Generalnie miałem nie pisać żadnego podsumowania, bo uważam, że był to rok raczej słaby... ale coś tam w galerii siedzi, także może warto sobie przypomnieć i zachować to na "stare lata"
Zimę w górach praktycznie przespałem niczym niedźwiedzie. Kompletnie nie chciało mi się chodzić w głębokim śniegu i robić kilometrów po górach. Do tego zbliżające się wakacje w JP skutecznie mnie od tego odciągały. W związku z czym głównie robiłem "formę" pod sezon letni.
I tak...
marzec.Nieudany start w finałach Ładuję na Czepca... i tydzień później zawody Boulder Pompa na Reni Sport.

kwiecień.Tutaj przyszedł czas na długo oczekiwany prawie miesięczny "rest" w Japonii...
Zdjęć mógłbym wkleić masę, ale się powstrzymam. Zainteresowanych odsyłam do
galerii.





maj.Po miesięcznej przerwie specjalnie mocy nie ma, ale przynajmniej palce nie bolą. Miesiąc rozpoczyna się startem w MAS IV. Startuję tam jedynie z celów czysto towarzyskich. Pogoda dopisuje, ilość zawodników również. Brakuje jedynie teamu Tomek / Adam. Mam nadzieję, że za rok poprawią ten stan rzeczy i ponownie będą czarnym koniem zawodów


Kolejne miesiące to już pełną parą rozpoczęcie sezonu wspinaczkowego, co niestety połączyło się u mnie ze zmianą pracy a co za tym idzie zmianą godzin pracy. Coraz trudniej było wyrwać się po racy w skały i ładować cyfrę. Zwłaszcza, że kończąc o 17 trzeba było przebić się przez całe miasto i jechać w korkach na Jurę. Nie mniej jednak nie zraziło nas to i przynajmniej dwa razy w tygodniu staraliśmy się bywać w skałach.
czerwiec.Kolejny weekend to długo wyczekiwany wyjazd w tatry i zrealizowanie celu, który siedział mi w głowie już od dawna. Mimo jeszcze miejscami zalegającego śniegu udaje nam się w MEGA słonecznych warunkach przejść Siarkańską Grań.

fot. KrzychuKońcówka czerwca to wyjazd wspinaczkowy w Sokoliki. O ile wspinaczkowo obyło się bez rewelacji to towarzysko była petarda. Musze popracować nad zwieraczem i za rok na pewno będzie zdecydowanie lepiej.




tak przebiegał cały wyjazd...lipiec.W lipcu kolejna tatrzańska wspinaczka. Tym razem polecana Droga ku Słońcu na Lodowej Kopie. Droga miła, łatwa i przyjemna. Plan by taki, aby pociągnąć jeszcze trasę aż na Lodowy, ale dzięki Bogu, że nie zrealizowaliśmy planu bo do auta byśmy wracali chyba dwa dni. Już przy normalnym powrocie myślałem, że nie dojdę do auta.

fot. KrzysiekNiestety lipiec obfitował w dosyć często i nagłe burze. Plany trzeba było ustalać tak, aby udało się wrócić przed ewentualną zlewą.
I tak z chłopakami umawiamy się na Grań Fajek przez Żebro Czecha. Śmiechu co nie miara. Wbijamy się w nie to Żebro, w które trzeba było i następnie trawersujemy na poprawną już drogę. Przyszłych chętnych na przejście grani muszę uprzedzić, że Żebro Czecha jest wyjątkowo BARDZO MAŁO WYBITNYM żebrem

Przez wszystkie manewry brakuje nam czasu na dokończenie grani i w rzeczywistości zmuszeni jesteśmy zjechać z połowy grani ze względu na zbliżające się z kilku stron burze. Szczególnie zapadł mi w pamięci nasz dialog.
- (T) Marcin, nie ...... to krótka grań... idź szybko damy radę...
- (M) No dobra, to idę...
- (T) To możesz iść...
(grzmot..)
- (M) No dobra, to zjeżdżam...
- (T) To zjeżdżaj...

to nie jest żebro czecha... 



sierpień.Sierpień rozpoczyna się wspólną akcją z kolegą Michałem. Razem podążamy śladami Olgi z dnia wcześniejszego i lecimy z Rysów granią na Żabiego Konia. Tutaj po raz kolejny udało się zrealizować moje dawne marzenie i przejść tą słynną, naostrzoną jak żyletka, grań





W tym słonecznym miesiącu również udaje mi się wyskoczyć dodatkowo w Bieszczady, gdzie ze znajomymi uskuteczniamy weekendowy relaks. W prawdzie nic konkretnego nie udaje nam się urobić, ale przynajmniej ja mam możliwość oglądania po raz pierwszy Bieszczadzkich szlaków i sprawdzenia temperatury wody w Solinie

Pod koniec miesiąca kolejne spełnianie marzeń. Tym razem Krzycha. Wspólnie wybieramy się na Zamarłą, gdzie droga Motyki wychodzimy na szczyt. Rewelacyjne zacięcie oraz genialny ostatni wyciąg. Wspólnie stwierdzamy, że na pewno nie jest to ostatnio droga Motyki, którą w tatrach jeszcze zrobimy.




Do tego miesiąca również w skałach szło mi coraz lepiej. Czułem, że moc jest blisko i może w końcu padnie jakaś solidna cyfra w tym sezonie. Niestety wstawiając się kolejny raz w Panel Słoneczny i wychodząc z małej krawądki strzela mi troczek w palcu, eliminując mnie tym samym na kilka tygodniu z grubszych działań skalnych.
Na szczęście kontuzja nie jest "aż na tyle poważna", abym nie mógł wstawiać się w łatwiejsze drogi i tak udaje się co jakiś czas zrobić luźniejsze drogi w skali VI.2 do VI.3. Na VI.4 palec niestety nie pozwolił.
wrzesień.We wrześniu chcieliśmy zrealizować od dawna chodzący nam po głowie a długo odkładany plan przejścia Mięguszy. Trasa ta czekała na nas już ponad rok, gdzie poprzednio śniegu pokrzyżował nam plany. W tym roku również wcześniej nie udało się wybrać, mimo, że z Olga umawialiśmy się od bardzo dawna. Jak wszyscy wiedzą było już niestety za późno... Nie mniej jednak mimo, że bez niej, chcieliśmy poniekąd dla niej, przejść tą długą odkładaną trasę.
Niestety i tym razem pogoda pokrzyżowała nam plany. Już na podejściu do Morskiego Oka drzewa za bardzo ruszały się na wietrze. Wiatr cały czas wzbierał na sile. Rano wiało na tyle mocno, że na Czarnym Stawie pod Rysami tworzyły się fale niczym na morzu. Nie było innej opcji jak odłożyć po raz kolejny plan przejścia i skierować się w inną stronę. Tym razem wybór padł na luźny spacer, wejście na Szpiglasowy Wierch i relaks w D5SP.

październik.Praktycznie nic się nie działo. Jedyne co to wybrałem się na Babią Górę, gdzie, trochę wstyd się przyznać, byłem dopiero pierwszy raz. Pogoda była rewelacyjna. Mimo tego, że wiało to warunki był idealne. Przy okazji zrobiłem dla naszego KW kilka zdjęć z Memoriału Wojtka Kozuba.




Mimo, że nie biegam to byłem zachwycony. Masa pozytywnych ludzi, świetna impreza która w połączeniu z miejscem tworzy świetny klimat.
listopad.Wspinaczkowo ten miesiąc był raczej martwy. Rowerowo natomiast była petarda. Pojechaliśmy z kolegą Michałem w Bieszczady, gdzie pedałowania, wypychania, zjeżdżania i podziwiania widoków nie było końca. Generalnie chyba ten wyjazd uważam, za najlepszy w ubiegłym roku i nie mogę się doczekać aby tam ponownie wrócić. "Świetne miejsce, wspaniali ludzie".
Jakby tego było mało pogoda dopisałam idealnie. Słońce i praktycznie przez cały czas zero chmur. Jedyną rysę w pamięci stanowi niska temperatura o 4 nad ranem podczas podjazdu na start szlaku







grudzień.Kiedy wydawało się, że rok praktycznie jest już zamknięty i oprócz startu w zawodach na Avatarze i Wrocławskiej Zerwie nic już mnie nie czeka, to rzeczywistość okazała się z goła inna i tak udało się jeszcze:
- zaliczyć zachód na Babiej Górze



- przed świętami wspinać się w Łysych Skałach (nigdy jeszcze w grudniu nie wspinałem się w krótkich spodenkach)


- w trakcie świąt wspinać się Słonecznych skałach, gdzie po wakacyjnej kontuzji palca udało mi się podwyższyć swój top na VI.3+ RP i powtórzyć max w postaci VI.2+ OS.
- i pokonując wiele przeciwności losu, rzutem na taśmę pojechać do słonecznej Italii by wspinać się w tamtejszym wapieniu. I mimo, że ponownie nic "wielkiego" nie padło, to wspinanie było rewelacyjne. Nie byłem w wielu rejonach, ale ten podobał mi się bardzo. Długie, przewieszone drogi, niejednokrotnie z boulderowymi ruchami. Do tego genialne formacje, tufy oraz świetne tarcie. Zdecydowanie polecam. Aż żal było wyjeżdżać.






--------------------------------------------------------------------
Reasumując jak zwykle pozostaje mi duży niedosyt.
Po pierwsze ze sportowego punktu widzenia, miałem dużo większe plany jeśli chodzi o podniesienie swojego poziomu w skałach. Niestety zmiana pracy, oraz kontuzja palca skutecznie mnie z tej walki wyłączyły. Po drugie jeśli chodzi o góry to zawsze chce się w nich spędzić więcej czasu. Rzeczywistość jednak weryfikuje plany. Nie mniej jednak na rozmaitość zajęć nie mogłem narzekać. Zwłaszcza, że mimo "braku czasu" znalazłem jeszcze chwilę na wykręcenie ponad 3100km na rowerze
Wspominając wszystkie pozytywne momenty, które miały miejsce w 2015 roku, nie mogę pominąć jednak smutnych chwil, które również miały dla mnie duży wpływ... Po pierwsze wypadek pod Gasherbrumem II i strata Olka, a po drugie wypadek na Małej Kończystej i strata Olgi...
Aby jednak nie zakończyć smutno... planów na 2016 jest jeszcze więcej niż w 2015. Głównie pod względem sportowym, ale także i górskim. Mam nadzieję również, że przeproszę się w końcu z zimą i coś w końcu uda się urobić. Dodatkowo liczę, że mimo braku zainteresowania naszego admina forum nadal będzie działać a Jakub w końcu udostępni swoje fotki z wakacyjnych wędrówek i pokaże swoją koleżankę!
No i oby fotograficznie w 2016 było lepiej bo 2015 raczej do udanych zaliczyć nie mogę
tl;dr
szału nie ma, ale może być