Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Pt cze 28, 2024 4:27 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt sty 07, 2014 8:48 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
„Słyszeliście jakie jaja ?” rzucił mój szef wchodząc do naszego pokoju. „W Rumuni spadło kilkadziesiąt centymetrów śniegu podobno cały kraj jest sparaliżowany”. Wszyscy zaczęli się śmiać co to za pechowy kraj z tej Rumunii. Bieda, wcześniej długoletnie rządy Causescu a teraz im jeszcze dowaliło śniegu zaraz na początku jesieni - bo był to bodajże 2 październik b.r. Mnie tylko do śmiechu nie było bo za trzy dni miałem właśnie rozpocząć moją drugą górską eskapadę do Rumunii. Zacząłem nieśmiało zerkać w necie jakie rejony tego kraju zostały przykryte białym puchem. Paradoksalnie były to rejony leżące bardziej na południu kraju w rejonie Fogaraszy i Retezatu. Cóż, kasa na konto rzeszowskiego PTTK została przelana, wiec odwrotu już nie było. Dzień później już wyszukiwałem transportu publicznego z Krakowa do Rzeszowa, gdy zadzwonił mój telefon. Numer był nieznany, a głos w słuchawce oznajmiał, że moje namiary dostał od Pani Kingi z PTTK Rzeszów. Pojawiła się realna szansa, że do Rzeszowa jednak pojadę samochodem (własnym, bądź należącym do owego głosu). W pojedynkę było to zupełnie nieopłacalne, ale w dwie osoby to już inna rozmowa. Codziennie sprawdzałem prognozy pogody dla obszaru Rumunii w rejonie Alba Julii. Były niezłe, pogoda miała się ustabilizować. Dostaję upragniony urlop i mogę się szykować do wyjazdu. Autokar z Rzeszowa odjeżdża o 6 rano, więc trzeba zarwać nockę. Wyjeżdżam z domu ok. 2:30. Z Nowej Huty zabieram po drodze Władka (tajemniczy głos z słuchawki) i za chwilę mkniemy wciąż darmowym odcinkiem autostrady A4 w stronę Rzeszowa. Na szczęście obyło się bez żadnych przygód po drodze. Parę minut po 5 jesteśmy już na parkingu w Rzeszowie. Wstawanie w środku nocy i jazdę samochodem z oczami na zapałkach trudno nazwać przyjemnością, ale jest w tym również coś ekscytującego. Witam się z Basią i dwoma Pawłami, których poznałem podczas lipcowego wyjazdu do Rumunii. Wszystko idzie sprawnie i punkt 6 autokar odjeżdża z rzeszowskiego dworca. O dziwo praktycznie nie ma wolnych miejsc. O dziwo, bo raptem 2 tygodnie wcześniej jeszcze nie było pewne, czy wyjazd w ogóle dojdzie do skutku ze względu na stosunkowo niewielkie zainteresowanie ze strony turystycznej braci.
Towarzystwo powoli się rozkręca, w czym wydatnie pomagają zabrane na drogę napoje rozgrzewająco – chłodzące. Przed nami jakieś 13 godzin jazdy, więc trudno to zdzierżyć zupełnie na sucho. Do Alba Julii docieramy już po zmroku. Hotel, w którym spędzimy najbliższe 3 noce jest w remoncie, co będzie miało pewien wpływ na funkcjonowanie kuchni. Standard pokoi jest bardzo przyzwoity, jest nawet TV Sat.
Po pierwszej obiadokolacji nie mamy ochoty na kolejne szaleństwa. Wyspać też się kiedyś trzeba...

Dzień 2

Seklerska Skała – to pierwszy obiekt do zdobycia podczas naszego wyjazdu w Góry Apusenii. Jedziemy nieco ponad godzinę autokarem i wysiadamy w klimatycznym miasteczku – osadzie o nazwie Rimetea. Wysokość tego szczytu nie jest jakaś imponująca bo to raptem 1129 m n.p.m, ale góra jest zdecydowanie wybitna.

Obrazek

Szlak momentami wiedzie bardzo stromą i śliską ścieżką. Chwilami bardzo pomagają gałęzie i wystające z ziemi korzenie. Dość męczący odcinek wiodący przez las zajmuje nam około godziny. Potem już tylko śmietanka, czyli widoki i przyjemna, niezbyt stroma ścieżka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po fladze na szczycie widać, że w tym rejonie zamieszkuje głównie ludność węgierskojęzyczna. Pięknie się prezentuje stąd Rimetea.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Schodzimy stromym, kamienistym żlebem. W cieniu trzyma jeszcze mróz, więc jest naprawdę ślisko. Trzeba ostrożnie stawiać każdy krok. Za to widoki cały czas piękne – zwłaszcza z dołu, gdzie z białą skałą kontrastują drzewa i krzewy, które przywdziały już jesienne szaty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod Seklerską Skałą jeden z odcinków swojego programu zrealizował również Robert Makłowicz. Pojawia się tam trochę informacji historycznych z tamtego rejonu. Odcinek nr 120 gdyby ktoś był zainteresowany.

Zdobycie Seklerskiej Skały zajęło nam niespełna 4 godziny, więc dalsza część dnia była wciąż do zagospodarowania. Odgórny plan zakładał wąwóz Cheile Turzii, w którym jesteśmy już po kilkudziesięciu minutach spędzonych w autokarze. Parów sympatyczny, ale jak się później okazało był to ubogi krewny wąwozów, które zwiedzaliśmy w kolejnych dniach. Widokowo jednak bez zarzutu. Wrażenie robiły zwłaszcza strzeliste wapienne skały zamykające wąwóz z obu stron.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponieważ dość wcześnie wróciliśmy do miasta przewodnik zarządził zwiedzanie centrum Alba Julii. Miasto okazało się być piękne, czyste i zadbane. Jeżeli komuś się wydaje, ze Rumunia to zapyziały kraj z obskurnymi budowlami, to te zdjęcia powinny trochę zmienić to myślenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dodatkowo dowiedzieliśmy się gdzie jest klimatyczna knajpa, którą postanowiliśmy odwiedzić wieczorem. Po obiadokolacji wyprawa na miasto. Nazajutrz czekał nas ciężki dzień, więc musieliśmy spożywać z umiarem. Towarzystwo było naprawdę zacne. Zaprzyjaźniliśmy się z Pawłem z tzw. „grupą szczecińską” w skład której wschodzili Anita i Krzysiek z Goleniowa, Ewa z Siedlec, Artur z Poznania, Daniel z Zielonej Góry i Ania ze Staszkiem – uwaga… ze Szczecina. Od razu wiedzieliśmy, że nadajemy na tych samych falach.

Obrazek

Wróciliśmy kulturalnie przed północą, no może tuż po.

Dzień 3

Budzimy się z bardzo delikatnym kacem. Na zewnątrz ciemności (to ta różnica czasu). Przy śniadaniu dantejskie sceny. Trzeba stoczyć prawdziwy bój o szklankę herbaty. Z jedzeniem jest lepiej, co nie znaczy, ze dobrze. Mało zorganizowane te kobietki z kuchni, a my nie mamy nie wiadomo ile czasu by przechodzić z kolejki do kolejki. W efekcie każdy je to co mu wpadnie w ręce, zapominając na chwile o swoich preferencjach.
Po śniadaniu szybko pakujemy się do autokaru, przed nami półtorej godziny jazdy do miejscowości Salciua, skąd będziemy rozpoczynać długą górsko – wąwozową trasę.
Startujemy koło 9. Na „dzień dobry” przywitał nas wiszący, bujający się most linowy. Dla jednych nie było to nic szczególnego, dla innych trochę emocji na początek tego obfitujące we wrażenia dnia.

Obrazek

Po przejściu tego mostu mamy odcinek typowo rozruchowy. Chwilami płasko, chwilami łagodnie pod górę. Tempo jest żwawe, grupa jest dosyć ambitna. Po ok. godzinie dochodzimy do kilku zabudowań mieszkalnych. Trudno mówić tu o wiosce, ot po prostu kilka budynków stanowiących jakiś przysiółek. Tutaj krótki odpoczynek i scalenie dosyć rozciągniętego peletonu. Kawałek dalej drugi z trzech mostów wiszących na dzisiejszym szlaku. Tym razem trzeba było bardziej się skoncentrować bo most znajdował się w zacienionym miejscu i był pokryty warstwą szronu. Można było więc mimo woli kręcić figury niczym Katarina Witt za swoich najlepszych lat. Strat w ludziach jednak nie było.

Obrazek

Odtąd postanowił nam towarzyszyć owczarkopodobny biały psiak. Kolejna atrakcja na szlaku to Jaskinia Pestera Huda lui Papara, do której niestety obecnie wejście jest zabronione. Spojrzeliśmy tylko z pewnej odległości z metalowego podestu w jej stronę. Kolejny odcinek szlaku to już dość konkretny górski marsz, nasuwający pewne analogie z naszym Beskidem Niskim. Zdaniem przewodnika pierwsza część szlaku miała być spokojna i w zasadzie tak było, choć tradycyjnie trochę potu należało wylać. Bo dość stromym podejściu docieramy na wierzchołek z którego jest kapitalny widok. Dookoła kolory jesieni i stare chałpinki kryte strzechą. PKP.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W zasadzie to miejsce mogłoby z powodzeniem być celem wycieczki, jednak najlepsze było wciąż przed nami.
Schodzimy w dół i idziemy malowniczą dolinką. Jakąś godzinę później po kolejnym stromym aczkolwiek krótkim podejściu jesteśmy w jakiejś rumuńskiej miniwiosce. Co ważne jest tutaj maleńki sklepik. Sprzedawczyni chyba nigdy nie widziała tyle osób naraz. Zapasy alkoholu zeszły jej w niecałe 10 minut. Klimatyczne to było miejsce. Dołączyło do nas kilku miejscowych. Pełna symbioza. Po dłuższym tym razem postoju ponownie schodzimy w dół, podziwiając po drodze kameralny kościółek.

Obrazek

Wywiązuje się dyskusja na temat kinematografii. Paweł poleca mi „Ładunek 200” Alekseya Balabanova a ja mu „Zmowę” Janusza Petelskiego. Myślę, że obaj nie poczuliśmy się rozczarowani oglądając już po powrocie te filmy. Ale wracamy do górskich klimatów. W pewnym momencie przechodzimy przez zagrodę dla owiec. Ostatnia osoba zostaje upoważniona do zamknięcia lichej bramki. Z rzadka pojawiają się budynki. Przy jednym z nich stoją woły wraz z zaprzęgiem. U nas to już raczej klimaty czysto archiwalne, a tam na głębokiej prowincji to wciąż codzienność.

Obrazek

Kawałek dalej mijamy stado kóz. Też typowy obrazek dla rumuńskiej górskiej wioski.

Obrazek

Jeszcze jakiejś pół godzinki, ostatni wiszący most do pokonania i przewodnik daje sygnał, że tu się przebieramy. Podobno woda w wąwozie którym będziemy szli ma sięgać metra głębokości. Przyznam, że nie do końca w to dowierzałem. Myślałem, że to ściema i jak zmoczymy nogi do kostki to już będzie wielkie halo. Z drugiej jednak strony wiedziałem, że PTTK Rzeszów raczej nie wprowadza ludzi w błąd. Wszyscy grzecznie się przebrali. Ja chcąc mieć pewność, że nie zmoczę również spodenek, postanowiłem zmierzyć się z wąwozem Cheile Rametului w sandałach trekingowych oraz samych slipach. Zaczyna się nasza główna atrakcja tego dnia. Początek niewinny, idziemy brzegiem rzeki, ale wkrótce już przejście sucha stopa nie jest możliwe.

Obrazek

Obrazek

Woda jest przeraźliwie zimna, ale nie ma tu nad czym się zastanawiać. Po prostu nie ma innej możliwości pokonania tego wąwozu. Myślę sobie, że gdyby mnie tu moja rodzina czy współpracownicy zobaczyli to pewnie uznaliby, ze nie jestem w pełni władz umysłowych. Ale o dziwo można poczuć się szczęśliwym paradując w samych gaciach w lodowatej wodzie rumuńskiego wąwozu w październikowy dzień. Trudności się spiętrzają, czasem już kilkunastometrowe odcinki należy pokonywać brodząc w zimnej wodzie. Wreszcie dochodzimy do odcinka, gdzie widać, ze robi się naprawdę głęboko. Naszymi sprzymierzeńcami zostają jedynie stalowe liny przymocowane do pionowych skał oraz gdzieniegdzie klamry, stanowiące oparcie dla stóp. Wszystko to nieco przypomina znany powszechnie ze Słowackiego Raju – Przełom Hornadu, ale poziom trudności jest tu jednak znacznie wyższy. Problem mają zwłaszcza niższe osoby, gdyż z trudem mogą dosięgnąć liny, które są absolutnie niezbędne do pokonania tego wąwozu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kłopoty zaczął tu również mieć towarzyszący nam psiak, ale ku ogólnej radości postanowił przepłynąć ten trudny odcinek. Dalej było już odrobinę łatwiej, choć jeden odcinek okazał się nie do przejścia dla naszego czworonożnego przyjaciela. Dramatycznie wyślizgana stroma skała powodowała, że jej pokonanie bez stalowej liny było praktycznie niemożliwe. Klasę pokazał tu Staszek – zapakował psiaka na ramiona i jakimś cudem go przeniósł przez ten fragment. Respect ! Jeszcze kawałek i dostajemy sygnał, że możemy się przebierać. Władek wyciągnął drugą śliwowicę. To był dobry moment by się pokrzepić.

Obrazek

Obrazek

Pokonaliśmy najtrudniejszy odcinek wąwozu Cheile Rametului.

Obrazek

Obrazek

Dalsza część wąwozu również jest ubezpieczona klamrami, ale trudności techniczne są już znikome. Na koniec jakieś półtorej godziny marszu po płaskim terenie. Czujemy już lekkie zmęczenie, ale wyboru nie mamy. Na końcu wąwozu całkiem okazały monastyr.

Obrazek

Trasa zajęła nam jakieś 9 godzin. To był już konkret, który wymagał i kondycji i umiejętności radzenia sobie ze sztucznymi ubezpieczeniami i siły charakteru.
Tym razem wieczorem „domówka” u Stacha i Ani.

Dzień 4

We wtorek rano już pakujemy cały dobytek bo przejeżdżamy w okolice Arieseni, ale nie tak od razu, po drodze będziemy chodzić po górach i zwiedzać. Po ok. półtorej godziny jazdy zatrzymujemy się w miejscowości Bucium by zwiedzić rezerwat wulkaniczny „Detunata”. Jest ciepło jak w lecie. Niezbyt wysoka to góra ale ciekawa zarówno pod względem geologicznym jak i widokowym. Podejście niezbyt długie ale treściwe. Widoki po drodze piękne.

Obrazek

Sam wierzchołek to trochę taka pienińska Sokolica, z tym że wyższa i chyba jednak ze stromszym końcowym podejściem. Ostatnie kilka metrów przed wierzchołkiem do przejścia na czworakach.

Obrazek

Widok ze szczytu całkiem rozległy.

Obrazek

Przy zejściu tuż pod szczytem zaczął się armageddon - czyli początek obchodów urodzin Stacha. Zaczęło się od piwa...
Schodziliśmy nieco inną drogą „kreśląc” pętelkę.

Obrazek


Przy autobusie kto żyw korzysta z dobrodziejstw oferowanych w tutejszych sklepach spożywczych.
Następnie przejeżdżamy do miasteczka Rosia Montana, gdzie znajduje się nieczynna kopalnia złota. Zwiedzamy tutaj (o dziwo za darmo) muzeum i miasteczko. Zwiedzanie – jak na wzorowych turystów przystało kończymy w kameralnej knajpce.

Obrazek

Teraz czeka nas ponad godzinna jazda autokarem w rejon miejscowości Arieseni na przełęcz Vartop - znajdującą się na wysokości 1160 m. n.p.m. W czasie podróży przewodnik włączył nam program znanego z Discovery Chanel – Beara Gryllsa nagrany właśnie w rumuńskiej Transylwanii. Przyznam, że ogarnęła mnie taka błogość i słodkie lenistwo, że większość tego filmu przespałem. W całości ten odcinek obejrzałem dopiero po powrocie do domu i przyznam, że ten były komandos brytyjski zrobił na mnie wrażenie walcząc z siłami natury w „dzikiej” Rumunii. Niestety nie mogę Wam podać bezpośredniego linka do tego odcinka, ale bez problemu można do niego dotrzeć w necie. Dla zainteresowanych jest to sezon 5 epizod 11 (Ultimate Survival – Szkoła Przetrwania).
Wysiadamy na przełęczy Vartop i od razu ruszamy szlakiem dość stromo w górę. Na szczęście trasa nie jest zbyt długa i gdzieś po 40 minutach stajemy na brzegu potężnego wyrobiska.

Obrazek

To właśnie stąd Bear Grylls opuszczał się na linie. Trzeba przyznać, że robi to spore wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Wracamy tą samą drogą i ok. 18 meldujemy się w pensjonacie, gdzie mamy zarezerwowane kolejne trzy noclegi.
Po zakwaterowaniu się spotykamy się na obiadokolacji. Pod względem gastronomicznym nie możemy tutaj narzekać, mamy do wyboru mnóstwo opcji. A do tego każdy stolik bonusowo otrzymuje dzbanek palinki czyli rumuńskiego bimbru.
Bardzo się pilnowałem bo nazajutrz mieliśmy do zrobienia najdłuższy i najtrudniejszy szlak, ale do końca się nie udało. Po prostu niektórym nie dało się odmówić :).

Dzień 5

Rano okazało się, że nie wszyscy wytrzymali nierówną walkę z palinką. Ale nie mogę napisać kto poległ bo to ściśle tajne. :) Zatem w odrobinę okrojonym składzie startujemy ponownie w kierunku przełęczy Vartop, choć tym razem kierowca wysadza nas nieco wcześniej. Przewodnik od razu narzuca mocne tempo. Przed nami 10 godzin pełnej wrażeń drogi. Pierwszy odcinek każdy pokonuje na swój sposób, klucząc między krzakami borówek. Palinka powoli przenika przez skórę, powodując, że siły powoli wracają. Następny odcinek na szczęście jest płaski a nawet schodzimy nieco w dół.

Obrazek

Po ok. 2 godzinach docieramy do schroniska o trudnej do wymówienia nazwie Cabana Cetatile Ponorului. Tutaj kończy się szlak przeciętnej urody a zaczynają się emocje. Szlak sprowadza ostro w dół skalisto – błotnistą ubezpieczoną ścieżką.

Obrazek

Widzimy Cetatile Ponorului - ponoć największą w Europie skalną bramę o wysokości 70 m.

Obrazek

W dole płynie rzeka widmo, która pojawia się i znika drążąc kolejne tunele w wapiennych skałach. Krajobraz jest kosmiczny. Przemieszczamy się wąziutką ścieżką przecinającą zbocze potężnego piarżyska. Sądziłem, że nic mnie już po Słowackim Raju nie zaskoczy, a jednak.

Obrazek

Za jedną ogromną pieczarą znajduje się kolejna. Znowu pojawia się szumiący, rwący potok, który „zginął” pod skalami kilkadziesiąt metrów wcześniej. Bear Grylls przeprawiał się tym potokiem pod skałami – warto to zobaczyć.

Obrazek

Teraz czeka nas bardzo strome podejście, myślę, że jakieś 300 – 400 metrów w pionie. Szlak miejscami jest ubezpieczony łańcuchami i trzeba przyznać, że są one przydatne.

Obrazek

Gdzieś po pół godzinie wychodzimy na powierzchnię z potężnej dziury w ziemi. Nieopodal można dotrzeć kolejną ogromną pieczarę. Poruszam się ostrożnie na jej brzegu, by zrobić jakieś sensowne zdjęcie.

Obrazek

Na drzewie widoczny jest drogowskaz do wąwozu Cheile Galbenei. To znak, że gwóźdź naszego programu jest już blisko. Tutaj odłącza się od grupy kilka osób, które obawiają się trudności związanych z pokonaniem tego odcinka szlaku. Apelujemy do nich by nam nie psuli statystyk i spróbowali przejść ten wąwóz, oferując naszą pomoc. Niestety są nieugięci, choć parę osób się złamało i poszło z nami.

Obrazek

Dochodzimy w końcu do początku wąwozu. Tutaj robimy dłuższą przerwę. Emocje są coraz większe, wszak przed nami nazwana szumnie przez organizatorów wyjazdu „Orla Perć Apuseni”. Już początek dostarcza nam wielu wrażeń. Stoimy przed małym turkusowym stawkiem a w pewnej chwili przelatuje koło nas z impetem całkiem spory kamień. Jakby ktoś oberwał byłoby nieciekawie.
Zaczyna się zabawa. Trawersujemy niemal pionową ścianą powyżej widzianego wcześniej małego stawu.

Obrazek

Klimaty trochę jak z Hornych Dier w Małej Fatrze, ale jest na pewno znacznie trudniej. Co kawałek pojawiają się dość trudne ubezpieczone odcinki szlaku.

Obrazek

Cały czas towarzyszy nam w dole potok (ten pojawiający się i znikający).

Obrazek

Dochodzimy do miejsca, do pokonania którego poza pewnymi umiejętnościami wspinaczkowymi potrzebne jest trochę szczęścia. Mianowicie do pionowej – na szczęście niezbyt wysokiej skały przytwierdzona jest sztywna stalowa lina a w dole płynie wspomniany wcześniej ciek. Problem polega na tym, że skała jest bardzo śliska i nie ma tu żadnego oparcia na stopy. Jak łatwo się domyślić działy się tu sceny dantejskie. Parę osób nie miało szczęścia i wylądowało w rzece. Na szczęście obyło się bez poważniejszych konsekwencji dla zdrowia. Na zdjęciu wygląda to niewinnie, ale w rzeczywistości emocje są spore.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale na tym zabawa się nie kończy. Przed nami kolejne wymagające koncentracji i siły odcinki. Musimy pokonać skalną bramę, wspinając się na strome skalne zbocze. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że szlak w tym miejscu przypominał warszawskie Stegny. To w połączeniu z dużą stromizną powodowało, że trzeba się było naprawdę sprężyć by pokonać ten odcinek. Wymagało to sporej energii - zwłaszcza od tych którzy mają parę kilo za dużo.

Obrazek

Kolejna a zarazem już ostatnia atrakcja to przejście nad rzeką po „moście” składającym się z łańcucha, a w zasadzie z dwóch łańcuchów – jeden pod nogi i drugi do trzymania się.

Obrazek

Obrazek

Po pokonaniu tej przeszkody zostały już tylko piękne widoki...

Obrazek

I grupowa satysfakcja.

Obrazek

To jednak nie koniec, do autokaru mieliśmy stąd jeszcze prawie 3 godziny marszu.
Ciężkie są te końcówki, ale nie ma rady po prostu trzeba je przejść. Pod koniec jeszcze ostre podejście na dobicie. Rzeczywiście szlak był wymagający i technicznie i fizycznie. Ale generalnie mieliśmy dobrą grupę i w autokarze zameldowaliśmy się jakieś pół godziny przed zapadnięciem zmroku. Przewodnik, który tego dnia kazał nam wziąć czołówki w obawie, że wrócimy wieczorem był zadowolony z naszej postawy.
Po obiadokolacji można się było ponownie wyluzować. Palinka (to ta pod serwetką) rulez !

Obrazek

Dzień 6

Już poprzedniego dnia wieczorem zaczęła się psuć pogoda, ale do końca byliśmy niepoprawnymi optymistami. Po przebudzeniu zerkam za okno…

Obrazek

Niestety leje i to dość mocno. Klątwa ostatniego dnia w Rumunii działa. Powtórzyła się sytuacja z Negoiu. Jednak ze względu na to, że celem tego dnia jest najwyższy szczyt Gór Zachodniorumuńskich - Vf. Curcubata Mare postanawiam iść bez względu na pogodę.
Na śniadaniu jest senna atmosfera. Widać, że część osób nie jest zainteresowana górami w takich warunkach. Sam mam pewne wątpliwości, ale ostatecznie o ustalonej godzinie siedzę już w autokarze. Może połowa miejsc jest zapełniona. Po górach trzeba chodzić w różnych warunkach ale te do najprzyjemniejszych nie należały. Niby deszcz ustał, ale było bardzo wilgotno i mgliście. Widoczność praktycznie zerowa. Zaczynamy znowu w rejonie przełęczy Vartop, ale tym razem idziemy w przeciwnym kierunku niż wczoraj. Przy drodze ładna kapliczka.

Obrazek

Potem to już tylko wyścig z błotem i kilometrami. Nie był to przyjemny szlak. Może gdyby była lepsza widoczność... Z dużą ulgą melduję się na szczycie.

Obrazek

Obrazek

Widoczność wciąż żadna. Nawet Ela gdzieś się zawieruszyła po drodze. Na szczęście po kilku nerwowych chwilach dołącza do naszej grupy na szczycie.
Zejście bez historii. Byle szybciej i byle krócej, bo nikt już nie miał ochoty na sztuczne przedłużanie tej wycieczki. Po drodze widoczność trochę się poprawia, ale żaden przełom to nie jest.

Obrazek

Wracamy szybko do pensjonatu. Mamy czas na wypranie i wysuszenie przemoczonych i ubłoconych rzeczy. Przy obiadokolacji okazuje się, że „grupa szczecińska”, która wybrała wariant B - trafiła na przygotowania do rumuńskiego wesela. Podobno zabawa była przednia, a Rumuni okazali się być bardzo miłymi i towarzyskimi ludźmi. Aż im trochę zazdrościłem, z drugiej strony jednak cieszyłem się, że mam zrobiony najwyższy szczyt w górach Apusenii. To już nasza ostatnia noc w pensjonacie w Arieseni. Nazajutrz z rana wyjeżdżamy w drogę powrotną.

Dzień 7

Jak na złość wita nas przepiękna pogoda. Jest ciepło i bezchmurnie. Szkoda tego poprzedniego dnia, ale co zrobić. Szczyt na którym wczoraj byliśmy możemy teraz podziwiać niestety tylko z autokaru. Może jeszcze kiedyś będzie okazja by tam się wdrapać.
Przedostatnim przystankiem w naszej drodze powrotnej jest Jaskinia Niedźwiedzia, która jak się okazało przypomina klimatem powszechnie znaną wśród Polaków Jaskinię Bielską znajdującą się w rejonie Tatrzańskiej Kotliny w Tatrach Bielskich.
Przed wejściem do jaskini zrobiliśmy kilka fotek. Kolory jesieni w pełnej krasie.

Obrazek

Obrazek

W rolę tłumacza w jaskini wcieliła się nasza sympatyczna Basia, udowadniając, że zna lepiej rumuński niż niejeden Polak polski. Sama jaskinia bardzo przyjemna, przestronna z robiącymi duże wrażenie naciekami.
Pod jaskinią mnóstwo straganów. Nie muszę wspominać, że największym powodzeniem wśród nas cieszy się palinka, która jest tu dostępna na kramach jak u nas powiedzmy jabłka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ostatni postój tak jak w lipcu zaliczyliśmy w Tokaju. Uzupełniliśmy zapasy, zjedliśmy węgierski gulasz i przed nami zostało już tylko przejechanie przez Słowację i kawałek Polski. W Rzeszowie zgodnie z planem jesteśmy o 22:30. Autko grzecznie czeka na parkingu. Żegnamy się, zabieram Iwonę i Władka i wyjeżdżamy w drogę powrotną. Męczące jest prowadzenie samochodu w środku nocy po ponad 12 godzinnej podróży, ale nie ma innej opcji. Wysadzam Władka w Nowej Hucie, Iwonę przy dworcu i ok. 2 jestem już w domu. Uchylam drzwi pokoju i zerkam na śpiącą słodko moją roczną córeczkę. Kocham góry, ale jednak są na tym świecie ważniejsze rzeczy...
Dziękuje wszystkim towarzyszom za wszystkie wspólne chwile spędzone podczas tego wyjazdu. Było naprawdę rewelacyjnie. Jeżeli coś bym zmienił w trakcie tej eskapady to chyba tylko pogodę szóstego dnia. Reszta była bez zarzutu. Mam nadzieję, że nieraz jeszcze spotkamy się na górskich szlakach. Nie są to mrzonki bo z Elą i z Pawłem jeszcze w październiku udało nam się wejść wspólnie na Krywań.
Bardzo dziękuję mojej żonie Patrycji, która już tradycyjnie wykazała się ogromnym zrozumieniem dla mojej górskiej pasji i służyła mi pomocą przy organizowaniu wyjazdu.
Wszystkiego dobrego w nowym roku...

Wojtek

P.S. W relacji poza swoimi wykorzystałem kilka zdjęć Krzyśka, Andrzeja i bodajże jedno Eli.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Ostatnio edytowano Wt kwi 02, 2024 7:31 pm przez Carcass, łącznie edytowano 11 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2014 8:48 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10407
Lokalizacja: miasto100mostów
Ale zajebista wycieczka. Zdjęcia w gaciach rulez.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2014 10:16 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N paź 24, 2010 1:01 pm
Posty: 1069
Lokalizacja: Wałkowa & Milicz & Wakefield
Świetny wyjazd, ale co się ... stało z burkiem ?

_________________
''Video meliora proboque deteriora sequor.''

PIJ ZANIM POCZUJESZ PRAGNIENIE !


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2014 10:27 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Yanoosh napisał(a):
ale co się ... stało z burkiem ?


Dobre pytanie. Wyglądało na to, że ma albo dwa domy (po dwóch stronach wąwozu), albo ma opracowaną opcję powrotu do domu przez góry. W każdym razie celem dla niego było samo przejście tego szlaku. Wydawał się być bardzo zadowolony z siebie, a przy okazji nieźle się przy nas pożywił.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2014 10:34 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz wrz 04, 2008 11:35 am
Posty: 1231
Ale super - szczególnie fotki pierwszego masywu. Piękne okolice.
No i pierwszy wąwóz! Muszę mężowi pokazać - on lubi takie przejścia:)
Gratuluję fajnej wycieczki!
Powiedz, jak się idzie z tak liczną grupą ludzi? Bo nigdy nie chodziliśmy - zawsze w małej grupie przyjaciół i rodziny, albo wręcz we 2 osoby.

_________________
pozdrawiam
---------------------------
Lepsze od gór są tylko góry!
- krasnoludzkie


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2014 10:54 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
anninred napisał(a):
Powiedz, jak się idzie z tak liczną grupą ludzi? Bo nigdy nie chodziliśmy - zawsze w małej grupie przyjaciół i rodziny, albo wręcz we 2 osoby.


Powiem Ci, że wbrew pozorom w dużej grupie chodzi się bardzo fajnie. A to dlatego, że na takie wyjazdy jeżdżą ludzie podobni do nas. Tam wszyscy są od razu per Ty - nieważne ile kto ma lat i co robi na co dzień. Też zwykle chodzę po górach w bardzo wąskim gronie - najczęściej 2-3 osoby. Trochę obawiałem się jak to będzie w dużej grupie, ale zarówno w lipcu jak i październiku było dużo lepiej niż się spodziewałem. Można poznać naprawdę świetnych ludzi z całej Polski, a nawet z zagranicy (ostatnio była z nami Honorata - rodowita Słowaczka).

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2014 12:14 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Wt cze 29, 2010 11:06 am
Posty: 219
Lokalizacja: ŁÓDŹ
Z wielką przyjemnością przeczytałam i obejrzałam relację .
Super wycieczka ;)

_________________
KASIA


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 08, 2014 6:58 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3189
Lokalizacja: Nowy Sącz
Tego jeszcze na forum nie mieliśmy - Rumunia jesienią. Przepięknie.
Uwielbiam czytać i oglądać zdjęcia z rejonów całkowicie nieznanych dla mnie - a ten właśnie taki jest.

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sty 09, 2014 11:37 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
Alez tam pieknie. Uwielbiam relacje z "niszowych" gor :)
Gacie faktycznie rozwalaja system :mrgreen: :wink:

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sty 11, 2014 9:52 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 3:32 pm
Posty: 177
Lokalizacja: Biskupice k/Wieliczki
jejku, super wycieczka, tylko pozazdrościć:-)
ale życzę kolejnych udanych wędrówek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 12, 2014 6:17 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
kika napisał(a):
ale życzę kolejnych udanych wędrówek


Dzięki. Jak się nic nie wydarzy to w tym roku kierunek Bułgaria.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lis 11, 2015 4:32 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Pół dnia straciłem by przywrócić do świata żywych moją starą relację z Rumunii, a do dopiero wierzchołek góry lodowej. Dziękuję imageshack :(

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lis 11, 2015 5:53 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1503
Lokalizacja: W-wa
To są dranie. Ja mam opłacone konto, a mimo to znikają mi zdjęcia w relacjach. Opcje, które były w cenie - nieczynne. Właśnie się zastanawiam, gdzie się przenieść. Flickr?

Zajmij się proszę jeszcze relacją: Orla Perć - wspomnień czar, bo też jest bez zdjęć, a widzę, że Krajan dał do niej link w wątku "Relacja dziesięciolecia FTG".

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lis 11, 2015 6:02 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Też szukam właśnie w necie i czytam różne opinie.

Najczęściej pojawiają się: phototive, fotserv, tinypic.

Ja relację reaktywowałem dzięki http://fotserv.pl - zobaczymy na jak długo.

Nie wiem jak stary dobry fotosik teraz funkcjonuje, bo jak stał się płatny to przeniosłem się własnie na imageshack...

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr lis 11, 2015 6:04 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
anke napisał(a):
Zajmij się proszę jeszcze relacją: Orla Perć - wspomnień czar, bo też jest bez zdjęć, a widzę, że Krajan dał do niej link w wątku "Relacja dziesięciolecia FTG".


W wolnej chwili będę przerzucał zdjęcia na inne serwery, ale to strasznie mozolne i czasochłonne zajęcie :(

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 50 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL