Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Pt mar 29, 2024 8:42 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Cz sie 21, 2014 5:31 pm 
Swój

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:55 am
Posty: 88
Lokalizacja: małopolska
Pomysł na tegoroczny wyjazd urlopowy narodził się po lekturze niewielkiej książeczki autorstwa Richarda Goedeke pt. „Alpejskie trzytysięczniki. Tom I Północ”. Poszukując odpowiedniej destynacji pod uwagę brałem to by był to fragment Alp austriackich, obfitujący w jak największą liczbę trzytysięczników, które to trzytysięczniki nie nastręczą zbyt wielu trudności w ich zdobywaniu. Innymi słowy chciałem by były to trzytysięczniki dla początkujących. Wybór padł na jeden z najsilniej zlodowaconych rejonów Alp Wschodnich – Alpy Otztalskie – znane również z tego, że wznoszą się tam dwa z trzech najwyższych wierzchołków Austrii. Nasze cele nie były oczywiście aż tak dalekosiężne, jednakże po analizie literatury, obejrzeniu mapy Kompassa, a także przeszukaniu skąpych swoją drogą informacji w internecie, udało się przygotować listę ok. 10 potencjalnych celów do wyboru. W podróż udałem się wspólnie z moim stałym i sprawdzonym kompanem górskim K. za pomocą mojego niezawodnego, a w tym wypadku i po brzegi załadowanego Peugeota 206. Trasę liczącą dokładnie 1036 km udało nam się przejechać na jednym baku, w niewiele ponad 10 godzin. Sam rozpocząłem ją w Nowym Wiśniczu 1 sierpnia 2014 roku o godz. 5:30, po drodze zabierając K. z Gdowa, po czym autostradą A4 podążaliśmy aż do skrzyżowania z A1 w okolicach Gliwic, uiszczając oczywiście po drodze 18 zł za zaszczyt podróżowania między Krakowem a Katowicami. Później już bezproblemowa jazda pustą jak na standardy A4 autostradą A1 w stronę granicy państwa i Ostravy. Za granicą na pierwszej stacji kupno 2 – miesięcznej ( kwestia planowanych dalszych pozaalpejsckich wakacji) winiety czeskiej za 440 koron i już spokojnie wyrobem autostrado podobnym można jechać w stronę Brna, a następnie „nach Wien”. Po drodze bardzo przyjemne zamki oraz na pierwszym tankstelle kupno 2 miesięcznej winiety austriackiej za 24,80 euro. Na obwodnicy Wiednia wybraliśmy kierunek na A22 i St.Pölten, następnie podążaliśmy w stronę Salzburga, gdzie towarzyszyły nam piękne widoki na jeziora Salzkammergut i Alpy Salzburskie z Schafbergiem. Dalej droga wiodła przez Niemcy, częściowo nad pięknym jeziorem Chiemnsee, by w okolicach Rosenheim zjechać w kierunku Innsbrucka. Po drodze kolejne malownicze zamki, na czele z twierdzą Kufstein. Po przyjeździe do Innsbrucka naszą uwagę zwraca wznoszące się na północ od miast zachwycające swą bielą pasmo Nordkette. My jednak nie zatrzymując się i jedziemy dalej autostradą A12 w stronę Bregencji, by na zjeździe nr 123 – Otztal, pojechać w kierunku doliny o tej samej nazwie. Tutaj droga wiedzie już stosunkowo szeroką doliną, gdzie po obu stronach wyrastają wysokie szczyty. Mijając miejscowość Oetz natrafiamy na pierwszy korek drogowy, sprokurowany odbywającą się w tym czasie pobliską imprezą automobilową. Na szczęście zator w istocie wynikający z małej przepustowości jednego z rond nie jest nazbyt długi i po kilkunastu minutach spędzonych w sznurze pojazdów udaje nam się dojechać do naszego docelowego miejsca pobytu tj. Langenfeld, a właściwie tamtejszego kempingu czterogwiazdkowego kempingu ( http://www.camping-oetztal.com/ ) . Kemping leży w górskiej scenerii, kilkaset metrów od centrum miejscowości, w pobliżu tamtejszych gorących źródeł „Aqua – Dome” ( http://www.aqua-dome.at/en ).
W recepcji kempingu można spokojnie dogadać się zarówno po angielsku. My wynajmujemy miejsce na jeden samochód i dwa namioty. Niestety w trakcie rozkładania się na kempingu mojemu towarzyszowi przydarza się zaskakująca i przykra w skutkach historia, bowiem jego materac podczas pompowania pęka, co skazuje go na twardy i chłodny nocleg. O poranku jest tu bowiem stosunkowo chłodno, czemu nie można się dziwić, po przecież jesteśmy w górach.

Obrazek
poranek na kempingu

Dopiero wraz ze wzejściem słońca robi się na tyle ciepło by można było myśleć o wyjściu z namiotu, ściągnięciu czapki i powolnym pakowaniu się. Z kempingu wyjeżdżamy ok. godz. 8, mając w planie zdobycie na rozgrzewkę 2 niskich trzytysięczników: Wildes Mannle i Urkundkolm. Oba wznoszą się ponad miejscowością Vent leżąca 31 km od Langenfeld. Do pokonania mamy zatem ponad 700 metrów przewyższenia, bowiem Vent leży już na wysokości 1980 m. Po drodze mijamy większą miejscowość Sölden, sama zaś droga wiodąca wzdłuż szumiącego górskiego potoku, wznosi się coraz to wyżej po malowniczych alpejskich stokach, by po przekroczeniu kilku tuneli ostatecznie zaprowadzić nas do Vent. Tam parkujemy pojazd na jednym z dwóch parkingów nieopodal kościoła, za co uprzejmemu panu parkingowemu uiszczamy dzienną opłatę w wysokości 5 euro. Samo Vent, to niewielka wioska pomiędzy lodowcowymi górami, z kilkoma pensjonatami i restauracjami i sklepem sportowo – turystycznym, pełniącym jednocześnie rolę sklepu spożywczego. Przechodząc przez wioskę wstępujemy do rzeczonego sklepu, gdzie oglądając kijki teleskopowe, udaje mi się kupić piękne buty trekkingowe po przecenie z 200 euro na 89 euro, oraz widokówkę ze znaczkiem. Zważywszy na stan podeszwy w moich dotychczas noszonych butach, nowe buty trafiają na nogi, a stare do bagażnika auta. Opisywany wyjazd miał być co prawda „ostatnim starciem” mych wysłużonych trzewików, jednakże nie mogłem oprzeć się wypróbowaniu nowego nabytku, wobec czego sam obuty w świeżutki wibram, ruszamy w góry. Pogoda jest piękna, temperatura powyżej 20 stopni Celsjusza, na niebie gdzieniegdzie widoczne tylko niegroźne chmurki, z których część zasłania jednak kulminacje wyższych szczytów. Wejście na szlak ma miejsce zaraz za kolejką, której nie sposób nie zauważyć, bowiem biegnie ponad główną droga miejscowości. Kolejka czynna od godziny 5 rano pozwala skrócić podejście wspinającym się na Wildspitze.

Cena za przejazd – 8 euro. Po zgodnej rezygnacji z usług kolejki, oznakowaną ścieżką nr 919 podążamy mocno w górę zakosami wiodącymi po alpejskich łąkach, aż do Stableiner Alm (2356 m.) i dalej przecinając dolinę potoku Rofen idziemy w kierunku schroniska Breslauer (2844 m.) Nie dochodzimy jednak do samego schroniska bowiem wcześniej skręcamy w prawo w stronę Wildes Mannle. Tu spotykamy grupę sympatycznych Polek i Polaków ze Świnoujścia i Warszawy, od których dowiadujemy się o wolnych kwaterach w pensjonacie w Sölden, gdzie sami zamieszkują już od kilku dni. Jest to dla nas niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności, mając na uwadze uprzednie przebicie materaca i związane z tym pewne niedogodności. Postanawiamy iż w drodze powrotnej na kemping, zahaczymy o Sölden i wypytamy o możliwości i warunki noclegów w pensjonacie. Tymczasem żegnamy się z krajanami i idąc spokojnie oznaczoną ścieżką nabieramy wysokości. W pewnym momencie szlak prowadzi między skały, gdzie trudniejsze miejsca ubezpieczone są stalową liną. Przy suchej skale korzystanie z linki nie jest konieczne, bowiem szlak wiedzie po dobrze wyrzeźbionej skale, pozwalającej na proste wyjście na grań. Po ok. 30 minutach wspinaczki osiągamy grań, z której już dobrze widać szczyt i wyznaczający go drewniany krzyż, zaopatrzony w skrzynkę zawierającą zeszyt i długopis oraz pieczątkę z nazwą i wysokością szczytu. Oczywiście dokonuję wpisu w zeszycie, chcąc uczcić zdobycie pierwszego w życiu trzytysięcznika. Znajdujemy się bowiem na wysokości 3019 m n.p.m. na wierzchołku Wildes Mannle. Zastanawiając się co też może znaczyć ta nazwa i spolszczając ją do „Dzikiego Menela”, podziwiamy widoki na wschód, północ i południe. Widoki na zachód są bowiem nieco ograniczone przez ogromne ściany Wildspitze (3774 m n.p.m.), drugiego szczytu Austrii, poprzedzanego Taufkarkogelem ( 3367 m) i Weisser Koglem (3409 m.). Pogoda nieco się pogarsza, od południa nadciąga bowiem coraz to więcej chmur, wciąż jednak zdarzają się chwile ze słońcem.

Obrazek
podejście

Obrazek
alpejska zwierzyna

Obrazek
grań Wildes Mannle

Obrazek
szczyt

Obrazek
widok ze szczytu na wschód

Z Wildes Mannle można zejść zarówno drogą wejściową, jak również podążając dalej granią, skręcić w jej najniższym miejscu ostro w lewo i zejść do dolinki ubezpieczoną drogą podobną do tatrzańskiego Żlebu Kulczyńskiego. Tę trasę wybiera K., natomiast ja mając uczulenie na wszelkie tego typu ubezpieczone drogi (dotąd nie do końca rozwiązana kwestia lęku wysokości, czy też bardziej lęku przed upadkiem) schodzę na skróty, południowo - zachodnim zboczem góry zasłanym początkowo drobnym piargiem, a następnie sporym rumowiskiem skalnym, jednakże pozbawionym ekspozycji. Na dole już wraz z K. szlakiem wiodącym obok małego stawu umiejscowionego u stóp lodowca spływającego od strony Wildspitze i towarzyszy, początkowo lekko schodząc, a po przekroczeniu potoku znów się wznosząc, idziemy w stronę schroniska Breslauer Hutte. Schronisko zostało wybudowane przez wrocławską sekcję Niemieckiego Stowarzyszenia Alpejskiego w 1882 r. , stąd też ta jego dziwnie znajomo brzmiąca nazwa (http://www.venterbergwelt.at/breslauerhuette/huette.php ). W środku, gdzie było całkiem gwarno od turystów, zamawiam Wiener Schnitzel mit Kartoffel Salad za jedyne 7,90 euro i piwo za 4 euro.

Obrazek
Breslauer Hutte z zewnątrz

Obrazek
Breslauer w środku

Obrazek
piwko

Obrazek
Breslauer z drogi na Urkundkolma

Po smacznym posiłku ruszamy na drugi tego dnia trzytysięcznik, górujący bezpośrednio nad schroniskiem – Urkundkolm (czy też Urkundholm). Początkowo szlak wiedzie zgodnie z trasą na Wildspitze, po kilku minutach odbija jednak w prawo i zakosami pnie się do góry. Po około godzinie, w zupełnej samotności stajemy na szczycie o wysokości 3113 m n.p.m. Widok z niego jest bardziej ograniczony w stosunku do tego z Wildes Mannle. Pobliskie szczyty nikną jednocześnie w ciemnych chmurach, my zaś obawiając się deszczu co prędzej schodzimy w stronę schroniska. Po drodze spotykamy jeszcze pojedynczego turystę, który wychodząc na wierzchołek nie był już w stanie zapewne zobaczyć czegokolwiek, niebo stawało się bowiem coraz to bardziej ciemne.

Obrazek
na szczycie Urkundkolma

Obrazek
widok ze szczytu w stronę schroniska

Będąc pod schroniskiem zostaliśmy zmuszeni do ubrania po raz pierwszy tego dnia kurtek, bowiem zaczął siąpić deszcz. Z Breslauera podążyliśmy w kierunku Stablein Alm. Dochodząc do tego ostatniego na dobre się rozpadało, a ulewie zaczął towarzyszył porywisty wiatr. Tam przeczekaliśmy załamanie pogody, jednakże jeszcze w drobnym deszczu, gubiąc początkowo szlak, zaczęliśmy schodzić w stronę Vent. |Na dobre rozpogodziło się dopiero przed samą wioską. Tam wsiedliśmy do auta i zjechaliśmy do Sölden, gdzie udało się nam wynająć w malowniczo zawieszonym na zboczu ponad miastem pensjonacie Rosmarie, dwa pokoje ze wspólną łazienką i doskonale wyposażoną kuchnią, w sumie za 240 euro za 6 nocy, co dało nam cenę od osoby tylko o 5 euro wyższą niż za taką samą liczbę noclegów na kempingu. Co ważniejsze, nasz nowy kwaterunek znajdował się bliżej interesujących nas celów górskich, co pozwalało jednocześnie na skrócenie dojazdów samochodem. Pozostało nam tylko złożyć namioty na polu kempingowym, uiścić opłatę za dwudniowy pobyt i co prędzej wracać do pensjonatu. Po rozpakowaniu się i sprawdzeniu prognozy pogody w internecie (bezpłatne wifi), pobudkę na kolejny dzień wyznaczyliśmy na godzinę 6, by jeszcze przed 7 być w Vent i jak najwcześniej móc udać się na Kreuzspitze (3457 m n.p.m.). Prognozy pogody zapowiadały bowiem po słonecznym ranku lekki deszcz na godziny popołudniowe. C.d.n.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sie 21, 2014 9:49 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lut 27, 2012 2:30 pm
Posty: 1407
Lokalizacja: Warszawa
Ciekawa relacja i zdjęcia. Dawaj dalej! :D

_________________
Nie sprytem, lecz siłą!

"Gdyby ministranci zachodzili w ciążę, aborcja byłaby refundowana"

V kolumna szatana


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sie 22, 2014 1:27 am 
Swój

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:55 am
Posty: 88
Lokalizacja: małopolska
Prognozy się sprawdziły i dzień przywitał nas słoneczną pogodą. Po szybkim śniadaniu i spakowaniu się jeszcze przed godziną 7 zawitaliśmy ponownie na parkingu w Vent. Tym razem zaskoczenie, nie musimy płacić za parking. Jak się okazało, pan parkingowy przychodził, a w zasadzie to przyjeżdżał na rowerze do pracy dopiero ok. godziny 8, dlatego też osoby pojawiające się tam jeszcze przed nim zwolnione były z regulowania parkingowego myta. Zadowolony z poczynionych oszczędności postanowiłem je przepuścić w pierwszym napotkanym schronisku. Niestety napotkanie takiego ośrodka było nierozerwalnie związane z przebyciem ponad 8 kilometrowej trasy doliną Niedertal i pokonaniem ok. 600 metrów przewyższenia. Zgodnie z informacjami znalezionymi w przewodniku, droga do schroniska powinna nam zająć ok. 2,5 h. Po opuszczeniu Vent, bezpośrednio za miasteczkiem mamy pierwsze dość strome podejście szeroką ścieżką, dzięki czemu już po ok. 10 – 15 minutach znajdujemy się wysoko ponad szumiącym w dole potokiem. W tym miejscu, na jednym z zakrętów mijamy ok. 10 osobową grupę na oko 40 ; letnich pań z przewodnikiem, które pozdrawiamy zawołaniem „Halo!”. Na tutejszych trasach powyższe pozdrowienie funkcjonuje na równi z „Salut!”, „Ciao!” i typowo austriackim „Gruss Gott!”. Na szlakach przeważali przede wszystkim Niemcy i Austriacy, dużą grupę stanowili też Włosi i Holendrzy, czasami można też było spotkać Czechów i Słowaków. O dziwo bardzo mało było tam z kolei Francuzów. Z kulminacji wzniesienia mamy dobry widok na Wildspitze górujący nad Vent, z kolei na południu swoimi lodowcami zaczynają pobłyskiwać Gampleskogel, i Ramolkogel, oba wznoszące się sporo ponad 3300 m n.p.m. Po prawej stronie widzimy powoli zbocza Talleitspitze za którym wznosi się nasz dzisiejszy cel tj. Kreuzspitze. Droga wciąż leniwie wznosi się, my zaś po swej lewej stronie mamy spływający z lodowców potok.

Obrazek
widok na Vent z początku szlaku

Droga jest szeroka, bez trudu zmieści się na niej pojazd terenowy, jak też bardzo wygodnie musi się nią podróżować na rowerze. Wraz z nabieraniem wysokości spotykamy osoby schodzące z góry, które ostatni nocleg musiały spędzić w którymś ze schronisk. Poza schodzącymi na szlaku nie jest zbyt tłoczno, czasami wyprzedzamy tylko pojedyncze osoby. Mniej więcej w połowie drogi drogę zagradza nam stado owiec, które okupują okoliczne łąki i które sprowadzane są do obejść chyba dopiero na zimę. Z tego miejsca widać także m.in. Similauna, a więc najwyższy ze szczytów umieszczonych na naszej liście do zaliczenia.

Obrazek
droga doliną

Obrazek
gdzieś tam u góry wierzchołek Kreuzspitze

Obrazek
rzut oka z trasy na Similauna

Obrazek
Martin Busch Hutte niemal za zakrętem

Po niecałych dwóch godzinach marszu, ok. godz. 9:30 przybywamy do schroniska Martin Busch Hutte (http://www.dav-berlin.de/), leżącego na wysokości 2501 m n.p.m. Schronisko stanowi doskonałą bazę wypadową dla wielu wypraw na trzytysięczniki m. in. Hintere Schwärze (3624 m), Similaun (3606 m), Schalfkogel (3540 m), Fineilspitze (3514 m), Mutumalspitze (3522 m) czy też Saykogel (3355 m). Można stąd przejść także do schronisk Similaun Hutte ( 3019 m), Ramolhaus (3006 m) i Hochjochhospitz (2413 m). Wewnątrz budynku natrafiamy na koniec porządków po porannym śniadaniu dla turystów, sala jest zupełnie pusta. Przepuszczam ciężko zaoszczędzone 5 euro kupując rosół z groszkiem ptysiowym za 3,90 euro, który w pełni zaspokaja uczucie głodu wywołane dojściem do schroniska. Po kilkunastu minutach odpoczynku zbieramy się do dalszej drogi. W progu schroniska spotykamy grupę 40 -stek, których przewodnik wyklucza wyjście tego samego dnia na Similauna.

Obrazek
Schronisko od frontu

Kilka metrów na południe za schroniskiem odnajdujemy rozstaj szlaków. My musimy obecnie skierować się na zachód zgodnie z oznakowanym szlakiem na Kreuzspitze. Początkowo trasa wiedzie żmudnie zakosami po trawiastych stokach. Nabieramy jednak szybko wysokości, bo wraz z z kolejnymi krokami widoczne na dole schronisko coraz bardziej maleje. Coraz szersze stają się też widoki. W końcu schronisko znika z pola widzenia, a naszym oczom ukazuje się już tylko bezmiar szczytów, z których część pokrywają spore lodowce. Znajdujemy się już na swego rodzaju wypłaszczeniu, jak się okazuje zajmowanym przez dwa niewielkie stawy, większy o nazwie Jezioro Samoar leżący na wysokości 2905 m n.p.m. Panuje tu całkowita cisza i pustka, jesteśmy jedynymi turystami na szlaku. Dopiero po dojściu do potężnych rumowisk skalnych napotykamy pierwsze osoby, jak się okazuje schodzące już ze szczytu. Gęsto oznakowany szlak przez dłuższą chwilę poprowadzony jest niemal połogo przez zalegające tu większe i mniejsze odłamy skalne. Przez dłuższy czas kluczymy nimi by dotrzeć do pierwszych pól śnieżnych.

Obrazek
droga zakosami przez łąki

Obrazek
wypłaszczenie terenu i stawy

Obrazek

Obrazek

i coraz to bardziej szerokie widoki ( w tym wypadku na wschód)

Zgadza się to z opisem znalezionym w przewodniku ostrzegającym przed niebezpieczeństwem w postaci pól śnieżnych na szlaku. Na szczęście nie znajdują się one w zbyt stromym terenie i poza tym, że śnieg sypie się do butów ( na sobie mamy krótkie spodenki), nie nastręczają one zbytnich problemów. Po przejściu pierwszych dwóch takich pól następuje najbardziej męczący fragment trasy, podejście na przełączkę stromym, piarżystym podejściem zakosami. Po żmudnym zdobywaniu wysokości w końcu dochodzimy do przełęczy z której otwiera się piękny widok na wszystkie strony świata. Po prawej stronie mamy niezwykle gładkie ściany opadające co najmniej 200 metrów na drugą stronę grani, nasz szlak skręca zaś w lewo by niezbyt przyjemną śnieżną granią w około 30 minut doprowadzić nas na szczyt Kreuzspitze ozdobiony monumentalnym krzyżem. Grań co prawda nie wznosi się zbyt stromo, jednakże już niemal 5 – godzinna wędrówka z Vent nie pozwala nam na zbytnie forsowanie tempa. Przy podejściu ośnieżoną granią trzeba też uważać i stawiać stabilne kroki, bo jest też gdzie w przypadku nieuwagi zjechać.

Obrazek
pierwsze pola śnieżne, u góry widoczna też ośnieżona grań

Obrazek
powyżej przełączki, widoczne ociosane bloki skalne

Obrazek
pola śnieżne pod szczytem

Na szczycie nie ma zbyt wiele miejsca, jednak znajdujemy odpowiednie miejsce do odpoczynku i podziwiania widoków. A te są niezwykle przestronne. Patrząc w kierunku północnym wzrok biegnie ku Watzespitze i Wildspitze, a następnie przez Hohe Geige i Weiserkogela ku Talleitspitze i Grosser Ramolkogel. Za nimi widać już Alpy Zirelltalskie z Schrankkogelem, Wilder Freiger i Zuckerhutl. Z kolei patrząc na południowy wschód i południe największe wrażenie wywołują Hochwile i Hintere Schwarze. Niestety panująca tego dnia widoczność nie pozwala na dostrzeżenie Marmolady i Tofany di Mezzo w Dolomitach. Niezbyt nam to przeszkadza, gdyż jak na dłoni widzimy z tej perspektywy Similauna, a w oddali Monte Cevedale. Widok od południowego zachodu i zachodu domykają odpowiednio Fineilspitze i Weisskugel.

Obrazek
wierzchołek Kreuzspitze (3455 m n.p.m.)

Po wykonaniu kilku zdjęć i sympatycznej rozmowie ze starszą parą na temat ich znajomych w Zabrzu decydujemy się schodzić, tym bardziej iż od strony włoskiej nadciągają chmury. Pomni wcześniejszych doświadczeń spodziewamy się deszczu. Ze szczytu schodzimy jako ostatni, bez problemów dochodzimy do przełączki, po czym żwawym krokiem tracimy wysokość i dochodząc do wysokości stawów wyciągamy kurtki, bowiem zaczyna kropić. Deszcz nie trwał zbyt długo i już w całkiem niezłej pogodzie docieramy po ok. 2 godzinach do schroniska. Tam jeszcze raz rosół a także piwo i rozpoczynamy długie zejście doliną Niedertal, już dosyć zatłoczoną.

Obrazek
kolejne piwo w MBH

Zmęczeni docieramy do Vent, gdzie szukamy miejsca gdzie możemy uzupełnić swe zapasy pożywienia. Przypominamy sobie, że jest niedziela i problem z kupnem jedzenia może być również w Solden. Na szczęście na posterunku staje opisany już wcześniej sklep sportowy, gdzie uzupełniamy nasze zapasy i doznajemy niamałego zaskoczenia przy kasie, okazuje się bowiem, że pani kasjerka to niezwykle sympatyczna studentka z Wrocławia praktykująca w czasie wakacji w sklepie w ramach doskonalenia języka niemieckiego. Po krótkiej rozmowie udajemy się do samochodu i niezwykle zmęczeni wracamy do swych pokoi. Kolejny dzień chcemy przeznaczyć na odpoczynek przed czekającym nas Similaunem i na rekonesans po Solden.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sie 22, 2014 11:55 am 
Swój

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:55 am
Posty: 88
Lokalizacja: małopolska
Jak postanowiliśmy, tak też uczyniliśmy. W poniedziałek wstajemy późno, a przed nami cały dzień odpoczynku. Możemy spokojnie zjeść śniadanie, sprawdzić co ciekawego w miejscowej telewizji, a także zastanowić się nad celami następnych wycieczek. Żelaznym kandydatem jest nadal Similaun, na którego chcemy wejść kolejnego dnia. Na listę potencjalnych celów trafia wówczas Nederkogel, dumnie piętrzący się nad Solden od południa, na którego mamy doskonały widok z balkonu pensjonatu. Nieco na lewo od niego widzimy schronisko Brunnenkogelhaus położone wysoko ponad miastem, które tak zachwalali odwiedzeni przez nas jeszcze poprzedniego wieczora Polacy mieszkający nieopodal. I ten cel trafia na listę, tym bardziej, że Brunnenkogelhaus rozpoczyna piękną grań prowadzącą przez szczyt od którego schronisko wzięło nazwę, przez Rotkogel aż po Wilde Rotte Spitze. Około południa korzystając ze słonecznej pogody postanawiamy udać się do centrum Solden, w celach zakupowych i krajoznawczych. Po wyjściu z naszej kwatery wystarczy iść w dół ścieżką prowadzącą przez łąkę, by za kilka chwil być już w centrum. Wszelkie informacje na temat atrakcji Solden można bez problemu znaleźć w internecie ( choćby tu: http://www.soelden.com/de ). Dla mnie to przykład miłego, zadbanego miasteczka górskiego, z zatrzęsieniem wszelakich sklepów sportowych i turystycznych, które dosłownie były wszędzie. Nas bardziej interesowały sklepy spożywcze, gdzie moglibyśmy poczynić odpowiednie zapasy. Jak się okazało na miasto wyszliśmy w nieodpowiednim czasie, gdyż pomiędzy 12:30 a 14:30 wiele sklepów, w tym sklepy spożywcze są zamykane. Nie pozostało nam nic innego jak pozwiedzać centrum. Tam nie sposób nie zauważyć było kolejki gondolowej na Gaislachkogel (3058 m), która mknęła ponad główną drogą miasteczka. Z kolei na południowym krańcu miasteczka, zaraz obok wielkiego marketu, nad huczącym potokiem przewieszono most linowy, o który również zahaczyliśmy. Po poczynieniu odpowiednich zakupów spożywczych wróciliśmy na kwatery, gdzie najpierw obiad, a następnie planowanie kolejnych dni. Prognozy zapowiadały całkiem dobrą pogodę na wtorek, dlatego postanowiliśmy wstać nazajutrz o 3 rano i zaatakować Similauna. Niestety wieczorem prognozy zmieniły się na gorsze, więc postanowiliśmy odłożyć Similauna na kolejny dzień, a w zamian wybrać się do Brunnenkogelhaus i ciągnącą się za nią grań. Co prawda w najwyższym miejscu nie przekracza ona 2970 m n.p.m., ale pamiętając słowa Polaków z sąsiedztwa, zachwalających jej walory krajobrazowe, zdecydowaliśmy się ruszyć w tym kierunku. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że dotąd nie byliśmy jeszcze w pasmach górskich ciągnących się na wschód od Solden, na pograniczu Alp Otztalskich i Sztubajskich.

Obrazek
widoki spod kwatery

Obrazek
w drodze do centrum z widokiem na Nederkogela

Obrazek

Obrazek
centrum

Obrazek
dolna stacja kolejki

Obrazek
most linowy

Noc upłynęła na opadach deszczu, również rankiem niebo było dość zachmurzone. Z upływem minut chmury się rozpływały i zaczęło wychodzić słońce. Wsiedliśmy więc do samochodu, zjechaliśmy do centrum miasteczka, gdzie w pewnym momencie jadąc na południe w kierunku Vent, skręciliśmy w lewo, w boczną asfaltową drogę, która zgodnie ze wskazaniami mapy powinna nas zawieść aż pod Sahnestuberl (1658 m). Droga dojazdowa co prawda była, jednak o charakterze wewnętrznym i w pewnym momencie wjazd uniemożliwiał znak zakaz wjazdu. Zjechaliśmy zatem nieco w dół i jeszcze przy ostatnich zabudowaniach Solden zaparkowaliśmy auto zaraz przy drodze, na jednym z niewielu możliwych do tego miejsc. Stąd już pieszo poszliśmy w górę, najpierw drogą asfaltową, następnie szutrową, omijając zakosy zgodnie z oznakowanym szlakiem. Tutaj chwilę szliśmy przez piękny las, gdzieniegdzie odsłaniały się niesamowite widoki na Solden i otoczenie. W końcu dochodzimy do Sahnestuberl, gdzie znajduje się niewielkie schronisko, a my wciąż w górę po rozległych łąkach, na których urzędują alpejskie krowy, by dojść do nieco bardziej skalistego terenu, skąd dobrze widać już Brunnenkogelhaus.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
widoki ze szlaku na okolice Solden i Nederkogela

Obrazek

Obrazek
okolice Sahnestuberl

Obrazek

Obrazek
fragment szlaku przez łąki

Szlak jednak nie wiedzie prosto, lecz obchodzi górę z prawej strony, by wyprowadzić nas do schroniska od boku stromymi zakosami. Pod schroniskiem spotykamy pierwszych tego dnia turystów. Samo wejście zabrała nam dobre 3 godziny. Widok spod schroniska jest oszałamiający. Samo schronisko ( http://www.haus-europa.at/de/brunnenkogelhaus/ )stoi w kulminacyjnym punkcie szczytu na wysokości 2738 m n.p.m.). Schronisko dysponuje widokowym balkonem, a także umieszczonym w specyficznym miejscu małym placem zabaw dla dzieci. Za nim w kierunku południowo – zachodnim wiedzie oznakowany szlak graniowy kończący się, aż na Wilde Rotte Spitze. Po krótkim przystanku na jedzenie ruszamy w dalszą drogę wskazanym szlakiem, najpierw na wznoszący się na wysokość 2894 m n.p.m. Rotkogel.

Obrazek
widok z balkonu Brunnenkogelhaus

Obrazek
przyschroniskowy plac zabaw

Obrazek
w stronę grani

Najpierw nieco się obniżamy, następnie podchodzimy na Brunnenkogela (2775 m), by ponownie nieco się obniżyć. Droga wiedzie granią, pośród dobrze urzeźbionych skał, w trudniejszych miejscach jest ubezpieczona łańcuchami (nieco masywniejsze niż w Tatrach). Przejście nie nastręcza jednak większych trudności. Po niecałej godzinie wychodzimy na Rotkogela, jakże by inaczej ozdobionego krzyżem. Tutaj także można wbić sobie pamiątkową pieczątkę. Widoki ze szczytu jak i z samej grani zachwycające. Zostaję na nim dłużej, K. udaje się w dalszą część grani. Sam mając sporo czasu, czekając na jego powrót, bez pośpiechu wracam w stronę schroniska, które z tej perspektywy wygląda szczególnie efektownie. W schronisku zamawiam piwo i z jego balkonu podziwiam otoczenie.

Obrazek
rzut oka z grani w stronę Brunnenkogelhaus

Obrazek
schronisko coraz dalej

Obrazek
ubezpieczenia szlaku

Obrazek
krzyż na wierzchołku Rotkogela

Obrazek
widok ze szczytu na południe

Obrazek
widok z Rotkogela w stronę Brunnenkogelhaus

Obrazek

Po pewnym czasie wraca K. i już razem schodzimy inną drogą na dół. Fatalnie oznaczony szlak okrąża górę najpierw od zachodu, przebiegając początkowo przez teren skalny, później przez łąki, by następnie skręcić ostro w lewo i okrążać górę znów od północy, ścieżką poprowadzoną wzdłuż stoku. W pewnym miejscu mamy wątpliwości co do wybranej drogi, wiedząc jednak, że musimy iść w kierunku wschodnim podążamy za jedyną w tym miejscu ścieżką. Tymczasem pogoda pogarsza się, niebo zasnuwają ciemne chmury, z których na szczęście spada jedynie niewielki deszcz, który towarzyszy nam jednak niemal po sam koniec trasy. Droga niezmiernie dłuży się, biegnie wciąż w poprzek stoku, przez co niezbyt tracimy na wysokości. Na dole początkowo widzimy otoczenie schroniska Fiegl's Gasthaus, a w końcu i Solden. Koło zamykamy dochodząc do Sahnestuberl, a stąd już drogą wejściową na dół do samochodu.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sie 22, 2014 3:02 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
byłem w zeszłym roku w tym rejonie na week majowy ale niestety warunki nie pozwoliły na zdobycie ani jednego szczytu. Na pewno tam wrócę bo jest tam sporo bardzo ciekawych szczytów do zdobycia ;)

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sie 22, 2014 6:46 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lut 07, 2014 11:26 pm
Posty: 156
Lokalizacja: Będzin
Oj będę miał dylemat co wybrać w przyszłym roku, bo też ciekawa wyprawa i na moje siły odpowiednia.

_________________
http://podrozegory.pl.tl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sie 22, 2014 7:05 pm 
Swój

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:55 am
Posty: 88
Lokalizacja: małopolska
Kolejny dzień (środa) zaczyna się dla nas bardzo wcześnie, bo o godzinie 3 rano. Pobudka o tej porze była konieczna zważywszy na to, że przed nami ok. 12 – godzinna wyprawa na najwyższy z wyznaczonych wcześniej celów, pokrytego lodowcami Similauna. Wstając wcześnie chcieliśmy wejść na szczyt jeszcze przed południem, unikając konieczności wędrowania po topniejącym lodowcu. Zgodnie z przewodnikiem trasa na Similauna to „spokojne podejście lodowcem w pobliżu jego południowej krawędzi, a jedynie przy oblodzeniu grani niezbędne są raki”. Te pakujemy do naszych plecaków, w przeciwieństwie do liny o której autor przewodnika w tym wypadku nie wspominał. Wyjeżdżamy z kwater ok. godz. 3:45, by jeszcze przed 4:30 znaleźć się na stałym parkingu w Vent. Na zewnątrz jest jeszcze ciemno, na szczęście zaczynają się sprawdzać prognozy co do pięknej tego dnia pogody, bowiem na niebie ani jednej chmurki natomiast miliony gwiazd. Zadowoleni z tego, że parkujemy na długo przed przybyciem strażnika, co wiąże się z kolejnymi oszczędnościami doznajemy niemałego zaskoczenia stwierdzając, że od ostatniego czasu ( niedzieli) przy wjeździe zamontowano parkomat. Niepocieszeni sięgamy do portfeli, a tam brak jakichkolwiek drobnych, tymczasem automat przyjmuje jedynie twardą walutę. Na szczęście akceptował również karty płatnicze, zatem po uiszczeniu należnej opłaty ( ta się nie zmieniła) i włożeniu biletu za szybę samochodu ruszamy w drogę. Jako, że na zewnątrz jeszcze noc, a znajdujemy się na wysokości 1900 m jest dosyć chłodno, wobec czego zakładamy na siebie polary, kurtki i rękawiczki, by po może pół godzinie i rozgrzaniu się w trakcie marszu ściągnąć cały ten strój i iść już dalej jedynie w lekkim stroju. Idziemy tą samą doliną co w niedzielę ( Niedertal), w całkowitej pustce i ciszy. Gdzieś przed nami przez mrok przebija biel lodowców. W miarę podchodzenia zaczyna świtać, następnie na wyższych wierzchołkach widać pierwsze promienie słońca, by w końcu dochodząc do Martin Busch Hutte ok. godz. 6, uczynić to już w świetle dziennym.

Obrazek
pierwsze promienie słońca oświetlają zbocza Similauna

Obrazek
Dolina Niedertal o poranku

Pod schroniskiem spotykamy pierwszych tego dnia turystów, jest ich może 3 – 4 grupy, wszyscy też udają się w tym samym kierunku jak i my. Dochodzimy do rozstaju szlaków, gdzie w prawo jest ten na Kreuzspitze, my zaś idziemy prosto ku południowemu - wschodowi, zgodnie ze wskazaniem na Similaun Hutte, które zgodnie z informacją na znaku osiągniemy za 2 godziny. Idziemy zatem wzdłuż śladów całkiem płasko przez płaskowyż z wszystkich stron otoczony górami. Ścieżka kluczy między licznymi potokami i ciekami wodnymi, po drodze mijamy najpierw kierunkowskaz na Saykogela, następnie znów w stronę pomnika upamiętniającego znalezienie pośród lodów „Otziego”. Poniżej Fineilspitze, nieopodal przełęczy Tisenjoch w 1991 r. dwoje alpinistów odnalazło jak się okazało doskonale zachowane w lodzie ciało człowieka z epoki brązu znanego jako „Otzi”. My jednak podążamy dalej prosto, w górę doliny, pod koniec częściowo po śniegu na krawędzi lodowca Niederjochferner. Przez ok. 0,5 h bardziej stromo, by w końcu ok. godz. 8 dotrzeć do Similaun Hutte położonego na wysokości 3019 m n.p.m. Tutaj już więcej ludzi, którzy za pewne nocowali w schronisku, z których część już w drodze przez lodowiec na Similauna. Ten dumnie sterczy przed nami na wschodzie. Z przełęczy piękny widok na włoską stronę. Z kolei po prawej nad schroniskiem widać szlak prowadzący na Fineilspitze. Na moment zatrzymaliśmy się wewnątrz, gdzie zjedliśmy drugie śniadanie, po czym ok. 8:30 ruszyliśmy w stronę szczytu.

Obrazek
powyżej Martin Busch Hutte w drodze do Similaun Hutte

Obrazek
na skraju dolnej partii lodowca Niederjochferner

Obrazek
widok spod Similaun Hutte na południe i stronę włoską ...

Obrazek
oraz na Similauna i przebieg drogi wejściowej

Zgodnie z danymi z przewodnika wejście na szczyt powinno nam zabrać ok. 2 godzin. Do pokonania mamy niecałe 600 metrów przewyższenia w całości niemal po lodowcu. Pogoda jest piękna, chyba najlepsza w czasie naszego pobytu w Alpach Otztalskich. Pierwsze 10 minut to maszerowanie po rumowisku skalnym, po czym dochodzimy do lodowca. Ten pokryty jest świeżą warstwą śniegu, który w niewielkich ilościach spadł popołudniami i wieczorami w poprzednich dniach. Ubieramy stuptuty i raki, a jednocześnie ściągamy kurtki, bluzy i zostajemy w koszulkach. Słońce grzeje bowiem bardzo mocno. Nakładam na siebie także krem do opalania. Lodowiec jest dobrze przedeptany, doskonale widać zarys trasy, samych ścieżek i wariantów trasy jest wiele, wszystkie jednak nieubłagalnie wiodą w górę. Idzie się bardzo dobrze, śnieg jest jeszcze dość dobrze zmrożony, raki trzymają idealnie. Najpierw idzie się po dość płaskim terenie, następnie przez skalisty garb ( najbardziej męczący), także pokryty śniegiem i lodem, a dalej w górę zachodnim ramieniem po śniegu, spod którego na krótkim dystansie przebijają nieprzyjemne zalodzone skały. Po drodze wyprzedzamy kilka grup turystów, wszystkich związanych linami. Z niektórymi z nich wymieniamy po kilka słów. Wśród nich była para holenderska ( matka i syn), którzy opowiadają nam o swych tatrzańskich wojażach ( Sea Eye, Black Pond :)). Po przejściu zalodzonych skał pozostaje nam już tylko wąską śnieżną granią wejść na sam wierzchołek. Do tego miejsca bez specjalnych trudności można było by nawet poruszać się bez raków, jednakże na samej grani można się z nimi było poczuć dużo bezpieczniej, szczególnie przy zejściu. Po kilku chwilach stajemy na szczycie, na wysokości 3606 m n.p.m., po raz kolejny pod pokaźnym krzyżem.

Obrazek
ubieranie raków

Obrazek
trasa dobrze przedeptana

Obrazek
wariantów wejść wiele

Obrazek
w dole jezioro po włoskiej stronie

Obrazek
miejscami było bardziej stromo ( otoczenie zalodzonych skał)

Obrazek
w stronę grani i wierzchołka

Sam wierzchołek jest całkiem obszerny, nie ma problemu ze znalezieniem sobie miejsca, choć ludzi jest tu też całkiem sporo. Dziwimy się, że pomimo znacznej wysokości jest tu dość ciepło, tak że nie ma potrzeby zakładania na siebie kurtek. Ze szczytu wspaniały widok na cztery strony świata, szczególnie wspaniale wygląda z tej perspektywy lodowiec Marzellferner u stóp północno – wschodniej ściany oraz na Hintere Schwarze. Na południu, już po włoskiej stronie w oddali Adamello, Ortler, a także Piz Bernina. Na wschodzie wybitna kulminacja Weisskugela, a dalej na północ majestatyczne Wildspitze. Widzimy też doskonale większość doliny Niedertal. Wokół nas dosłownie może szczytów i lodowców. Spędziliśmy tam prawie godzinę, jednak w końcu trzeba zejść, tym bardziej, że lodowiec jest coraz to bardziej intensywnie topiony przez promienie słoneczne.

Obrazek
widok ze szczytu na lodowiec Marzellferner oraz na Hintere Schwarze

Obrazek
na południe w kierunku Ortlera

Obrazek
na zachód w kierunku 3 szczytu Austrii - Weisskugel

Obrazek
i 2 szczyt Austrii - Wildspitze

Obrazek
w stronę Similaun Hutte i podejścia

Zejście wiedzie trasą wejścia, jednak śnieg nie jest już tak zmrożony jak wcześniej, lecz przybiera postać breji. Tracimy szybko wysokość, a nieopodal skalistego garbu widzimy pierwsze szczeliny w lodowcu, na szczęście niezbyt wielkie, bowiem wystarczy postawić nad nimi duży krok, bądź je obejść. Ich głębokość nie przekracza chyba 2 m. Droga powrotna zajmuje nam ok. 1,5 godziny, więc ok. 13 jesteśmy już pod Similaun Hutte. Tam już bardzo dużo turystów, a kolejni nadchodzą jeszcze z dołu. Ruszamy więc w stronę Martin Busch Hutte, spotykając po drodze wycieczkę z Polski. W schronisku szybki obiad w postaci zupy i zaczynamy schodzić do Vent, niekończącą się dla nas tego dnia drogą. Na parking docieramy ok. 17, skąd zmęczeni ale niezwykle zadowoleni odjeżdżamy na kwaterę.

Obrazek

Obrazek
zejście doliną


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sie 22, 2014 7:50 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lut 27, 2012 2:30 pm
Posty: 1407
Lokalizacja: Warszawa
Fajne zdjęcia! :D

_________________
Nie sprytem, lecz siłą!

"Gdyby ministranci zachodzili w ciążę, aborcja byłaby refundowana"

V kolumna szatana


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sie 23, 2014 8:43 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
Hintere Schwarze to dla mnie cel numer jeden w tym rejonie ;)

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sie 23, 2014 4:16 pm 
Swój

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:55 am
Posty: 88
Lokalizacja: małopolska
zephyr napisał(a):
Hintere Schwarze to dla mnie cel numer jeden w tym rejonie ;)
Racja, piękna góra, przy tym 3624 m wysokości. Droga jednak dużo trudniejsza niż na Similauna, bo już zgodnie z przewodnikiem nieco trudno (PD), przez obfitujący w szczeliny i seraki lodowiec, a także u góry wspinaczka I.

Niżej ostatni dzień pobytu i Nederkogel.

W czwartek budząc się rano widzimy, że na zewnątrz pochmurnie i pada lekki deszcz. Decydujemy się zatem na dłuższy sen i wstajemy dopiero ok. godz. 9. Po śniadaniu wsiadamy do auta i jedziemy do centrum Solden, a następnie w kierunku Obergurgl. Po pokonaniu kilku serpentyn, zostawiamy samochód na przydrożnym parkingu nieopodal kierunkowskazów wskazujących drogę do schroniska Lenzenalm (1896 m). Szlak wiedzie początkowo asfaltową, a następnie szutrową drogą dojazdową do schroniska, by następnie poprowadzić przez skróty, pozwalające na uniknąć nadkładania drogi zakosami. Po ok. 30 minutach docieramy do Lenzenalm, położonego na rozległej łące, nieopodal lasu. Nie zatrzymujemy się w schronisku, lecz skręcamy w prawo i podążamy za znakami prowadzącymi nad Nedersee i Nederkogela. Na szczyt mamy stąd ok. 3 godziny drogi. Początek trasy to dość długie podejście lasem. Gdzieniegdzie jednak ładne widoki na Obergurgl oraz na szosę prowadzącą na przełęcz Timmelsjoch. Następnie mozolnie zdobywamy wysokość idąc zakosami pośród kosodrzewiny i wielkiej ilości krzewów borówki oraz roślin bardzo je przypominających, jednak nie smakujących już tak wybornie. Wyżej już tylko alpejskie murawy z kwiatami, gdzieniegdzie tylko poprzetykane kosówkami. Dalej do czynienia mamy już z typowo górskim krajobrazem, bowiem ścieżka prowadzi przez liczne gołoborza. Jak się później okazało powinniśmy iść bardziej w górę, gdyż szlak na szczyt obchodzi staw po prawej. My jednak dochodzimy do Nedersee, malowniczo położonego pod Nederkogelem. Jeziorko nie jest zbyt wielkie, ma jednak ciekawy kształt przypominający serce, co doskonale widać z podejścia na Nederkogela. Nad stawem widzimy pierwszych tego dnia turystów. Nie widzimy nigdzie oznakowanego szlaku, więc ruszamy najkrótszą drogą w stronę Nederkogela. Mamy przy tym całkiem niezłą zabawę bowiem kroczymy po mniejszych i większych skałach by w końcu połączyć się ze znakowaną ścieżką. Od tego momentu zakosami po trawiasto – piarżystym stoku, co bardzo mi przypominało końcowy fragment trasy na tatrzańskie Wrota Chałbińskiego. Podejście zajmuje nam dobrą godziną, ale w końcu wychodzimy na niewielką przełęcz z pięknym widokiem na leżące w dole Solden. Widzimy także już dobrze szczyt, jakżeby inaczej oznaczony odpowiednim krzyżem. Skręcamy w lewo i najpierw skalistą granią, a następnie ścieżką poprowadzoną szerokim zboczem Nederkogela zmierzamy w stronę wierzchołka. Poniżej szczytu pojawiają się pierwsze pola śnieżne, nie tworzące żadnego zagrożenia zważywszy na charakter stoku, jednakże bardzo niewygodne z tego powodu, iż wejście na nie powoduje wsypywanie śniegu do butów. Pomimo tego, że ścieżka przecina pola śnieżne, my decydujemy się iść prosto w górę, po skalnych blokach w przyjemnej wspinaczce i wyjść na wierzchołek bezpośrednio pod krzyżem. Ścieżka tymczasem prowadzi nieco na prawo, trawersując stok, a następnie zakrętem w lewo wyprowadza na szczyt ( 3163 m n.p.m.).

Obrazek
Lenzenalm

Obrazek
początek drogi ponad schroniskiem

Obrazek

Obrazek
krzewy przypominające borówki

Obrazek
Nedersee

Obrazek
podejście na przełęcz

Obrazek
szczyt coraz bliżej

Sam wierzchołek jest bardzo obszerny i wydłużony. W kulminacyjnym punkcie stoi krzyż przywiązany z czterech stron do podłoża grubymi linami. Pod krzyżem można znaleźć skrzynkę z pieczątką, a także zeszyt i długopis. Oprócz tego nieco poniżej znajduje się metalowa księga pamiątkowa. Ze szczytu niezwykłe widoki zarówno na Solden, jak i drogę do Vent oraz tą prowadzącą na Przełęcz Timmelsjoch. Spośród otaczających szczytów największe wrażenie wywołują okolice Hochwilde w grani głównej oraz królujący nad okolicą Wildspitze. Na szczycie spotykamy jedynie parę niemiecką, poza tym jesteśmy zupełnie sami. Podziwiamy więc widoki zagryzając batony i pijąc herbatę z termosa. Jest już dobrze po godzinie 13, więc na niebie pojawiają się pierwsze większe chmury. Gdzieś w oddali nad granią graniczną musi teraz padać.

Obrazek
na podłużnym wirzchołku

Obrazek
księga

Obrazek
w stronę Wildspitze

Obrazek
na dole Solden

Obrazek
w stronę Hochwilde i pasma granicznego

Obrazek
i nieco bardziej w kierunku wschodnim

Zbieramy się więc ze szczytu i ponownie omijając ścieżkę, schodzimy po skałach w kierunku przełęczy. Będąc w jej pobliżu jesteśmy świadkami podwójnej tęczy nad Solden. Na nas jednak nadal nic nie pada. Schodzimy ścieżką w stronę Nedersee, nie gubimy jej już poniżej i w spokojnym marszu dochodzimy do rozstaju dróg na szczyt i jeziorko. Po drodze mam okazje napełnić żołądek borówkami. Nie musimy się spieszyć bowiem nadal towarzyszy nam piękna pogoda i widoki.

Obrazek
podwójna tęcza

Obrazek
Nedersee z innej perspektywy

Obrazek

Obrazek
z drogi zejściowej

Drobny deszcz łapie nas dopiero pod samym parkingiem i zjeżdżamy w nim do Solden. Tam pozostaje nam się tylko spakować, bowiem nazajutrz wyjeżdżamy z Alp Otztalskich z zamiarem udania się przez Innsbruck, Przełęcz Brenner, Brixen, Villach do Klagenfurtu, skąd K. wraca pociągiem przez Wiedeń i Katowice do Krakowa, a ja odbieram moją Lubą i razem już udajemy się na dalsze, tym razem już nadmorskie wakacje.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sie 23, 2014 9:35 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
fajna wycieczka ;) ładnie podziałaliście :)

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N paź 19, 2014 9:52 am 
Swój

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:55 am
Posty: 88
Lokalizacja: małopolska
link do większej liczby zdjęć

https://picasaweb.google.com/1049067498 ... irectlink#


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N paź 19, 2014 1:47 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): So lis 24, 2012 7:17 pm
Posty: 1562
Pieknie.....

_________________
nie pozwól mi zapomnieć, jak to jest tam wysoko...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn paź 20, 2014 4:00 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 6:58 pm
Posty: 690
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Super. Trasy nie jakies hardkorowe, ale fajne, zeby sobie na spokojnie polazic :) W Austrii jest tyle do zrobienia, ze az szkoda, ze urlopu tak malo :(


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sty 05, 2015 8:21 pm 
Nowy

Dołączył(a): N lip 22, 2012 6:40 pm
Posty: 18
Super relacja (a co za tym idzie super wypad:))! Dużo przydatnych informacji. Na ile oceniacie konieczność użycia liny przy wejściu na Similaun. Rozumiem że wy nie używaliście. Czy bardzo było to doskwierające i ryzykowne?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sty 05, 2015 10:28 pm 
Swój

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:55 am
Posty: 88
Lokalizacja: małopolska
suszek napisał(a):
Na ile oceniacie konieczność użycia liny przy wejściu na Similaun. Rozumiem że wy nie używaliście. Czy bardzo było to doskwierające i ryzykowne?


Bazowaliśmy przede wszystkim na wspomnianym wcześniej przewodniku po austriackich trzytysięcznikach. Autor nie wspomina w przypadku Similauna o konieczności używania liny. Niemniej jednak większość turystów była w nią zaopatrzona. Dużo na pewno zależy od pory dnia, temperatury i związanym z tym stanem lodowca. Nam nie sprawił żadnego problemu, nie widzieliśmy większych pęknięć, a i jego nachylenie nie przemawiało za koniecznością wiązania się liną. Celowaliśmy z resztą w takie szczyty, żeby uniknąć konieczności zabierania jej z kraju. Raki w zupełności wystarczyły, choć dla spokoju zapewne warto mieć ze sobą i linę.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sty 06, 2015 11:06 am 
Swój

Dołączył(a): Wt maja 07, 2013 6:28 pm
Posty: 49
Lokalizacja: brzeszcze
suszek napisał(a):
Na ile oceniacie konieczność użycia liny przy wejściu na Similaun. Rozumiem że wy nie używaliście. Czy bardzo było to doskwierające i ryzykowne?


Może ja coś dodam od siebie, z racji tego że samotnie przemierzam szlaki to raczej nie mam się do czego przywiązać więc liny nie ma na moim wyposażeniu. Przy dobrej pogodzie trasa na Similauna jest banalnie prosta, dwie wąskie szczeliny które napotkałem można spokojnie przekroczyć. Grupy związane liną idą zazwyczaj z przewodnikiem a on czymś musi uzasadnić opłatę którą bierze :mrgreen: .Może zainteresują Cię moje wypociny z tego rejonu http://www.gorskiswiat.pl/forum/showthread.php?tid=6187


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 14, 2015 9:19 am 
Nowy
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 28, 2014 9:24 am
Posty: 20
Witam.

Mam zamiar wybrać się w tamte rejony zimą. Jak wygląda sprawa zaparkowania samochodu w Vent, jakie są ceny parkingu ?

_________________
Moje wyprawy
Grupa Facebook
Kanał Youtube


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 14, 2015 8:35 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 04, 2010 5:34 pm
Posty: 419
Lokalizacja: Rybnik / Piding
Ja byłem w Vent jakieś 3 tygodnie temu. Nie napotkaliśmy tam normalnego parkingu, jedynie przyhotelowe. Zapytaliśmy, czy możemy zaparkować na 2 dni, nie było problemu.

Ale zimą to tam musi być zupełnie inny świat. Dziesiątki tysięcy narciarzy... Nie mam pojęcia, jak to wtedy wygląda. Na pewno tanio w tym czasie nie jest.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL