Nie zamierzałem nic pisać o tym pierwotnie. Większość tematów dobrze znanych i wielokrotnie wałkowanych. No, ale jednak ja o tym nie pisałem, także skleciłem kilka zdań i kilka fotek wrzuciłem dla potomnych.
Dzieci wracają właśnie do szkoła, a ja udaję się w końcu na długo wyczekiwany urlop. Prognozy zapowiadają się ciekawie. Zatem jest szansa, że zrealizuje kilka swoich planów.
Dzień 01Coś na rozgrzewkę. Cel łatwy i przyjemny. Start z Kuźnic i przez Murowaniec na Zawrat i z powrotem.





Dzień 02Rozgrzewka była, zatem czas na coś dłuższego. Jadę do Przybyliny skąd granią południowo-wschodnią wchodzę na Barańca. Plan minimum zrealizowany. Miałem jednak tego dnia w planach zrealizować wersję rozszerzoną. Przewidywała ona odwiedziny jeszcze Rohacza Ostrego i Wołowca. A powrót na parking przez Dolinę Jamnicką. Plan zrealizowany. Zejście Doliną u góry trochę kruche, a i kosówkę też mogli by trochę Słowacy poprzecinać, bo ścieżka zarasta.















Dzień 03W kolejny dzień ponownie jadę w Zachodnie tym razem bazą wypadową były Huty. Jak się nie trudno domyśleć byłem na Siwy Wierch. Ale to nie był cel główny. Były nim Babki i mała pętelka po okolicy.












Dzień 04Tego dnia pierwotny plan zakładał wyjazd w Wysokie. Ale zrządzenie losu sprawiło, że ponownie wylądowałem w Zachodnich. Dojazd do Podbańskiego i przeszedłem Drogą nad Łąkami do ujścia Doliny Jałowieckiej. Z małymi odbiciami. Tj. zboczyłem w kierunku Rozdroża pod Gołym Wierchem. Ale zanim tam dotarłem. To jeszcze odbiłem pod
Vodopady Baranec i
Katedrala - Oltar. Dojście oznaczone jest do nich tabliczkami. Wracając końcowy fragment Magistrali przed moją metą zamieniłem na żółty szlak, którym zszedłem do asfaltu. Sądziłem, że tak będzie szybciej i wygodniej. Było tylko wygodniej. Jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłem na nagrany ślad. Okazało się, że zrobiłem tego dnia trasę maratonu

. Na szczęście dla moich nóg, kolejny dzień był rest.

















Dzień 05Zlewa
Dzień 06Zlewa cd
Dzień 07Po dwóch dniach leżenia czas ruszyć w końcu w Wysokie. Umawiam się z Krzyśkiem i Kubą w Tatrzańskiej Polance. Cel Droga Martina. Na Polski Grzebień każdy idzie swoim tempem. Tu szybki popas i ruszamy w nieznane. Przed dojściem do Wielickiego Szczytu decydujemy się trochę oszpeić. Z Wielickiego robimy zjazd. 30m liny jest wystarczające. Co jakiś czas czytamy opis drogi. Jednak mimo to czasami i tak źle obieramy warianty. Przez co najprawdopodobniej nie weszliśmy na 2 szczyty. No cóż, jest pretekst, żeby wrócić

. Na Przełęczy Tetmajera wiążemy się i idziemy na lotnej. Krzychu prowadzi, zakładając co jakiś czas przelot. Nie wiem czy to spowodował sznurek, ale zgodnie oceniliśmy, że ta II nie była taka trudna. Po 6 godzinach meldujemy się na szczycie. Tu popas, spakowanie szpeju i powrót przez Batyżowiecką Próbę.





















Dzień 08Po wyrypie trzeba było szukać czegoś lajtowego na rozruch. Padło na Kozi Wierch. Szybka i przyjemna trasa jedynie na zejściu z Kozich Czub mały zator, który miałem wkalkulowany. Ogólnie bardzo fajny dzień się udał.
ps. Co si stało z Tablicą Stanisława Bronikowskiego?














Dzień 09Były Wysokie, zatem nastał ponownie czas na Zachodnie dla odmiany. Start w Zuberzec i przejście na drugą stronę grani do Schroniska Żarskiego i do Symbolicznego Cmentarza Ofiar Tatr Zachodnich. Powrót na Główną Grań przez Jałowiecki Przysłop. Na Banikowskiej Przełęczy rozważam dalszą trasę. Decyduję się na dłuższą opcję, ale z czymś nowym dla mnie na koniec. Schodzę nowo wyznaczanym szlakiem od wyciągu narciarskiego. Ścieżka jeszcze nie skończona, prace nadal trwają przy niej. Słowacy póki co nie przewidują szlaku na dół do parkingu. Trzeba schodzić nartostradą lub zjechać wyciągiem.















Dzień 10Na ten dzień zaplanowałem sobie fragment Orlej Perci. Plan zakładał wyrównanie rachunków z Zadnim Granatem, na którym miał być wschód słońca. Pierwszy raz atakowaliśmy z Łukaszem i wówczas atak szczytowy zakończył się już pod Czarnym Stawem Gąsienicowym. Tym razem pogoda super, także wszystko wskazuje, że się uda. Jednak poległem na liczeniu czasu. Sądziłem, że urwę sporo czasu na podejściu do Murowańca. A tu jak na złość nic. I dalej nie było lepiej. Także wschód zastał mnie w dolinie. No cóż, będzie trzeba wybrać się kolejny raz. Może będzie jak to się mówi do trzech razy sztuka. Wczesna pora ma ten plus, że ruch jest znikomy i nie ma zatorów. Spokojnie przechodzę, a pod koniec "grzeszę" troszeczkę i odbijam od szlaku na kilka pobliskich szczytów. Zejście z Krzyżnego przez Dolinę Pańszczycy i drogą na Brzeziny do auta.




















Dzień 11Na kolejny dzień zaplanowałem sobie wyjście ze Zdziaru ścieżką dydaktyczną
Monkova dolina. Ścieżka widać, że popularna. Kamienie tak wyślizgane, że trzeba cały czas uważać, żeby nie leżeć. Widoki z Przełęczy pierwsza klasa.











Dzień 12Na ten dzień zaplanowałem sobie wschód na Skrajne Solisko. Siedząc na szczycie w oczekiwaniu na wschód wymyśliłem, że przejdę się jeszcze na Młynickie Solisko. Podejście trochę sypkie. Będąc na szczycie żałowałem, że się wcześniej nie zdecydował to podejść i tu czekać na wschód. Dalsza cześć grani kusiła, ale solować jej nie zamierzałem. Zatem zejście do doliny i tam sobie trochę pospacerowałem po okolicy. Uważam, że atrakcyjne na wypad z dzieckiem jest podejście do Rakitowych Stawków. Jak się kiedyś doczekam swojego to na pewno je tam zabiorę

.
ps. Czy zawsze były tam dwa wyciągi? Bo mi się wydawało że był jeden podczas mojej ostatniej wizyty.




















Dzień 13Pogoda cały czas dopisywał. Trzeba było korzystać ile można. Kolejne wyjście ponownie w Zachodnie. Dawno mnie mnie było na Czerwonych Wierchach, zatem pora tam się udać. Na całe nie miałem siły, ale fragment powinienem spokojnie dać radę. Wybrałem tym razem Małołączniaka i Kopę Kondracką. Na podejście zdecydowałem się przez Kobylarzowy Żleb i zejście Doliną Małej Łąki. Podeście jakoś tak sprawnie mi poszło, że doszedłem na wschód słońca na szczyt. Kilka zdjęć i podreptałem dalej. Na zejściu z Kopy zdecydowałem, że będzie jeszcze bonus do wyjścia. Giewont jest blisko. Grzechem było by nie podejść, szczególnie, że czas mam dobry. Poszedłem zatem sprawdzić czy Nasi nie wpadli na pomysł wybudowania tam "kolejki". Po Słowackich schodach na Rysy, wszystkiego można się teraz spodziewać. Na szczęście póki co jedyne kolejki na Giewont, to tworzą tam sami ludzie. Mi się jednak udało kolejny raz jej uniknąć. Kiedyś na szczycie oprócz krzyża znalazłem rower. Tym razem ktoś zapomniał zabrać ze sobą na dół flagi. A o namalowanym "słoneczku" to już szkoda gadać. Zejście Doliną Małej Łąki miało być szybkie, łatwe i przyjemne, a było fatalne. Kamienie tak wypolerowane, że kilka razy zaliczyłem glebę mimo, że starałem się cały czas uważać. Szybko na tym szlaku mnie nie zobaczą.


















Dzień 14Urlop bez odwiedzin w Dolinach Chochołowska i Kościeliska, to nie byłby udany urlop

. Także trzeba je też podeptać. Star i meta w Kościelisku, a po drodze jeszcze Dolina na Słowacji i grań.



















Dzień 15Kolejny wyjazd przypadł na Tatrzańską Łomnicę. Z której to wymyśliłem sobie, że przejdę Magistralą do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim. Po drodze odbiłem jeszcze na Rakuską Czubę. Ktoś nawet zrobił znakowanie na ten pobliski szczyt. Następnie przeszedłem nad Wielki Biały Staw skąd zszedłem do drogi i powrót do Tatrzańskiej Łomnicy.


















Dzień 16Pierwotnie na ten dzień miałem inny plan. Ale jak się dowiedziałem, że Ania planuje przyjazd zmieniłem go. Połączyliśmy siły i przez Dolinę Ciężką ruszyliśmy na podbój Niżnich Rysów. Powrót asfaltem z Morskiego Oka. A tam tradycyjnie spora kolejka do zjazdu wozem.


















Dzień 17Prognozy przepowiadały załamanie pogody. Na taką okoliczność miałem w zanadrzu zostawioną Jaskinia Bielska. Ciągle ją odkładałem na później. W końcu nastał jej czas. Jadę rano do Tatrzańska Kotlina skąd kilka minut podejścia do kasy. Pierwsze wejście ma być o 9.30 zatem zdążyłem. Kupuję bilet za 8 euro. Płacę jeszcze za możliwość legalnego robienia zdjęć w środku (przewodnik na początku sprawdza kto zapłacił - później chyba nie zwraca na to uwagi). Taka przyjemność trochę kosztuje - 10 euro - już nie moje. Czy warto było hmmmmm. Drugi raz raczej już nie kupię. Chyba, że pójdę ze statywem. Zwiedzanie trwa coś około godzinki. Wybierając się na późniejszą porę trzeba brać pod uwagę, że można postać trochę w kolejce do kasy. Jak wychodziłem to kolejka miała jakieś 100 metrów.









