26 września (w piątek) wyjechaliśmy z kolegą z Koszalina PKSem o 18:00. W Zakopanem z rana zameldowaliśmy się z rana o 7:15. Nocleg załatwiliśmy sobie w centrum, co by mieć dobry/szybki dostęp do busów.
Na rozgrzewkę postanowiliśmy pójść na Kościelec. Widoczność była tego dnia bardzo dobra, widać było wyraźnie Babią Górę oraz Trzy Korony z okolic Boczania:


Cień Kościelca znad Czarnego Stawu Gąsienicowego:

Niestety za przełęczą Karb, przed pierwszym kominkiem, złapały mnie różne dolegliwości
i zrezygnowaliśmy z kontynuacji podejścia

Wróciliśmy z drugiej strony Doliną Stawów Gąsienicowych.

Ja z mordą od ucha do ucha, bo wracamy naszym ulubionym szlakiem – przez Halę Gąsienicową


II dzień
W drugim dniu mieliśmy iść planowo na Przełęcz pod Chłopkiem, niestety z uwagi na zalegający śnieg zmieniliśmy plan na Szpiglasową Przełęcz od strony Morskiego Oka (swoją drogą chciałoby się wejść chociażby na Kazalnicę). Droga na Szpiglasową Przełęcz trochę się dłużyła, no ale też co chwilę robiliśmy zdjęcia, bo było co podziwiać









W drodze powrotnej natknęliśmy się na darmową jagodziankę, ale nikt nie skorzystał z promocji


Oczywiście, jak to z naszymi wyprawami, poszliśmy na cały dzień w góry praktycznie bez żadnego jedzenia. Natomiast nie zapomnieliśmy zabrać ze sobą niezwykle ważnych rzeczy, jak lornetki, kijki trekkingowi, dodatkowe bluzy i kurtki

Wróciliśmy ledwie żywi o 19:30 do Zakopanego – w dół praktycznie biegliśmy, żeby załapać się na busa, bo było już ciemno i średnio widziało się nam dalsze chodzenie bez jedzenia. Po powrocie do Zakopanego od razu polecieliśmy na obiadokolację do Pychotki na Krupówkach, też się ledwie załapaliśmy, ale smakowało niesamowicie

III dzień
Celem był Starorobociański Wierch od Doliny Kościeliskiej – skończyło się na Siwych Skałach. Widok na Bystrą – widać jak króluje nad okolicą:

Można powiedzieć, że moi przyjaciele podczas tego urlopu:D

Giewont w chmurach z okolic Ornaku:

Doszliśmy do Siwych Skał, gdzie zakończyliśmy dalszą podróż (trochę nie wiedzieliśmy jak je przejść, a i trochę chyba się dalej nie chciało iść już po męce dzień wcześniej) – to podziwialiśmy widoki na Tatry Zachodnie – te stromizny są niesamowite – idzie się ładną ścieżką, a i z jednej i z drugiej strony jest gdzie się sturlać

Dni IV-VIII
Z rana spakowaliśmy się i wróciliśmy do Krakowa, skąd udaliśmy się do mojej rodzinki w okolice Bochni. Przeszliśmy się do Nowego Wiśnicza na zamek.

Szóstego dnia busami dostaliśmy się do Limanowej (w okolicach przełęczy Rozdziele było pięknie widać z busa „pływające” mgły w dolinach i wystające znad nich „wyspy” – banany na gębach były ). Stamtąd PKSem podjechaliśmy do Słopnic na ostatni przystanek i wyruszyliśmy na Mogielicę – najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Z początku mieliśmy trochę problemu ze znalezieniem trasy, bo w ogóle nie było oznakowania, ale w końcu zaczęliśmy iść do góry i musiało się to kiedyś skończyć.
Widoki z trasy piękne – góry, różnokolorowe drzewa w barwach jesieni. A kopara opadła przy krzyżu papieskim pod szczytem, jak wyłonił się widok na Tatry i inne góry. Jeszcze lepszy widok był z wieży na szczycie Mogielicy.






Dalsza sielanka trwała do soboty – o godzinie 20 powrotny PKS do Koszalina (bardzo dobre połączenie Koszalin – Krynica-Zdrój) i o 8.30 rano byliśmy w domu nad morzem. Podsumowując - było to znakomicie spędzone 1,5 tygodnia urlopu
