Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 1:20 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N sty 08, 2017 3:41 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Pn cze 13, 2016 8:29 am
Posty: 150
Zbierałem się i zbierałem, lecz to mobilizacyjny kop anke zmusił mnie do działania. W kilku zdaniach opowiem o wyskoku na wschód Europy w roku 2008 i jest to fragment większej całości, która ukaże się w odpowiednim czasie :mrgreen:

...Ta wyprawa zaczęła się właściwie jakieś pół roku wcześniej, gdy zaczęliśmy się starać o wizy i wcale nie było oczywiste, że je dostaniemy. Udało się jednak i spokojnie można było planować przygodę życia. Mały problemik polegał jedynie na tym, że mój ówczesny szef wymyślił sobie urlop w tym samym czasie. Nie był zadowolony z mojego stanowczego sprzeciwu na „propozycję” zmiany terminu i skutki tego focha miałem niebawem odczuć na własnej skórze... Lecz kto by tam się przejmował problemami życia codziennego, gdy Przygoda wzywa. Po ponad dobie od wyjazdu pociągiem z Warszawy lądujemy w Moskwie, którą intensywnie zwiedzamy w ciągu doby następnej. Plac Czerwony, Kreml, Łubianka czy też Ogólnorosyjskie Centrum Wystawowe, gdzie stoi najprawdziwsza rakieta kosmiczna to miejsca, które robią duże wrażenie. Bogactwo i przepych mieszają się z takimi widokami jak nędznie odziana babuszka handlująca pirożkami i kwasem chlebowym lub też brodaty pop mamroczący modlitwy w centrum handlowym. Jednak prawdziwą egzotyką jak dla nas, jest zupełna swoboda przemieszczania się po mieście z browarem w ręku. Chłoniemy zatem tę Moskwę intensywnie, nawilżając się przy okazji wyrobami tutejszego przemysłu piwnego. Niepodzielnie rządzi Bałtika w przeróżnych odmianach, a degustację przerywa dopiero odjazd następnego pociągu – tym razem do Inty.

Obrazek
Moskwa - miasto wielu Pałaców Kultury

Obrazek
Plac Czerwony

Obrazek
Darmowa kultura pod chmurką

Obrazek
Pomnik Gieorgija Żukowa. Marszałka takiego.

Obrazek
Cerkiew Wasyla Błogosławionego.

Obrazek
Pan pop.

Obrazek
Nie mam pewności, ale to chyba takim sprzętem wysłano Gagarina na orbitę.

Rosyjskie koleje to przede wszystkim znane wagony „płackartne” (bezprzedziałowe), lecz nam tym razem przypadł „kupiejnyj”, czyli wagon z 4-osobowymi przedziałami. W każdym przedziale miejsca ułożone są w dwóch piętrach naprzeciw siebie, a pod oknem znajduje się stolik. Niestety nasza piątka została podzielona na dwa przedziały. Piszę niestety, bo chociaż dalekie podróże sprzyjają zawieraniu nowych znajomości to w tym, który zajmowałem ja z Kapskim, trafił nam się bardzo antypatyczny osobnik gabarytów ciężarówki. I choć jego partnerka z powodzeniem mogłaby startować w zawodach Miss Czegokolwiek to woleliśmy czas spędzać na korytarzu. I tam właśnie poznaliśmy mieszkańca Workuty, który umilał nam podróż opowieściami i świetną, wędzoną słoniną.
Poznawszy w czasie poprzednich wyjazdów realia Wschodu, każdy z nas przezornie spakował do plecaka po flaszce dobrej polskiej gorzały. Wiadomo – biurokracja rządzi, a taki niewinny podarunek może pomóc w przystawieniu niejednej potrzebnej pieczątki. Chcąc zrewanżować się naszemu towarzyszowi odkorkowaliśmy jedną z tych butelek. Kilometry uciekały, impreza trwała w najlepsze, słowiańskie dusze otworzyły się na siebie. Podobno tylko cudem nie wyrzucono nas z pociągu...
Inta to małe górnicze miasto u podnóża Uralu. Trzy kopalnie węgla, wokół których z socjalistycznym rozmachem i radziecką niedbałością zbudowano brzydkie osiedla. Obowiązkiem każdego podróżnego jest natychmiastowy meldunek w miejscu, do którego zmierzał. Poszliśmy więc i my na komisariat milicji, gdzie znajdował się punkt meldunkowy. Ludzi masa, przynajmniej 2 godziny stania w kolejce. Czyli jest okazja do sprawdzenia, co znaczy polska wódka w świecie. To znaczy byłaby... gdybyśmy wszystkiego nie wypili w pociągu... Mimo to po chwili zostajemy wyłowieni z tłumu i w ekspresowym tempie milicjanci załatwiają wszelkie formalności. Budzi to oczywiste niezadowolenie tych, którzy musieli odstać swoje, jednak kobieta najgłośniej wyrażająca oburzenie, momentalnie dostała 1000 rubli kary. Tłum ucichł. Z jednej strony szkoda baby, z drugiej jednak duma, że polski paszport ma tu siłę przebicia.
Czas w końcu odnaleźć biuro agencji Inta-Tour, która zajmuje się dostarczaniem takich jak my śmiałków, w najdziksze góry Europy. O dziwo – całą papierologię, wraz ze słoną opłatą za transport (15-20 tys. rubli, o ile pamięć mnie nie zawodzi) załatwiamy bardzo szybko. Niestety, samochód będzie dostępny dopiero jutro rano, więc znowu mamy mnóstwo czasu na zwiedzanie. Nie bardzo wiedząc co robić, siadamy na jednej z ławek przy osiedlowym placu zabaw. Nie mija 10 minut i już mamy towarzystwo. Dosiada się do nas rozgadana babcia i rzecz jasna nie przybywa z pustymi rękoma. Po przygodzie w pociągu męczy nas susza, więc chętnie gasimy pragnienie zimnym piwem. Po pół godzinie już kilku tubylców otacza nas z różną zawartością szkła w dłoni. Mimo, że rosyjskiego uczyłem się sporo lat wcześniej, nie mamy większych problemów z wymianą myśli, zatem gadki jest co niemiara. Jednak gdy kaliber trunków robi się za gruby, podejmujemy decyzję o ewakuacji w spokojniejsze rejony miasta. Zwłaszcza, że zostajemy ostrzeżeni przez babcię, iż nasze plecaki stanowią dużą pokusę dla współbiesiadników.
Po całym dniu włóczęgi rozwalamy się na betach na głównym placu miasta, pod pomnikiem Armii Czerwonej. Leniwie sącząc piwko zastanawiamy się, gdzie tu w miarę bezpiecznie spędzić noc. Nie oznacza to wcale, że jakieś realne niebezpieczeństwa istnieją. Wbrew pozorom panuje tu porządek, a Rosjanie mają olbrzymi respekt do mundurowych, których kręci się tu sporo. Po chwili znów mamy towarzystwo. Grupa młodych ludzi podchodzi do nas i jeden z nich za pomocą słownika w telefonie usiłuje sklecić jakieś zdanie po angielsku. Nie kryją ulgi, że jednak coś kumamy w ich języku i znowu się zaczyna. Dziewczyny zagadują, a chłopaki lecą po piwo... Trochę nam już bokiem wychodzi ta rosyjska gościnność, bo od kilku dni chodzimy nawaleni, ale to właśnie oni pokazali nam fajną miejscówkę na nocleg. Żegnamy się późno w nocy, choć z racji szerokości geograficznej o ciemnościach nie ma mowy.
Pojazd, w który wsiadamy rano to KRAZ – niewiarygodnie paliwożerny potwór, z pewnością znany tym z Was, którzy mieli zaszczyt pełnić chwalebną służbę w obronie Ojczyzny jakieś 20 i więcej lat temu. Bydlę łyka 100litrów/100 km i to po asfalcie, z którego zjeżdżamy kilka minut po minięciu tablicy z napisem Инта. Od celu dzieli nas 80-100 km, czyli 8 godzin jazdy wyboistymi drogami gruntowymi. Z początku trasa wiedzie przez mizerną tajgę, lecz wraz z nabieraniem wysokości las wolno przechodzi w tundrę. Jedną z nielicznych atrakcji jest przeprawa przez bród na rzece Kożym. Sama rzeka jak na standardy syberyjskie jest mikroskopijnych rozmiarów, lecz te 200 metrów szerokości spokojnie ma. Na jej środku znajduje się mała wysepka, gdzie zatrzymujemy się na krótki postój. Głównie z tego powodu, że jest poza zasięgiem komarów, a i wysiurkać się przecież trzeba.


Obrazek
Rozbijamy obóz w centrum Inty.

Obrazek
Droga w góry.

Obrazek
Nasz KRAZ.

Obrazek

Obrazek
Rzeka Kożym.

Obrazek
Postój na żwirowej wysepce. Dziwnym trafem komary tu nie miały zasięgu.

Obrazek
Rejony te mogą uskarżać się na niedostateczną ilość specjalistycznych stacji obsługi pojazdów.

Obrazek
Przeprawa przez Kożym.

Obrazek

Po przybyciu do celu, czyli niedaleko kopalni kryształów (oficjalnie, bo nieoficjalnie kopią też inne rzeczy) Żiełannaja, umawiamy się z naszym rozrywkowym kierowcą, że przyjedzie po nas za tydzień. Przez ten czas jesteśmy zdani tylko na siebie. Może napiszę po co tu w ogóle przyjechaliśmy. Otóż w Uralu Subpolarnym leży najwyższy szczyt Rosji w części europejskiej - Народная (Narodnaja – 1895 m n.p.m.). Tym, którzy spodziewali się tu przeczytać słowo Elbrus proponuję zapoznanie się ze stanowiskiem Międzynarodowej Unii Geograficznej w sprawie granic Europy. Tak więc, po blisko tygodniu od wyjścia z domu, gdzieś na horyzoncie widzimy cel naszej podróży, od którego dzieli nas ok. 20 km w linii prostej. Niby nie tak znowu wiele, ale gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że nie ma tu czegoś takiego jak szlaki, a jedyne ścieżki to te wydeptane przez zwierzęta, którym przecież niekoniecznie zależy na prostej drodze na szczyt, to wyzwanie staje się całkiem poważne. Już w Incie roi się od komarów, ale dopiero tutaj poznajemy sens słów „mnóstwo” i „wszędzie”. Są ich miliardy. Wchodzą w najciemniejsze zakamarki i są wiecznie głodne. Doraźnie ratują nas podmuchy wiatru i spraye, ale na dłuższą metę nie ma przed nimi ratunku. Od tej chwili podróżujemy wyłącznie w moskitierach na głowach. Rozsądnym pomysłem jest również posiadanie pod ręką woderów lub spodni z OP-1, gdyż często trzeba w nich przekraczać liczne strumienie wpadające do jeziora Wielkie Bałbanty (Большые Балбанты).
Drugiego dnia napotykamy obóz wędrownych pasterzy reniferów – Nieńców. Z zazdrością obserwujemy ich swobodnie odkryte głowy, podczas gdy my musimy poruszać się z siatami na łbach. Gościnni tubylcy pozwalają nam obejrzeć swój czum (namiot) i wskazują dogodne miejsce na następny biwak, do którego dotrzeć mamy późnym wieczorem. Próżno jednak szukać zwierząt, gdyż pasą się w innej dolinie i sami pasterze niespecjalnie się orientują kiedy wrócą. Choć czas nie nagli, zbieramy się dalej. Droga stopniowo wyprowadza nas z dna doliny potoku Bałbaniu (Балбанью) na łagodne zbocza góry o wdzięcznej nazwie Starucha. Pokrywa je rumosz skalny, dlatego poruszamy się wolno. Nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ przez całą dobę jest jasno. W końcu docieramy na opisywany przez Nieńców płaskowyż u stóp jeziora Małe Bałbanty (Малые Балбанты), gdzie zakładamy bazę. Próżno tu szukać drewna na opał, dlatego trzeba nosić ze sobą cały sprzęt biwakowy, który wraz z żarciem, namiotami i ciuchami skutecznie wgniatał nas w ziemię. Na szczęście od jutra poruszać się będziemy na lekko. Po sprawnym postawieniu namiotów i posiłku z niemożliwą do uniknięcia „wkładką mięsną” wskakujemy w śpiwory. Jednak trzeba się przyzwyczaić do braku ciemności chcąc zasnąć. Szczęściem zaplątała mi się w plecaku gazeta, wybieram więc jakiś nudny tekst i to pomaga mi wpaść w objęcia Morfeusza.


Obrazek
Obozowisko Nieńców nad jeziorem Wielkie Bałbanty.

Obrazek
Nie są tak całkowicie odcięci od świata.

Obrazek
Nieńcy.

Obrazek
Kapa na tle czumu.

Obrazek
Tubylcy zajęci sprawami dnia codziennego.

Obrazek
Zasmarkany przedstawiciel młodego pokolenia.

Obrazek
Opuszczamy obóz koczowników. Natura nie pomaga.

Obrazek
Dolina potoku Bałbaniu.

Obrazek

Obrazek
Szczerzymy ząbki do selfika.

Obrazek
Nalot wyposzczonych panienek.

Następny dzień to „atak szczytowy”. Idziemy na pałę, wybierając drogę każdy według własnego uznania. Ural to stare góry, więc nie spotkamy tu ostrych grani, może z wyjątkiem chyba najsłynniejszego szczytu tego łańcucha – Manaragi, którą możemy podziwiać w pełnej krasie. Grzbiety w większości są płaskie i pokryte rumoszem, za to zbocza są często ostro podcięte i miejscami trzeba używać rąk. Masyw Narodnej góruje przed nami, więc nie ma obaw o pobłądzenie, choć czasami miewamy problemy z wyborem optymalnej drogi między głazami. Po paru godzinach docieramy do przełączki między dwoma wierzchołkami, na której stoi prawosławny krzyż o ośmiu końcach, a za nim rozpościera się widok na bezkresną Syberię. Zapadając się miejscami po jajka w zaspach, zasapani wchodzimy na dach Uralu. Mamy nadzieję, że zdobywając wysokość pozbędziemy się nieustannego bzyczenia latających choler, ale gdzie tam! Dołączają do nich meszki, dla których siatka naszych moskitier nie jest trudną przeszkodą. Najwyższy szczyt Uralu jest łatwy technicznie i mimo bezdroży szybko sobie radzimy z wejściem i zejściem. Do czasu przybycia szofera jest sporo czasu, więc postanawiamy wejść na drugi najwyższy punkt tego pasma – Górę Karpińskiego (1803m n.p.m.).



Obrazek
Jezioro Górne Bałbanty, stąd zaczynamy wejście na Narodną.

Obrazek
Zajma.

Obrazek
Manaraga.

Obrazek

Obrazek
Masyw Narodnej.

Obrazek
Za tym krzyżem zaczyna się Azja.

Obrazek
Widok z najwyższego szczytu Uralu.

Obrazek
Od lewej - stoją: Kapa, Kruczi, Jarek; klęczą: Zajma, gobo.

Obrazek
W ten stoliczek zdobywcy wbijają monety na pamiątkę. Przybyło kilka polskich.

Obrazek
Schodzimy z Narodnej.

Obrazek

Obrazek
W kółeczku nasze namioty.

Obrazek
Świat zza krat

Nasza baza stoi u stóp tej góry i każdy z nas obserwując ją z namiotów, obmyśla inną drogę wejścia. Ja postanowiłem iść „na krechę” wprost z obozu na wierzchołek. Inni wybrali ambitną trasę przez wąski skalny przesmyk łączący Karpińską i Narodną. Całkowity brak ludzi, zasięgu sieci komórkowych i jakichkolwiek szlaków pozwala mi przypuszczać, że wybrana przeze mnie droga na ów szczyt jest drogą dziewiczą, na której stopa ludzka jeszcze nie stanęła. Z początku jest lajtowo, niezbyt stromo, a przeszkody połykam sprawnymi susami. Jednak wraz z wysokością trudności wzrastają, by zakończyć się „czwórkową” a może i „piątkową” ścianą. Skała jest ciepła i wprost lepi się do palców, więc ten ok. 15m wspin daje mi dużo radochy. Ha! Pierwsze polskie przejście, a może i w ogóle pierwsze i to na żywca... Z samozachwytu otrząsa mnie kopczyk usypany na szczycie tej płyty, bynajmniej nie raciczką renifera. A więc wszystko stracone... Trzeba jednak żyć dalej. Na Karpińskim spotykam resztę chłopaków, którzy również są bardzo zadowoleni ze swojego przejścia. Kruczi od jakiegoś czasu okazuje swoje zwycięstwo moralne nad hordami komarów i ostentacyjnie obnosi się bez moskitiery i w krótkim rękawku, co insekty skrzętnie wykorzystują. Pozostali jednakowoż nie ściągają pancerza, bohatersko znosząc subpolarne upały. Czas jednak wracać. W drodze powrotnej do Wielkich Bałbantów w końcu trafiamy na jakieś życie. A raczej ono trafia na nas. Brodząc przez jeden z licznych strumieni zaczynamy czuć drżenie ziemi. WTF? Drżenie nasila się, a wraz z nim narasta dudnienie. W końcu zza skał wypada na nas to życie. Kapa swym donośnym głosem krzyczy do mnie: Spierdalaaaaj!, lecz okrzyk ginie w huku setek, a może i tysięcy kopyt. Są ,w końcu są! Nareszcie zobaczyłem na własne oczy renifera. W chooj reniferów... Omal nie zostajemy stratowani przez olbrzymie stado, w niemym zachwycie gapiąc się na przebiegające wokół nas zwierzęta.

Obrazek
Wycieczka na Górę Karpińskiego.

Obrazek
Płaski szczyt drugiej góry Uralu.

Obrazek

Obrazek
Późno w nocy, lecz wciąż widno.

Obrazek
Stado po naszej ewakuacji na bezpieczną odległość.

Obrazek
Starucha o zmierzchu.

Obrazek
Zajma usiłuje wyłowić swój aparat. Ku zaskoczeniu wszystkich wciąż działa.

Obrazek

Obrazek
Cichy poranek nad Wielkimi Bałbantami. Za kilka godzin odjeżdżamy.

Obrazek
Sztolnie kopalni Żiełannaja.

Obrazek
Rachityczna tajga. Gdzieś w niej czai się Liesij, by pożreć zabłąkanych wędrowców.

Obrazek
Ostatnie spojrzenie na Ural.

Obrazek
Wjezdiechody są obok Krazów drugim popularnym środkiem transportu w góry.

Po tygodniu zmagania się z żywiołami natury, przyjeżdża po nas wesoły kierowca. Dlaczego wesoły? W drodze w tę stronę był bardzo rozmowny i popijał sobie piwko. To znaczy tak myśleliśmy, dopóki nas nim nie poczęstował. W gardle ogień, wprost czysty spiryt! Jednak nie sprawiał wrażenia, że napój robi na nim jakiekolwiek wrażenie i prowadził samochód ze zgrabnością na jaką pozwalała kilkutonowa ciężarówka. Przywiózł nam skrzynkę piwa, które po tygodniu w dziczy smakowało wybornie. Prosimy, by odwiózł nas prosto na stację kolejową, by uniknąć alkoholowych przygód w centrum miasta. Pociąg na szczęście nie każe długo na siebie czekać i już po kilku godzinach pochrapujemy żwawo w czystych, klimatyzowanych przedziałach. Tym razem przesiadkę mamy w Petersburgu, gdzie również jest co oglądać.


Obrazek
Petersburg i krążownik Aurora. To od strzałów z tego okrętu zaczęło się jedno z największych nieporozumień XX wieku.

Obrazek
Petersburg.

Obrazek
Znany z czołówek radzieckich filmów pomnik Piotra Wielkiego.

Obrazek
Sorry, zapomniałem co to.

Obrazek
Rozpaczliwie brakowało nam gotówki, a w tym zniczu tyle drobnych...

Obrazek
Powiedzieć "Dzień dobry", czy nie? Twarz jakby znajoma...

Obrazek
Petersburg.

W oczekiwaniu na pociąg do Polski jesteśmy świadkami wojny żuli dworcowych, która zaczęła się od niewinnej kradzieży cuchnącego mienia jednego z nich. Niemiła przygoda spotyka jednak i nas – w metrze Jarkowi skradziono nową lustrzankę, co pozbawiło nas zapewne świetnych zdjęć. Zahaczamy jeszcze po drodze o Moskwę, gdzie zaliczamy drugą nieudaną próbę odwiedzenia zmumifikowanego Wodza Rewolucji oraz Mińsk i Warszawę. Po trzech tygodniach wyprawy w najdalsze zakątki Europy w domu dowiaduję się, że muszę zmienić pracę. No cóż, życie...

_________________
Zaoszczędzone można przepić.
Korona Europy


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 08, 2017 4:44 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lut 27, 2012 2:30 pm
Posty: 1407
Lokalizacja: Warszawa
Świetna relacja i wyprawa! Super! :brawo:

_________________
Nie sprytem, lecz siłą!

"Gdyby ministranci zachodzili w ciążę, aborcja byłaby refundowana"

V kolumna szatana


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 08, 2017 4:49 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 28, 2011 9:09 am
Posty: 5456
Lokalizacja: Białystok
Zajebioza!

_________________
Wiem, że nic nie wiem


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 08, 2017 5:46 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 09, 2014 2:19 pm
Posty: 3048
Wow, cóż za wycieczka ! Pozostaje pozazdrościć ...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 08, 2017 6:29 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1503
Lokalizacja: W-wa
dziękuję!
bombowa relacja! fajnie, że można wszystko odtworzyć (okazuje się, że "rękopisy nie płoną" :D)
pierwsze miejsce w MA u mnie masz jak w banku (zresztą wyboru dokonałam jeszcze przed tą relacją)

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 08, 2017 8:14 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Pn cze 13, 2016 8:29 am
Posty: 150
Neander, Sokrates, Krank, Anke - dzięki :)
Z tymi rękopisami to niezupełnie tak, bo jechałem pamięciówkę :mrgreen: , podpierając się zdjęciami.

_________________
Zaoszczędzone można przepić.
Korona Europy


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 08, 2017 9:52 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4469
Lokalizacja: GEKONY
No. I to się nazywa relacja :!:
Super wypad, mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się coś podobno zrobić. Może pomijając jedynie meszki, itp bo nie znoszę tego g... :evil:

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sty 09, 2017 9:17 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
niezwykła przygoda i wspaniałe krajobrazy :!: będąc za Kołem Podbiegunowym w Szwecji również miałem do czynienia z tymi wkurzającymi krwiopijcami. Nie idzie się od nich odpędzić. Jedynie pod tym względem nie zazdroszczę ;)

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 8 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL