W sobotę miała miejsce druga wycieczka z cyklu rodzinnych. Wraz z żoną i siostrą oraz Małym Gadem udajemy się na Opolszczyznę, aby naocznie przekonać się, że tam też są góry (w co początkowo nie mogliśmy uwierzyć). Po póltorej godziny z Wro meldujemy się w czeskiej miejscowości Zlate Hory. Tak jak przypuszczaliśmy, daliśmy się nabrać. Żadnych gór tu nie ma. Od samego rana, mimo zapowiedzi dobrej pogody, wszystko szczelnie otula gęsta mgła.
Zlate Hory to małe, senne miasteczko z kilkoma ładnymi kamienicami oraz przyjemnym ratuszem. Od samego rana miejscowe bary znajdują amatorów zlotego trunku spod znaku złotego kurczaka czy innego indyka. Niemal skusiła nas wizja pozostania w jednym z takich miejsc – przecież tu w okolicy i tak nie ma gór. Chęć eksploracji jednak zwyciężyła i udaliśmy się zielono znakowaną ścieżką na wschód klucząc pomiędzy opłotkami miejscowych domostw. Wkrótce stromizna daje znać o sobie i musimy przyznać , że jakieś góry tu jednak są. Po piętnastu minutach docieramy do kaplicy poświeconej bohaterom wojen ‘rakusko – pruskich’ z XVIII wieku. Niestety, była dość podniszczona i zamknięta. W tym momencie niebo zaczęło się rozpogadzać i ujrzeliśmy przed nami imponujący cel naszej wycieczki.
Dalsza droga na szczyt zajęła jakąś godzinkę. Na górze znajduje się wieża widokowa, która daje nadzieję na dobry widok na okolicę. Niestety, mgły jeszcze się nie podniosły i warunki były na tyle słabe, że nie widzieliśmy nawet jebitnej wieży na Pradziadzie – oddalonym zaledwie o dwadzieścia kilka km. Pozostało posiedzenie sobie pod wieżą i raczenie się dostępnym na miejscu piwkiem. Odbyłem ciekawą rozmowę z Czechem opiekującym się wieżą. Kilka razy w roku (i niekoniecznie zimą) występują warunki umożliwiające oglądanie oddalonych o 220 km Tatr czy o 170 km Babiej Góry. Śnieżka (130km na zachód) dość często jest widoczna. Na ‘Dalekich obserwacjach’ jest kilka ciekawych zdjęć. No cóż – nie dla nas takie rarytasy.
Schodzimy w kierunku Jarnołtówka po chwili osiągając schronisko. Kilka rzeczy do odnotowania w środku – galeria krawatów ‘w których to na Kopę się nie chadza’, krzesła z płaskorzeźbami prezydentów obecnego ustroju, czy informacja nt. faceta, który w 2010 roku odwiedził Kopę 161 razy. Rafał, wyzwanie dla Ciebie – czy da się to powtórzyć na Rysach?
Ze schronu schodzimy na czeską stronę koło ruin zamku Lojśtensztajn (zamek to chyba za dużo powiedziane) do Zlatych Hor. W międzyczasie Młody domaga się papu i robimy popas na trawie. Wreszcie ładny widok na Kopę i nawet Pradziad się pokazał. Szkoda, że tak późno. Ale misja została wykonana – na Opolszczyźnie są góry! Po pół godzinie jesteśmy przy aucie. Wracając widzimy, że rzepak zaczyna kwitnąć. W marcu!
Cała wycieczka z dojazdem zajęła nam 9h i jestem dumny z Młodego, że spokojnie dał radę. To jego drugi szczyt do KGP, a mój 14ty (połowa stuknęła). Już pracujemy nad następnymi wyjazdami.
Fotomontaże:
