Po kilku tygodniach planowania i przygotowywania formy w końcu nadszedł czas na pierwszy wyjazd w najwyższe góry Europy

.
Przed wyjazdem kilka perturbacji, m.in. utrata przeze mnie pracy oraz przesunięcie urlopu brata o 3 dni.
14.08 po południu w składzie: Jagoda (Coma), Marcin i ja wyruszamy do Saas-Almagell.
Jako pierwszy cel w ramach aklimatyzacji obieramy sobie Weissmies 4023mnpm starą tradycyjną drogę z południa. Ok. 7.30 meldujemy się na parkingu.
wschód słońca z przełęczy Furkapass 2436mnpmW parkometrze uiszczamy opłatę w wysokości 10fr za dwa dni i ruszamy z ciężkimi plecakami do schroniska Almagellerhutte położonego na wysokości 2894mnpm (22fr/noc bez wyżywienia).

Saas-Almagell Po drodze mijamy schronisko Almagelleralp.

Droga strasznie mi się dłuży. W końcu po ok. 4 godzinach docieramy do celu

.

Jest dopiero południe więc mamy sporo czasu na leniuchowanie. Ceny jak to w Szwajcarii. Kupujemy dwa piwa 0,3l. w cenie 3,5fr/szt i podziwiamy piękne widoki z tarasu schroniska

.

widok z okienkaCzas mija nam na przygotowaniu obiadu, krótkiej drzemce w celu odespania podróży i przygotowaniu kolacji. Ludzi w schronisku jest dość sporo.
Śniadanie dla idących na Wiessmies jest o godz. 4:00 więc postanawiamy wstać parę minut wcześniej. Jemy liofila i o 4:30 ruszamy w stronę przełęczy Zwischbergenpass 3268mnpm.
Po niecałej godzinie jesteśmy na przełęczy. Ukazuje nam się wschód słońca nad morzem chmur po Włoskiej stronie

.


Następnie skręcamy w lewo na pd.-wsch. grań wg przewodnika trudność PD (I). Dochodzimy do pola śnieżnego i tutaj popełniamy mały błąd.
Zamiast wejść od razu na skalną grań decydujemy się pokonać strome pole śnieżne.
Z dołu wydawało się, że to kilka minut ale nachylenia stoku było duże i zajęło nam to dużo więcej czasu niż sądziliśmy i przy okazji straciliśmy sporo sił.


W końcu wbijamy się na grań.

Przeważnie wszyscy idą związani liną ale my decydujemy się iść bez ponieważ nie wygląda ona na zbyt trudną.
Z każdym metrem grań robi się coraz bardziej stroma. Wspinaczka granią jest bardzo ciekawa. Każdy idzie jak mu się podoba.
W dwóch miejscach pakuje się w pionowe ok. 3 metrowe kominki z wyceną przynajmniej za II. Na szczęście chwyty są bardzo dobre więc pokonuję je bez przeszkód

.



W końcu dochodzę do moich towarzyszy którzy szli trochę szybciej i czekają na mnie na skalnej kulminacji P3965mnpm.
Robimy krótką przerwę na jedzenie bo czuję, że brakuje mi sił. Ubieramy raki, wiążemy się i piękną śnieżną granią w ok. 20min meldujemy się na szczycie naszego pierwszego 4tysięcznika

.


Jest godzina 9:30. Radość niesamowita

. Jeszcze parę lat temu mogłem tylko pomarzyć o takich szczytach. Teraz stało się to faktem. Widoki są po prostu powalające

. Robimy sporo zdjęć.

Alpy Berneńskie 
Żeby się napatrzeć musiałbym tam siedzieć cały dzień. Niestety trzeba się zbierać bo czeka nas jeszcze daleka droga. Proponuję zejść drugą stroną przez lodowiec Trift.
Moim zdaniem był to dobry wybór ponieważ schodzi się tędy bardzo szybko. Nie chciał bym jednak wychodzić tą drogą na szczyt.


Przejście pod wiszącymi serakami robi na nas spore wrażenie. Z tego odcinka drogi akurat nie mam zdjęć bo padły mi baterie i dopiero na dolnym wypłaszczeniu lodowca udało się uruchomić aparat.
W końcu docieramy do stacji kolejki Hohsaas.





nasza droga zejściowaRobimy krótki odpoczynek i czerwonym szlakiem podążamy w kierunku stacji Krauzboden. Po drodze robimy przerwę obiadową przy schronisku Wiessmieshutte

.

Fletschorn pięknie się prezentujeZmęczenie daje już o sobie mocno znać a do Saas-Grund jeszcze 2 godz drogi. Mieliśmy zamiar wypożyczyć specjalne hulajnogi i zjechać nimi na dół ale cena 16fr/szt skutecznie nas zniechęca.
Kierujemy się w stronę Triftalp i niekończącymi się zakosami w końcu ok. 16stej docieramy do miasteczka.

Znajdujemy przystanek autobusowy i postanawiamy, że brat pojedzie po samochód (4 przystanki=3,4fr). Po paru minutach przyjeżdża po nas i udajemy się na pole namiotowe w końcu odpocząć.
Podsumowując: atak szczytowy oraz zejście do Saas-Grund zajęło nam 11:45godz. Samo zejście to 2464m przewyższenia więc nogi mocno ucierpiały.
Jeżeli chodzi o trasę to bardzo polecam nasz wariant. Jest o wiele ciekawszy i urozmaicony niż wchodzenie i schodzenie tylko lodowcem który moim zdaniem jest dość monotonny.
Poza tym podejście lodowcem o nachyleniu 45 stopni jest bardzo męczące i lepiej tamtędy schodzić.
Praktycznie wszyscy którzy szli od Almagellerhutte schodzili na drugą stronę tylko, że oni zjeżdżali sobie potem kolejką

.
c.d niebawem