Na klubowy obóz do
Kaiserbrunn w Austrii wyjeżdżamy autem z gdańska w niedzielny poranek 5 lipca. Cztery osoby na pokładzie, oprócz mnie ,Evi, Marcel i Ola. Droga zajmuje 10h, w tym 600km w Polsce, 225km Czechy a ok. 175km to Austria. Winiety na przejazd autostradami można kupic u nas na stacji BP tuż przed granicą. 10-dniowa na Czechy to koszt 70zł natomiast 60zł na Austrie. Polecam je jednak kupowac je już za granicą. Są zdecydowanie tańsze. Na Austrię winieta kupowana w Czechach kosztowała nas ok. 47zł. Czeską przyklejamy na dole z prawej strony szyby, Austriacka (teraz już to wiem) natomiast na srodku pod lusterkiem.
Wyjazd 5:09.

Navi do Kaiserbrunn prowadzi nas jak po sznurku. Ni to wies, ni to miejscowosc bo poza jakims zajazdem i parkingiem to nic tam nie ma. Po lewej stronie jezdni po wjeździe widzimy zaparkowane auta, a zaraz za nimi pole namiotowe. Zajazd jest po prawej stronie. Nigdzie nie trzeba się meldowac i wnosic żadnych opłat, zwyczajnie jak jestes na miejscu to się rozbijasz i tyle. Na koncu pola/parkingu jest kibelek, pisuary, zlew/umywalnia, jak zwał tak zwał.
Bywa znacznieee ciasniej!
01- pole/parking, 02-nasz namiot, 03-zajazd
Kulturalny, wieczorny meeting po przyjeździe.Podłoże jest twarde, czesciowo kamienne, także odciągi mocuje się dużymi kamieniami. Kumpel wręcz dozbroił się wbijając w nie wszystkie haki jakie zabrał na wyjazd. Podczas weekendu jest tam namiot na namiocie, w tygodniu robi się luźniej. Parking od rana jest w słońcu, które skutecznie potrafi wygonic z namiotów. Jest także bardziej narażony podczas wietrznej pogody. My rozbijamy się kawałek poniżej parkingu, nad rzeką za radą znajomych, którzy bywali tam kilka razy. Ma to kilka zalet. Rano nie ma słońca, dopiero późnym popołudniem. Blisko do wody, którą do gotowania bierze się prosto z rzeki, bądź z umywalni, kto ma bliżej. Mniej wieje. Nocą natomiast ciągnie od wody i żałowałem, że nie zabrałem mojego 300g puchu do spania tylko jakąs szmatke imitującą śpiwór. Palenie ognia wszedzie zabronione! Moze Was shaltowac albo straz pożarna albo jacys inni straznicy.
Miejsce naszego biwaku.
Widok z namiotu.Warto zabrac krzesełka i jakis stolik. Siedzenie na kamieniach i belkach po kilka dni z rzędu może wejsc w dupe nawet jak twarda. Znajda się miejsca na rozwieszenie slacka. Jeden mielismy przewieszone przez rzeke. Nikt nie przeszedł

Warto również zabrac jakis plastikowy szczelny pojemnik żeby trzymac go z żarciem we wodzie. Piwo już bezpośrednio we wodzie

Trzeba to jakos wszystko zabezpieczyc przed nurtem, wiec buduje się zatoczki z kamieni lub przytwierdza repem do brzegu.
Widoczne plandeki zostały wybudowane na potrzebe zapowiadanej zlewy i skutecznie chroniły nas przez cały dzień. Wszyscy u nas gotowali a ja od kazdego podjadalem
Kąpiel w rzece (nie używamy chemikaliów!) albo w zajeździe w ładnej łazience za 3 euro. Tak samo nie można myć naczyn w rzece przy uzyciu chemikaliów tylko w umywalni. Obok rzeczonego zajazdu można złapac wi-fi. Idąc do łazienki na 2 pietro ruter stoi w holu ale zasięg ma dosc dobry, że nawet na ulicy łapie.
Kilka km przed Kaiserbrunn jest sklap SPAR, dobrze zaopatrzony, piwo od 0,45 euro (jakis sikacz). Jest tam tez maszyna do oddawania butelek i mozna oddac chyba kazdy rodzaj! Obok jest pizzeria (jakas funghi - 8euro).
Warto mieć ze sobą przewodnik wspinaczkowy, taki pisany recznie – inny chyba nie został wydany, najlepiej najnowsze wydanie. Ten krążący w sieci jest bardzo przestarzały. Brakuje w nim sporo dróg a od tamtego czasu też sporo zostało obitych. Można też skorzystac z portalu:
http://www.bergsteigen.com/klettern/suc ... irge%3A618 i wybrac cel dla siebie. Tak, też my robiliśmy, ale nie jest to najlepsze rozwiązanie. Najlepiej mieć ze soba cały opis sciany i siatki dróg. Moim zdaniem również schematy z przewodnika pomimo, że wyglądają na nieporadne, są trochę lepsze niż z tej strony.
A w ogóle najlepiej to pojechac z kims kto już tam był i pokaże co i jak. Niektóre dojscia sa krótkie ale są tez i długie. Trzeba wiedziec gdzie zaparkowac etc. Wziąć pod uwage wystawe sciany bo słońce może tam zabic dosłownie. Może tez być i w druga strone, że spotka nas zlewa. Rejon jak dla mnie jest zdecydowanie bardziej górski niż skałkowy. Niezbędna umiejetnosc budowania stanowisk, także na drogach w pełni obitych. Także krótkie ekspresy to za mało. Często droga kluczy, jest sporo trickowych trawersów, przydaja się długie eksy a czasem lina podwójna. Pojedyncza wystarczy ale gdy momentami widziałem ostre krawędzie to miałem przed oczami przeciętą jedną żyłe po locie. No i do ew wycofów i zjazdów podwójna jest niezastąpiona.
Wspinanie jest super, przypomina Jure ale tutaj wystepuje tarcie. Jest sporo kancików, odciągów, zdarzają się oczka. Wyceny są jak dla mnie srogie, jak w przewodniku stoi 5 to na pewno będzie to 5 i nie ma się co łudzic, że będzie łatwiej. Często i gęsto do tego jest spora ekspozycja. Na drogi gdzie trzeba dokładac własną asekuracje warto mieć zapas i żelazną psyche bo ubic można się koncertowo momentami. Raz zaciąłem się na 5- i trudno było mi uwierzyc w to, że nie pomyliłem drogi…

Co do szlakowych walorów regionu się nie wypowiadam bo mało wiem. Czasem tylko schodziliśmy szlakami po skonczeniu drogi. Nasze Tatry to przy tym przyjemność z kamiennymi stopniami. Tam scieżki z gryzem, sporo metalowych drabinek a także stalowe liny a-la via ferraty. I to wszystko w lesie zazwyczaj. Widoki ze szczytów pewnie super ale cóż…
Widok ze szczytu Kaiserbrunner Turmstein, poniedziałek rano. W niedziele nie było gdzie szpilki wetknąc.Na kolejny dzień z lenistwa obieramy sobie pobliską skałkę, którą doskonale widac z parkingu Kaiserbrunner Turmstein. Z rana oferuje kojący cień, w którym i tak jest 37 stopni…
C.D.N.