Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Pn cze 24, 2024 1:01 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Śr lis 23, 2016 5:56 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
Grupa Pomagagnon
Punta Fiames (2240 m n.p.m.)
droga: Spigolo Jori (V+)
długość drogi: 675 m (16 wyciągów + 190 m łatwym terenem)


Obrazek

Po zrobieniu drogi Lorenzi/Maranelli na Torre Margherita, która z założenia miała być łatwa i przyjemna, a przeistoczyła się, przynajmniej dla mnie, w mały thriller zakończony bardzo nieprzyjemnym zejściem, zgodnie z planem udajemy się do Cortiny, na zasłużony odpoczynek.

Choć nowo poznani koledzy rekomendowali nam wczoraj kemping Dolomiti, na którym się dziś będą gościć, my wybieramy jednak dobrze nam znaną Olympię, która może nie posiada basenu, ale ma to, na czym zależy nam najbardziej – bezpośrednie sąsiedztwo południowej ściany Punta Fiames. Poza tym, mamy duży sentyment do tego miejsca.

Przyznam, że chociaż zdawałem sobie doskonale sprawę, że jest środek sezonu, to jakoś do głowy mi nie przyszło, że na tak wielkim kempingu może nie być już miejsc. Pomyślałem o tym dopiero jak zmierzaliśmy do recepcji, ale w myślach uspokajałem się, że w razie czego rozbijemy się tak jak ostatnio – na kempingowej plaży. Szybko okazało się jednak, że trochę się tu pozmieniało od momentu naszej ostatniej wizyty i teraz nie byłoby nawet takiej opcji. Na szczęście były jeszcze trzy wolne miejsca, więc mieliśmy nawet wybór.

Zdecydowaliśmy się szybko na przytulne M3 w centrum, oczywiście z miejscem parkingowym. Wkrótce potem mogliśmy oddać się wyczekiwanej od południa, degustacji, a że nie mieliśmy na jutro żadnych wspinaczkowych planów, toteż nie musieliśmy się specjalnie ograniczać… Leżeliśmy na plażowych leżakach i wspominaliśmy jak to 4 lata temu, po zrobieniu drogi klasycznej, obiecaliśmy sobie wrócić i jeszcze raz wejść na Punta Fiames, tym razem południowym filarem, który już z centrum Cortiny prezentował się wspaniale.

Filar ten, jako pierwszy przeszedł w 1909 r. Francesco Jori, co przyniosło mu uznanie wśród ówczesnych wspinaczy. Do tej pory jego nazwisko kojarzone jest głównie, właśnie z tą drogą. Partnerowała mu wówczas Katherine Bröske – ta sama, która 4 lata wcześniej towarzyszyła Simonowi Häberleinowi podczas pionierskiego wejścia na Żabiego Konia w Tatrach (pierwsza tatrzańska „czwórka”).

To, że spełnimy obietnicę sprzed lat w czasie tegorocznego wypadu w Dolomity było w zasadzie już jasne w momencie, gdy zdecydowaliśmy się opuścić Val Gardenę, jednak teraz, gdy mieliśmy nasz cel na wyciągnięcie ręki, musieliśmy jeszcze troszkę poczekać, bo raz – zmęczenie materiału dawało o sobie znać, a dwa – znów miało popadać…

Obrazek
Otoczenie Cortiny d’Ampezzo

Kolejne dwa dni upływają nam na aktywnym wypoczynku, czyli na zwiedzaniu knajpek w Cortinie, raczeniu się pizzą i na wycieczkach po okolicy. Trzeciego dnia wstaliśmy i ruszyliśmy, jak oznajmia pismo Bernardiego, na biegnącą wyjątkowo pięknym filarem, często odwiedzaną drogę o niezwykłej elegancji.

Obrazek
Przebieg drogi z zaznaczonym podejściem

Podejście mija przyjemnie, zwłaszcza, że każdy kamień i każda ścieżka budzi miłe wspomnienia. Swoją drogą zaskakujące ile szczegółów zwykłej ścieżki można pamiętać po, jakby nie było, długim czasie. Pogoda jest świetna a bezchmurne niebo zapowiada, że do końca dnia nic w tym temacie nie powinno się zmienić. Zaczyna się dokładnie tak samo jak 4 lata temu, więc humory nam dopisują. Sytuacja się nieco zmienia, gdy wychodzimy „zza winkla” i już z daleka widzimy tabuny ludzi kotłujących się pod startem drogi, i jeszcze kilka zespołów na podejściu. Nie ukrywam, że nasz entuzjazm nieco zmalał, ale w takich momentach najlepsze jest pozytywne podejście, więc mówię z uśmiechem, że oni wszyscy to na pewno idą na Dimaia.

Obrazek
Fot. A.W /Filar Joriego widoczny z podejścia/

Pozytywne podejście jest ważne, ale przycisnąć też nie zaszkodzi, więc przyśpieszamy kroku i już po chwili mamy jeden zespół „z bani”. Przed 50-cio metrowym, trójkowym pasażem napotykamy kolejne zespoły. Spora grupka chłopaków zgadza się puścić nas przodem, widząc, że w odróżnieniu od nich, nie zamierzamy się tu jeszcze wiązać. Tym sposobem przesuwamy się kolejnych kilka pozycji do przodu w „wyścigu” do wspólnego startu drogi Dimaia i Joriego.

Na półce startowej spotykamy między innymi chłopaków z Polski, którzy zaplanowali na dziś drogę Dimaia, zajmujemy kolejkę za nimi i cierpliwie czekamy stwierdzając, że w sumie to nie jest tak źle jak początkowo wyglądało. Gdy tak sobie siedzimy i wesoło gawędzimy, obserwujemy jednocześnie pierwszy wyciąg, mając wrażenie, że coś tu nie gra. Okazuje się, że wszyscy startują nieco inną linią w porównaniu do oryginalnego przebiegu, bardziej na prawo. Jest może nieco trudniej, ale nie trzeba się w jednym miejscu przedzierać wśród kosodrzewiny, co jest tak charakterystyczne dla tego wyciągu. Tę swoistą atrakcję przerabialiśmy już 4 lata temu, więc teraz postanawiamy iść tak, jak pozostali, tym bardziej, że taki sposób rozpoczęcia wspinaczki pozwala połączyć dwa pierwsze wyciągi i zaoszczędzić w ten sposób trochę, jakże cennego dziś czasu.

Zaczynam zaraz za rodakami, którzy po 20 m zakładają stanowisko i cisnę dalej, kolejne 40 m, znowu przesuwając się w „peletonie”. Na stanie spotykam sympatycznego Austriaka, od którego dowiaduję się, że on wraz z kumplem również chcą robić Joriego, ale rozważają odbicie w Dimaia, jeżeli bardzo wolny zespół przed nimi wbije w Joriego (droga Dimai oraz Jori maja wspólne 4 wyciągi, licząc od momentu, w którym my się wiązaliśmy; rozdzielają się na charakterystycznej, skośnej półce). Po chwili dołącza do mnie partner, jakiś czas za nim, koledzy z Polski, więc na stanowisku robi się ciasno. Czas za to płynie szybko i wesoło. Wkrótce możemy kontynuować wspinanie…

Kolejne dwa wyciągi są nam znane z poprzedniej wizyty na tej ścianie, więc odległość dzielącą nas od charakterystycznej półki (ok. 100 m) pokonujemy bardzo szybko i sprawnie. Wspomnianą półką trawersujemy jakieś 90 m skośnie w prawo, docierając tym samym pod filar.

Obrazek
Charakterystyczna półka widoczna z drogi Dimaia (2012 r.)

Patrząc, co nas czeka na najbliższej długości liny, już na pierwszy rzut oka widać, że skończyło się zapierdzielanie z jednym przelotem na wyciąg i teraz będzie trzeba się bardziej sprężać. Obserwując zmagania ekipy w komino-zacięciu przekonuję się natomiast, dlaczego przewodnik sugerował zabranie na tę drogę dużego frienda. Chłopakom przed nami, wielka „parasolka” siada jak złoto. Nie mając takiego cudeńka na wyposażeniu patrzę na to z zazdrością, ale nie tracąc dobrego nastawienia śmieję się do Adama, że przekornie „opierdzielę” ten wyciąg małymi kostkami.

Obrazek
Fot. A.W /na starcie w wyciąg rozpoczynający filar/

Na wyciągu było momentami czujnie i trzeba było czasami zastanowić się nad kolejnym ruchem, ale fakt, że udało mi się założyć tu aż 3 rocksy, wprawił mnie doskonały nastrój – wszak tyle to nie siadło nam na wszystkich wyciągach, jakie robiliśmy od początku przyjazdu.

Na kolejnym stanie Austriacy ostrzegają nas, że powyżej znajduje się ruszający się głaz, my przekazujemy tę informację sympatycznej parce, która dociera tu po nas i Adaś zaczyna się wspinać bez problemu pokonując kolejne metry. Następnie zmieniamy się na prowadzeniu i znów pniemy się w górę.

Obrazek
Fot. A.W /pogodowa żyleta/

Jak już wspomniałem na stanach nie jesteśmy sami, ale wszystko idzie bardzo sprawnie, także nie mamy najmniejszych powodów do narzekań, wręcz przeciwnie – jak to mówią – „w kupie raźniej”. Jedyne, co daje się nam we znaki to niesamowity żar, jaki leje się z nieba, ale to chyba już tradycja, bo poprzednim razem jak byliśmy na tej ścianie też o mało się nie rozpuściliśmy.

Do tej pory wspinaczka filarem bardzo nam się podoba, jest lito, estetycznie i w zasadzie cały czas coś się dzieje, także nie można pozwolić sobie na zbytnie rozprężenie, ale dopiero, gdy stajemy przed niemal 30 metrową rysą, zwieńczoną niewielkim kominkiem, zdajemy sobie sprawę, że najlepsze jeszcze przed nami. Wyciąg wygląda niesamowicie i dostarcza nam mnóstwo frajdy i satysfakcji, zwłaszcza, że trudności można odczuć mocniej niż wskazywałaby na to cyfra. Zgodnie stwierdzamy, że teraz zaczęło się konkretne wspinanie.

Obrazek
Fot. A.W /piękna rysa/

Obrazek
Fot. A.W /w rysie/

Kolejny wyciąg, który tym razem mi przypada w udziale, startuje efektowną, przewieszoną rysą, będącą jedyną słabością tej części ściany i wyprowadza ponad żółty dach, który z naszej obecnej perspektywy, zasłania dalszy przebieg drogi. Muszę przyznać, że trochę mnie wybrał ten przewieszany start, zwłaszcza, że motanie pętli do asekuracji, na zaklinowanym kamieniu w połowie rysy nie było specjalnie odprężające. Nad dachem wychodzę na krawędź filara. Ekspozycja jest duża, toteż wygląda to bardzo efektownie. Na szczęście jest tu znaczniej łatwiej, także można odpocząć i spokojnie dokończyć wyciąg.

Gdy dochodzę do stanu i patrzę w górę na dalszą część naszej drogi, doznaję uczucia, które najlepiej oddaje swojskie „o ja pier..dole”. Mina partnera zdaje się mówić to samo. Wyciąg, a zwłaszcza jego końcowa część wygląda naprawdę niesamowicie i robi na nas ogromne wrażenie. Co prawda znamy już ten widok choćby ze zdjęcia w przewodniku, ale dopiero teraz mamy prawdziwy „efekt wow”. Bez zastanowienia „wrzucam” ten odcinek do mojego zestawienia „the best of”.

Obrazek
Fot. A.W /robi wrażenie…/

Obrazek
Fot. A.W /przed kluczowym miejscem/

Obrazek
w cruxie

Wyciąg nie tylko przepięknie wygląda, oferuje również świetne wspinanie, ale muszę przyznać, że jest grubo. W moim odczuciu, wyciąg zdecydowanie wybija się ponad swoją wycenę i mógłby zawstydzić również niektóre szóstkowe pasaże. Jedynym mankamentem, będącym jednocześnie dodatkową trudnością jest wypolerowana skała w cruxie, ale to tylko świadczy, co to za „piątka”. Niestety polerkę tę odczułem na własnej skórze. Podczas pokonywania tego miejsca wyjechała mi noga i o mało nie wybiłem sobie zębów, ale na „obronę wyciągu” powiem, że było to zapewne spowodowane również tym, że jak mam linę i zaufanego partnera u góry, to skupiam się bardziej na szybkości niż dokładności… Tak czy inaczej, wyciąg jest kozak!

Kolejny ma być ostatnim z tych trudniejszych, więc chcąc mieć to już za sobą, od razu zaczynam trawers w prawo pod charakterystycznym trójkątnym dachem, by następnie, systemem rys, wydostać się na wygodną półkę. Wszystko idzie gładko i niebawem Adam przejmuje prowadzenie.

Od teraz ma być już łatwiej. Faktycznie tak jest i szybko meldujemy się na kolejnym stanie. Jesteśmy już jednak zmęczeni i chyba każdy z nas myśli już tylko o tym, by zameldować się na szczycie. Do kolejnego wyciągu podchodzę więc z nastawieniem, by jak najszybciej go ukończyć, ale chęci to jedno, a rzeczywistość drugie… Już początkowe, pionowe zacięcie mocno mnie zaskakuje i wybiera nieco sił, w dodatku chyba mi psycha zaczyna „klękać”, bo ładuję asekurację gęsto jak nigdy… Gdy wychodzę z zacięcia, muszę przetrawersować nieco na lewo po litej ścianie, by ominąć wystające wyżej, wielkie odpęknięcie skalne, które blokuje drogę wprost. Z asekuracją jest już gorzej, a fakt, że towarzystwo na dole obserwuje każdy mój ruch też jakoś nie pomaga, bo zdaję sobie sprawę, że trochę „przymarudziłem”. Ostatecznie kończę wyciąg bez niemiłych przygód, ale na pewno jeszcze długo nie zapomnę tego, jak początkowo się spodziewałem, łatwego wyciągu (IV+).

Obrazek
Fot. A.W /co to był za wyciąg…/

Do końca zostaje nam ostatnia, znacznie łatwiejsza długość liny, którą pokonujemy szybko i sprawnie. W ten sposób, po 16 wyciągach i niemal 7 godzinach w pełnym słońcu, meldujemy się na szczycie Punta Fiames (2240 m). Jesteśmy zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi, że udało nam się pokonać tak piękna drogę, spełniając tym samym złożoną sobie obietnicę.

Obrazek
Fot. A.W /lata mijają, a my cały czas piękni i młodzi :mrgreen: /

Nie wiem, czy to ten szczyt jest dla mnie jakiś wyjątkowy, czy to może przez wielką kumulację endorfin, ale, mimo że przeżywam tu swoiste déjà vu, czuję coś niepowtarzalnego. Trudno mi opisać to uczucie, ale jest zajebiste!

Obrazek
Fot. A.W /widoczek ze szczytu/

Z euforii wyrywa mnie Austriak, który właśnie skończył drogę, mówiąc, że zanim napijemy się zimnego browarka, trzeba jeszcze zejść…

Początkowo schodzi się dobrze i zachwyceni zrobioną drogą, wychwalamy jej urodę zwracając uwagę na mocne stanowiska, które umieszczone są w wygodnych i przemyślanych miejscach. Z tego wszystkiego zapominam o wpisie do książki wejść, więc wracam na górę. Robię to z przyjemnością, jednak, gdy z powrotem dołączam do partnera, dopada mnie już znużenie… Zejście ferratą Strobel jest nam dobrze znane i to jest chyba w tym wypadku największy minus, bo wiemy, co nas jeszcze czeka. W dodatku słońce, które znów świeci nam prosto w twarz, sprawia, że zejście coraz bardziej daje się we znaki. Potwierdzają to słowa partnera: „Mam dość tej ferraty, nie dosyć, że człowiek wypruty, to cały czas trzeba tu być czujnym. Jak jeszcze kiedyś będziemy robili coś na tej ścianie, to schodzimy żlebem – będziemy turlać się razem z kamieniami!”

Obrazek
Fot. A.W /ulubiony kadr Adama :mrgreen: /

Na kempingu pijemy zasłużone, zimne piwko i jeszcze raz patrzymy na południową ścianę Punta Fiames. Tym razem nie obiecujemy sobie, że tam wrócimy, ale kto wie…

Więcej zdjęć na stronie: http://mountainadventure.weebly.com/spigolo-jori-v.html
Relacja z przejścia drogi Dimaia w 2012: http://mountainadventure.weebly.com/dimai-iv.html

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lis 24, 2016 10:33 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 2:17 pm
Posty: 2995
Lokalizacja: Kraków
Jak ja Ci zazdroszczę tych Dolomitów. Super drogi i rewelacyjne otoczenia.
Relacja jak zwykle na poziomie wraz z historycznymi wstawkami. Nic dodać nic ująć.

petarda! :thumright: :thumright:

_________________
blog.marcinszymkowski.pl

"W warunkach normalnych najwięcej pomaga technika. Natomiast w sytuacjach wyjątkowych najważniejszy jest hart ducha." - Walter Bonatti


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lis 24, 2016 11:43 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
Dzięki Marcin!
W tej chwili to sam sobie zazdroszczę ;)

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lis 24, 2016 2:58 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pt mar 26, 2010 11:21 am
Posty: 546
Lokalizacja: Kraków
Madness napisał(a):
Podczas pokonywania tego miejsca wyjechała mi noga i o mało nie wybiłem sobie zębów, ale na „obronę wyciągu” powiem, że było to zapewne spowodowane również tym, że jak mam linę i zaufanego partnera u góry, to skupiam się bardziej na szybkości niż dokładności…


Dobra, dobra. Czyli po prostu spadłeś? Forumowa Komisja Ekspertów "Kowadło" chce wiedzieć, czy można zaliczyć przejście!

A tak na serio, to kawał dobrej roboty (i przejście, i relacja).
Przy okazji chyba doszedł mi kolejny cel (jak się w końcu uda pojechać w Dolomity). Krótkie podejście, piękna formacja, prawie 700m wspinania...

Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt lis 25, 2016 10:03 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 09, 2014 2:19 pm
Posty: 3048
Ładnie podziałałeś w tym roku! Było coś więcej niż w relacjach?
Na forum ostatnio jakiś wysyp różnych drabin :!:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lis 28, 2016 11:00 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
comb napisał(a):
Dobra, dobra. Czyli po prostu spadłeś

A tam od razu spadłeś, nie wiesz, że tak dobrze stoisz, jak dobrze trzymasz (czy jakoś tak) ;)

comb napisał(a):
Przy okazji chyba doszedł mi kolejny cel (jak się w końcu uda pojechać w Dolomity). Krótkie podejście, piękna formacja, prawie 700m wspinania...

Polecam serdecznie. Będzie Pan zadowolony ;)

krank1 napisał(a):
Ładnie podziałałeś w tym roku! Było coś więcej niż w relacjach?

Dzięki krank, a mógłbyś sprecyzować, bo nie do końca rozumiem pytanie.

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lis 29, 2016 2:53 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
u Ciebie to już standard, że relacja i zdjęcia są na najwyższym poziomie :) ja to mógłbym się przejść na ten szczyt ale tą ferratą :wink: zazdroszczę widoków :shock:

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 23 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL