Wypad zaplanowany wcześniej, noclegi w Popradzkim Plesie zarezerwowane, więc standardowo trzeba było kilka razy dziennie sprawdzać prognozę na wszystkich portalach pogodowych i oczywiście dopytywać na forum
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Plan był prosty – 3 szczyty w 3 dni. A że mieliśmy do dyspozycji tylko dwa noclegi to startujemy w niedzielę 30-go sierpnia o 4:30, żeby o sensownej porze zameldować się na Słowacji. Z parkingu elektriczki do hotelu górskiego dowozi nas samochód hotelowy. Darmowy to ten przejazd nie był, ale jakoś nikt o tym wcześniej nie wspomniał. Zostawiamy wielkie wory w hotelowej przechowalni i startujemy do Złomisk. Gorąco jak diabli, ale pięknie. I ludzi brak!
![Obrazek](http://images67.fotosik.pl/1173/2bc924bf2b324e59med.jpg)
Idziemy dalej w stronę Rumanowego wypatrując żlebu w który trzeba się wbić. Mój towarzysz analizuje (brzydkie słowo) topo wydrukowane z internetu, toteż długo się nie zastanawiamy. Po pokonaniu kruchego żlebu kierujemy się w lewo, trawersując zbocza Rumanowego by po krótkim czasie zameldować się na Gankowej Przełęczy. Widoki rewelacja. Lufa do Doliny Kaczej robi wrażenie.
![Obrazek](http://images70.fotosik.pl/1171/3bbb4f0672c977damed.jpg)
![Obrazek](http://images69.fotosik.pl/1172/80fc95b35aeb5e62med.jpg)
I tylko śmigło lata jak wściekłe. Po powrocie dowiedziałem się dlaczego... [*]
![Obrazek](http://images66.fotosik.pl/1172/3f557158ffb7f65bmed.jpg)
Po dłuższej przerwie szpeimy się i dalej na lotnej wyruszamy w stronę Ganku. Grań jest krótka i niezbyt trudna, ale dość powietrzna. Pogoda rozpieszcza a ludzi wciąż jak na lekarstwo. To jest to co tygryski lubią najbardziej. Po drodze mijamy ze 2,3 miejsca w których warto się przyasekurować, choć po drodze jest też gość, który schodził w sandałach i w plecaczku miejskim. Nie żebym miał coś przeciwko plecakom miejskim, ale odniosłem wrażenie, że facet znalazł się tu przypadkiem!!! Cóż, nie takie rzeczy się w górach widywało
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Po krótkiej chwili meldujemy się na Ganku. Napotkani turyści robią nam foto (nawet nie chcieli kasy:))
![Obrazek](http://images70.fotosik.pl/1171/df040888de1012a2med.jpg)
Ktoś ostatnio pisał, co bardzo mi się spodobało, że w niedzielę przy pięknej pogodzie, bardzo przyjemnie posiedzieć na ganku. Muszę stanowczo potwierdzić tę teorię. Słońce wali coraz bardziej więc postanawiamy wracać na piwko (no może nie jedno) do schroniska w Popradzkim Plesie. Po 3 godzinkach spijamy pierwszego Staropramena. Po kolejnych 3 (godzinach, nie piwkach) spadamy spać bo jak to mówią, rano trzeba wstać...
Drugiego dnia po obowiązkowym śniadaniu, startujemy w stronę Chaty pod Rysami. Pogoda żyleta więc można było się cieszyć pięknymi widoczkami dookoła. Po lewej ciągnie się Grań Baszt, którą też kiedyś trzeba będzie odwiedzić.
![Obrazek](http://images69.fotosik.pl/1172/a1bcfbb50a2f8031med.jpg)
Kolega maratończyk narzucił niezłe tempo, bo przy chacie meldujemy się po 1,5 h od wyjścia z Popradzkiego P. Tutaj przerwa na cofolę
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Obrazek](http://images67.fotosik.pl/1173/645c30370b951fedmed.jpg)
No nic, trzeba ruszać dalej w stronę Wagi. A z Wagi zerkamy w stronę wczorajszego Ganku i zastanawiamy się jak to możliwe, że pod Galerią Gankową są drogi, które ludzie potrafią przejść.
![Obrazek](http://images67.fotosik.pl/1173/f53a47206cfed7eamed.jpg)
Wyciągamy opis drogi i ruszamy w stronę Kogutka. Przed nami jakiś duet poszedł niższą półką i musieli przed łańcuchami zrobić nieprzyjemny komin, ale jakoś dali radę. W każdym razie z Wagi nie wyglądało to przyjemnie. Na szczęście my poszliśmy uważnie za kopczykami i po kilkunastu minutach zaczynamy wspinać się po łańcuchach. Widok spod Kogutka na Chatę pod Rysami.
![Obrazek](http://images66.fotosik.pl/1172/f97aa423acd49286med.jpg)
Dalej idziemy z kartką w ręku coby na pewno nie minąć właściwego żlebu. Po drodze kilka razy błądzimy i wracamy do ostatniego napotkanego kopczyka, aż w końcu dochodzimy do żlebu, który wydaje się być tym właściwym. Niestety na moje oko nie wygląda on fajnie. Kruchy, stromy i do tego bez śladów użytkowania. Czy to na pewno tu? Powoli pniemy się jednak do góry. Na wyjściu żlebu znów pobłądziliśmy i zamiast na wprost do klamer poszliśmy w lewo na grań. Uratowała nas dwójka, którą wcześniej widzieliśmy pod Kogutkiem a która to teraz schodziła w dół po klamrach na przełączce. Teren był na tyle zagmatwany, że zapominamy robić zdjęć. Dopiero na szczycie przypominamy sobie o aparatach. Niestety nie ma komu zapłacić za zrobienie fotki więc musimy pozować solo. Lepsze to niż selfie
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Obrazek](http://images69.fotosik.pl/1172/8d4033e68481a262med.jpg)
Na szczycie spędzamy z 15 minut i wracamy na dół. Na szczęście znaliśmy już drogę więc poszło dużo szybciej. Postanowiliśmy wracać tą samą drogą, bo po pierwsze nie mieliśmy opisu zejścia do Złomisk a po drugie nie było tam Chaty gdzie można się było napić Litovela:). Po jednym dużym postanawiamy wracać do Popradzkiego. Kolejne piwo pijemy w Popradzkim około 15 więc tym razem postanawiamy potarasować się troszkę dłużej niż dnia poprzedniego.
Trzeci dzień rozpoczynamy wcześniej bo chcieliśmy o rozsądnej porze pojawić się w domach. Tuż przed 7, o bolących głowach kierujemy się w stronę Osterwy. Słońce jeszcze za grzbietami. Na przełęcz wychodzimy po 45 minutach.
![Obrazek](http://images68.fotosik.pl/1173/70b6834da32e8b5fmed.jpg)
W dalszej drodze (zresztą jak co dzień) musieliśmy oczywiście pobłądzić. Powodem był fakt, że poprzedniego wieczoru przy piwie (nie pamiętam którym) zgubiliśmy kartki z opisem drogi. Efekt był taki, że zamiast w stronę Tępej blisko grani, poleźliśmy magistralą. Dopiero w kotle coś tam świta, że to chyba jednak nie tak było narysowane
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Postanawiamy opuścić magistralę i po stromych trawach i kamiennych telewizorach pniemy się w stronę grzbietu gdzieś tam w kierunku Tępej. Po wejściu na grzbiet odsłania się taki widok.
![Obrazek](http://images69.fotosik.pl/1172/b86694fe22475738med.jpg)
Wiemy już, że trzeba będzie sporo zejść na dół do przełęczy. Na szczęście obaj pamiętamy z opisu, że na szczyt prowadzą dwa żleby o podobnym nachyleniu. Wybieramy ten drugi, który stąd wydawał się łatwiejszy. Żleb jak to żleb – jest stromy i cholernie kruchy. Myślimy sobie, że w drodze powrotnej będzie katorga. Ale z drugiej strony co tu się martwić na zapas skoro jeszcze nawet nie szczytowaliśmy. Ciśniemy więc do góry. Na wyjściu ze żlebu kierujemy się po najprostszej linii w stronę grani. Wychodzimy na szczyt a tu dupa. Nie ma kowadła. Coś popierniczyliśmy. Widać stąd gdzie jest właściwy szczyt, ale widać też, że granią go nie zrobimy. A już na pewno nie bez liny. Z ostrożności włączam nawigację na szczyt i schodzimy nieco w dół. Po piętnastu minutach meldujemy się na Kończystej. Poznaję po kowadle. Postanawiam wdrapać się na górę bo przecież nikt by tego tutaj nie zaliczył
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Obrazek](http://images66.fotosik.pl/1172/2e9d1c137a90482dmed.jpg)
Od razu muszę przyznać, że miał rację Kilerus pisząc, że na Kończystą wejdzie większość turystów a na kowadło niekoniecznie. Kompan mój odmówił próby zdobycia kowadła burcząc pod nosem, że jestem jeb...ty. Dodać trzeba, że gdyby nie tasiemka musiałbym odpuścić. Ekspozycja porządna toteż zejście z kowadła było przemyślane kilka razy i bardzo czujne
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Ponieważ chcieliśmy być wcześniej w domach na szczycie zabawiamy z 5 minut i uciekamy. Tym razem wybieramy drugi żleb opadający wprost na przełęcz. Z przełęczy wychodzimy pod Tępą. Przeszło nam przez myśl, żeby z przełęczy wrócić przez Złomiska, ale coś mi dzwoniło, że był tam jakiś jeden nieprzyjemny moment a sprzęt został w Popradzkim toteż wracamy tą samą drogą. Rzut oka spod Osterwy w stronę Popradzkiego. Tym razem słońce grzeje już pełną gębą...
![Obrazek](http://images66.fotosik.pl/1172/06a4096adfc342c5med.jpg)
W hotelu szybka cofola i spadamy na dół bo jeszcze długa droga przed nami.