Dzień trzeci przywitał nas piękna pogodą. Taką jak wcześniej.
Był to dzień lajtowego resetu. Warun był dobry, schrony kusiły, kalorie się paliły. Poszliśmy pochodzić. Nie pamiętam gdzie byliśmy w Tatrach. Wiem tylko, że chodziliśmy 11 godzin i 20 minut i doszliśmy do grobu Księcia.
Amen.
Przyszedł czas na czwarty dzień zmagań z Tatrami. Dzień podobny do poprzednich - poranek od groma słoneczny i rześki. Pani Przewodnik Paulina ( w skrócie PPP ) wymyśliła spacer do Śląskiego Domu, a potem na Małą Wysoką. Zgodziłem się - wcześniej rzuciłem aluzją o Wielickim lub Litworowym. Zostałem przegłosowany

Nie kłóciłem się bo po Małej Wysokiej dopiero miały zacząć się atrakcje dnia - trawers masywu Staroleśnej.
Ale zanim tam dotarliśmy to szlakiem doszliśmy do Śląskiego, chwila przerwy i do boju w stronę Polskiego Grzebienia. Ja tam krótko jestem obcięty ale PPP czasami jest potargana

więc przydała się Jej ta wizyta

Idziemy w słońcu, pośród milionów. Po lewicy jakieś Gerlachy, po prawicy cel dnia - trawers Staroleśnej ( czyli tak z 65 nazw topograficznych

). Jestem w szoku patrząc na nie - to kolejna dolina, którą wcześniej znałem tylko w wersji Mgła.7. A teraz turnie i szczyty wręcz wpraszały się na grilla. Jestem przez PPP nauczany w temacie nazewnictwa, widocznych dróg, historii Jej szlaków przez ten teren. Pokazuje mi np. Kwietnikowy Kocioł i widoczne ( widoczną jedną ?

) wierzchołki Staroleśnego Szczytu. Mijamy Granatnicę vel Mokrą Wantę, zakręcamy i zbliżamy się do Długiego Stawu ( 1945 m ). Po lewicy widzimy ściany Gerlacha, pojawia się Karczmarz i siedmiu osobników skaczących po głazach w dole. Pewno szli na Litworowy lub Wielicki. A za nami idzie chmura. Bydle wredne. Uprzedzając fakty - wnerwiła nas. Docieramy do przełęczy ( 2200 m ), dwa zdjęcia i do góry. Trzeci raz idę na Małą Wysoką, warto by wreszcie wejść

Wszedłem ! PPP również

Ze szczytu ( 2429 m ) zrobiłem dwa zdjęcia. Luda tyle co na mitycznym Rysoncie.
I na tym zakończyliśmy na dłuższy czas przygodę ze szlakami. Przed nami trawers masywu Staroleśnego Szczytu. Na początek obniżamy się na Obłazową Przełęcz ( 2360 m ) żeby z niej pójść na Baniastą Turnię ( 2414 m ). Kilka zdjęć, chmury niestety są przed nami. A PPP mówi, że widoki tu są cudowne - trasę zna z praktyki. Obniżamy się teraz i Paula we mgle szuka dalszej drogi. Znalazła. Niestety ...

Pamięć mi szwankuje i nie pamiętam kilku nazw topograficznych... Może PPP przypomni. Ale jestem usprawiedliwiony - widoki mnie zszokowały. Trawersujemy, obniżamy się, wchodzimy na przełączki, mijamy wolno stojące turniczki - momentami szlak jak autostrada. Wiem, że szliśmy przez Kwietnikowy Kocioł

Wiem też, że wszedłem na Podufałą Basztę. Chmury prawie cały czas szły z nami ale raz za czas pokazywały swą łaskawość - np. z mroku wyłoniła się Rogata Turnia. I tak to idąc docieramy do Dwoistego Przechodu ( 2190 m ) u stóp Dwoistej Turni. Tutaj robimy dłuższą przerwę - chmury na moment oddaliły się, słoneczko świeciło, pszczoły bzyczały, kozice świstały, trawy łaskotały, lotniarze latali. Np. nad Sławkowskim Szczytem. W temacie Sławkowskiego to udałem się na Dwoistą Przełęcz ( 2210 m ) żeby rzucić okiem na pustkowie Doliny Sławkowskiej. Nie da się ukryć - pusto tam. Co dalej? Ano ku Niedźwiedziom. Niedźwiedzia Przełączka i Niedźwiedzim Żlebem ku Magistrali. Pomidorowa, słaba wersja herbaty schroniskowej i jazda w dół. Po 12 godzinach i 2 minutach docieramy do auta.
Piękna trasa. Na pewno ją powtórzę w blasku słońca. Dziękuję Ci, PPPP.
Wieczór jeszcze się nie skończył - przed nami spotkanie, na campingu w Starej Leśnej, z Alim Siódmym i Alim Siódmym Juniorem. Pełna kultura.
Dobranoc.