Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz maja 23, 2024 7:32 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt sty 10, 2012 10:10 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
Witacje :)

W tym wątku, przedstawię w wielu postach naszą (moją i mojej dziewczyny) wyprawę po Norwegii i trochę Szwecji, która miała miejsce od 19 lipca do 23 sierpnia 2011. Jeśli macie jakiekolwiek pytania piszcie tutaj lub na priv, bo wiemy, że planując podobną wyprawę takie info jest bardzo cenne - sami przed wyjazdem śledziliśmy różne fora pisząc i pytając się innych o porady:) Wiem, że w wątku będzie nie tylko o górach, ale chcę opisać tutaj całą wyprawę, tak aby ktoś planujący coś podobnego miał info nie tylko o samych górach, ale o całokształcie takiej wyprawy:)

Na początek mapa
http://maps.google.com/maps/ms?msid=211 ... e14f&msa=0
Kolor czerwony to dystans przebyty łodzią, niebiesko to stopem, na zielono pieszo (w górach Jotuheimen)
Trasa wiodła przez: Bergen - Selje - Maloy - Stryn - Geiranger - Lom - Jotuheimen - Oslo - Goteborg.
----------------------------------
Po wielu tygodniach, a raczej miesiącach, planowania w lipcu 2011 rozpoczęła się nasza podróż do Norwegii. Plan był dość wymagający, startowaliśmy z Gdańska do Bergen 19 lipca, zaś powrotny lot mieliśmy 23 sierpnia z Goteborga, a nasz budżet był przewidziany na 1500 zł na osobę, co w tak drogim kraju jak Norwegia może wydawać się szaleństwem, to dziś wiemy, że z pewnością można było zmieścić się nawet w 1000 zł, gdyby nie zakup drogich słodyczy, czy pepsi po 20 zł za 0,5 litra. Ale od początku.
Lot z Gdańska był o godzinie 6 rano, jako że jechaliśmy tam aż z Dolnego Śląska, mieliśmy wykupiony nocleg w akademikach gdańskiego uniwersytetu medycznego (25 zł od osoby za noc), przyjechaliśmy do Gdańska o 8 rano po całonocnej jeździe w pociągu, więc wykorzystaliśmy ten czas na zwiedzanie tego pięknego miasta jak i mały wypad nad morze.

Obrazek
(fot.1 Długi targ w Gdańsku)

Kolejnego dnia wstaliśmy o 3 w nocy, ruszyliśmy pod dworzec główny pkp skąd startował nocny autobus na lotnisko. Chcieliśmy się napić pepsi w sklepie bezcłowym na lotnisku, ale patrzymy, że była po 5,50 zł za 0,5 litra, ze 2 zł drożej jak w normalnym sklepie więc odpuściliśmy, czego pożałowaliśmy już w sklepie w Bergen:) Lot trwał jakieś półtorej godziny, po starcie z Gdańska był bezchmurny poranek, pięknie świeciło słońce, widok na półwysep helski, zatokę pucką był po prostu cudowny! Lecz już gdzieś nad Szwecją zaczęły się chmury, które, z nielicznymi wyjątkami, towarzyszyły nam przez kolejny miesiąc:) Gdy podchodziliśmy do lądowania w Bergen, gdy samolot wywróżył się z chmur, naszym oczom ukazało się norweskie, szkierowe, wybrzeże - woda i góry były wszędzie, przeplatały się jak mozaika, coś abstrakcyjnego w porównaniu do naszego polskiego wybrzeża. Pod koniec lotu, jako, że nie mieliśmy żadnego transportu czy znajomych w Norwegii, którzy mogli by nas odebrać, postanowiliśmy poszukać transportu na własną rękę u siedzących dookoła nas ludzi, lecz niestety, nikt nie chciał nas zabrać ze sobą, dodam też, że znacząco wyróżnialiśmy się na tle współpasażerów, większość ludzi byli to Polacy lecący do pracy bądź odwiedzający swoje rodziny w Norwegii, a my ubrani na sportowo z bagażem podręcznym czyli karimatami wypchanymi ryżem i makaronem wyglądaliśmy dość specyficznie;) Tak więc do centrum Bergen, gdzie popołudniu byliśmy umówieni z naszym couch surferem, czyli polakiem mieszkającym w Bergen, musieliśmy się dostać flybuss-em, który za jakieś 10 km jazdy kosztował nas mniej więcej 50 zł. Wysiedliśmy w centrum Bergen, drugiego co do wielkości miasta Norwegii i było to świetne uczucie. Jeszcze 2 godziny temu byliśmy sobie w Gdańsku, a teraz w Bergen widzimy ludzi spieszących się do pracy, turystów zwiedzających miasto, to było jak teleport do całkowicie innego miejsca:)

Obrazek
(fot.2 Poranek w Bergen - widok na port (marinę) i historyczną dzielnicę portową Brygge, dalej widać wzgórze Floyen i kolejkę na nie wiodącą)

Obrazek
(fot. 3 Marina i dzialnica Brygge)

Wylądowaliśmy tu we wtorek i mieliśmy zostać tu do piątku. Przed wyjazdem, mój tato śmiał się, że słyszał w telewizji, że w Bergen pada tylko raz dziennie... Lecz jak się sami przekonaliśmy, tato nie miał ani trochę racji, bo w Bergen padało przynajmniej 5-6 razy dziennie. Tylko jeden dzień mieliśmy tutaj bez deszczu, a poza tym, pogoda jest tu taka, że na przemian pada, czasem nawet mocno, a 30 min później świeci słońce. Pierwszy dzień przemieszczaliśmy się cały czas z naszymi ogromnymi plecakami, ważącymi około 30 kg, co zmuszało nas do częstych przystanków i stopniowego zwiedzania starówki Bergen. A Bergen samo w sobie, to dość specyficzne miasto, nie tyle, że różni się wyglądem do miast znanych w naszej części Europy, lecz panuje tam dość dziwny klimat, nie zrozumcie tego źle, ale jest to takie bardzo senne miasto, tak, że wygląda na 30 tys mieszkańców, a nie ponad 200 tys. Jeśli ktoś bywa u naszych południowych sąsiadów (Czechów) to z pewnością wie o czym mówię, po prostu w tych miastach, tak jak i w Bergen nie wiele się działo, trochę jakby miasto było uśpione. Oczywiście wyjątkiem była tu tętniąca życiem od turystów starówka i centrum, lecz tuż za nim było pusto i ruch był znikomy. Z pewnością przyczyną tego jest położenie Bergen, pomiędzy górami, tuż za centrum rozpoczynają się dzielnice domków jedno rodzinnych, które z okolicznych wzgórz ciągną się po horyzont.

Obrazek
(fot.4 Brygge)

Nasza pierwsza wizyta w sklepie – Rema 1000, aby kupić wodę do picia, była dość szokująca, ale nie aż tak bardzo jakby wcześniej mogło się wydawać. Ceny ogólnie, też i w innych częściach Norwegii, były fakt faktem wysokie, za wodę mineralną jabłkową, daliśmy za półtorej litra coś w okolicach 8 zł i takie były ogolnie mniej więcej ceny średnie, w okolicach 2-3 razy większe jak u nas. Chleb kupowaliśmy za 3-4 zł, był bardzo dobry, coś jak nasz graham, przed wyjazdem spotkaliśmy się z opinią gdzieś na forum, że aby kupić ten najtańszy chleb, trzeba lecieć po niego z samego rana – ale nigdzie przez cały miesiąc w Norwegii tak nie było, często kupowaliśmy nasz kneipp brod (zwany później przez nas „kiepem“ ;) ) nawet popołudniami. Co do cen, wyjątkiem są ceny mięsa, który było naprawdę mega drogie, kilogram łopatki czy karczku to był koszt w okolicach 70 zł, jak i batony kosztowały tam w okolicach 10 zł za snikersa czy boutny. Ale prawda jest taka, i dzięki temu udało nam się wydać tak nie wiele przez tak długą podróż, że po prostu trzeba długo szukać i szperać w markecie, a można znaleźć rzeczy w podobnych cenach jak w Polsce i tak też po kilku dniach w Norwegii, mieliśmy już upatrzonych kilka produktów, jak ciastka, chleb, które kupowaliśmy cały czas. Z pewnością problem będzie miał ktoś, komu przeszkadza monotonna dieta, ale dla nas, pary studentów, nie był to problem, a można powiedzieć – chleb powszedni nawet tu w Polsce;) Kolejną ważną rzeczą, którą należy wiedzieć przed wyjazdem do Norwegii, albo ogólnie Skandynawii, jest to, że można tu wszędzie, nawet w odizolowanych od cywilizacji górskich schroniskach, czy w autobusie, płacić zwykłą karta debetową normalnie tak jak w kraju, bez żadnych prowizji, po kursie lepszym jak w kantorze (co było miłym zdziwieniem, gdy sprawdziłem historie operacji po powrocie do domu). Płaciłem tam visą electron z mbanku, było to nawet poręczniejsze jak płacenie gotówką, także gotówki spokojnie można brać ze sobą jak najmniej.

Popołudniu pierwszego dnia spotkaliśmy się na dworcu kolejowym z naszym couchsurferem, który wynajmował pokój w domku, na parterze mieszkała rodzina właścicieli, a u góry mieszkał on wraz z dwoma innymi norwegami (studentami), oczywiście w osobnych pokojach. A dla surferów, czyli dla nas, było przygotowane przytulne miejsce na poddaszu, z materacem, szafką i widokiem na centrum Bergen. Nasz gospodarz, przygotował nam pyszny obiad popołudniu, zjedliśmy go wraz z norweskimi współlokatorami, prowadząc ciekawe rozmowy, o tym jak się tam żyje, mieszka – ogólnie o ich spojrzeniu na świat. Za oknem panowała szara pogoda, a w tle grała nam ciężka, elektroniczna muzyka – klimat był bardzo specyficzny, czuć było, że jesteśmy w zupełnie innym kraju i kulturze, gdzie żyją inni, bardziej specyficzni, ludzie. Ale co trzeba przyznać, że Norwegowie, a jak później się okazało – Szwedzi jeszcze bardziej – znają angielski na świetnym poziomie, my po kilkunastu latach nauki od podstawówki, gdzie radziliśmy sobie dość sprawnie i płynnie z mówieniem (nasza wiedza to mniej więcej poziom na ocenę B z FCE, a w szkole zawsze się przykładaliśmy do języków), i tak w biegłości jak i ilości znanych słówek znacząco ustępowaliśmy znacząco wielu spotykanym przez nas ludziom, którzy nas zapewniali, że znają język tylko i wyłącznie z nauki w szkole, bez żadnych kursów dodatkowych itp. itd., co dobrze pokazuje jaka jest jakoś nauczania u nas, niestety. Wracając do naszego mieszkania w Bergen, po dwóch zarwanych nocach, pierwszej w pociągu, drugiej na lotnisku, położyliśmy się spać o 20, przebudziliśmy na chwilę około 1 w nocy, spojrzeliśmy przez okno, a tam było widno, jak u nas wieczorem w najdłuższe dni, jak później miało się okazać, prawdziwą ciemną noc mieliśmy 3 tyg później w Oslo. Prędko wróciliśmy do łóżka i tak spaliśmy do 10 rano – całych 14 godzin, jeszcze nigdy tak długo nie spałem:)

Obrazek
(fot.5 Bergen o 1 w nocy - w rzeczywistości było jaśniej jak na fotce)

Drugi dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie centrum Bergen i wielu darmowych dla studentów (lub dla wszystkich) miejsc (muzea itp.). Co chwila nawiedzał nas deszcz, więc raz zakładaliśmy poncza, a za chwilę je ściągaliśmy i tak cały czas. Centrum Bergen, choć nieduże, było bardzo urokliwe, a najbardziej jego najstarsza część, portowe, całe w drewnie Brygge. Co trochę krążąc po centrum widzieliśmy jak ulice chowały się w tunelach, pod górami, pod miastem, ogólnie – wszędzie:). Również tego dnia weszliśmy na wzgórze Floyen, skąd roztaczał się przepiękny widok na Bergen, jak rozlewa się po okolicznych górach, a na tarasie widokowym słychać było wszystkie języki świata, choć jak zazwyczaj, najczęściej niemiecki;).

Obrazek
(fot.6 Widok ze wzgórze Floyen - widać marinę i okalające Bergen wyspy)

Obrazek
(fot.7 Widok z Floyen - centrum Bergen)

Obrazek
(fot.8 Ciągnące się po horyzont przedmieścia Bergen)

Schodząc z powrotem do miasta, szliśmy skrajem góry, na której znajdowało się osiedle domków, które jak pisałem były wszędzie, stawiane były wzdłuż ulicy wijącej się serpentyną po zboczu góry, jak później się dowiedzieliśmy, aby mógł powstać nowy dom, robi się mu miejsce wysadzając skałę i w takiej wnęce buduje się dom. Mieszkańcy też wykazywali się nie lada sprytem, np. parkowali samochody na dachach swoich domów (oczywiście przystosowanych do tego), wjeżdżając tam z kolejnej serpentyny tej ulicy, a normalne wejście do domu mieli z „niższego poziomu“ ulicy.
Przedostatniego dnia w Bergen wybraliśmy się na wzgórze (a raczej górę, 400 m wys względnej) Ulriken. Trasa rozpoczyna tuż obok dolnej stacji kolejki, trzeba przejść za blokiem znajdującym się po prawej stronie od stacji i po ścieżce iść cały czas do góry. Trasa jest bardzo stroma, ale wchodzi się dość szybko. Najfajniejsze są momenty gdy trasa piesza przechodzi pod kolejką i gdy nad naszymi głowami przemieszczają się wagoniki kolejki linowej, czasem widać zdziwione twarze – mówiące – „po co wchodzić jak można wjechać?“ :D Na szczycie rozciąga się przepiękny widok na Bergen, szkierowe wybrzeże, i góry po drugiej stronie. Czymś niesamowitym jest takie nagromadzenie gór o tak dużej wysokości względnej :) Góry w okolicach Bergen, głównie te za górą Urliken to głównie takie górki kamieniste, często podmokłe.

Obrazek
(fot.9 Widok z góry Urliken na przedmieścia Bergen)

Obrazek
(fot.10 Widok z Urliken na centrum, góra po prawej to Floyen)

Obrazek
(fot.11 Całe centrum i okoliczne wyspy z Urliken)

Obrazek
(fot.12 Kolejka wiodąca na Urliken)

Obrazek
(fot.13 Góry tuż za Urlinken)

Obrazek
(fot.14 Góry za Bergen)

Obrazek
(fot.15 Góry za Bergen)

Ostatni dzień w Bergen, a raczej tylko poranek, opuściliśmy nasz przytulny domek naszego couchsurfera aby na miesiąc zamieszkać jak nomadowie, cały czas się przemieszczając i śpiąc pod namiotem :) Z Begen wyruszyliśmy dość luksusową łodzią firmy Fiord1, mającą kurs do Selje (gdzie wysiadaliśmy). Fjord1, przynajmniej na tego „express boata“ miał zniżke 50% dla studentów, tak więc bilet z 400zł (800 NOK) zmniejszył się nam do „tylko“ 200 zł :) ale to naprawdę nie dużo jak na tamtejsze warunki, jak za kurs tak daleko w tak dobrych warunkach. Ale o tym napiszę w kolejnych częściach :)

Obrazek
(fot. 16 Express boat Fjord1)

Obrazek
(fot. 17 Na pokładzie Fjord1)

Obrazek
(fot. 18 Kilwater za naszym Express boatem :) )[/b]

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt sty 10, 2012 10:54 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5456
Lokalizacja: Białystok
Co do Bergen... Piękne miasto. Najpiękniejsze w jakim byłem do tej pory. Zero bloków/wierzowców w naszym jakże dobrze znanym stylu. Położone między wzgórzami, zaraz przy morzu... coś pięknego.
Gdzieś słyszałem, że to drugie miasto w Europie pod względem sumy opadów, a rekordem było jak deszcz padał prawie 3 miesiące bez przerwy (ale głowy nie dam) więc nie ma co się tam nastawiać na piękną pogodę ;)
Jako ciekawostkę można jeszcze dodać iż w budynku tamtejszej opery odbywają się koncerty muzyki death/black metalowej :twisted:

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 11, 2012 12:04 am 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
no na mnie Bergen nie zrobiło takiego wielkiego wrażenia, owszem było bardzo ładne, ale przeszkadzał mi taki marazm tam panujący, takie spowolnienie :) Z miast które na mnie największe wrażenie zrobiły to chyba Praga i Berlin :) a to z pewnością różnica w stosunku do Bergen, ale też w wielu miejscach nie byłem jeszcze, więc nie mam za dużego porównania ;)

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 11, 2012 4:55 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5456
Lokalizacja: Białystok
Każdemu podoba się co innego i chyba o to w tym wszystkim chodzi.

Czekam na ciąg dalszy ;)

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz sty 12, 2012 5:42 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
odcinek drugi;)

Selje - Geiranger

Płynąc express boatem wpadła w nasze ręce broszurka z małą mapą tego regionu i spostrzegliśmy coś co nam umknęło pomimo bardzo długich przygotowywań - płyneliśmy do selje, a jednak główna droga w tej okolicy leciała do wcześniejszej miejscowości na trasie łodzi (i większej) - Maloy, czyli stopa było by łatwiej łapac z Maloya, ale stwierdziliśmy że płyniemy dalej i jakoś to sobie damy radę:) Dodam, że tak w ogóle to nigdy wcześniej nie jeździliśmy stopem;) I tak tez wysiedliśmy w Selje, niedużej miejscowości, a raczej większej wiosce i ustawiliśmy się na drodze wylotowej, ale na niej ruch to były 3-4 samochody na 10 minut, więc trochę zwątpiliśmy w to co zrobiliśmy nie wysiadając w Maloyu. Lecz po godzinie stania, wrócił do nas samochód z wesołą 5 osobową grupą francuzów - auto było 8 osobowe zapchane po brzegi ale udało się wcisnąć nasze plecaki i ruszyliśmy w stronę... Maloya:)

Ale te łapanie stopa było jednym z dłuższych, później wszystko szło raz dwa i można powiedzieć że im gorsze auto, lub bardziej zapakowane tym ludzie chętniej się zatrzymywali aby wziąć nas oboje - wyglądających jak włóczęgów:) Najczęściej zabierali nas kierowcy z Niderlandów (tez turyści).

W Maloyu pożegnaliśmy się z ekipą francuzów, którzy byli bardzo mili i tak miło zareagowali gdy powiedzieliśmy że jesteśmy z polski "Aaaaa! Poloniaa!" :)

Obrazek
(fot.1 Panorama Maloy)

Miejscowości w Norwegii mają to do siebie, że czasami ciągną się kilometrami, bo są to cały czas pojedyncze domki jeden za drugim. Dlatego łapiąc stopa ciężko wyjść "za miasto", i podobnie w Maloyu, francuzi podwieźli nas trochę za daleko i łapaliśmy stopa na głównej drodze ale jeszcze w obrębie miasta. Ale ledwo rozstawiliśmy się z naszym napisem na kartoniku "Stryn" i po dosłownie 5 minutach zatrzymał się jakiś radiotechnik czy elektryk - norweg, małym dostawczym samochodem. Podwiózł nas jakieś 15 km na stacji benzynowej, mówił w zasadzie, że mamy szczęście teraz bo jest w okolicy większy festiwal rockowy (w Nordfjordeid) i dużo ludzi tu jedzie i możemy mieć dzięki temu łatwiej... i tak też było :) na stacji benzynowej zrobiliśmy siusiu, zjedliśmy coś z naszych zapasów i dosłownie wyjąłem naszą tabliczkę i drugie bądź trzecie auto które nas mijało zjechało na stację, władowaliśmy plecaki i jechaliśmy dalej. Był to młody listonosz koło 20 lat, który jechał właśnie na tej festiwal rockowy z pobliskiej miejscowości. Dużo z nim rozmawialiśmy, właśnie wtedy powiedział, że w radiu mówili że w Oslo były jakieś zamachy, ale do końca nie wierzyliśmy aby w tak spokojnym kraju coś takiego się działo. Nasz kierowca okazało się, że był kilka lat wcześniej na wycieczce w Polsce, w wawie, krakowie, wieliczce itp:) miło :)

Wysadził nas w Nordsfjordeid, skąd podeszliśmy pieszo kilka km nad jezioro Hornidalsvanet - najgłębsze w Europie, coś koło 612 metrów głębokości:) Na mapie wygląda to tak jakby coś zasypało końcówkę Nordfjordu i powstało to jezioro:) I pomimo, że w Norwegii można spać wszędzie w namiocie, jednak wzdłuż drogi którą szliśmy jak i dan samym jeziorem cały czas ciągnęły się domy, kilometr za kilometrem, do tego było bardzo pusto dookoła, trochę wymarła okolica, w deszczową pogodę wyglądało to trochę tak nieprzyjaźnie, dlatego nad Hornindalem postanowiliśmy się rozbić na campingu, choć wcześniej nie sprawdzaliśmy cen na campingach tu okazały się pozytywnym zaskoczeniem, bo wyszło za to około 25 zł za osobę w naszym namiocie. Mycie, tu jak i ogólnie w Norwegii na campingach to automat pod prysznicem około 10 koron za 10 minut prysznicu, czasem 15 czasem 5 min - zależy od tego gdzie śpimy. A od czasu do czasu warto spać jednak na campingu aby się porządnie umyć pod prysznicem, mieć dostęp do kuchni :)

Obrazek
(foto2. Hornindalsvanet o poranku :))

Na następny dzień ruszyliśmy dalej, po jakiś 40 min łapania stopa (aut jechało całkiem sporo) wzieło nas 2 chłopaków wracających z festiwalu do miejscowości Stryn. Oni byli chyba jedynymi norwegami których spotkaliśmy i słabo mówili po angielsku. W Strynie przeszliśmy miejscowość i na jej wylocie łapaliśmy stopa, ale było tam żadnej zatoczki czy przystanku aby ktoś mógł przystanąć i słabo to szło, ale zatrzymał się nagle camper na belgijskich blachach i na swój pokład wzięła nas czteroosobowa rodzina, siedzieliśmy sobie na kanapach i wraz z nimi po drodze do Geirangera zatrzymywaliśmy się i zwiedzaliśmy różne punkty widokowe - jak na wycieczce z rodzicami:)

Obrazek
(foto.3 Widok tuż przed tunelem w stronę Geirangera)

Obrazek
(foto.4 Tak jak na nr 3)

Obrazek
(foto.5 Tak jak 3 i 4)

Z nimi jechaliśmy, aż do samego Geirangera, co zajeło nam kilka godzin, zwiedzając wszystko co ciekawe po drodze. Za tunelem który był tuż po fotce nr 3 (tunel miał koło 14 km długości, wydrążony w skale, po drodze lała się z tych skał woda, świetny klimat) krajobraz za nim zmienił się na iście księżycowy.

Obrazek
(foto.6 Krajobraz za tunelem, kilkanaście km przed Geirangerem)

Obrazek
(foto.7 Jeziora tworzące się tak kaskadowo)

Ludzie z którymi jechaliśmy byli tak wspaniali, że za wjazd na Dalsnibbę http://pl.wikipedia.org/wiki/Dalsnibba (50 zł) zapłacili sami, nie wzięli od nas połowy którą chcieliśmy oddać. Po prostu świetni ludzie :)

Obrazek
(foto.8 Widok z Dalsnibby pod chmurami znajduje się Geirangerfjord)

Gdy już dojechaliśmy do Geirangera podziękowaliśmy "naszej" rodzinie;) cukierkami (michalkami) wziętymi przez nas na takie właśnie okazje:)

Obrazek
(foto.9 Widok na Geiranger)

Obrazek
(foto.10 Statek wycieczkowy w Fiordzie)

Obrazek
[Foto.11 Widok na Geiranger z wioski Homlog)

W Geirangerze zabawiliśmy 5 dni, pierwsze dwa na campingu tuż na skraju fjordu (za chyba 30 zł od osoby). Tu rozbiliśmy się tuż na brzegu fjordu, siedząc sobie przed namiotem podziwialiśmy około kilometrowe góry dookoła :) Prowadzące do Geirangera droga Orłów i droga Troli to kręte serpentyny na których ruch w szczycie sezonu nie jest mały. Wybraliśmy się raz wzdłuż fiordu wytyczonym szlakiem wiodącym przez wioskę Homlong. Szlak ten wiódł do punktu widokowego na przeciw wodospadu 7 sióstr. Widoki - co tu dużo mówić - przepiękne, a nawet i baśniowe:) Jedynie teren do wędrówki jest dość trudny, bo bardzo podmokły, często płynie tam dużo strumyków i ogólnie jest dość błotnisto.

Obrazek
(foto.12 Widok na Geirangerfjord)

Obrazek
(foto.13 Opuszczone domki na trasie z trawą na dachach - to popularne "zadaszenie" w Norwegii)

Obrazek
(foto.14 Widok na 7 sióstr)

Obrazek
(foto.15 Wodospad zmieniający się bliżej ziemi w mgiełkę z wody)

Obrazek
(foto.16 Opuszczona osada na końcu szlaku, na przeciw 7 sióstr)

Obrazek
(foto.17 Zakole fiordu i wodospad)

Obrazek
(foto. 18 To samo)

Po dwóch nocach na campingu aby nie wydawać za dużo kasy przenieśliśmy się na spanie na dziko, lecz jest z tym mały problem w tych okolicach bo trudno znaleźć wolne miejsce, nieogrodzone i niepochyłe. Udało się takie znaleźć tuż za małym domkiem obok namiotu grupki młodych francuzów, lecz po 2 dniach zostaliśmy uprzejmie poproszeni aby się przenieść bo teren okazał się jednak prywatny. A szkoda, bo była to super miejscówka, z miłymi kucykami, które najwyraźniej bardzo polubiły nas:)

Obrazek
(Foto.19 Nasi miejscowi przyjaciele;) )

W ostatni dzień nad fiordem postanowiliśmy podejść w górę drogi Troli, aby następnego dnia łapać stopa bardziej na wylocie z mieściny. I spaliśmy na punkcie widokowym flydalsjuvet. Przy parkingu tam położonym są toalety więc mogliśmy wieczorem i rano się odświeżyć i umyć. Myśleliśmy, że trochę głupio tak na sępa korzystać z takiej toalety, że to przecież dla podróżnych, ale gdy wieczorem zobaczyliśmy z 5-6 camperów z Francji, Szwajcari czy Niemiec w których ludzie tak samo noc spędzali śpiąc w nich przy tym punkcie widokowym i tak samo korzystali z kibelków to przestaliśmy mieć do siebie wyrzuty o to:)

Obrazek
(foto.20 Spora górska rzeka która spływała i wpływała do fjrodu tuż obok campingu na którym spaliśmy podczas pobytu w Geirangerze)

Obrazek
(foto.21 Nasz namiot na punkcie widokowym)

Spaliśmy jak widać na fotce wyżej na takiej szerszej półce skalnej, śledzie udało się wbić w dość grubą warstwę mchów, trochę na prawo była pionowa ściana kilkanaście metrów w dół :)

Obrazek
(foto.22 Po prawej w oddali widać drogę Orłów)

Obrazek
(foto.23 To samo tylko wieczorem)

Rano udało nam się zabrać z holenderską rodziną do miejscowości Lom i dalej do gór Jotuheimen. Poranek był bardzo mglisty i kropił deszcz, lecz gdy z nimi wjechaliśmy wyżej za Geirangerem to wyjechaliśmy ponad chmury, zrobiło się słonecznie, a pochmurny Geiranger zostawiliśmy za sobą:

Obrazek
(foto.24 Geirangerfjord pod chmurami)


Ogólnie noce w Norwegii, także później, na południu w Olso było zimne a czasem też i bardzo zimne. Normalką była temperatura w okolicach 5-10 stopni, a czasem dochodziło chyba w okolice zera i nasze śpiwory, choć dość grube, z komfortem termicznym jak pisało na opakowaniu do +2 stopni, a z ekstremum do -3, okazało się być trochę zaniżoną granicą, bo w rzeczywistości poniżej +5 trzeba było ubierać przynajmniej dwie bluzy (jedną cienka i jedną grubą - bo tyle ich miałem tylko ze sobą;) ) to koło 0 stopni, trzeba było wskakiwać w zimową kurtkę aby przespać spokojnie noc i nie wstać przemarzniętym. A ogólnie na zwykłe, nie te zimne noce, trzeba było spać raczej w długich spodniach (dresie) i cienkiej bluzie i było spoko. Dlatego na taką wyprawę polecamy aby kupić śpiwory z komfortem przynajmniej do -3 - -5 stopni, to zapewni że spokojnie będzie nam ciepło się spało :)
Też koniecznie warto zabrać kijki do nordic walkingu, zdecydowanie to pomaga w maszerowaniu z ciężkimi plecakami :)

ciąg dalszy nastąpi :)

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz sty 12, 2012 9:45 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Widoki piękne. Ten wodospad nad fiordem - wow :shock: Cudo.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz sty 12, 2012 10:07 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5456
Lokalizacja: Białystok
Szkoda, że na Dalsnibbie trafiliście chmury bo widok z tego miejsca w każdym kierunku zapiera dech w piersiach. Chociaż trzeba przyznać, że te chmury też rozwalają system ;)

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt sty 13, 2012 8:25 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
drugi odcinek bardziej mi się podoba :). Norwegia to piękny kraj.

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sty 14, 2012 1:07 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
najlepszy będzie trzeci odcinek, czyli Jotuheimen i moje ulubione fotki znad jeziora Gjende :) co trochę do nich wracam i nie mogę się napatrzeć :)

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sty 14, 2012 1:10 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
_Sokrates_ napisał(a):
Szkoda, że na Dalsnibbie trafiliście chmury bo widok z tego miejsca w każdym kierunku zapiera dech w piersiach. Chociaż trzeba przyznać, że te chmury też rozwalają system ;)


być może, choć nigdy wcześniej nie widzieliśmy takiego morza chmur pod nami więc ten widok był równie świetny dla nas :)

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sty 14, 2012 2:58 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
Jotuheimen

Obrazek
(fot.1 Po drodze do Lom)

Droga do Lom z Geirangera to było coś! Widoki jak z serialu "przystanek alaska", wielkie przestrzenie, wielkie góry i lasy lasy i jeszcze raz lasy iglaste, żadnej miejscowości (czasem campingi) i wzdłuż drogi biegła wielka górska rzeka o seledynowej wodzie, płynęła nią ogromna ilość wody, jedna kipiel. Ten odcinek stopem wspominam jako najpiękniejszy, takich widoków z drogi już nie zobaczyliśmy więcej :)

Lom to taka brama do gór Jotuheimen, znajduje się tu kilka marketów, duża informacja turystyczna, gdzie pracują bardzo pomocne panie i jest, co bardzo ważne, darmowy internet. Przed nami jakaś rodzina spytała się pań gdzie można zobaczyć renifery? My się uśmiechnęliśmy do siebie - że głupie pytania zadają ludzie. Ale pani z informacji wyjęła mapę i wskazała im miejsce (nad jakimś jeziorkiem) gdzie codziennie rano można zobaczyć renifery:D

Mapy to w Norwegii dość drogi interes, najtańsza mapa gór kosztowała w okolicach 80 zł - za dużo dla nas, ale tak jak powiedział nam znajomy przed wyjazdem - można tu się spokojnie poruszać bez mapy, zawsze przy schroniskach są mapy gór, można zapamiętać trasę, zrobić jej fotkę, a lasów tam nie ma i całą trasę widać jak na dłoni tak jak i kopczyki oznaczające szlaki. Ale w informacji turystycznej w Lom (albo w schroniskach, ale w IT było dużo więcej tego) warto zaopatrzyć się w wiele ulotek darmowych o górach, gdzie znajduje się również wiele mapek, mniejszych, większych bardziej i mniej dokładnych - ale tak czy siak pomocnych podczas wędrówki przez góry.

Obrazek
(foto. 2 Stavkirke w Lom)

Obrazek
(foto. 3 Duża rzeka płynąca przez Lom)

Obrazek
(foto. 4 to samo)

Zrobiliśmy tu jeszcze większe zakupy, tak aby przez kilkanaście dni wędrówki po górach nie zabrakło nam jedzenia. Markety w Lom były dużo tańsze jak w reszcie kraju, ceny były "tylko" mniej więcej x2 większe jak w polsce, dlatego mogliśmy skosztować trochę tamtejszych łakoci;)

Z Lom 2 razy dziennie jeździ autobus do schroniska Spiterstulen (chyba o 8:15 i 16:15), nie jest drogi, kosztuje około 15-20 zł. http://pl.wikipedia.org/wiki/Spiterstulen
Schronisko to znajduje się pod górą Galdhøpiggen - najwyższym szczytem Norwegii jak i całej Skandynawii.

Obrazek
(foto.5 Spiterstulen)

A schronisko jest piękne! Całe w drewnie, piękna sala kominkowa, a jakby na parterze - basen i sauny - i tu pozytywne zaskoczenie cenowe - kosztowało to tylko 25 zł bez limitu czasu siedzenia w basenie i saunie (otwarte było pomiędzy 16 a 20), więc cena nawet niższa jak w Polsce:). Do Spiterstulen można dojechać też własnym autem, ale koszt jego zaparkowania pod schroniskiem to ok. 50 zł. Spaliśmy tam na ichszym polu namiotowym, które znajduje się po drugiej stronie rzeki, a wiedzie tam drewniany mostek wiszący, który kołysze się idąc po nim.

Obrazek
(foto.6 Pole namiotowe przy schronisku)

Zapłaciliśmy tutaj za 2 noce, po 25 zł od osoby. Do naszej dyspozycji w cenie były prysznice (darmowe żetony brało się z recepcji), toalety i całkiem spora kuchnia tuż za polem namiotowym. Panował w niej fajny klimat, dookoła było słychać wiele różnych języków, wszyscy pichcili sobie i jedli obok siebie. Norwegowie spali raczej w samym schronisku;) Ceny noclegów w schroniskach są tutaj dość astronomiczne, coś koło 200-300 zł od nocy.

A w samej okolicy klimat był już bardzo surowy. Schronisko było położone na wysokości 1100 m npm. Dookoła były już tylko łyse, skaliste góry, a niżej, bliżej schroniska karłowate drzewa i trawy. Obok naszego pola namiotowego cały czas huczała pobliska rzeka, klimat był tu taki właśnie już bardzo górski :) Byliśmy tutaj mniej więcej pod koniec lipca, w ciągu dnia nie było zimno, koło 15 stopni, w nocy nie wiem, chyba koło 5.

Rano następnego dnia ruszyliśmy na Galdhøpiggen. Podejście miało trwać 4 godziny i zejście 2. Słyszeliśmy różne opinie, albo, że wchodzi się 6, schodzi 2, itp, a wyszło, że podchodziliśmy 4 (wg planu), a schodziliśmy 3.

Obrazek
(foto.7 Początek podejścia)

Szczyt jest na wysokości 2469, schronisko 1100, więc do podejscia jest ponad 1300 metrów. Ale góra nie jest trudna, idą tam całe rodziny, też i dzieci. Ponoć pogoda jest nieprzewidywalna, ale my trafiliśmy na słoneczną, czasem się zachmurzyło. Mieliśmy ze sobą kurtki zimowe, ale okazały się zbędne, na szczycie ludzie byli w krótkich spodniach, świeciło słońce, choć nie było upału;) chyba kilkanaście stopni było.

Obrazek
(foto.8 Podjeście)

Obrazek
(foto. 9 Lodowiec widoczny ze szlaku)

Obrazek
(foto.10 Widok po drodze)

Obrazek
(foto.11 po drodze)

Na szczyt można też się wybrać ze schroniska Juveshytte, po lodowcu, są tam organizowane wejścia z przewodnikiem, dają od razu raki i wszyscy idą powiązani ze sobą liną :)

Obrazek
(foto.12 Widok tuż przed szczytem)

Po drodze często trafiało się na takie czapy śniegu - pierwszy raz mieliśmy okazję widzieć śnieg w środku lata:)

Obrazek
(foto.13 Widok ze szczytu)

Na szczycie siedział tłum ludzi, znajduje się też taka budka, w której można się schronić w razie złej pogody - można tam też kupić puszkę cocacoli za ok.30 zł ;)

A widoki przepiękne, Jetuheimen, z norweska Kraina Gigantów - widać to dobrze ze szczytu, dookoła morze dużych i masywnych gór pokrytych śniegiem i lodowcami.

Obrazek
(foto.14 Widok ze szczytu)

Obrazek
(foto.15 Widok ze szczytu w stronę doliny gdzie znajduje się schronisko)

Poźniej czekało na nas zejście 3 godziny, zbieganie po czapach śniegu - co było niezłą zabawą. Po przyjściu do schroniska raz dwa wybraliśmy się na basen i saunę. Sala z basenem ma przeszklenie i widok na całą dolinę i góry. Wieczorem też posiedzieliśmy przy soczku w sali kominkowej i po dniu wrażeń poszliśmy spać.

Obrazek
(foto.16 Śniadanie)

Rano jak na fotce wyżej zjedliśmy sniadanie na stolikach przy schronisku, po lewej widać ten mostek i na przeciw pole namiotowe.
Ogólnie mieliśmy dobry patent na picie tam, aby nie pić cały czas samej wody ze strumyków i rzek, mieliśmy ze sobą wiele tabletek musujących o róznych smakach. Cały czas mieliśmy dwie butelki, które to napełnialiśmy wodą i wrzucaliśmy te pastylki plusza i mieliśmy różne dobre smaki cały czas do picia a przy okazji uzupełnialiśmy witaminy, wapno, magnez itp, przy dość skąpej diecie było to chyba pomocne :)

Obrazek
(foto.17 Odpoczynek przed dalszą trasą)

Popołudniu drugiego dnia wyruszyliśmy szlakiem w stronę schroniska Glitterheim, trasę tę rozłożyliśmy na 2 dni, bo plecaki pełne jedzenia były dość cieżkie, kolejne dni w miare jak zjadaliśmy zapasy szło się coraz lepiej :)

Nasza trasa przez góry wiodła przez Glitterheim do Memurubu nad jezioro Gjende, i wokół niego chodziliśmy przez kolejne dni :)

Ciąg dalszy nastąpi :)

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sty 14, 2012 3:31 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
Puszka coli za 30 zł?! To nie jest kraj dla takich jak ja cocacoloholików :D

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sty 14, 2012 6:04 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
mielismy nawet pomysl aby jechac do Lom po kilka zgrzewek coli (puszka kolo 8 zl) i wchodzic na Galdhoppingen i tam sprzedawac cole za 20 zl :D ciekawe czy by to wypaliło i czy tak w ogole mozna robic :D

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sty 14, 2012 9:52 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt sie 10, 2010 5:25 am
Posty: 2120
Lokalizacja: Poznań
Świetna sprawa, podziwiam za ruszenie tyłka, odwagę i zrobienie rzeczy, którą będzie się pamiętało do końca życia ;)
Najważniejsze, że wróciliście cało i udowodniliście, że można takie podróże odbywać bardzo mały kosztem.
Ja osobiście jeszcze dorzuciłbym jazdę rowerem zamiast stopa i pełnia szczęścia :)

_________________
http://www.flickr.com/photos/auralis1987


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N sty 15, 2012 1:16 am 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
Auralis napisał(a):
Świetna sprawa, podziwiam za ruszenie tyłka, odwagę i zrobienie rzeczy, którą będzie się pamiętało do końca życia ;)
Najważniejsze, że wróciliście cało i udowodniliście, że można takie podróże odbywać bardzo mały kosztem.
Ja osobiście jeszcze dorzuciłbym jazdę rowerem zamiast stopa i pełnia szczęścia :)


też myśleliśmy o rowerze, ale to byłby problem z transportem, linie lotnicze liczą sobie za transport tego sporą kase (chyba coś koło 300 zł), na statkach też coś doliczają, ale promy tak czy siak nie są tanie i trzeby by od początku cisnąć na północ rowerem a później wracać, więc byłoby to o wiele trudniejsze logistycznie jak nasza wyprawa.

A co do kosztów to teraz mam takie przeświadczenie, że możemy jechać w zasadzie wszędzie i to niedużym kosztem, trzeba tylko dobrze wszystko rozplanować:) oczywiście na koncie mieliśmy jak coś awaryjnie kasę, ale nie była ona potrzebna :)

Teraz po głowie chodzi nam pomysł na podobną wyprawę, ale bardziej trekingową niż jazdę stopem, wyjazd w góry Szkockie (tj. Kaledońskie). Jak popatrzeć na fotki na necie to coś pięknego i chyba większe pustkowia jak w norwegi, a i jedzenie i transport lokalny o wiele tańszy.

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sty 16, 2012 12:18 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 25, 2008 5:44 pm
Posty: 2531
Lokalizacja: bliżej... znacznie bliżej ^^^ ;)
pierwsza fota oczywiście najzacniejsza :mrgreen:

nic nie przebije jednak norweskich fiordów (moje marzenie od nie pamiętam kiedy)
karalle - graty :thumright:

Auralis napisał(a):
podziwiam za ruszenie tyłka

taaa... :fiuuu:

_________________
"Każde marzenie dane jest nam wraz z mocą potrzebną do jego spełnienia..."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz lut 02, 2012 8:41 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pt lis 04, 2011 5:54 pm
Posty: 25
Lokalizacja: Pogórze Sudeckie
Joutunheimen II

Ze schroniska Spitterstulen ruszyliśmy w stronę schroniska Glitterheim, zaraz za doliną gdzie znajdowało się pierwsze schronisko było ostre podejście w górę, ale które na szczęście nie trwało zbyt długo.

Obrazek
(foto.1 Dolina w której znajduje się Spitterstulen)

Dalej, przez wiele kilometrów ciągnął się płaskowyż, ale o tym później. Jako, żę trasę do Glitterheim wzieliśmy sobie na dwa dni (wg map powinno to trwać chyba 7 godzin, ale nawet ludzie wędrujący z lekkimi plecakami mówili że 8 godzin to minimum). Po podejściu przeszliśmy jeszcze z kilometr i jako, że był już wieczór (wyszliśmy popołudniu) zaczęliśmy szukać miejsca aby rozbić namiot, teraz wyglądał jak na fotce nr 2 wraz z moją dziewczyną :) (piszę tu w zasadzie z jej konta;) )

Obrazek
(foto.2 Pomiędzy Spitterstulen a Glitterheim wraz z moją wytrwałą dziewczyną :) )

Na fotce powyżej widać kawałek dalej takie skałki, ja akurat byłem chwilę wcześniej przy nich, a Karolina stała mniej więcej tu gdzie jest na fotce, i krzyczy do mnie - patrz na renifery - ja oglądam się dookoła i nagle, tuż koło mnie zza tych skałek wybiegła chyba mama reniferowa wraz z młodym :) Gdzieś w oddali widzieliśmy, że ktoś też rozbił się w tej okolicy z namiotem. Choć teren był płaski nie było łatwo znaleźć miejsce na namiot, ponieważ większość terenu była podmokła i kamienista, ale udało nam się znaleźć odpowiedni kawałek ziemi i rozbić nasz namiot.

W następny dzień mieliśmy dojść do Glitterheim, idąc cały czas tym płaskowyżem, krajobraz zmieniał się na coraz bardziej księżycowy, mocno świeciło spodnie, więc chyba 2-gi raz mogliśmy sobie pozwolić na krótki rękaw i spodnie:) Po prawej w oddali było widać wystające spomiędzy gór jęzory lodowców, jeziorka które się pod nimi tworzyły. Często musieliśmy przystawać aby wypatrzeć kolejny kopczyk na naszym szlaku, ponieważ ginęły one w morzu skał i kamieni. Maszerując te dwa dni do Glitterheimu, źle rozłożyliśmy trasę, powinniśmy byli przejść więcej pierwszego dnia, dlatego drugiego maszerowaliśmy całych 8 godzin, aż do wieczora.
W pewnym momencie dolina którą szliśmy zwężyła się bardzo, tak do jakiś 50 metrów, z czego jakieś 45 zajmowało płytkie jeziorko na skraju którego były duże czapy śniegu i jedną z tych czap musieliśmy przejść dalej. Jako, że było ciepło, to śnieg zapadał się, dwa razy noga wpadała mi, praktycznie cała, w śnieg i jakąś szczelinę między skałami, to dzięki kijkom do nordiku, zapierając się na nich, dźwigałem się do góry z tym ciężkim plecakiem. Później ta dolinka zwężyła się jeszcze bardziej, ale nie było już śniegu to przeszliśmy ją raz dwa.

Obrazek
(foto.3 Duża dolina w której leży schronisko Glitterheim)

Po przejściu przez te ciasną dolinkę opisaną wyżej taki widok nas przywitał. To Glitterheimu szło się jeszcze ze 4 km w lewo jak na fotce nr 3. Zostawiliśmy plecaki kawałek przed schroniskiem, tak z 400-500 metrów (przed ich kempingiem, tak aby spać na dziko, ale aby być w pobliżu schroniska). Podeszliśmy tam, było to małe schronisko, które prąd wytwarzało z agregatu, przekąsiliśmy po snikersie, skorzystaliśmy z prysznica za 10 kr i wróciliśmy do plecaków aby rozbić namiot. Tuż przed schroniskiem płynąca rzeka (wpływająca do tej dużej z fotki nr 3) rozlewała się po płaskim terenie a do schroniska szło się takimi groblami.
Wieczorem i z rana widzieliśmy renifery pięknie przebiegające przez rzekę (w jej płytszych miejscach).

W tym schronisku zobaczyliśmy też coś, co bardzo nas zdziwiło - ponieważ wodę do picia braliśmy zewsząd, głównie ze strumyków po drodze, nigdy ze stojącej wody, zawsze z "bieżącej". A tam wisiał plakat ostrzegający przed "Rokiem leminga" (takie duże chomiki;) tam żyjące) - czyli po łagodnej zimie ich populacja gwałtownie rośnie, i nie można było pić wody ze strumieni, ponieważ groziło to zarażeniem Tularemią (zajęcza gorączka http://www.zdronet.pl/tularemia,422,choroba.html) w Polsce raczej rzadka to choroba. Trochę się wtedy wystraszyliśmy, ale wg tego info picie wody z dużych rzek było bezpieczne, tak więc gdy byliśmy przy takowej braliśmy większe zapasy ze sobą.

Kolejnym celem naszego marszu było jezioro Gjende i schronisko Memurbu (to także rozłożyliśmy na 2 dni).

Obrazek
(foto.4 Most na rzece obok schroniska Glitterheim)

Obrazek
(foto.5 Most na rzece obok schroniska Glitterheim)

Po przekroczeniu mostku wiszącego poszliśmy dalej, było średnio trudne podejście, na szczycie którego zobaczyliśmy czarne chmury i usłyszeliśmy grzmoty - choć wcześniej wielu ludzi nam mówiło, że w Norwegii nie ma burz ;) Tak więc czym prędzej ruszyliśmy w dół, ale po jakiś 400 metrach zaczęło padać, usiedliśmy na naszych plecakach i okryliśmy się ponczami (i nawet nie zmokliśmy dzięki temu). Po jakiś 15 minutach zaczęło padać słabiej, więc ruszyliśmy dalej okryci ponczami, kawałek dalej spotkaliśmy grupkę ludzi idących w przeciwnym kierunku, którzy na nasz widok powiedzieli "it's good to see people" ;) bo ogólnie prawie nikogo tam nie spotykaliśmy. Przekroczyliśmy kolejną wielką górską rzekę (największą z dotychczasowych, szeroką na jakieś 10 metrów i ze 2 metry głębokości wody - jedna kipiel i huk.

Obrazek
(foto.6 Most na kolejnej rzece obok jeziora Russvanet)

Kilkadziesiąt metrów za tą rzeką rozłożyliśmy namiot i spędziliśmy tu noc. Co jakiś czas nad ranem słychać było dzwoneczki owiec też tutaj wędrujących. O poranku przywitał nas taki piękny widok jeziora Russvanet:

Obrazek
(foto.7 Jezioro Russvanet o poranku)

Dalej w stronę Memurubu podążaliśmy jego prawym brzegiem. Góra po lewej ma około kilometra wys względnej.

Obrazek
(foto.8 Russvanet)

Jego brzeki bylo bardzo podmokłe, często prawie cale buty lądowały w strumyku, na szczęście nie przemokły :)

Obrazek
(foto.9 Kolejna rzeka)

Poźniej za Russvanet czekało nas nieduże podejście i naszym oczom ukazał się widok na jezioro Gjende i schronisko Memurubu:

Obrazek
(foto.10 Jezioro Gjende i schronisko Memurubu)

Tu tez po 3 dniach udało nam się złapać zasięg i dodzwonić do domu aby nikt się nie martwił niepotrzebnie :) Nad Jeziorem Gjende spędziliśmy w sumie około tygodnia, w Memurubu odpoczeliśmy 2 dni, później poszliśmy na jego zachodni skraj do Gjendebu, kolejno stateczkiem wróciliśmy do Memurubu, tu odpoczynek i przez przełęcz Bessegen do Gjendesheim na wschodnim skraju jeziora (tu też dwa dni i odjazd do Oslo).

Jezioro Gjende to dla mnie najlepsze wspomnienia, najpiękniejsze widoki i wszystko co naj podczas tej wyprawy, wg mnie bije to na głowę nawet Gejrangerfjord.

Obrazek
(foto.11 Nasz namiot i widok na jezior Gjende)

W połowie zejścia do schroniska, na kawałku płaskiego terenu rozbiliśmy nasz namiot, obok nas były jeszcze 4 inne namioty, niemcy, norwegowie i chyba francuzi. Tu odpoczęliśmy dzień, i na kolejny ruszyliśmy w stronę Gjendebu (zachodni kraniec jeziora).

Obrazek
(foto.12 Pierwsze podejście na trasie do Gjendebu)

Obrazek
(foto.13 Po drodze do Gjendebu)

Po drodze spotkaliśmy pani które miały ze sobą mapę i powiedziały nam, że są dwie drogi - łatwa, ale dłuższa na około, i krótsza, zboczem góry ale dodały, że trzeba się mocno trzymać łańcuchów (na foto. nr 14). Wyszło, że wybraliśmy tę drugą trasę - bo krótsza, co okazało się kiepską decyzją, w sumie dobrze, że nic nam się nie stało, schodziliśmy skrajem góry, wąską ścieżka (tak akurat aby dwie stopy zmieścić), a zbocze było tak strome, że jeden zły krok, i przeważeni ciężkim plecakiem leżeli byśmy w jeziorze. Szliśmy bardzo powoli, uważnie patrząc gdzie stawiamy stopę robiąc kolejny krok. W pewnym momencie zaczęło jeszcze lekko padać i niżej zaczęły się łańcuchy (trzeba było zjechać ich się trzymając po pionowych skałkach) - stres był niemały wtedy;)

Obrazek
(foto.14 Strome zbocze po którym przyszło nam iść, widać zachodni skraj jeziora)

Szczęśliwie doszliśmy na sam dół, ale zaczęło wtedy padać na dobre, schowaliśmy się w schronisku, skończyliśmy naszą ostatnią czekoladę wedla, wypiliśmy colę, a ciuchy daliśmy do suszarni, czyli pomieszczeń ogrzewanych, z sznurkami, gdzie można wysuszyć ciuchy. Na dodatek tego wszystkiego nie udało nam się odpalić naszej kuchenki (zapchała się dysza kawałkiem sadzy) i rozbiliśmy w deszczu namiot na skraju jeziora, w środku wszystko było mokre i tak też głodni położyliśmy się spać.

Na następny dzień dalej padało, ja od rana wziąłem się za naprawę kuchenki (mieliśmy kuchenkę benzynową), udało się wyczyścić dyszę i ugotować kaszki i zjeść po kisielu. Problemy z dyszą (chyba przez jakość benzyny którą tam wlaliśmy) towarzyszyły nam już do końca. Jako, że nie przestawało padać, zdecydowaliśmy się wrócić do Memurubu stateczkiem, miał kosztować "tylko" 30 zł, ale okazał się x2 droższy ;)
Na stateczku okazało się, że plecaki jadą w "luku" bagażowym, czyli po prostu luzem na pokładzie, czyli znów nam przemokło wiele rzeczy. Ale w Memurubu, znów schowaliśmy się w schronisku, rzeczy rozłożyliśmy w suszarni, i skorzystaliśmy, że nie było tam tak drogo i posiedzieliśmy tam kilka godzin, wypiliśmy herbatkę, gorącą czekoladę itp :) Na foto niżej schronisko od środka:

Obrazek
(foto. 15 Schronisko Memurubu)

Gdy przestało padać rozbiliśmy namioty tam gdzie 3 dni wcześniej i z rana kolejnego dnia, już z piękną słoneczną pogodą ruszyliśmy w stronę Gjendesheim przez przełęcz Bessegen (wraz z tłumem turystów, których rano przywoził do Memurubu poranny stateczek). Niżej widoki po drodze:

Obrazek
(foto.16 Po drodze do Gjendesheim)

Obrazek
(foto.17 Gjene w całej okazałości)

Obrazek
(foto.18 Ja nad przełęczą Bessegen)

Bessegen to coś niesamowitego, tak piekne widoki, taki ogrom przestrzeni, że nie da się tego ująć słowami ;)

Obrazek
(foto.19 Widok na Gjende spod Gjendesheim)

Obrazek
(foto.20 Gjende o 23 w "nocy")

Spędziliśmy tu dwa dni, trzeciego ruszyliśmy łapać stopa w kierunku Oslo, wieczorem już tam byliśmy, ale o tym krótko będzie później :)

Pozdrawiam! :)

_________________
moje trasy w Karpaczu i Szklarskiej Porębie - http://www.karpacz-szklarska.pl/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt lut 03, 2012 10:46 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
piękne widoki :). Już kombinuję kiedy by tam jechać :wink: W tym roku pewno jeszcze nie ale może za rok czy dwa się uda :)

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lut 13, 2014 2:02 pm 
Nowy

Dołączył(a): Cz lut 13, 2014 1:53 pm
Posty: 1
Świetne zdjęcia, jestem pod wrażeniem :D Osobiście mam zamiar wybrać się do Norwegii na narty w następnym sezonie, dosyć już mam polskich i słowackich stoków a w Norwegii ruch na wyciągach pewnie jest mniejszy. Sporo informacji czerpię z http://www.skandynawskiewakacje.pl/tag/ ... -norwegia/ i opowiadań znajomych, którzy polecają przygodę ze śniegiem w Norwegii


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL