Umawiamy się Krzyśkiem i Marcinem na wyjazd w góry. Plan jest zrobić oba wierzchołki Wysokiej). Planujemy wyjście od Siarkańskiej Przełęczy, a powrót przez Przełączkę pod Kogutkiem na Waga. Dodatkową opcją jest jeszcze jak czas i warunki pozwolą podejść na Rysy. Zatem nastawiamy budziki i jazda. Po drodze do Krakowa zgarniam Marcina. W Krakowie robimy przesiadkę do samochodu Krzyśka i jedziemy na Słowację. Tym razem przygód ze słowacką policją nie mamy. Śmiejemy się, że to tylko na mnie polują. Z parkingu ruszamy po 5 droga szybko mija. Popradzki Staw już cały rozmarznięty w dolinach wiosna. Nie zatrzymując się idziemy dalej. Wchodzimy na ścieżkę i kierujemy się razem z Zmarzłym Potokiem w górę Doliny Złomisk. Na ścieżce mamy pierwsze utrudnienia w postać powalonych drzew.

Powyżej 2000 metrów zaczyna się droga już w warunkach zimowych. Jeszcze jakieś 150 metrów w górę idzie się dobrze, śnieg się lekko ugina pod naszym ciężarem. Wyżej zaczynają się betony. Czas już założyć raki. Za naszymi plecami podążają kolejne dwie ekipy. Jak się później okazało jedna z nich też szła na Wysoką na sznurku z przewodnikiem, który zostali związani przed wejściem w żleb. Druga wybrała się gdzieś indziej. W żlebie śniegi nadal betonowe.


Pomału podążamy do góry. Przewodnik swoją grupę prowadzi omijając dolny fragment żlebu i spotykamy się z nimi na Ławicy. Krótka rozmowa i idziemy dalej planowaliśmy wejście na południowo-wschodni wierzchołek drogą WHP 1259, ale odbicie ze żlebu nie wyglądało zachęcającą i nie byliśmy pewni czy to na pewno tutaj. Śniegi w żlebie dobre, także idziemy dalej jednak nim. Dochodzimy do miejsca z klamrami na płytach. Decydujemy się, że najpierw idziemy na Przełączkę w Wysokiej, z której udajemy się na południowo-wschodni wierzchołek (WHP 1257B).

Na szczycie widoki świetne, chwila na fotki i wracamy tą samą drogą na Przełączkę.





Z której rozważaliśmy zjazd (jest ring i stara pętla), ale ostatecznie schodzimy i drogą zwykłą wchodzimy na północno-zachodni wierzchołek. Po drodze mijamy się z wracającymi już ze szczytu Słowakami z przewodnikiem. Na szczycie jesteśmy ok 11.30 robimy dłuższą przerwę na jedzenie i zdjęcia.



Chcemy się wpisać do zeszytu, a tu nie ma za bardzo gdzie. Dodatkowo cały zeszyt mokry. Robimy małą podmianę bierzemy zeszyt i zostawiamy notes w foli, żeby nie zamókł od razu. Będąc na szczycie słyszymy śmigło po naszej stronie Tatr. Ja się później dowiadujemy był wypadek pod Rysami. Na szczycie bardzo miło, ale czas zacząć schodzić. Pogoda momentami robi psikusa i przykrywa niektóre wierzchołki chmurami. Przez co zaczynamy się zastanawiać czy iść na Wagę jak pierwotnie było w planach. W miedzy czasie Marcin mówi, że jego okulary pojechały mu żlebem w dół i chce jeszcze po nie zejść niżej. My z Krzyśkiem mamy poczekać na niego na rozwidlenie dróg. Pogoda się zaczyna pieprzyć trochę bardziej i zdecydowaliśmy się na odpuszczenie drogi na Wagę i Rysy. Schodzimy zatem wszyscy razem i szukamy okularów, których nigdzie nie widać. Dochodzimy do miejsca gdzie stykają się drogi WHP 1262 i WHP 1268. Decydujemy się, że zejdziemy drogą 1262 może okulary spady do Dolinki Smoczej. Nie byliśmy zbytnio przygotowania na taki wariant powrotu. Czytałem tylko pobieżnie o możliwościach wejścia od tej strony. Jedyne co pamiętałem to, że jest tam jakiś trudniejszy próg. Na nasze szczęście był jeszcze cały pod śniegiem, także obyło się bez konieczności zjazdu.

Poniżej okularów też nie znaleźliśmy. Kolejna rzecz jaką Tatry pochłonęły. Przez poszukiwanie okularów mamy jednak inną drogę powrotną na parking. Z czego jesteśmy zadowoleni pooglądamy sobie jeszcze Dolinkę Smoczą i tamtejsze stawy z bliska. Mały Smoczy Staw już częściowo rozmarznięty, widać że wiosna już się zbliża także do Dolinki.



Rzut oka na mapę i wybieramy kierunek drogi powrotnej, który wydaje się najlepszy do zejścia. Po drodze jeszcze Marcin wylewa wodę z butów z roztopionego śniegu, który dostał mu się dostał do środka. Mi tym razem impregnacja wytrzymała i nie miałem kałuży w środku jak ostatnim razem. Po chwili znajdujemy też pierwsze kopczyki, za którymi zaczynamy schodzić częściowo złomami i niżej też trawkami.



Kopczyków miejscami bardzo dużo i trudno jest je przegapić, ale jest też kilka miejsc słabiej oznaczony. W pewnym momencie myślę, że przegapiłem gdzieś jakieś rozejście. Wylądowałem w miejscu skąd trzeba schodzić nie ciekawie wyglądającym potokiem wśród kosówki. Drugą opcją jest szukanie czegoś trochę dalej, ale patrząc z głazu tam też nie wygląda to najciekawiej w dalszej perspektywie. Trzecia opcja, którą też wybraliśmy było bliskie spotkanie z kosodrzewiną. Trudności botanicznie jednak nie były takie straszne i po chwili je pokonujemy. Okazuje się również, że droga była dobrze oznaczona prowadziła ona właśnie przez tą kosówkę. Dochodzimy do ścieżki, którą to już spokojnie dochodzimy nad Popradzki Staw. Tutaj się rozdzielany. Ja z Krzyśkiem idziemy jeszcze przejść się szlakiem przez Tatrzański Cmentarz Symboliczny (Symboliczny Cmentarz Ofiar Tatr, z kolei Marcin idzie już prosto na parking. Na Parkingu meldujemy się przed 18. Czas wracać do domu.