Piękna pogoda się zapowiadała na sobotę, aż żal byłoby jej nie wykorzystać na jakiś wypada. Umawiamy się zatem z Olgą na wyjazd. Plan jest zrobić tym razem najwyższy szczyt Tatr i zarazem Karpat (
Gierlach (Gerlach)), drogą przez Batyżowiecką Próbę. Wyjazd tradycyjnie w nocy, żeby jak najwcześniej wyjść zanim słońce przygrzeje w żleb. Dojazd do Wyżnie Hagi tym razem obył się bez przygód z policją. Z parkingu startujemy w świetle czołówek przed 4. Kierunek Batyżowiecki Staw. W połowie drogi do stawu zaczynają się pierwsze lody i śniegi. Śnieg jest jednak dobrze zmrożony, nie trzeba nic torować. Powyżej górnej granicy lasu mamy wschód słońca, jednak tego dnia nie jest zbyt piękny. Po 6 jesteśmy nad Stawem. Na pokrytym lodem Batyżowieckim Stawie robimy sobie przerwę na uzupełnienie energii i przygotowanie się do podejścia na szczyt.




Tutaj widzimy lawiniska, które powyjeżdżały z prawie każdego żlebu. Liczymy, że już wszystko co miało wyjechać wyjechało. Śniegi twarde można powiedzieć, że beton raki bardzo przydatne. Przechodzimy przez lawiniska kierując się w kierunku Batyżowieckiego Żleb. Nie wiedząc kiedy dochodzimy do Batyżowieckiej Próby.

Ja sądziłem nawet, że jeszcze za wcześnie na nią. Ponieważ wcześniej miały być jeszcze jakieś łańcuchy. Okazało się jednak, że to już ona, a wcześniejsze łańcuchy muszą być gdzieś poniżej pod śniegiem. Na Próbie mam małe problemy z wystartowanie, ale jak już ruszyłem to później bez większego problemu ją przechodzę. Śniegi powyżej nadal twarde także idzie się całkiem dobrze. Mi najwygodniej idzie się tego dnia w pozycji na czworaka. Jak się później okazało większość zejścia też pokonywałem w podobnej pozycji. Po przejściu kilkudziesięciu metrów okazuje się, że idziemy złą stroną grzędy.



Trzeba się jakoś przebić do właściwego żlebu. A nie uśmiecha nam się wracać. Zatem Olga pomału robi trawers w trochę nie najciekawszym śniegu do właściwej drogi. Słońce zaczyna coraz bardziej przygrzewać w żleb miejscami już trafiamy na słabiej zmrożone śniegi. Widzimy również podążającą po naszych śladach słowacki zespół.

Idą szybciej niż my. Ale jakoś nie chętni są żeby nas wyprzedzić. Jak się później dowiadujemy startowali oni ze Śląskiego Domu. W końcu w miejscu gdzie należy odbić do rynny w lewo zatrzymujemy się i czekamy, żeby nas wyprzedzili. Śnieg na tym odcinku wyglądał, że będzie trzeba go już torować. A nam się trochę tego nie chciało robić. Jesteśmy zatem zadowoleni z Olgą, że Słowacy zrobili to za nas, w końcu i tak byli bardziej wypoczęci od nas. Przed szczytem widzimy po raz pierwszy kolejny zespół, który pokazał się na Przełączce pod Małym Gierlachem.

Na szczycie jesteśmy po 10. Robimy pamiątkowe zdjęcia i odpoczywamy grzejąc się w słońcu.






W między czasie ekipa Słowacka rozpoczęła zejście. Ja zaczynam jeszcze szukać skrzynki, żeby się wpisać do zeszytu. Jednak mam problem z jej zlokalizowaniem. Olga nie mogła sobie przypomnieć gdzie ona powinna być. Szukam chwile przekuwając czekanem śnieg. Jednak nie natrafiłem na nią, chociaż byłem bardzo blisko (miejsce zamocowania skrzynki znalazłem po powrocie do domu). Słońce pięknie grzeje, ale trzeba wracać póki jeszcze śniegi nie rozpłynęły się do końca. Zejście początkowo trochę przodem, trochę tyłem. W pewnym momencie poślizg i jadę dobre kilka metrów. Wcześniejsze treningi hamowani po raz kolejny się przydały. Większość dalszej drogi schodzę głównie tyłem na czworaka, była to najbezpieczniejsza forma zejścia dla mnie tego dnia. W trakcie zejścia widzimy ponownie drugi zespół, który właśnie obchodzi Pośredni Gierlach z pełną asekuracją.

Za chwilę słyszymy jeszcze potężny grzmot. Jedzie lawina z Kończystej. Chociaż w moim odczuciu pojechało jeszcze coś być może w Zachodnich. Dochodzimy w końcu do Próby. Olga schodzi po klamrach, a ja jak już wcześniej postanowiłem będę trenował zjazdy. Trochę niepewnie mi to idzie, ale zjeżdżam. Poniżej nadal więcej schodzi się tyłem, niż przodem. W końcu dogodne miejsce do dupozjazdu, no to jedziemy. Jesteśmy w końcu w Dolinie Batyżowieckiej. Robimy sobie tutaj przerwę, gdzie wygrzewamy się w słoneczku i podziwiamy widoki.

Po kilkunastu minutach czas jednak zbierać się ku powrotowi. Ruszamy w kierunku szlaku, znajdujemy po drodze jeszcze jedno miejsce na piękny dupozjazd. I znowu jesteśmy na szlaku zastanawiamy się czy nie schodzić inną drogą. Jednak ostatecznie wracamy tak jak przyszliśmy szlakiem. Od rannego wyjścia śniegi już rozmiękły zapadamy się po kolana, a miejscami nawet głębiej. Wreszcie koniec śniegów. Myślimy, że już nic nas tego dnia nie zaskoczy, a jednak na polanie przed Wyżnimi Hagami witają nas jeszcze krokusy.

Piękne zakończenie udanego dnia. Kilka zdjęć i można wracać na parking, na którym jesteśmy po 17.
Video z Batyżowieckiego StawuVideo z Gierlachu