za najtrudniejsze miejsce drogi. Przewieszka ma jednak niewiele wspólnego z tą znaną mi z innego filara, toteż puszcza bardzo gładko. Stąd już dwa kroki do stanu, więc po chwili daję znać partnerowi, że może startować.
Robi się coraz bardziej zimno, więc Adaś bez chwili zwłoki rozpoczyna kolejny wyciąg, który praktycznie w linii prostej wyprowadza pod kolejne stanowisko. Ja z tego wyciągu właściwie nie pamiętam nic, oprócz tego, że chciałem go jak najszybciej ukończyć, bo okropnie wymarzłem na stanie.

Ostatni wyciąg, czwórkowym terenem wyprowadza pod charakterystyczny, końcowy fragment drogi – pionową płytę, która choć wyceniona na III, z daleka sprawia wrażenie bardzo niedostępnej. Oczywiście na upartego można sobie tam zafundować kawał mocnego wspinania, ale chwila obserwacji wystarczy, by odnaleźć najłatwiejszą linię, toteż sprawnie pokonuję ten odcinek. Dochodzę do stanu znajdującego się tuż pod szczytem Zadniej Jaworowej Baszty, gdzie kończy się filar i zaczynam ściągać partnera. Wszystko idzie sprawnie i szybko, aż tu nagle jeb – układ się napręża i za chwilę widzę partnera, który po małym wahadle, dynda na linie kilkanaście metrów poniżej. Krzyczę, pytając czy nic mu się nie stało, a Adaś ściskając w ręku niemały chwyt, z uśmiechem na twarzy odpowiada, że wszystko w porządku, bo lot był swobodny. Odetchnąłem z ulgą, ale jeszcze przed chwilą byłem nieźle zestresowany. Na szczęście skończyło się tylko na tym, że partner „popsuł filar”.

Po dotarciu do stanu, Adaś stwierdza, że od dziś wycena tego miejsca wzrosła, bo jedyny chwyt, jaki był w tym miejscu został mu ręce. Obiecuje również już więcej nie latać.
Tym sposobem, drogę wytyczoną niemal równo 62 lata temu mamy skończoną. Pozostaje już tylko kwestia, co robić dalej. Osobiście chcę iść dalej i domyślam się, że partner również, ale dla porządku pytam wprost.

- To co teraz? Idziemy na szczyt, czy kończymy w tym miejscu i zjeżdżamy do hotelu?
- Jasne, że idziemy, co to za droga bez szczytu!

Obrazek
krótki odcinek grani

Obrazek
Fot. A.W /po skończeniu drogi – przed granią/

Prawdę mówiąc spodziewałem się takiej odpowiedzi. Plan kontynuowania wycieczki na Jaworowy podoba mi się z kilku względów. Po pierwsze widok z ostatniego stanu drogi jest mocno ograniczony. Po drugie – sama droga, mimo przygody pod koniec, przebiegła nam bardzo szybko i sprawnie, toteż czuję, że gdybyśmy teraz skończyli, to pozostałby lekki niedosyt. W końcu po trzecie i najważniejsze – na Jaworowym nigdy nie byłem i chciałem się na własne oczy przekonać czy widok z wierzchołka rzeczywiście jest tak piękny i rozległy jak zachwalał go Mieczysław Karłowicz, w słowach: „Ze szczytu mam widok tak czarowny, że nie mogę się od niego oderwać. Bo i sam w sobie widok z Jaworowego jest jednym z najpiękniejszych w Tatrach”.
Pokonując krótki, za to kruchy i eksponowany odcinek grani, a następnie niewielką pionową ściankę dochodzimy do wygodnego miejsca, w którym zostawiamy, liny, plecak i cały szpej (na tym odcinku lina tylko nam przeszkadzała, bo i tak nie było się jak asekurować). Teraz już bez zbędnych klamotów, rzęchowatym terenem, kierujemy się wprost na szczyt.

Obrazek
Jaworowy zdobyty

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widok ze szczytu rzeczywiście jest piękny, choć za sprawą znacznego zachmurzenia i nisko zawieszonych chmur, nie tak rozległy jakby się chciało. Ma to jednak swój urok i niepowtarzalny klimat. W każdym razie nam się bardzo podoba i ani przez chwilę nie żałujemy decyzji o kontynuowaniu wycieczki. Na szczycie spędzamy trochę czasu jednak robi się już dość późno, a przede wszystkim coraz bardziej zimno, więc czas wracać. Tylko przy którym żlebie zostawiliśmy rzeczy? Idąc pod górę jakoś nie przyszło nam do głowy żeby się obejrzeć za siebie, a teraz wszystkie żleby, których jest sporo, wyglądają podobnie…

Za trzecim podejściem odnajdujemy depozyt, znowu przechodzimy kruchą grań i zaczynamy zjazdy ze stanowisk na filarze. Wszystko idzie sprawnie i bez problemów dostajemy się do podstawy ściany, choć muszę przyznać, że za każdym razem, gdy ściągaliśmy linę czuć było napięcie – zaklinuje się, czy nie.

Obrazek
pierwszy z 5 zjazdów

Po 18-tej meldujemy się już w hotelu. Jest strasznie zimno, więc po szybkiej kolacji wbijamy na pokoje i próbujemy przetrwać do rana.

Więcej zdjęć na stronie: http://mountainadventure.weebly.com/jaw ... zczyt.html

Autor:  kilerus [ Wt sie 27, 2013 5:24 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Pięknie. Kolejny forumowy klasyk, którego nie mam "zaliczonego" ;)

Autor:  Madness [ Wt sie 27, 2013 5:49 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Według mnie ten filar jest godny polecenia jeśli go potraktować jako ciekawy sposób wejścia na Jaworowy. Sama droga ogólnie przyjemna tylko miejscami krucho, o czym partner przekonał się na własnej skórze. Trzeci wyciąg ładny i zróżnicowany. Myślę, że to także ciekawa propozycja na krótki, jednodniowy wypad, bo cała droga obita w przemyślany sposób, także wystarczy zabrać same ekspresy, ewentualnie jeszcze 2-3 średnie kostki lub friendy.

Autor:  Mroczny [ Wt sie 27, 2013 6:06 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Madness napisał(a):
Pozostaje już tylko kwestia, co robić dalej. Osobiście chcę iść dalej i domyślam się, że partner również, ale dla porządku pytam wprost.
- To co teraz? Idziemy na szczyt, czy kończymy w tym miejscu i zjeżdżamy do hotelu?
- Jasne, że idziemy, co to za droga bez szczytu!
I tak właśnie widzę podejście do wspinania w górach! Graty :)

Madness napisał(a):
Wszystko idzie sprawnie i bez problemów dostajemy się do podstawy ściany, choć muszę przyznać, że za każdym razem, gdy ściągaliśmy linę czuć było napięcie – zaklinuje się, czy nie.
Kumplowi się zaklinowała jak byli parę tygodni temu, i dodatkowo musieli cisnąć z powrotem do góry :x

kilerus napisał(a):
Kolejny forumowy klasyk, którego nie mam "zaliczonego"
Pomyślałem o tym samym, zresztą już miał nawet być w tym sezonie, ale nie poszło wtedy z pogodą.

Autor:  Madness [ Wt sie 27, 2013 6:08 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Mroczny napisał(a):
Kumplowi się zaklinowała jak byli parę tygodni temu, i dodatkowo musieli cisnąć z powrotem do góry


Nawet wiem komu ;)

Autor:  prof.Kiełbasa [ Wt sie 27, 2013 6:23 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

No pięknie dozujesz informacje i relację :mrgreen:
Fajnie poszaleliście

Autor:  PrT [ Wt sie 27, 2013 8:31 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Filar jest spoko, a najciekawsza dla mnie również była pionowa ścianka z krawądkami przed miejscem zaznaczonym jako kluczowe. Moim zdaniem droga jest jednak dość lita jak na Tatry tylko czasami można wyjść o krok za daleko do prawej i tam jakieś rzęchy się pojawiają... :roll: Graty i czekam na resztę relacji z wojaży... ;)

Autor:  nutshell [ Wt sie 27, 2013 8:33 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Graty i klamoty!
Dajesz Madness, dajesz;)

Autor:  Zombi [ Wt sie 27, 2013 9:06 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Mroczny napisał(a):
Madness napisał(a):
Pozostaje już tylko kwestia, co robić dalej. Osobiście chcę iść dalej i domyślam się, że partner również, ale dla porządku pytam wprost.
- To co teraz? Idziemy na szczyt, czy kończymy w tym miejscu i zjeżdżamy do hotelu?
- Jasne, że idziemy, co to za droga bez szczytu!
I tak właśnie widzę podejście do wspinania w górach! Graty :)
Ech, wy, tradycjonaliści ;)
Fajny ten filar. Z relacji na relację coraz bardziej zaczyna się podobać. Graty!

Autor:  Luiza [ Wt sie 27, 2013 9:37 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

... "dzwoniące błyskotki", "walizki", "hotelik", "weranda" ...
Madness napisał(a):
na Jaworowym nigdy nie byłem i chciałem się na własne oczy przekonać czy widok z wierzchołka rzeczywiście jest tak piękny i rozległy jak zachwalał go Mieczysław Karłowicz, w słowach: „Ze szczytu mam widok tak czarowny, że nie mogę się od niego oderwać. Bo i sam w sobie widok z Jaworowego jest jednym z najpiękniejszych w Tatrach”.

Madness napisał(a):
Tym sposobem, drogę wytyczoną niemal równo 62 lata temu mamy skończoną.

To jedne z powodów, dlaczego bardzo lubię czytać Twoje relacje.
Gratki Dream Team!

Autor:  Madness [ Wt sie 27, 2013 9:43 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

PrT napisał(a):
Moim zdaniem droga jest jednak dość lita jak na Tatry

Dość lita to chyba właśnie odpowiednie określenie

PrT napisał(a):
Graty i czekam na resztę relacji z wojaży...

Dzięki i cierpliwości, bo idzie mi to jak krew z nosa.

nutshell napisał(a):
Graty i klamoty!

Dzięki za rupiecie ;)

Luiza napisał(a):
To jedne z powodów, dlaczego bardzo lubię czytać Twoje relacje

:oops:

Luiza napisał(a):
Gratki Dream Team!

dziękuuujeeemyyy :)

Autor:  Rohu [ Wt sie 27, 2013 9:47 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Ładnie. No i tradycyjnie piękna dokumentacja fotograficzna. Gratulacje.

Autor:  Mroczny [ Śr sie 28, 2013 6:54 am ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Madness napisał(a):
Nawet wiem komu
Kolejny przykład "jaki ten świat mały"? ;-)

Luiza napisał(a):
Madness napisał(a):
Tym sposobem, drogę wytyczoną niemal równo 62 lata temu mamy skończoną.

To jedne z powodów, dlaczego bardzo lubię czytać Twoje relacje.
Mam podobnie :!: Lubię w relacjach nawiązania do historii taternictwa.

Autor:  Explorer [ Śr sie 28, 2013 3:52 pm ]
Tytuł:  Re: JFK, czyli Jaworowy Filarem Kellego

Dobra droga na popołudniową porę, szybka i do słońca ( o ile jest ładna pogoda:) )

Pamiętam, że na drugim wyciągu utrudniałem sobie jak mogłem żeby po tym parchu po prawej nie iść :)

Czekam na kolejne relacje :)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/