Takie kolejne marzenie sobie spełniłem. Chciałem kiedyś spędzić rodzinne święta w górach i iść na prawdziwą góralską pasterkę.
Wcale nie było tak łatwo wyciągnąć rodzinę, bo to zawsze złamanie pewnych reguł. Połowę jednak jakoś udało się namówić. Połowa wzięła jeszcze kogoś. Za rok będzie lepiej, bo idea okazała się nad wyraz słuszna. Żadnych nerwów, przedświątecznego rozgardiaszu, porządków, obiadów rodzinnych i leżenia przed tv.
Wyjazd przewidziany był przede wszystkim dla najmłodszych
Dojechaliśmy na kompletnym luzie z przerwami na siku pieska, hot-dogi, papieroska i co tam kto miał ochotę. Wbrew mym czarnym wizjom żadnego korka po drodze. 23 grudnia i kompletny luz. Rozładowało się towarzystwo po kwaterach i póki miało zapał wyciągnąłem ich na spacer.
Turystyka melanżowa
Żeby było miło i przyjemnie padło na Dolinę ku Dziurze


Oczywiście w tzw międzyczasie sanki, narty i znowu zgodnie z motywem wyjazdu co kto chce.
Wigilia
Filip się martwił, że go tam Mikołaj nie znajdzie, ale Mikołaj go znowu zaskoczył.
Wymarzona Pasterka
Łezka mi się w oku zakręciła, ale spodziewałem się trochę więcej. Może dlatego, że kościół był pełen turystów, a nie górali. Oczekiwałem, że to wszystko huknie "Bóg się rodzi, moc truchleje", a tam artyści śpiewali a turyści filmowali. Ale i tak było bardzo ok.
Pierwszy dzień świąt, szósta rano pobudka i męska wyprawa na Sarnią Skałę. Trochę pizgało.


Na śniadanko wrócili o 10. Zjedli i poszli na stok z powrotem.
Filip pierwszy raz na nartach.
Załapał pięknie. Dwie godziny z instruktorem na oślej łączce i potem nie szło go ściągnąć ze stoku.
W pierwszy dzień świąt dojechali jeszcze znajomi z Mikołowa. Przywieźli swój prowiant i tak mieliśmy dwa klimaty. Z jednej strony otoczyła nas gwara góralska, a z drugiej śląska. Ciekawie było posłuchać z boku jak ze sobą po większej ilości alkoholu rozmawiali
Drugi dzień świąt, znów wypad o świcie. Tym razem samotnie na Nosal.

Z bliżej nieznanych jeszcze przyczyn szlag trafił lustrzankę. I tak trzeba było robić zdjęcia telefonem. Z Nosala na śniadanie. Nawet jeszcze rodzina wstać nie zdążyła

Potem znowu narty. Po nartach konkurs skoków był na Krokwi to obejrzeliśmy. Też zawsze marzyłem żeby zobaczyć na żywo, ale po pierwszej serii trochę już mi się znudziło. To się znowu przeszedłem Doliną Białego i zszedłem do Kuźnic Ścieżką Nad Reglami. Piękna ścieżka pod skałami Giewonta poprowadzona. Bardzo mi się podobała. Trochę gdzieś zboczyłem i wylądowałem na jakimś zalesionym wzgórzu. Zasypany szlak był i nie zawsze wyraźny. Szczęśliwie udało się odnaleźć właściwą drogę i po ciemku przy świetle komórki zejść do cywilizacji. Za późno wystartowałem bo o 15.30 chyba, ale tak to jest z impulsami.
Kolejny dzień to znowu narty, bo śnieg sypał od rana i wiatr.

Po nartach termy

Wreszcie kolejny dzień przewidziany na szybki powrót do rzeczywistości. W Nowym Targu szwagrowi popsuło się auto i było trochę przygodowo i nerwowo. Ale po 11 godzinach udało się wreszcie dotrzeć do domu.
Reasumując. Marzenie spełnione. Regle są naprawdę bardzo ładne. Rodzina - najbliższa - jednogłośnie stwierdziła, że za rok jedziemy znowu.