Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz cze 27, 2024 7:18 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Cz mar 10, 2016 1:32 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Pewnego dnia wszedł do biura w naszej firmie znajomy interesant i po załatwieniu spraw służbowych zaczęliśmy ni z tego ni z owego rozmawiać na tematy turystyczne. Opowiadał mi o swoich wyjazdach a ja o swoich górskich eskapadach. Na co stwierdził, że ma kolegę, który był w Rumunii na zorganizowanym górskim wyjeździe i był z niego całkiem zadowolony. Poprosiłem grzecznie aby się skontaktował ze swoim znajomym i wysłał mi na maila namiary na tę grupę z która eksplorował Rumunię. Wszak im więcej dostępnych opcji tym lepiej. Za kilka dni w mojej skrzynce mailowej czekała krótka wiadomość. „On był w Rumunii z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim z Nowego Sącza.” I tak oto trafiłem na ich stronę internetową. Jak przejrzałem ofertę byłem pod wrażeniem. Naprawdę solidna konkurencja dla PTTK Rzeszów a przy tym w lepszych cenach.
Pierwsza w oko wpadła mi Rumunia i słynne pasmo Retezat, które pod względem atrakcyjności porównywane jest z Fogaraszami czy Alpami Rodniańskimi. Oczywiście pierwsza myśl – zapisuję się, no ale chciałem znać choć trochę szczegółów na temat wyjazdu, więc maltretowałem mailami samego Prezesa PTT Wojtka Szarotę i Przewodniczkę i Członka Zarządu - Joasię Król. Kiedy już dzięki ich życzliwości wiedziałem o wyjeździe prawie wszystko okazało się, że nie ma już wolnych miejsc. Ludzie zapisali się w takim tempie jakby były rozdawane darmowe talony na maluchy za komuny. Hmm tak mi zależało na Retezacie a tu lipa. Mimo to razem z moimi znajomymi (Marysią i dwoma Pawłami) wpisujemy się na listę rezerwową, ale wielkich nadziei sobie nie robimy bo zajmujemy na niej dość odległe miejsca. W międzyczasie na stronie PTT jest aktualizowany opis tej wycieczki. Pojawiają się informacje o konieczności zabrania raków oraz o trudnościach proponowanych szlaków (długość tras, suma podejść itp.). To daje pewne nadzieje, że nie wszyscy będą zainteresowani tego typu eskapadą. I rzeczywiście. Jakieś 10 dni przed terminem wyjazdu słyszę w słuchawce telefonu głos miłej Pani z biura podróży „Wakacyjny Raj” z pytaniem: „Czy nadal jestem zainteresowany wyjazdem do Rumunii ?”. Odpowiedź jest oczywista, ale pytam o swoich przyjaciół. Okazuje się, że możemy jechać w komplecie. Zdecydowanie wiadomość dnia.

Trzeciego czerwca 2015r. czekam na wieści od Pawła, który jedzie z Warszawy i ma mnie zabrać po drodze do Nowego Sącza. Wreszcie dzwoni, ale okazuje się, że są jakieś roboty drogowe w okolicach Radomia i znacznie się spóźni. Robi się nerwowo. W końcu dociera pod mój dom. Zmieniam go za kierownicą, zgarniamy w Krakowie Marysię i mkniemy jak najszybciej do Nowego Sącza. Docieramy niemal w ostatniej chwili. Odstawiamy samochód i wreszcie siedzimy w autokarze. Tutaj można się odstresować, co skutecznie czynimy (wchłaniamy kilka kolorowych z Pawłami i Maksem). To było genialne posunięcie. Jak nigdy nie mogłem spać w autokarze to wyjątkowo tej nocy nie miałem z tym żadnego problemu. Obudziłem się dopiero na granicy węgiersko – rumuńskiej, gdzie tradycyjnie trzeba wymienić euro na leje. Retezat leży już bardziej w południowo-zachodniej Rumunii, więc jeszcze dobrych kilka godzin jazdy przed nami. Po przejechaniu kolejnych kilkuset kilometrów wysadzamy z autokaru grupę rowerową, a my mamy już tylko kawałek do początku pierwszego szlaku. Niebawem przebieramy się w górskie łachy i „poloneza” czas zacząć.
Nie ma zmiłuj, ścieżka od początku jest stroma, a po wejściu w las nawet baaardzo stroma. Ambitnie - jak na wyjście prosto z autokaru. Ale czyż nie tego właśnie chcieliśmy ? Takie zboczenie. Zespół się szybko rozrywa na małe kilkuosobowe grupki. Sądziłem, że będzie tu jak na innych wyjazdach zorganizowanych czyli co kilkadziesiąt minut postój, czekanie na ostatnich itp. Nic z tych rzeczy. Każdy gna ile fabryka dała nie oglądając się na innych. Z jednej strony jest to fajne, bo można się poczuć jak na wyjeździe indywidualnym bez żadnych prikazów i nakazów, z drugiej jednak strony chyba dobrze mieć jakąś (mniejszą czy większą) kontrolę nad grupą. Mnie to generalnie odpowiada – szlak jest orientacyjnie i technicznie prosty tylko męczący fizycznie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po długim i dość mozolnym podejściu dochodzę wreszcie do przełęczy. Muszę chwilę poczekać w tym miejscu by pojawił się ktoś kto zrobi mi zdjęcie. A miejsce takie osobliwe, oddające klimat rumuńskich gór.

Obrazek

Kolejny odcinek jest już bardziej wymagający technicznie (coś jak ostatni etap podejścia na Krywań), ale można podziwiać coraz szersze i coraz ładniejsze widoki.

Obrazek

Obrazek

Wreszcie wierzchołek – i tu zaskoczenie – płaski, częściowo trawiasty. Kontrastuje to zwłaszcza z tym ostatnim podejściem w stromym i skalistym terenie. Na szczycie jest już trochę osób od nas, kolejni się sukcesywnie pojawiają. Pora na sesję fotograficzną.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu wreszcie jest chłodniej i nie ma chmar much, które po drodze dawały się we znaki. Na szczycie przyjemny wiaterek i komfortowa temperatura. Jemy, pijamy, pijemy, jemy i zaczynamy powoli schodzić. Pierwszy odcinek wymaga pewnej koncentracji, dalej jest już prościej.

Obrazek

Niestety moja ostroga piętowa coraz bardziej daje mi w kość przy schodzeniu. Do tego więzadło w kolanie  A przecież w drugim dniu szlak ma być jeszcze bardziej wyczerpujący. Blado to widzę, ale tak łatwo się nie poddam. Czekamy na ostatnie osoby i pakujemy się do autokaru. Chyba wszystkim marzy się prysznic, ale do Hunedoary, gdzie mamy mieć noclegi jeszcze trochę jazdy. Póki co wykańczamy zapasy z Polski. Dojeżdżamy pod hotel, a tam jakaś impreza. Laski wypicowane jakby to było jakieś zbiorowe weselicho. Potem się dowiedzieliśmy, że był to bal maturalny. Trzeba przyznać, że przy wieczornym piwie w hotelowej knajpie było na czym oko zawiesić. Gorzej, że prawie w ogóle się nie wyspałem bo orkiestra rżnęła gdzieś do 4, a potem wsiadanie do podstawionych autokarów zajęło balownikom kolejne półtorej godziny. Wyjątkowo rozwydrzone towarzystwo.
Z oczami na zapałkach schodzę na stołówkę. Jestem kompletnie, niewyspany, przy jednej nodze boli mnie pięta (ostroga) przy drugiej kolano (więzadło) – normalnie inwalida i do tego lekki kac. I w takim stanie mam wejść na najwyższy szczyt Retezatu (Peleaga – 2 509 m n.p.m.) ? Marne szanse, ale dopóki piłka w grze…
Wyruszamy sprzed hotelu z lekkim opóźnieniem. Po jakiejś godzinie jazdy skręcamy w wąską drogę – bardzo wąską, ale nasz kierowca dziarsko prze naprzód. Wreszcie dojeżdżamy do mostka – jeszcze węższego. Wymieniamy nerwowe spojrzenia. Autobus się zatrzymuje. Postanawiamy zminimalizować ewentualne straty w ludziach i wysiadamy wszyscy poza kierowcą. Ściskamy mocno za niego kciuki. Yeah, udało się.

Obrazek

Nie wiem czy to będzie widać na tym zdjęciu, ale wąwóz, nad którym znajduje się ten most jest naprawdę głęboki.

Obrazek

Właściwe podejście zaczynamy dość późno bo gdzieś koło 10. Co w perspektywie panującego skwaru oraz moich kontuzji nie wróży najlepiej. Tempo od początku dość mocne. Po jakichś 20 minutach możemy podziwiać przepiękny wodospad. Taka kwintesencja Rumuńskich. Karpat..

Obrazek

Potem dość intensywne podejście szlakiem prowadzącym cały czas w lesie. Takie odcinki po prostu trzeba przejść, tocząc boje z chmarami upierdliwych much.

Obrazek

Po wyjściu z mroku lasu czeka na nas już schronisko Cabana Gentiana (1 670 m n.p.m.). Tutaj dłuższy postój na posiłek. Niektórzy mają już dość i postanawiają tutaj zakończyć dzisiejszą eskapadę. Ja spokojnie sączę sobie piwko na uboczu. Pięta boli mnie jak diabli, ale wmawiam sobie, że jakoś znowu ją rozchodzę. W nieco okrojonym składzie ruszamy dalej. Zrobiło się dość późno, więc tempo staje się z minuty na minutę coraz szybsze (a może jest jednostajne tylko ja słabnę). Żałuję, że nie mam mapy by sobie zrealizować jakiś swój własny plan bo mam świadomość, że z wejściem na Peleagę mogę mieć dziś spory kłopot. Wędrując wśród kosówki z każdym metrem zbliżamy się do ośnieżonych skalistych turni Retezatu.

Obrazek

Obrazek

Kolejny, dosyć krótki tym razem odpoczynek mamy przy niezbyt dużym klimatycznym jeziorku. Z wyższej perspektywy wyglądało trochę jak Czarny Staw Gąsienicowy.

Obrazek

W moim odczuciu to było ostatnie miejsce w którym można było stanowczo przemówić do uczestników. Widziałbym to tak „Słuchajcie mamy mało czasu a jeszcze kawał drogi przed nami. Jeśli ktoś czuje się na silach to idziemy na Pelagię ale zajmie to „tyle i tyle” czasu, więc tempo musi być bardzo mocne. Reszta może wejść tu albo tu, ważne aby na dole być o godzinie X, bo właśnie o tej porze musimy ostatecznie wyjechać w drogę powrotną”. Wydaje mi się, że te kilka zadań zupełnie by wystarczyło. Niestety nic takiego nie miało miejsca i wszyscy szliśmy dalej jak barany prowadzone na rzeź. Ci z przodu zaczęli podkręcać tempo, ci z tyłu byli trochę zdezorientowani i wahali się co dalej robić. Ponieważ przez wiele czynników o których wspominałem wcześniej nie był to mój dzień, byłem raczej w drugiej połowie stawki. Kolejne osoby się wykruszały, a ci w czubie nie zważając na nic „połykali” kolejne metry. Upał mnie zupełnie wykańczał, do tego boląca coraz bardziej stopa… Szanse na zdobycie Peleagi malały z każdą minutą – zwłaszcza, że jako osoba nowa w tym towarzystwie nie miałem zamiaru doprowadzić do sytuacji, że grupa będzie na mnie czekała przy autokarze. Podszedłem wreszcie na przełęcz. To tutaj (wg informacji organizatora) miały być potrzebne raki. Udało się bez, ale podejście rzeczywiście strome. Przy większej ilości śniegu i oblodzeniach raki byłyby konieczne.

Obrazek

Na przełęczy piękne, rozległe widoki, m.in. na Peleagę - to ten obły wierzchołek w głębi zdjęcia.

Obrazek

I wczorajszy Retezat

Obrazek

Udaję się w lewo w stronę najwyższego szczytu Retezatu i osiągam wierzchołek o swojsko brzmiącej nazwie Custura Bucurei o wysokości 2370 m n.p.m. Spotykam tu kilka osób m.in. Bożenkę i zastanawiamy się co robić dalej. Niby na grani zaczął wiać przyjemny chłodny wiatr, który sprawił, że siły mi wróciły, z drugiej jednak strony czołówka miała już nad nami jakieś 20 minut przewagi. Nie wiedziałem czy będą wracać tym samym czy innym szlakiem, pogoda była bardzo niepewna i wydawało się, że burza może rozpocząć w każdej chwili, no i do tego ta stopa, która coraz bardziej dawała się we znaki… Czy warto było postawić wszystko na szalę ? Nie warto. Lubię góry, nienawidzę nie realizować założonego planu, ale w tym przypadku nie było sensu się szarpać. Zbyt wiele argumentów przemawiało za tym by podarować sobie w dniu dzisiejszym wejście na Pelagię. Świat sienie kończy na dzisiejszym dniu…

Cyknęliśmy jeszcze kilka fotek…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I zaczęliśmy schodzić z powrotem na przełęcz Curmatura Bucurei ( 2206r.) – też bardzo przyjazna nazwa :).
Z przełączy ostrożne zejście by nie pośliznąć się na twardym, zmrożonym śniegu. Teraz miałem trochę czasu by w ciszy napatrzeć się na piękno tych gór.

Obrazek

Obrazek

Towarzystwo zupełnie się rozproszyło. Ludzie idą pojedynczo, dwójkami, trójkami. Wydawało się, że szanse na to by wszyscy spotkali się na dole w jednym miejscu i o jednej porze są porównywalne z trafieniem szóstki w totka, a jednak nie było tak źle.

Obrazek

Jak się później okazało na Peleagę można było wejść jakimś krótszym wariantem (co poniektórzy uczynili) ale to już historia. Na dole jest bar i w tym momencie to jest najważniejsze. Cena piwa nie ma znaczenia. Niczym po najbardziej zaciętym meczu Premiership przyszła pora na wyluzowanie i przybicie „piątki”. Emocje opadają. Niby większości z nas nie udało się zdobyć najwyższego szczytu Retezatu, ale był to wspaniały dzień spędzony w jednych z najpiękniejszych gór w Europie. Ruszamy w drogę powrotną do Hunedoary.
Po kolacji można się w pełni wyluzować, bo w kolejnym dniu nie ma już planowanej żadnej akcji górskiej. No i tak to sobie gwarzyliśmy przy piwku, że już świtało jak wróciłem do pokoju.

W sobotę pakujemy się do autokaru, ale przejeżdżamy tylko kawałek i zatrzymujemy się na pobliskim parkingu. Idziemy zwiedzać zamek w Hunedoarze. Jest kolejny upalny dzień. Tak patrzymy z Pawłem i Maksem na ten zamek. No piękny jest, ale czy chce nam się tam włazić do środka ? Chyba niekoniecznie. Bierzemy po piwku i siadamy w cieniu. To całkiem przyjemna alternatywa dla historycznych komnat :).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Grupa wychodzi „w kawałkach”, więc w kilka osób pakujemy się do kameralnej miejscowej knajpki – właściwie to mały sklepik z alkoholami z wystawionymi stolikami na zewnątrz. Przypomniały mi się wyjazdy na Słowację za czasów studenckich. Knajpy w gierkowskim stylu, ale ile w tym było uroku i klimatu (ostatnio taką trafiliśmy w miejscowości Nydek w Czechach).

Obrazek

Koło południa wyjeżdżamy w rejon Oradei, znajdującej się na północnym – zachodzie Rumunii. Późnym popołudniem jesteśmy na miejscu. Hotel w którym się kwaterujemy rewelacyjny. Bardzo dobry standard i do tego znajduje się w samym centrum miejscowości uzdrowiskowej Baile Felix. Można się tu poczuć jak w środku sezonu turystycznego nad Bałtykiem. Mnóstwo ludzi i wszechobecna wakacyjna atmosfera. Swą atrakcyjność turystyczną Baile Felix zawdzięcza źródłom termalnym i kąpieliskom, których jest tu na pęczki. Po górskich szaleństwach to całkiem fajna odmiana. W centrum mnóstwo straganów z pamiątkami, ale i również stare Rumunki sprzedające palinkę po 10 lei za 0,5 l. Oczywiście nabywamy.
Wieczorem do obiadokolacji też dostajemy mocarną palinkę. Klasa.
Po obiadokolacji finał LM Barcelona z Juventusem. Żadna z drużyn nie po moich pieniądzach, więc co chwilę przysypiam. Zmęczenie i nieprzespane noce dają się we znaki.

W niedzielę większość udaje się na baseny termalne. My wybieramy szwędaczkę po miejscowości.

Obrazek

Obrazek

Na ulicach można tu spotkać takie oto potwory.

Obrazek

Na koniec odwiedzam piękny drewniany kościółek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I to w zasadzie na tyle.

W Nowym Sączu jesteśmy ok. 23, a do domu docieram w środku nocy.

Kilka słów podsumowania. Był to mój pierwszy wyjazd z oddziałem Beskid nowosądeckiego PTT. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Wielkie podziękowania dla Prezesa Wojtka Szaroty, dzięki któremu mogliśmy w ogóle pojechać na tę wycieczkę. Jeszcze miesiąc przed eskapadą wydawało się to mało realne. Summa summarum pojechaliśmy i nie żałujemy. Na plus na pewno sam pomysł wyjazdu i połączenie wysokich gór z innymi atrakcjami. Kiedy jakiś czas temu pytałem przewodnika z PTTK Rzeszów czy można robić Retezat podczas jednodniówek twierdził, że to niewykonalne i że trzeba się posiłkować noclegami w schroniskach, ewentualnie w namiotach. Jak się okazuje wszystko jest do zrobienia i to przy opcji nocowania w hotelu oddalonym o godzinę jazdy od właściwego pasma górskiego. Bardzo pozytywnie trzeba ocenić bazę noclegową. Hotele naprawdę na poziomie, jedzenie podobnie. Ludzie jak to zwykle bywa na takich wyjazdach bardzo kontaktowi. Do tego naprawdę bardzo przyzwoita cena. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to komunikacja na szlaku, która czasami szwankowała i wydaje mi się, że tu jest pewne pole do działania.

Wyjazd, który opisałem miał miejsce 3 kwartały temu. Ci którzy od czasu do czasu czytają moje relacje, wiedzą, że moja współpraca z PTT trwa w najlepsze i ma się dobrze. Mam nadzieję, że już w maju b.r. zawitamy z tą samą ekipą w Góry Marmaroskie i Rodniańskie. Już nie mogę się doczekać…

Wojtek

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Ostatnio edytowano Wt cze 09, 2020 6:53 am przez Carcass, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz mar 10, 2016 4:20 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3189
Lokalizacja: Nowy Sącz
Fajnie poczytać to tym paśmie, tym bardziej, że byłem u jego podnóża w ubiegłym roku i potężna ulewa wygoniła mnie stamtąd. Hunedoara to przykład bezmyślne komuny, co za kontrast pomiędzy pięknym zamkiem a kombinatem rodem z Mad Maxa. Czy przejeżdżaliście przez dzielnicę cygańskich pałaców?

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz mar 10, 2016 9:02 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
gouter napisał(a):
Czy przejeżdżaliście przez dzielnicę cygańskich pałaców?


Oczywiście. Po drodze było ich na pęczki.

A co do pogody to masz rację. W Retezacie podobno jest jedna z najwyższych rocznych sum opadów w Rumunii . My akurat mieliśmy sporo szczęścia...

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So mar 12, 2016 10:47 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz wrz 04, 2008 11:35 am
Posty: 1231
Retezat znaczy "ucięty szczyt":)
Byliśmy tam w 2013 roku we wrześniu. Przy jeziorku zgubiliśmy szlak, a na szczycie wiało dramatycznie:)
Piękne zdjęcia!!

_________________
pozdrawiam
---------------------------
Lepsze od gór są tylko góry!
- krasnoludzkie


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn mar 14, 2016 7:54 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
anninred napisał(a):
Retezat znaczy "ucięty szczyt":)


Dokładnie. PTTK Rzeszów idzie dalej w kwestii nazewnictwa określając organizowany przez siebie wyjazd w to pasmo mianem "Porąbane Góry" :).

anninred napisał(a):
Piękne zdjęcia!!


Dzięki :).

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn mar 14, 2016 7:12 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz wrz 04, 2008 11:35 am
Posty: 1231
"Porąbane" - dooobre!
To przez gołoborza... ;)

_________________
pozdrawiam
---------------------------
Lepsze od gór są tylko góry!
- krasnoludzkie


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz maja 05, 2016 1:31 pm 
Swój

Dołączył(a): Cz maja 05, 2016 1:15 pm
Posty: 56
Bardzo mi się ta relacja spodobała!
Przede wszystkim naprawdę wspaniałe zdjęcia!

Chętnie bym tam kiedyś pojechał...
...choć dla turysty indywidualnego,
który w dodatku nie zna rumuńskiego może to być chyba dość trudne.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz maja 05, 2016 2:48 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1609
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
tango napisał(a):
Bardzo mi się ta relacja spodobała!
Przede wszystkim naprawdę wspaniałe zdjęcia!

Chętnie bym tam kiedyś pojechał...
...choć dla turysty indywidualnego,
który w dodatku nie zna rumuńskiego może to być chyba dość trudne.



Dzięki za miłe słowa.
Właściwie obydwie te trasy, które robiliśmy w tamtym roku można przejść indywidualnie. Schodziliśmy do tego samego punktu z którego startowaliśmy. Sam byłam zaskoczony, że wysokie szczyty Retezatu można robić w trakcie jednodniówek.
Rumunia stała się ostatnio popularnym turystycznym kierunkiem. Niezłą ofertę ma Biuro Podróży PTTK Rzeszów:

http://www.pttkrzeszow.pl/wyprawy-gorskie/rumunia.html

Choć ja preferuję wyjazdy do Rumunii pod szyldem nowosądeckiego PTT.
Ale tam trzeba się szybko decydować, bo lista się zapełnia w max. 2 dni :).

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL