Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Pt kwi 19, 2024 10:54 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: So mar 28, 2015 9:52 am 
Nowy
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lis 22, 2014 7:02 pm
Posty: 25
9. Poniedziałek:
Zgarnęliśmy tego samego taksówkarza i:
Jakiś nieoznaczony fragment fortyfikacji:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze tego dnia:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Green Monastery na granicy Borjomi-Kharagauli National Park. Niestety do samego parku wstęp był wzbroniony. Powodem było to że akurat zaczął się okres przebudzenia niedźwiedzi. Było tez sporo wilków. Generalnie władze parku bały się o turystów:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Potem obserwatorium astronomiczne Evgeni Kharadze Georgian National Astrophisycal Observatory na szycie Kanobili (1553m n.p.m.)

W tym miejscu Gruzin dokonał pierwszego odkrycia astronomicznego dla swojego narodu. Obserwatorium było duże. O ile dobrze pamiętam to 11 albo 13 teleskopów. Z czego ze 5 na prawdę dużych. W środku było tez małe muzeum. Ręcznie robione lunety. Gabinet pierwszego dyrektora.
Pokazali nam pierwsze zdjęcie wykonane z tego obserwatorium. Była to Wielka Mgławica w Andromedzie. Do tego specjalna lupa powiększając-oddalająca. Był to kawałek takiego szkła że pozwalał z bliższej niż okiem nieuzbrojonym odległości łapać ostrość bez męczenia oka. Dyrektor lub inny strażnik czy namiestnik tego obserwatorium oprowadzał, pokazywał i opowiadał o wszystkim dosyć szczegółowo. Widać że gwiazdy to też jego pasja ('też' bo trochę i moja). Kiedyś muzeum było płatne i oficjalnie w ciągu dnia można było przyjść i obejrzeć je od środka. Obecnie muzeum jest zamknięte. No ale skoro Lari trafiają do Dyrektora to muzeum otwarte. Kiedyś nie było mowy o oglądaniu czegoś przez teleskopy bo to do celów naukowych. Ale obecnie muzeum jest zamknięte a skoro Lari trafiają do Dyrektora... To wieczorem można było wrócić i cokolwiek zobaczyć. Raczej zobaczyć jak działa.
Miało to być na 70 centymetrowym zwierciadle w jednym z budynków obserwatoriów ale niestety jak przyjechaliśmy to ktoś z niego korzystał i nie było nam dane. Weszliśmy do innego budynku. Tam znacznie mniejszy teleskop sprzężony z aparatami do dwóch klisz fotograficznych. Aparaty 5 razy większe od samego teleskopu. A teleskop powiększał niestety tylko 50 razy. Za to IDEALNA ostrość obrazu. Całość była połączona ze specjalnym zegarem który się nakręcało ręcznie. A to mechanicznie poruszając całym zespołem teleskop+aparaty kompensowało ruch obrotowy ziemi tak że oglądało się cały czas ten sam fragment nieba. Obejrzeliśmy dobrze znanego Jowisza. Było widać bardzo dobrze pasy. Czerwonej plamy nie zaobserwowałem. Było też widać trzy z czterech księżyców Galileuszowych. Czwarty schowany za tarczą planety.
Drugim obiektem który widzieliśmy był 'trapez' w Orionie. (Teraz dodatkowo przestudiowałem temat bo tłumaczenie mojego wujka z j.rosyjskiego nie było jak widać zbyt dokładne.) Obiekt ten to była konkretnie Gromada Trapez w Wielkiej Mgławicy w Orionie. Najpopularniejszy obiekt badań astronomów. Prawdopodobnie na podstawie obserwacji tego obiektu astronomowie poprawili szacunkową wielkość wszechświata o dwa rzędy wielkości. Masa młodych formujących się gwiazd oraz starszych, czerwonych karłów. A co za tym idzie dużo dysków protoplanetarnych. Układy podwójne i potrójne. Same ciekawostki (dla astronomów).

Niestety tutaj Dyrektor się nie popisał bo stwierdził że nic więcej nam pokazać nie może. Bo do oglądania innych rzeczy trzeba by było teleskop ustawić bardziej poziomo a co za tym idzie trzeba by wchodzić wysoko na drabinę żeby dosięgnąć do okularu. A drabina jest rozchwierutana więc lepiej tego nie robić. Szału nie było ale oglądanie gwiazd w prawdziwym obserwatorium astronomicznym nie jest zajęciem popularnym.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mechanizm kompensujący ruch obrotowy ziemi:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z tego działa chcielibyśmy pooglądać niebo:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
A z takiego oglądaliśmy. Te dwie duże tuby to na klisze fotograficzne:
Obrazek


Zanim jednak nastała późna pora odpowiednia do tych obserwacji zostaliśmy wywiezieni jeszcze 10km od noclegu do klasztoru Sapara. Tego dnia taksówkarz miał mniej roboty pod każdym względem ale skoro dzień wcześniej było nas stać 100Lari to dziś już będzie 150Lari. I to było bardzo niemiłe z jego strony.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Wracając jedne z najlepszych widoków. Przestrzeń której nie da się doświadczyć bylegdzie. Poszliśmy sobie osobno, na azymut. Cudownie szło się po tych zboczach po których na pewno dawno nikt nie chodził. Widok na miasto i także daleko poza nie - na góry naprzeciwko. Poza jednym 30metrowym bardzo stromym zejściem porośniętym młodym, marnym lasem cała reszta drogi na azymut szła się wspaniale. Zaoszczędzono ok 5 kilometrów w porównaniu do drogi.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Widać złoty dach budynku fotografowanego nocą i za dnia:
Obrazek

Tutaj piec miejscowego piekarza.
Jakiś czas temu piekarz wypiekał 1000 chlebów dziennie. Dziś już ludzi tak nie stać i wypieka tylko 350 chlebów. Ludzie przychodzą do niego prosić żebym im dał chleb. A on nie może bo jak komuś to przyjdzie masa innych ludzi którzy będą prosić o chleb. A i nie stać go na kupno większej ilości potrzebnych składników. I bieda trochę. Widzieliśmy jak wyrabia ciasto. Bardzo rzetelnie. Ma elektryczną wagę i odmierza dokładnie każdy kawałek ciasta aby każdy bochenek zawierał go tyle samo. Piec już się nagrzewał, opalany drewnem. Na korbkę obracającą poziomymi kamiennymi płytami. I wychodziło mu bardzo dobre pieczywo.

Obrazek

Obrazek



10. Wtorek:
Ten dzień to wyprawa do Kazbegi. Jest to myślę ze 260km. A nawet więcej bo trzeba było nadrobić kawałek. Więc najpierw do Tbilisi wlekliśmy się Marszrutką 160km za 7Lari od osoby. Ale miejsca tragicznie mało. Ciasne te ich pojazdy i gorąco w nich że ciężko wytrzymać. Nawet do 22 osób łącznie z kierowcą w takim dużym Transicie. Z Tbilisi od razu zabrał nas gościu do Kazbegi za chyba 45Lari łącznie. Dalsze ze 140km. To była wyjątkowa trasa, konkretnie "Georgian Military Road". W międzyczasie zatrzymaliśmy się na takim dużym placu z kawałkiem fortecy przy zakręcie drogi. Były tam może trzy sklepy a w nich nic. Były też ze trzy psy. A psy do mnie lgnęły wszędzie gdzie były. Nie mam pojęcia co te psy jedzą. W sezonie to może tak jak my tam zatrzyma się wystarczająca ilość turystów żeby je nakarmić ale poza sezonem to one chyba jedzą powietrze i odchody końskie.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Tutaj znajdował się taras widokowy:
Obrazek

Obrazek


To jeziorko wspaniałe. Było pięknie słychać tą rzekę. Ciekawe to było bo ze względu na dużą odległość oraz na ukształtowanie terenu rzekę było słychać tak jakby z bardzo dużej jej długości. Dźwięk był bardzo intensywny, zupełnie co inne niż gdy się stoi blisko rzeki.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na dalszym fragmencie na przełęczy Jvari Pass (2370m) zatrzymała nas policja ale nie do kontroli lecz dlatego że dalej jedzie jakiś ciężki sprzęt i nie będzie się wyminąć. Tutaj trzeba poczekać. Nam nie wystarczyło cierpliwości więc zostawiliśmy kierowcę z bratem a ja i wujek poszliśmy na przód. Niestety ciężkim sprzętem okazały się tiry które jeżdżąc w wąskich tunelach klinowały się o sufit. A tirów było ze 7 przy trzecim tunelu i ze 15 przy czwartym tunelu. W końcu gdy ruszyli to po jakimś czasie dogonił nas kierowca i pojechaliśmy dalej tą Międzynarodową Drogą Tranzytową na północ. Na tej drodze miejscami też fragmenty wysypane jedynie żwirem. Bez asfaltu. Kałuże na 10m długości. Ach, no a że droga jest wąska to tiry jeżdżą przed godziną 12 z północy na południe a po godzinie 12 z południa na północ. I tak jak się nie wyrobią to sobie czekają 12 godzin na zmianę stron. Droga międzynarodowa.
W międzyczasie przypadkiem okazało się że nasz kierowca akurat ma do wynajęcia pokój trzyosobowy i może nam go udostępnić. Taki przypadek. No więc mieliśmy już lokum.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na miejscu do baru. Właściciel bardzo miły. Poprosiliśmy o gulasz i HURRA! najlepsze co jedliśmy w Gruzji. Do tego jakieś piwo chyba, ekstra. Przed zachodem pojechaliśmy jeszcze pod granicę rosyjską. Tam budują elektrownie wodą. Jest też nieoznaczony zabytek ale odradzili tam chodzenie bo już się miejscowemu taksówkarzowi czekać nie chciało. Taksiarz miał jeden z dwóch najbardziej zdezelowanych, jeżdżących samochodów jakimi jechaliśmy. Ale, jak wszędzie, naklejki z flagą albo Orzełkiem Polski. I Ś.P Lecha Kaczyńskiego za wizytę w czasie wojny bardzo szanują i bardzo dziękują za wsparcie. Jeszcze krótki rekonesans drogi pod Gergeti Trinity Church. Na koniec dnia duży błąd - za intensywne picie chachy.

A tutaj... Elektrownie wodną budują:
Obrazek

Obrazek

Tutaj niezidentyfikowany przeze mnie obiekt:
Obrazek

Tutaj inny monastyr pod samą Rosyjską granicą:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie wiem czy dobra lokalizacja tego zdjęcia:
Obrazek

11. Środa:
Zabraliśmy tylko niezbędne rzeczy na dwa dni i ruszyliśmy pod górę Kazbek. Jest 8 rano i sklepy pozamykane a to oznaczyło brak śniadania. I to był drugi okropny błąd. Poszliśmy najpierw do tego Kościoła Trójcy na szczycie wzgórza. Trasa była trochę na azymut, trochę potem drogą zaśnieżoną, rozmarzającą. Potem bardzo strome podejście na skróty. No i dotarliśmy. Widok ciekawy. W środku tabliczka informująca że kobity muszą wchodzić ubrane tak a mężczyźni ubrani tak. Oraz, poza kilkoma zakazami (wszystko po angielsku i gruzińsku), że należy "Turn of Your mobile phone". Nawet do takiego oficjalnego tłumaczenia nie mają nikogo odpowiedzialnego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Uliczka w Kazbegi:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Sam Monastyr:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Dalej w stronę Stacji Meteorologicznej. Niestety. Alternatywy były takie:
Albo dość stromo, w śniegu po kolona. zamarzniętym z góry oraz sypkim u dołu. Działo dodatkowo jak drabinka bo trzeba było podnieść nogę na 60cm aby postawić ją na śniegu, stanąć na tej nodze i jak już się człowiek wyprostował to śnieg się zapadał i znów było 60cm do podejścia. I tak w każdym kroku. Błędem było że nie mieliśmy rakiet śnieżnych ale nie było ich gdzie wypożyczyć bo 'po sezonie'. Błędem było że nie mieliśmy okularów przeciwsłonecznych bo jednak ta jasność przeszkadzała. Bardzo. Tutaj w czasie podejścia się opaliłem na twarzy lepiej niż w dwa tyg nad morzem.
Drugą alternatywą było podejście bardzo strome, również po głębokim śniegu ale z 'przystankami' na skałach, które prowadziło na grań łagodnego podejścia z którego został zwiany śnieg. No i tam strasznie wiało.

Obrazek

Ciekawa jaskinia:
Obrazek

Obrazek
A stamtąd przyszliśmy:
Obrazek



Dotarliśmy z wysokości ok 1700mnpm do 3000mnpm. Ja tam podziękowałem za dalszą podróż bo mi się wymiotować chciało od picia dnia poprzedniego i braku jedzenia dnia dzisiejszego i wywołanego tym zmęczenia. Była godzina 14. Dwójka przeszła kawałek dalej i również stwierdzili że nie ma sensu bez rakiet śnieżnych bo dalej jest wyższy śnieg oraz jest lodowiec ze szczelinami który jest bardzo niebezpieczny. Zatem odwrót. To też się nie udało.

Obrazek

Wytarte sznurkiem od wiatru...
Obrazek




12. Czwartek:
Wyjazd w stronę Tbilisi, potem Sighnaghi. Tutaj mieliśmy zwykłą przesiadkę w stronę Lagodekhi. Ale w międzyczasie udało się uchwycić kawałek tamtejszej infrastruktury kolejowej. Cmentarzysko różnego typu wagonów oraz przykłady ogromnego zużycia torowiska:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Ekstra ten zniszczony wagon. Wygląda jakby uderzył w krawędź cysterny takiej jak ta po lewej stronie. Taki wypadek zapewne ma miejsce gdy jeden z pociągów ma o jeden wagon za dużo i Wystaje 2-3 metry dalej niż powinien z bocznego toru postojowego. Natomiast pociąg manewrowy pcha przed sobą kilka wagonów do podłączenia gdzieś indziej i bum. (Nie wiem czy skutki nie powinny być większe ale lekki wagon może łatwo wypaść z toru.)
Obrazek




Część jakiejś fortyfikacji chyba w Sighnaghi. Fortyfikacja obronna budowana przez tamtejszych chłopów na potrzeby samoobrony ich terytoriów. W środku nie miał stacjonować żaden oddział zbrojnych. Miało być za to wystarczająco dużo miejsca na ludzi, bydło i zapasy które tam przetrzymywali. W razie ataku ludność ze zwierzętami chowali się w fortyfikacji i nie było jej za bardzo jak zdobyć.:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


No i ruszamy do Lagdekhi. Miejscowość u podnóża Lagodekhi State Nature Reserve and Managed Reserve. Taksówkarz w sumie za niewielką opłatą zawiózł nas do znajomego GuestHouse'u. Jednego z ładniejszych jakie widzieliśmy. Niestety kuchnia wspólna z właścicielami. Tylko pokoje do wynajęcia. Łazienka w miarę ok. Ciepła woda! Cała przeprawa trwała dość długo ale przed zachodem zdążyliśmy wyjść jeszcze na chwilę do tego rezerwatu. (Rezerwat założony w 1912 roku przez Polaka. Drugi rezerwat w Soviet Union.) Rezerwat spokojny. Generalnie czysty poza kilkoma szczegółami, miejscami. Niesamowita woń lasu. W całej Gruzji nigdzie niespotykana. W parku kilka szlaków. Od 6km do 48km długości. Ten najkrótszy najpierw. Wzdłuż małej rzeczki. Widać że czasami jednak potrafi nieść więcej wody ze sobą bo rzeka wybrała cześć lasu i zostały gołe kamienie. Niestety szybki zmierzch kazał nam zawrócić. W porę bo wychodziliśmy z parku już całkowicie po ciemku. Coś zjeść. Do kąpieli. Do snu.

Pomiędzy górami przed nami oraz wzniesieniami za nami rozciąga się dolina płaska jak stół na 20km szeroka (w innych miejscach chyba nawet na 60km:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

13. Piątek:
Piątek był chyba najciekawszym dniem całego wyjazdu. Zgodnie z zaleceniami rano wybraliśmy się do siedziby władz parki Lagodekhi. Tam jedna z bardzo niewielu osób mówiących płynnie po angielsku pokazała nam gdzie nam wolno pójść a gdzie nam nie polecają. Do parku były trzy wejścia. 'Lewe', 'środkowe' przy którym mieszkaliśmy oraz 'prawe'. Wybraliśmy trasę na większy z wodospadów w owym parku. Taksówka za parę lari zawiozła nas pod 'lewe' wejście. Wodospad 14 metrów robi wrażenie choć przecież nie jest to tak dużo. Największym wyzwaniem było dotarcie do samego wodospadu. Kręta górska rzeczka w wąskim kanionie z pionowymi ścianami. W wielu miejscach trzeba było na prawdę kombinować żeby przejść. Przeskakiwanie na lekko wystający z rwącego nurtu o nieznanej fakturze i śliskości kamień nie należy do moich ulubionych zajęć a trzeba było tak zrobić kilka razy. Przechodzenie po śliskim, mokrym od bryzy i zgniłym od wilgoci powalonym pniu drzewa 3metry nad zimną wodą było już przyjemniejsze. Najgorsze były kombinacje z tyczkami do podpierania się żeby doskoczyć do kamienia oraz przechodzenie po cieniutkich gałęziach które w każdej chwili mogły się złamać ("musisz równo rozłożyć ciężar!").

Ale było wspaniale i było warto.

Ciekawy grzyb:
Obrazek

I wszystko co po drodze:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tego samego dnia po powrocie postanowiliśmy się posilić. Wcześniej zakupy na miejscowym targu tj na skrzyżowaniu trzy osoby sprzedające warzywa/owoce. Jeden z ludzi był OKROPNIE przygarbiony. Stary, siwy, kręgosłup poziomo do ziemi i tylko głowę podnosił żeby widzieć z kim rozmawia. Wcześniej też widzieliśmy go jak szedł z taczką gdzieś wzdłuż drogi. A sprzedawał... Zielsko dla zwierząt. Poszedł na łąkę i wybrał jakiś rodzaj rośliny/chwastu który zwierzętom pasuje. Tak się nam go szkoda zrobiło że jeden od nas kupił całą siatkę nie wiadomo czego i dał człowiekowi 5 Lari nie chcąc żadnych reszty. Potem spotkaliśmy jakąś kobiecinę które z lasu wychodziła z naręczem jakiś innych roślin. Spytaliśmy ją do czego jej to a ona że dla królika. Zatem oddaliśmy jej i nasze chwasty. Nie mogła uwierzyć że za darmo. "A skąd...? Ale dlaczego?" My tylko że to długa historia.


Potem każdy udał się na pozostałe 2-3 godziny w swoją stronę. Brat został w pokoju. Wujek pojechał na jakąś fortyfikację pod samą granicą gdzie zatrzymali go strażnicy graniczni i przez 30 min ustalali czy przebywa tu legalnie. Ja natomiast znowu udałem się do pobliskiego 'środkowego' wejścia poczuć woń lasu. Zaszedłem dwa razy dalej niż dnia poprzedniego gdy byliśmy wspólnie ale wciąż nie dotarłem do mniejszego z wodospadów. A godzina była już taka że należało wracać. I znów tak jak wczoraj wychodziłem z parku jak już było całkiem ciemno. Wujek wrócił ze 30min później bardzo zadowolony z tego co widział.
Obrazek

Obrazek


14. Sobota:
Tego dnia ruszyliśmy dość wcześnie w stronę placu z którego odjeżdżają marszrutki. Tam kupiliśmy bilet do Tbilisi, ok 140km, za 7Lari od każdego. Podszedł taksówkarz i prosi:
Tbilisi? 20Lari od osoby.
My na to że nie, mamy taniej.
15 Lari od osoby.
My na to że marszrutką za 7 Lari mamy.
7 Lari od osoby...
I dopiero jak mu pokazaliśmy że kupiliśmy już bilet to zawiedziony poszedł. Zastanawia nas czy wolał za 21 Lari pojechać do Tbilisi mając nadzieje że tam znajdzie jakiegoś jeszcze klienta czy raczej planował zadzwonić po kolegów taksówkarzy i nas skroić gdzieś na bezdrożach Gruzji.

Marszrutka tak ciasna że musiałem się złożyć w chińskie S żeby się zmieścić. Ja w koszulce się gotuję a Gruzini w sweterkach + bluzach albo czarnych skórzanych kurtkach się dogrzewają...

Z Tbilisi jeszcze do Gori też jakimś tamtejszym środkiem masowego transportu. W Gori twierdza:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnie udaliśmy się jeszcze do Uplistsikhe - innego miasta w wytartego w skałach.
Taksówkarz który nas tam będzie zabierał opowiada:
Zamknęli mu 2 lata temu ojca w więzieniu na 6 lat(nie pytaliśmy za co ale musiał nieźle nabroić). On sam musiał rzucić studia żeby przejąc taksówkę po ojcu. Dwa lata temu zarabiał 20 Lari dziennie. Obecnie nawet 7Lari.

Taksówkarz dogadał się z panią z okienka kasowego. Kupił nam bilety i wyjaśnił że pociąg będzie za 2 godziny. Wtedy pojechaliśmy obejrzeć miasto. Za cały kurs chciał 15 Lari. Dostał 25Lari.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na stacji kolejowe infrastruktury kolejowej ciąg dalszy:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


I wsiadamy do pociągu. Pociąg powiedzmy taki jak nasze KM. Gorszy standard na pewno. Brak toalet. Co chwilę przechodzili ludzie próbujący coś sprzedać. O dziwo z minimalnym skutkiem nawet. Jakiś cukierek. Szpulkę czarnej. Wodę 0.5litra. Pociąg jechał do Kutaisi niecałe 4 godziny. Do przebycia miał ok 150km. Koszt za jeden bilet - 1Lari (słownie: Jeden Lari czyli ok jeden złoty i osiemdziesiąt groszy). Nawet jakby ten pociąg zjeżdżał cały czas z góry i nie musiał w ogóle zużywać prądu to i tak samo utrzymanie go pochłaniałoby więcej pieniędzy niż mógł zarobić. Dodatkowo zapewne było tak że 1 Lari kosztowała podróż tym pociągiem bez względu na odległość. (Czyli być może 1 Lari = podróż z Tbilisi do Kutaisi = ok 220km)
Brak toalet był nieprzyjemny. Ludzie załatwiali swoje potrzeby na drzwi w przedsionku. I widać była to taka norma bo kobieta z dzieckiem idzie w stronę przedsionka ale tam ktoś już się załatwia więc szybko na drugą stronę wagonu do pustego przedsionka.
Kontrola biletów przechodziła parę razy ale od razu nas zapamiętali więc więcej o bilet nie prosili. Ubrani elegancko jak na Gruzję. Jeden z pasażerów nie ma biletu. Przeszukali go. Znaleźli pieniądze. Kupili mu bilet i poszli dalej.
Na dwie stacje przed końcem szło dwóch kontrolerów i jakiś ochroniarz kolei i wybierali pieniądze z automatów do kupowania biletów.
Obrazek

Przejeżdżaliśmy obok jakiejś fabryki cukierków i później tak ładnie pachniało w pociągu takimi żelkami czy innymi słodkościami. Niestety dalej przejeżdżalność chyba obok oczyszczalni ścieków...


Ostatnia stacja - Kutaisi. Stamtąd na piechotę znaną już drogą do lokalizacji z dnia pierwszego. Jeszcze na chwilę na miasto coś zjeść. Trafiła się o dziwo włoska knajpa którą otworzyli dopiero trzy dni temu. Całkiem przyjemnie ale trochę drogo. Mieli Gin dla wujka więc propsy. Do snu.

15. Niedziela:
Tego dnia był już luzik. Udaliśmy się do rezerwatu Sataplia. Tam jest jaskinia Prometeusza.
A tutaj drogowskaz na Marsa:
Obrazek

Wejście niedostępne dla turystów:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


A później do tamtejszego Jurassic Park. Prawdziwe ślady dinozaurów odbite na jakimś błocie pokrytym popiołem chyba. Jest to jedyne miejsce na świecie gdzie występują obok siebie ślady mięsożerców i roślinożerców. W całym parku mają czterdzieści jeden drzew w Polsce bardzo popularnych - Cis. Gdy przewodnik mówiący po angielsku nagle mówił że w Polsce ono się nazywa 'chees' to było niezłe nieporozumienie.

Dalej była jaskinia o najwyższej zawartości tlenu w całej Gruzji. Zgodnie z tym co mówił przewodnik (co kłuci się z moją wiedzą) to w Gruzji poprzez zanieczyszczenie powietrza (skąd ono ma wynikać skoro od lat nie działają żadne fabryki?) ilość tlenu w atmosferze sięga ok 17-18%. W tej jaskini przekracza nawet 21%. Dzięki temu powietrze stąd jest lecznicze dla ludzi mających różnego typu alergie oraz astmę. Wydaje mi się że tutaj nie ma racji.

Dalej jeszcze punkt widokowy ale nic szczególnego.

Wracamy. Przebieranie, pakowanie, na lotnisko, samolot 45min spóźniony. Ale między wylądowaniem samolotu a momentem w którym my wchodziliśmy na pokład minęło 17 min. Żegnaj Piękna Gruzjo!

_________________
"Gdyby to nie był Everest, to byśmy chyba nie weszli!" @ Leszek Cichy, 17.02.1980


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So mar 28, 2015 10:07 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
Jest i 2 odsłona.
Podobają mi się te foty ,nie jakieś artystyczne wyostrzone ,ale takie z akcji reporterskie.
Sam takie robię może dlatego mi pasują :mrgreen:

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So mar 28, 2015 1:26 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N paź 23, 2005 9:18 pm
Posty: 2105
Samo przewijanie tych zdjec na tablecie jest uciazliwe :-| :mrgreen:
Ales kasy utopil w te przeloty :shock: wystarczylo by na dobre lustro lub kamere. Moze jakos podolam przeczytac ten elaborat
Nowego. Forumowicza. Niezle wypociny jak na poczatek-tak trzymac :mrgreen:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So mar 28, 2015 2:55 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Gruzja mnie fascynuje. Jest jakiś mglisty plan na przyszły rok, ale czy dam radę to ogarnąć? Nie wiem. Dobrze, że są takie relacje.

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So mar 28, 2015 7:15 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3185
Lokalizacja: Nowy Sącz
Szczerze:
- spodziewałem się więcej po tej Gruzji
- mało ładnych widoków
- dużo dziadostwa i ruin

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So mar 28, 2015 7:26 pm 
Nowy
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lis 22, 2014 7:02 pm
Posty: 25
gouter napisał(a):
Szczerze:
- spodziewałem się więcej po tej Gruzji
- mało ładnych widoków
- dużo dziadostwa i ruin


Być może powinieneś mieć inaczej dopasowany profil wycieczki. Ładnych widoków (moim zdaniem) było bardzo dużo. Ale nie sposób wszędzie się zatrzymać, wszystko dobrze sfotografować i wrzucić każde zdjęcie.
Ruiny - ano tutaj, w Gruzji gdzie łatwiej o kamień, budowali w kamieniu dlatego dużo ruin miało możliwość się zachować. Nie chciałbym aby ta relacja zniechęciła Cię do zawitania w te rejony.

_________________
"Gdyby to nie był Everest, to byśmy chyba nie weszli!" @ Leszek Cichy, 17.02.1980


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N mar 29, 2015 1:03 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 04, 2010 5:34 pm
Posty: 419
Lokalizacja: Rybnik / Piding
Po to się do tej Gruzji lata, by było inaczej, niekoniecznie kolorowo.
Tu brak ciepłej wody, tam taksówkarz oszukał, tam dziadowskie jedzenie, tam ścisk w busie... ale chyba się podobało? :)

Chętnie czytam relacje z Gruzji, bo oprócz standardowych planów zwiedzania, zawsze kolorytu nada specyficzność miejscowej ludności.

Fajna relacja i fajna przygoda :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt kwi 03, 2015 2:25 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1494
Lokalizacja: W-wa
ujmująca i trochę dziwna relacja... czyli podoba mi się :)

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL