Nareszcie!
Od kliku lat zbierałem się na powrót w góry mojego dzieciństwa. Tak się złożyło, że to właśnie tam jeździłem na wczasy prawie pół wieku temu. Ostatni raz byłem w latach 90', bardziej przejazdem niż pobytowo. Został sentyment i zamglone wspomnienia. Mam tam daleko, więc nie ma za wiele okazji bywać.
No ale w końcu spiąłem poślada i pojechałem.
Mimo wielu pobytów nigdy właściwie nie byłem w górach Karkonoszach, w sensie żeby je przejść tak jak to normalny człowiek po górach chodzi. Ot, krzesełkiem na Szrenicę albo z trudem na Śnieżkę. No ale czego wymagać od 5 latka. Teraz wszystko nadrobiłem.
Dzień 1.Aklimatyzacja Szklarska Poręba i Karpacz. Obchód miasteczek i popularnych miejsc. Ludzi w cholerę (majówka). Co od razu negatywnego rzuciło mi się w oczy - brak ludzkiej komunikacji między tymi miejscowościami. Odległe od siebie ok 30 km i obie na krańcach głównej grani karkonoskiej - na jednym krańcu jest Śnieżka, na drugim Szrenica a pomiędzy nimi szlak. Pomyśleć by można, że tysiące chętnych wchodzą tędy i chcą zejść tamtędy (lub na odwrót), a po robocie wrócić do bazy. Ni ., nie ma czym. PKP nie ma, autobus przez Jelenią Górę - 2h z przesiadkami (30 km). Gdzie są busiarze? Nie wiem. Najlepsza opcja - taxi. Z licznika drogo w cholerę ale można się dogadać i we 3 osoby niewiele drożej niż autobusem być szybko w bazie.
Tak więc pierwszego dnia podczas obchodu ugadaliśmy się z taximanem na dzień następny.
Pierwsze kroki do Wodospadu Szklarki, spacerkiem przez lasek

Po chwili staję na kamieniach pod wodospadem. Mam stare zdjęcie jak tu stoję, 40 lat temu (sic!). To moja druga wizyta w tym miejscu.

Wodospad jak wodospad, szału nie ma ale oczywiście ładna okolica. Za to otoczenie very nieciekawe. Ludzi tak nabite, że ciężko się ruszyć, pod małym schroniskiem cyrk i odpust. No cóż, znane miejsce i blisko centrum, na piechotę. Choć i tak 90% samochodami podjeżdża. Dobra, przyszłem, wspomniałem i wyszłem.
W drodze powrotnej ciekawa praca artystyczna na podmiejskiej polanie.

Koń jaki jest, każdy widzi.
W Karpaczu podobnie, tzn tłumnie, wszędzie stragany, głośno. Jak to na wczasach. Zaliczyłem tylko Wang - import z Norwegii sprzed dwóch wieków. To miejsce również dobrze pamiętam z dzieciństwa. Na bardzo ładnym przykościelnym cmentarzyku spoczywa Tadeusz Różewicz, o czym akurat nie wiedziałem.
Dzień 2Akcja właściwa czyli trek Szrenica-Śnieżka. Początkowo planowaliśmy zrobić to w 2 dni z międzylądowaniem w schr. Odrodzenie, ale z braku miejsc (bzdura!) plan uległ zmianie na jednodniówkę.
Z naszego stylowego, pamiętającego złote lata FWP hotelu wychodzimy o piątej. Rześko, przyjemnie, pogoda zapowiada się doskonale. Szklarska pusta, zupełnie wszystko inaczej. Kierujemy się na Szrenicę. Punkt pierwszy - Schronisko Kamieńczyk (śpi) i wodospad o tej samej nazwie.


Po niedługim marszu docieramy do następnego schronu - na Hali Szrenickiej. W ogóle bardzo fajna sprawa w Karkonoszach. Gęsta sieć schronisk, niektóre parę/paręnaście minut od siebie.
Duże konkretne schronisko, glebowicze powoli się budzą, my drugie śniadanie. Pykam fotki z tarasu.

Za kolejne 10-15 minut kolejne schronisko - na Szrenicy. Śmiesznie wygląda. Zazwyczaj schroniska są pod szczytami, to stoi na samym czubku. Nie wchodzimy tylko walimy dalej. Tym bardziej, że czytamy na drogowskazie - Śnieżka 21 km. No hmmm, niby co to jest 21 km, ale człowiek raczej przyzwyczajony do czasów niż odległości na znakach... Od razu motywacja do pędu wzrasta. Taxi umówione na mniej więcej wieczorem.
Zaraz obok - jest! - pierwszy typowo sudecki obiekt naturalny - Trzy Świnki. Jest radość. Czekałem na was tyle lat, czy wy na mnie też?

Opuszczamy teren i kierujemy się na Śnieżne Kotły

Grań jest tak szeroka, że nie wiesz, że idziesz granią. Cały czas do tej pory idziemy praktycznie sami. Jest fajnie (czyt. zajebiście w pytę). Dopiero za jakiś czas zacznie się zaludniać aż do finałowej kumulacji na Śnieżce, ale o tym później. Przy stacji przekaźnikowej jak na razie, zero życia.

Okolica jest tak fajna, że chciałoby się posiedzieć dłużej. Łagodne góry pokazują tu trochę swojej potęgi. Tam w dół jest jakieś 200m, na białym lepiej nie stawać.

Szkoda, ale trzeba napierać dalej. Pogoda marzenie, a podobno cały tydzień lało. Czasem trochę kumulusy się skumulują, pewnie po to żeby dodać trochę dramatyzmu do pamiątkowych fotek.

Cały czas po drodze te fajne skałki, Czeskie, Śląskie i jakieś tam jeszcze kamienie. Jest już grubo po śniadaniu więc popularne kamienie oblepione masą ludzką. Aby uchwycić pusty kamień trzeba ruszyć w krzaki, inaczej foto z bohaterem drugiego i dwudziestego planu.

W porze okołoobiadowej dobijamy do Przełęczy Karkonoskiej czyli jesteśmy w połowie trasy. Na przełęczy popis czeskiej fantazji - 2 hotele, parking a nawet korty tenisowe (!). Na przełęcz oczywiście dojazd samochodem, bo ktoby tam szedł. Czeski film w najlepszym wydaniu.

Stajemy na popas w pobliskim Odrodzeniu. Przy barze zaskoczenie. Tydzień wcześniej dowiedziałem się przez telefon, że noclegi wykupione od miesięcy a gleba na własne i to spore ryzyko. Przy mnie facet kupuje pokój, tak o, z drogi po prostu. OK, luz, przynajmniej z lekkim plecakiem mi się trasa trafiła.
Ale z tymi rezerwacjami to ostro w członka walą.
Ruszamy dalej, na szlaku już regularne pielgrzymki, włącznie z wycieczkami szkolnymi. Po lewej Pielgrzymy, widok z daleka:

Mijamy Kocioł Wielkiego Stawu, niezbyt atrakcyjnie się prezentujący, za to Kocioł Małego - przepiękny. Widok z góry na Samotnię obezwładnia:

Jeszcze parę chwil i docieramy do Przełęczy pod Śnieżką, pod brzydkie (a może ładne inaczej) schronisko, gdzie wita nas jeszcze większy tłum. Jest 2 maja a ja nie byłem wczoraj na pochodzie (wywalą mnie w końcu z tych lewaków). Jest więc doskonała okazja nadrobić zaległości bo w kierunku szczytu podążają masy proletariatu. Wystarczy przysiąść na 10 min przy schronisku a temat o sentencjach na szlaku od ręki wydłużyłby się o 3 strony. Na szczyt prowadzą dwie drogi - "trudna" i "samochodowa". Obie zaludnione. W pogodny weekend polecam tą drugą, szkoda czasu i nerwów.

Na szczycie, no cóż - piknik. Kolejka po gofry, kolejka po browara, kolejka do kolejki (czeskiej). W barze miejsc brak. Przepraszam - w restauracji. Siedzę na kamieniu, wcinam kanapkę i popijam z termosu. Dziwak. Zabudowa szczytu coraz bogatsza, UFO jak stało tak stoi, kaplica bez zmian, ale jest nowość - poczta (znowu Czesi!) wyglądająca jak gigantyczny akumulator. Nie ma basenu? Szkoda.


Trzeba wiać. Teraz trochę szkoda, że nie zostało się na Śnieżnych Kotłach ale tam teraz też pewnie gęsto.
No to jeszcze raz na koniec - Czarcia Ambona w pełnej krasie

Spod schroniska wymykamy się drogą letnią (obecnie zamknięta) i uffff... w ciszy i spokoju dobijamy do końca trasy - Karpacza. Wsiadamy w taxi i na kolację jesteśmy w swoim FWP. Golę się, jem śniadanie i idę spać.
Całość 36 km i 11h.
Dzień 3.Zaplanowaliśmy w drodze powrotnej Śnieżnik ale mamy lenia i nie jedziemy tylko śpimy. Szkoda jednak ostatniego dnia więc pada pomysł na Sztolnie Kowary czyli tajną kopalnię uranu.
Poniżej krótka relacja.
Dużo by można o tym gadać bo historia i bogata i ciekawa. Ograniczę się do informacji podstawowych. Do zwiedzania są dwie kopalnie, obie z przewodnikiem. Pierwsza ładnie zrobiona, oświetlona, w stylu "muzealnym" około kilometra podziemnej trasy. Druga surowa, z latarką (wydają przy wejściu), ok 1,5 km. Cena za całość ok 30 zeta, zgoda na foto 5 zeta, 3h łażenia. Z uwagi na ciemności lub mikro światło, ciężko coś wyciągnąć. Strzał z biodra migawka 30 sek w ciemności - no różnie jest. Ewentualnie flesz, ale to syfsko wychodzi. Statyw bardzo przydatny, ale kto by przypuszczał. A puszki nie ma nawet na czym postawić. Ale coś tam ustrzeliłem.
Podziemny skarbiec wszelakich minerałów

Ścian lepiej nie dotykać
Jest taki punkt w programie kiedy przewodnik pyta czy państwo sądzą czy tu dalej jest uran. No nikt nie wie bo i skąd. Po czym objaśnia, że uran w podczerwieni świeci na zielono. Gasimy latarki, przewodnik puszcza wiązkę światła na ściany i wszędzie zielone plamy. Odlot.

Od grupy lepiej się nie odłączać

Najlepsze miejsce, długi korytarz z mgiełką. Zaczynasz się obracać czy ze ściany nie wychodzi Obcy

Inhalatorium radonowe. Nawet nie chcę wiedzieć co tam kiedyś wdychali. Leczniczo oczywiście.

Tajne laboratorium inżynierów atomowych

I efekty ich prac
Model USA

Model ZSRR
(nie używana)

Kopalnie oprócz wydobycia i prac nad atomówką spełniały też funkcje sanatoryjne (patrz wyżej - radon).
Pozostałości po podziemnym SPA

Do zwiedzania udostępniony jest tylko mały ułamek podziemnych korytarzy. Sporo sztolni jest zalanych i nie ma do nich dostępu od wielu lat. Co tam jest - nie wie nikt

Uff, znowu na powierzchni. Można na spokojnie zrzucić nadmiar emocji

I pamiętaj górniku. Zawsze zraszaj urobek wodą!