Dla zabicia czasu podczas nocek, naskrobałem trochę. Może Kogoś zaciekawi:)
Po raz pierwszy zdarzyło mi się zawitać w Tatry, gdzie głównym celem nie były górskie wędrówki. Przyczyną pierwszego przyjazdu na początku czerwca, był Zakopiański Weekend Biegowy. I start w biegach "Sokoła" i "Zamoyskiego" Bazę wypadową drugi raz zaklepaliśmy w Kirach. Idealne miejsce na treningi biegowe i górskie wyprawy. Dom graniczy bezpośrednio z TPN-em. Mili właściciele i zadbany ogród wielkości boiska piłkarskiego. Do tego w niewielkiej odległości dwie restauracje z dobrym jedzeniem. Dla osób nie szukających "krupówkowych" atrakcji, chyba nic więcej nie potrzeba.
 Po przyjeździe rodzinka w dobrej formie, więc ruszamy do kościeliskiej. Następnie Wąwóz Kraków, wraz z penetracją Smoczej Jamy. drabinka, łańcuchy, emocje gwarantowane. Szczególnie dla syna.  Kolejne dni poświęcam na podszlifowanie formy przed zawodami. Najpierw bieg nad Smreczyński Staw. Następnie przez Przysłop Miętusi, Wielka Polana Małołącka. Oba biegi rano ok. godz 7. Na szlakach cicho, pusto, pogoda idealna. Tylko szkoda, że biegając w górach więcej uwagi się poświęca patrzeniu pod nogi i zamiast podziwiać krajobrazy, oglądamy kamienie. Po południu w ramach regeneracji zabieram rodzinkę na spacer do Chochołowskiej. W planach była Lejowa. Jednak ciężki sprzęt przy wejściu do doliny i masa błota. Wybiły nam to z głowy. Przynajmniej pierwszy raz udało dojść się do Siwej Polany Drogą pod reglami, całkiem przyjemny szlak. Później ciuchcia na kołach i pośród wiatrołomów do Polany Chochołowskiej.
 Przygnębiające uczucie, gdy się widzi miejsca w Chochołowskiej i Kościeliskiej. Gdzie np: Szlaki na Polanę Jamy czy na Stoły zaczynało się wchodząc w gęsty las. A teraz łyso. Zamiast drzew korzenie i niskie krzaczki. W kolejnym dniu robimy trasę: Kiry- Małołączniak- Kuźnice. Wycieczka z emocjami, spowodowanymi sporymi płatami śniegu Przed łańcuchami w Kobylarzowym źlebie. Pogoda dopisała. Spotykamy kozicę Na podejściu pod Kopę. Natomiast podczas zejściu do Hali Kondratowej Synek oszalał z radości, gdy pierwszy raz zobaczył tłustego świstaka



 Następny dzień, to start w "Biegu Sokoła" 15 km. pętla z Kuźnic, przez doliny- Białego i Strążyską. Klimat zupełnie inny niż podczas masowych biegów nizinnych. Ukończyłem w dobrej kondycji, zadowolony z miejsca. Chociaż podbieg ze Strążyskiej na Czerwoną przełęcz, zmasakrował. do tego zbieg z Kalatówek do Kuźnic po kocich łbach, też zrobił swoje
 Wdniu przerwy między biegami, odwiedzamy Sanktuarium Matki Boskiej Ludźmierskiej. Ogród na tyłach bazyliki robi wrażenie. Ponadto w gablotach sporo fotografii dokumentujących wizyty JPII. Bije w tym miejscu moc. Dla Nas spore przeżycie duchowe.
 Ostatni dzień. Ja startuję w Biegu Do Morskiego oka(Zamoyskiego) Żona z Synem robią wycieczkę dol. Białego na Kalatówki. Kolejny udany bieg w specyficznej atmosferze. Medal otrzymany od samego mistrza biegów górskich-  Po dojściu do siebie i odebraniu depozytu. Myślę, że bez sensu jest schodzić asfaltem na dół. Wybieram więc powrót przez Świstówkę. Zmęczony 10km. podbiegiem delektuję się widokami, dobijając powoli na Palenicę. Potrzebowałem takiego samotnego resetu. lubię wyprawy rodzinne. Jednakże bycie z górami sam na sam daje mi najwięcej. Podsumowując: Nigdy jeszcze w czerwcu nie trafiłem na taką wspaniałą pogodę. Korzystając z okazji zaklepaliśmy sobie bazę na sierpniowy urlop. Tym razem coć nas podkusiło, że w Zakopanem. w apartamentowcu "Stara Polana" Ale o tym już w drugiej części.
|