Tak w skrócie.
Najpierw pogniewała się na mnie żona. Że ja tu sobie w góry chce jechać, a remont w domu wieczny itd. No i dwa tygodnie ciche dni. Dobra, jakoś się w końcu dogadaliśmy, ale ale... Przyjechał szwagier i mówi - Chodź jedziemy na majówkę - ja nie mogę, mówię, na jeden dzień góra. Cóż - szwagier też się obraził. Zabrał drugiego szwagra, dzieciaki i pojechali.
No to w końcu pojechałem i ja. Poszedłem sobie w góry. O jak było fajnie !!!
Około północy za pomocą GOPR-u wydostałem się z lasu w którym zabłądziłem. Dotarłem do samochodu i stwierdziłem, że zeszło mi powietrze z koła. Oj tam, założyłem taką śmieszną dojazdówkę.
Dojechałem do Rabki i auto się popsuło. Połatałem jak umiałem i wracałem 8 godzin do domu.
Wróciłem totalnie rozanielony. To był jeden z najfajniejszych wyjazdów
2 tygodnie jeszcze się nigdy nie boczyła ale kto wie co będzie dalej.