Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Muntii - i po urlopie 3
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=19092
Strona 1 z 1

Autor:  magis [ Wt lut 21, 2017 5:30 pm ]
Tytuł:  Muntii - i po urlopie 3

Relację z zeszłorocznych wakacji miałem wrzucić już dawno, ale dopiero teraz wygospodarowałem trochę czasu na jej dokończenie, więc wrzucam dzisiaj. Może troszkę letnich kolorów, w tej smętnej, zimowej aurze, niektórym poprawi nastrój.
Mieliśmy kilka pomysłów na główny urlop wakacyjny w tym roku, ale dość szybko wybór padł na Rumunię. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze Wyhorlat, ale to już zupełnie inna historia. Wykąpaliśmy się w jeziorze Winiańskim i ruszyliśmy dalej przez Węgry. Przymusowy, godzinny postój na granicy węgiersko-rumuńskiej trochę wybił nas z rytmu, ale w końcu, o północy, dotarliśmy na przełęcz Gutai.
Budzik o trzeciej rano pewnie byśmy zignorowali, ale wiedzieliśmy, że przed nami zaczyna się dzień wybitnie burzowy. Naszym celem był Creasta Cocosului, czyli tłumacząc na polski - Koguci Grzebień.
Na przełęczy dołączył do nas miejscowy psi przybłęda, więc w trojkę rozpoczęliśmy wędrówkę. Szlak trawersuje wyrastającą z przełęczy Magurę, o czym pisze przewodnik, a co wypadło nam zupełnie z głowy. Znaki gdzieś zniknęły, ale szliśmy dalej i z rozpędu weszliśmy na jej smętny, zalesiony wierzchołek. Nawet pies zerkał na nas z pewnym niesmakiem. Wróciliśmy więc do miejsca, gdzie z powrotem pojawiły się znaki i na wspomniany wcześniej trawers. Następnie ścieżka prowadziła nas przez liczne hale i polany. Niewyspanie i ogólne niedotlenienie umysłu dało nam się znowu we znaki, bo ominęliśmy odbicie na Koguci Grzebień i zaczęliśmy schodzić w nieznanym kierunku. Po drodze natrafiliśmy na parę na quadzie, która spytała nas czy da się wjechać na wierzchołek, na co odpowiedziałem, że chyba tak. Informator, że hej.

Obrazek

Fakt, że brniemy bez sensu poznaliśmy po dziwnym zachowaniu psa przybłędy, który nie bardzo chciał iść dalej. No i przecież ci na quadzie jechali w przeciwnym kierunku... Powrót - straciliśmy półtorej godziny. Znajdujemy znaki. Podejście dość ostre i jesteśmy na Kogucim Grzebieniu. Powietrze ciężkie, w każdej chmurze widzę komórkę burzową. Normalnie, Zubilewicz. Żona wchodzi na pierwszą skałkę i to jej starczyło. Ja, jak na słynnego wspinacza po kogucich grzebieniach przystało, przechodzę wszystko. No może za wyjątkiem ostatniego uskoku, który zamienił moje nogi w trzęsącą się galaretkę. Dodam, że na Koguci Grzebień można się wspinać jego ścianami, dróg jest dużo.

Obrazek

Obrazek

Po chwilowym odpoczynku na szczycie, budzimy psa i schodzimy. Powrót tą samą drogą. Ulewa zaczęła się niedługo po naszym powrocie do samochodu, więc mieliśmy szczęście. Pożegnaliśmy psa, który ze zmęczenia znowu zasnął w kałuży.
Po dotarciu do celu, czyli do Borszy, pogoda siadła całkowicie. Drugiego dnia były szanse na wieczorne przejaśnienia, podjechaliśmy więc na wysoko położoną przełęcz Prislop, która oddziela Góry Maramureskie od Alp Rodniańskich.
Trasa miała być krótka i zwięzła, a tu na znaku pisze, że na Cearcanul są cztery godziny. Niemożliwe - przecież widać go jak na dłoni z przełęczy. Zaraz po starcie spotykamy pierwszych i ostatnich tego dnia turystów; tak się składa, że z Polski. Przed nami pierwsze pastwisko i pilnujące go psy. Szczekają, podchodzą, ale na szczęście agresywne nie są. Po trzech godzinach doszliśmy do tabliczki, na której pisało, że na szczyt jeszcze godzina. Patrząc na nieodległy już Cearcanul i dzielący nas od niego gąszcz kosówki zrozumiałem, że to prawda. Mimo wszystko przedarliśmy się przez kosówkę na jego przedwierzchołek o wysokości 1818 metrów npm i po spożyciu browara ruszyliśmy w drogę powrotną. Były ku temu dwa powody: duże zachmurzenie i długa trasa dnia następnego. Ale niesmak pozostał, bo szczyt był na wyciągnięcie ręki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnego dnia wprost z hotelowego pokoju ruszamy na szlak. Niestety wybraliśmy chyba najgorszy wyznakowany szlak w Alpach Rodniańskich. Szlak niebieskiego kółka, czyli jakieś 800 metrów przewyższenia wzdłuż nieczynnego wyciągu, stromą, krętą drogą, wyłożoną nieprzyjemnymi kamulcami. Do górnej stacji wyciągu znaki pojawiły się aż dwa razy - na dole i przy górnej stacji. Kolejny etap to dla odmiany zejście kamienistą, wąską ścieżką poprowadzoną stromym, leśnym zboczem. Na owej ścieżce trafiliśmy najpierw na pasterzy, następnie na ich owce, a na końcu na psy. Pierwszy pasterz coś do mnie długo mówił w pasterskim języku (bo to raczej nie był rumuński), ale ni w ząb go nie rozumiałem. Chyba chodziło mu o to, że psy, które zamykają pochód, są bardzo agresywne i będą chciały nas zjeść żywcem. Uśmialiśmy się obaj, szczerząc do siebie uzębienie i poszliśmy w przeciwnych kierunkach. Psy oczywiście na mnie napadły. Żona, która szła za mną, zbiegła w nieprzyjaznym terenie kilkadziesiąt metrów i schowała się za skałą. Chyba już nawet nie słyszała szczekania. Tymczasem ja dałem dyla kilka metrów niżej nad urwisko, a najbardziej agresywny z psów za mną. Trzymałem go na dystans kijka trekkingowego, pies ujadał dobre 15 minut. W międzyczasie wszystkie owce zdążyły przejść i się oddalić. Myślę - o co chodzi? A tu nagle na drodze pojawił się stary, kulawy kozioł, za którym grzecznie pobiegły wszystkie psy. Krzyczę do żony, że zagrożenie minęło; żona pokonuje przeszkody dziewiczego terenu i idziemy dalej. Na rozległe pastwiska, gdzie szlak niebieskiego kółka zupełnie się urywa. Owczymi ścieżkami, na azymut, docieramy na grań. W międzyczasie dość mocno się zachmurzyło, na szczęście chmury nie usiadły na szczytach. Zdobywamy Laptelui Mare, a następnie zgodnie z planem idziemy bez szlaku na Puzdrelor (2189 npm). Moim zdaniem jest to jeden z ładniejszych szczytów Gór Rodniańskich, a zarazem serce tych gór. Dalej bez szlaku schodzimy zboczem na halę Puzdrele. Idziemy jak po sznurku i wypadamy z lasu przy wodospadzie Puzdra. Teraz czeka na nas już tylko męczące podejście pod wyciąg i zejście wzdłuż niego do Statiunea Borsa. Ogólnie trasa nas mocno wyrąbała, nie polecałbym jej początkującym turystom górskim.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po dniu przerwy od wycieczek górskich prognoza pogody znowu jest dobra. Na ten dzień wybieramy Toroiagę. Trochę muszę przekonywać żonę, że widoki są piękne, że warto, że podejście przez nieczynną, skażoną kopalnię daremne, ale warte poświęcenia.
Zajechaliśmy do Baile Borsa wcześnie rano. Trochę podjechaliśmy drogą, prowadzącą w głąb kopalni, po czym ruszyliśmy na szlak. Podejście w sąsiedztwie nieczynnej kopalni faktycznie nie było zbyt przyjemne, ale w końcu jesteśmy z Górnego Śląska, więc mamy to na porządku dziennym. Od m/w połowy podejścia wita nas gęsta mgła, która towarzyszy nam aż do przełęczy Lucaciasa.

Obrazek

Na przełęczy jednak następuje przełom, chmury się rozstępują - robi się zjawiskowo. Ciśniemy dalej, na grzbiet, który szlak trawersuje od lewej strony, po czym na niego powraca. Przed nami wyłania się szczyt Toroiagi; jesteśmy tu sami. Razem z kłębiącymi się wokół chmurami, które przepływają przez grań, tworząc niesamowity spektakl. Za nami piętrzy się pasmo graniczne Gór Maramureskich i inne, ukraińskie już góry. Od tego momentu zaczynamy się delektować każdym metrem do szczytu, takie widowisko w przyrodzie zdarza się naprawdę rzadko. Zrobiłem dużo zdjęć, ale żadne nie oddało tego klimatu, który zastaliśmy na tej grani.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Siedzieliśmy na Toroiadze z dwie godziny. Żona zapomniała wziąć kurtki; z zimna ubrała więc worek przeciwdeszczowy. Chmury wciąż przelewały się przez grań - siadły, gdy zaczęliśmy schodzić. Gdy wróciliśmy na przełęcz, dla odmiany, podniosły się odsłaniając widoki, które umiliły nasz powrót do auta. Trasa piękna - polecam.
Kolejny dzień i pogoda jak dzwon. Mamy szczęście, przed świtem więc podjeżdżamy drugi raz na przełęcz Prislop i ruszamy tym razem w kierunku głównej grani Rodnianów. Trasa od początku jest bardzo widokowa, zresztą widoczność dopisuje. Szybko docieramy na przełęcz Saua Gargalau, a następnie na szczyt Gargalau (2159 npm).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pogoda nie chce się zdupczyć, jest wcześnie rano, podejmujemy więc wymuszoną przeze mnie decyzję, że idziemy dalej granią do Omului i wracamy. Odcinek jest bardzo malowniczy, a widoki z Omului piękne. Pogoda dalej nie słabnie, grań kusi, żona wymusza na mnie, by iść dalej. Po drodze spotykamy sąsiadów z Tychów, krótka rozmowa i maszerujemy dalej przez zielone pastwiska Rodnianów. W stronę Ineula.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W okolicy Coasta Neteda musimy jednak opuścić szlak, wyraźną pasterską ścieżką, by wrócić jakoś na przełęcz Prislop. Jest pięknie, spójrzcie sami...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niżej czeka na nas dłużące przejście doliną Putreda, która ma wylot na drodze nr 18, prowadzącej na Prislop, gdzie maszerujemy asfaltem ponad godzinę. Do tego cały czas pod górkę, brakuje nam wody, żar leje się z nieba, nikt nie chce nas podwieźć...w końcu docieramy na przełęcz. Co mogę dodać - polecam tą trasę pomimo, że jest bez ładu i składu.
Nadszedł weekend. Dwa dni odpoczynku przed kolejnym tygodniem. Prognozy były bezlitosne - zapowiadał się bardzo słoneczny czas. W poniedziałek rano jedziemy do Gura Lalei. Tym razem zamierzamy wejść na drugi co do wysokości szczyt Gór Rodniańskich - Ineul. Podjeżdżamy doliną aż do momentu, gdy stwierdzamy, ze dalej nasz wóz nie da rady. Ruszamy dalej już piechotą kierowani znakami niebieskiego kółka. Po drodze natrafiamy na pracowników leśnych, którzy ni z tego ni z owego zrzucają na szlak kłodę wielkości lodówki. Przelatuje ona sobie metr od mojej żony i wpada do rzeczki. W końcu życie jest takie ulotne...
To łąkami, to wśród kosówki, docieramy do Lala Mare. Otoczenie stawu wywiera na nas duże wrażenie. Następnie pokonujemy krótki próg i natrafiamy na drugi, mniejszy i płytszy staw - Lala Mica. Teraz czeka nas już tylko dobrze wytrasowane podejście na przełęcz. Dalsza część wycieczki bez większej historii: szczyt, dalekie widoki (oj bardzo dalekie), omijanie pasterzy z owcami i powrót do samochodu. Jest to chyba najbardziej sensowna trasa w Górach Rodniańskich, głównie ze względu na piękne stawy, szlak który prowadzi wzdłuż uroczego potoku i rozległe widoki ze szczytu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnego dnia jedziemy do wsi Repedea, celem wejścia na najwyższy szczyt Gór Maramureskich - Farcaul. W przewodniku napisali, że esencję "karpackości" turysta zastanie na przełęczy Prislop. Pewnie to prawda, ja jednak spotkałem i poczułem ją w trakcie przechodzenia tej trasy. Stanowi ona kanon górskich wycieczek po Rumunii, czyli długie podejście, rozległe hale, a z nich dalekie widoki i zabawa w "chowanego" z pasterzami i ich psami. Do tego smaczek w postaci pięknie umiejscowionego jeziora Vinderel. Przejście tej trasy zajęło nam osiem godzin, a pogoda, jak widać, znowu dopisała.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po tej wycieczce zapał na góry nieco opadł, ale następnego dnia, korzystając z niezmiennie dobrej pogody i kolejki krzesełkowej na polanę Stiol, poszliśmy zobaczyć 90 metrowy wodospad Cascada Cailor. Po obejrzeniu wodospadu podeszliśmy jeszcze na łąki Stiola się poopalać, po czym zjechaliśmy do Borszy kolejką, jak na odpoczynkowy dzień przystało.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejny dzień. Wstaję rano, podchodzę do okna i oczom nie wierzę, znowu zapowiada się lampa. Podjeżdżamy więc na Przełęcz Prislop, skąd startuje szlak na szczyt, z którym mamy niewyrównane rachunki, czyli Cearcanul. Po przełęczy szwendają się trzy psy, z których jeden porywa klapek mojej żony, podczas ubierania przez nią górskich butów. Psa gonimy dobry kwadrans, ale klapek się nie odnalazł. Za to owe trzy psy dołączyły do naszej dwójki i w takim oto poszerzonym gronie ruszyliśmy szlakiem. Nie bardzo było to po naszej myśli, bo wiedzieliśmy, że spotkanie naszych psich przybłęd z psami pasterskimi może oznaczać kłopoty. I tak też się stało, bo już przy pierwszym z nimi zetknięciu dwie przybłędy zostały ostro zaatakowane i uciekły w stronę Prislopu. Został z nami tylko Złodziej Klapka (bo tak go ochrzciłem), który w nieznośnym upale dotarł z nami na Cearcanul, a następnie z powrotem na przełęcz. Zresztą nie bez przygód, bo po drodze miał utarczkę z kolejnymi psami pasterskimi, a także z nadzwyczaj bojowo nastawioną krową. W nagrodę poczęstowaliśmy go swoimi zapasami, ale klapka nie oddał.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ostatniego dnia, w trakcie drogi powrotnej do Polski, zwiedziliśmy jeszcze "wesoły cmentarz" w Sapancie i tak też nasz letni urlop dobiegł końca.

Autor:  _Sokrates_ [ Wt lut 21, 2017 6:35 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Ale zieleni! :shock:

Zdjęcia jak zawsze ekstraklasa!

Autor:  Damian78 [ Wt lut 21, 2017 8:56 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Świetne widoki i zdjęcia, pogoda też petarda.

Autor:  Krabul [ Wt lut 21, 2017 10:13 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Ależ pięknie!

Autor:  nutshell [ Wt lut 21, 2017 10:30 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Rewelacyjne zdjęcia!
Z ciekawości, jakich obiektywów używasz?
Rumunia kusi mnie już od dawna, trzeba będzie się w końcu wybrać :!:

Autor:  krank1 [ Wt lut 21, 2017 10:49 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Fotki miazga.

Autor:  Łukasz T [ Śr lut 22, 2017 7:24 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Dziękuję za zieleń. W czasie topniejącego śniegu to wręcz magia :D

Autor:  Krabul [ Śr lut 22, 2017 8:10 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Ja tu "widzę" Bieszczady, Tatry Zachodnie, Małą i Wielką Fatrę i Tatry Niżne.
nutshell napisał(a):
Rumunia kusi mnie już od dawna, trzeba będzie się w końcu wybrać :!:
Mnie też. Bardzo.

Autor:  krank1 [ Śr lut 22, 2017 9:14 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Łukasz T napisał(a):
to wręcz magia :D


Przecież to magis, nie przekręcaj nicków :!:

Autor:  Łukasz T [ Śr lut 22, 2017 9:32 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

:oops: :oops: :oops:

Autor:  zephyr [ Śr lut 22, 2017 10:08 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Krabul napisał(a):
Ja tu "widzę" Bieszczady, Tatry Zachodnie, Małą i Wielką Fatrę i Tatry Niżne


zgadzam się w 100% :!: Przepiękna zieleń no i foty jak zwykle bajka :shock: potwierdziłeś, że MA 2016 trafiło do odpowiedniej osoby :D
Na takie wczasy też się piszę :) Uznania dla żony ponieważ nie każda była by zadowolona z tak męczących wakacji ;)

Autor:  kefir [ Śr lut 22, 2017 1:11 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Lektura na wieczorne piwo, ale po zdjęciach widzę, że odnalazłbym się na takim urlopie :)

Autor:  krzysztof_KrK [ Cz lut 23, 2017 12:26 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Przymierzam się do krótkiego wyjazdu w Marmarosze/ G. Rodniańskie, o ile śniegu starczy, to na ski-tury. Gdy zobaczyłem tą piękną zieleń, zanim spojrzałem na daty, trochę się przeraziłem i postanowiłem odreagować zdjęciem z 21. lutego z okolic Czarnego Stawu Jaworowego, trochę nie na temat, ale o tej porze roku zieleni trzeba dawać odpór, z góry przepraszam za zaśmiecenie wątku. Drugie ze zdjęć usuwam (zostaje na moim Flickrze)


Obrazek

Autor:  Rambubu [ Cz lut 23, 2017 9:07 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Piękna ta Śnieżna Krzysztofie, ale akurat w tym miejscu magis założył chyba temat o nieco innym rejonie górskim... :roll:

No chyba, że chodziło o podkreślenie kontrastu pomiędzy obecnymi warunkami w Tatrach, a zieloną, wakacyjną Rumunią - jeżeli tak, to się udało w pełni ;-)

Autor:  krzysztof_KrK [ Cz lut 23, 2017 9:41 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Oczywiście, mój błąd, byłym mocno zaspany- chciałam dać kontrast do zieleni, to fakt, ale już usuwam (przeniosę do "fotek... weekendowych"). O Rumunii ostatnio dużo myślę, bo za 2 tyg. (8-12 III) może uda się 3-dniowy wypad na ski-tury z ekipą z N. Sącza (noclegi w Statiunea Borsa). Mają jeszcze wolne miejsca w busie. Byle nie trafić na taką zieleń, jak na tych pięknych zdjęciach...

Autor:  magis [ Cz lut 23, 2017 2:58 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Dziękuję wszystkim za miłe słowa odnośnie zdjęć :) . Widzę, że moja relacja posiada również wątek tatrzański :wink: .
nutshell napisał(a):
Z ciekawości, jakich obiektywów używasz?

Mam dwie sigmy: 10-20 (tą chyba też miałaś, z tego, co kojarzę Twoje zdjęcia) i 17-50 f/2.8. Czekam na odbiór zamówionego Tamrona 70-300 więc będę miał komplet i będę mógł coś bardziej przyzoomować :wink: .
nutshell napisał(a):
Rumunia kusi mnie już od dawna

Mnie też długo kusiła aż w końcu się wybrałem i teraz dla odmiany kuszą mnie kolejne rumuńskie pasma.
krank1 napisał(a):
magis, nie przekręcaj nicków

No, magia, brzmiałoby troszkę niemęsko :wink: .
zephyr napisał(a):
Uznania dla żony ponieważ nie każda była by zadowolona z tak męczących wakacji

Na tym urlopie wyszło nam dziesięć górskich wycieczek w ciągu 14 dni , więc chyba musi to lubić. Zresztą, praktycznie zawsze chodzimy w góry razem.
krzysztof_KrK napisał(a):
O Rumunii ostatnio dużo myślę, bo za 2 tyg. (8-12 III) może uda się 3-dniowy wypad na ski-tury z ekipą z N. Sącza (noclegi w Statiunea Borsa).

Statiunea Borsa to świetne miejsce wypadowe w Rodniany - też tam miałem noclegi. Szkoda tylko, że jedziecie na tak krótko, bo dojazd z Polski w te rejony jest dość długi i męczący.

Autor:  magis [ Cz lut 23, 2017 5:39 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

krzysztof_KrK apropo, my oglądaliśmy Czarną Jaworową z góry w minioną środę :wink: :
Obrazek

Autor:  nutshell [ Wt lut 28, 2017 1:19 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Dzięki za odpowiedź. Fajny zestaw razem z tym zoomem, chociaż jeśli chodzi o sprzęt foto w góry, zaczynam skłaniać się ku filozofii light&fast ;) Obecne ~2 kg na szyi jednak daje w kość.
Cytuj:
Mam dwie sigmy: 10-20 (tą chyba też miałaś, z tego, co kojarzę Twoje zdjęcia)

Niestety nie miałam nigdy szerokokątnego obiektywu z prawdziwego zdarzenia. Fotografowałam przez długi czas Tamronem 17-50 mm, a ostatnie lata Canonem 24-105 mm. Zastanawiam się mocno nad Tokiną 11-16 mm lub 12-24 mm. Sigma 10-20 też wydaje się kusząca, ale zraziły mnie trochę opinie o problemach z ff/bf i potrzebie kalibracji obiektywu w serwisie.

Autor:  magis [ Wt lut 28, 2017 3:39 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

nutshell napisał(a):
Niestety nie miałam nigdy szerokokątnego obiektywu z prawdziwego zdarzenia.

To coś mi się zdawało, w takim razie.
nutshell napisał(a):
potrzebie kalibracji obiektywu w serwisie.

Gdy kupowałem szeroki kąt, to nie wiedziałem, że w ogóle istnieje takie coś, jak kalibracja :wink: . Niestety, to co piszesz,w moim przypadku również się potwierdza, bo mój egzemplarz ma czasami problemy z "trafieniem".
nutshell napisał(a):
zaczynam skłaniać się ku filozofii light&fast

A ja dla odmiany się dociążam. A szyja boli... :wink: .

Autor:  Krabul [ Wt lut 28, 2017 3:49 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

magis, świetne zdjęcie.
Na Szerokiej byłeś?

Autor:  magis [ Wt lut 28, 2017 4:09 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Tak.

Autor:  Krabul [ Wt lut 28, 2017 4:18 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

To pewnie nie był to jedyny udany kadr? :mrgreen:

Autor:  magis [ Wt lut 28, 2017 4:53 pm ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Nie :) . Pw.

Autor:  krzysztof_KrK [ Pn mar 13, 2017 11:10 am ]
Tytuł:  Re: Muntii - i po urlopie 3

Właśnie wróciłem po 12 -godzinnej podróży z Borsy (Rumunia) do N.Sącza plus 2 i 1/3 godz.-do Krakowa. Warunki ski-turowe idealne powyżej 1400, codziennie startowaliśmy z Przeł. Prislop,
szkoda, że tylko 3 dni. Co ciekawe, tym stokiem zjeżdżało się prawie na sam dół resztkami
śniegu pod lasem:
Obrazek

Pierwszego dnia przy mocno plusowych temperaturach poszliśmy na pierwsze 2 wierzchołki pasma Maramures, jeszcze nie wiedząc, jak będzie ze zjazdem. Na przełęcz podwiózł na Darek swoim busem, dalej już same widoki (zdjęcia sprzętem dość miniaturowym, robione z ręki, ale zawsze coś utrwalają):


Obrazek

Obrazek

Nasza 7 osobowa grupa rozwijała dość szybkie tempa na podejściu, co dla mnie, astmatyka nietrenującego żadnych biegów czy szybkich podejść -bywało trudne, za to miałem rozległe plany zdjęciowe grupy na szlaku.


Obrazek

Obrazek

Widać nasz jutrzejszy cel, Vf.Gargalau, dziś jeszcze powędrujemy 2 km w tamtą stronę -jakieś 2 km grzbietem Gór Rodniańskich , by zjechać do naszej bazy po stoku z wyciągami. Górny odcinek już przymrożony, na szczęście krawędzie mamy dość ostre.


Obrazek

Ośrodek nie dorobił się jeszcze sztucznego śnieżenia, więc dolny odcinek skończyliśmy w błotach kilkaset metrów od (też błotnistej) drogi i restauracji w pobliskim hotelu

Obrazek

Nazajutrz startujemy z tej samej przełęczy, ale od razu w stronę Rodnei.
Obrazek

Po 2 km zamiast ostatniego stromego podejścia do wczorajszej trasy zjazdowej, robimy trawers do położonego z lewej strony kotła pod Gargalau.
Obrazek

Obrazek

Całą wycieczkę zorganizowali Janusz i Ala - b. miłe małżeństwo przewodników
z N. Sącza. Tu Ala na podejściu pod przełęcz
Obrazek

Magda osiąga niezłe czasy na różnych memoriałach, tu przez grzeczność spowolniła- tuż za nią ja, ale i tak bez szans na dogonienie. Zrobiłem niesportowe zagranie- skrót do grani nad przełęczą. Nie mam harszli, więc na jednym miejscu trochę musiałem powalczyć na stromym twardym śniegu.
Obrazek


Obrazek

Ostatnie 3 zdjęcia były autorstwa Janusza, szefa wyprawy. Na podejściu -Ania walczy dzielnie- też z bólem uciskających butów. Poprzednie- też kupione w poprzednim sezonie, ale wygodniejsze- zgubiła (a właściwie zgubił kolega, gdy na wcześniejszym przystanku pomagał wysiąść 2 osobom, wyjmując jako kierowca z bagażnika, ustawiając równiutko na chodniku ich rzeczy i ... nowe buty Ani. Gdy pod domem zorientowała się, że ich nie ma, wrócili szybko na Mateczny- po butach ani śladu. A najgorsze, że tamte nie uwierały!

Obrazek



Ania, ja i jeszcze 2 osoby nie zdążyliśmy dotrzeć na szczyt przed dotarciem tam wału chmur, który w postaci mgły towarzyszył nam przez prawie całą drogę powrotną -zjeżdżaliśmy "kupą" - by się nie pogubić.
Krótkie filmiki z 3 dni (fragmenty zjazdów zmontowane w całość przez Jacka) można znaleźć na Youtubie : https://youtu.be/KQLwBn0-zrY
Janusz, oczywiście zdążył przed chmurą:

Obrazek



Obrazek

Zjazd, poza 1 fragmentem- we mgle, był świetny. Tylko przejście kilkunastu m po trawie przy przewijaniu na drugą stronę grani.

Obrazek

W tym trawiastym miejscu mniej wiało, więc pora na małe "co nieco":
Obrazek

Chwila przerwy w zamgleniu ułatwiła najfajniejszy kawałek zjazdu
Obrazek
Trochę wiało, nawet nad naszym stokiem zjazdowym, do którego z kotła trochę trzeba podejść na fokach. Grażyna właśnie je odkleja.

Obrazek
Po zjeździe i przejściu błotnistą łąką, przy sklepiku załapałem się na myjkę:
Obrazek



Ostatni (niestety) dzień to wycieczka do następnego kotła ( którego próg jest podcięty skałami, z których spada 90-metrowy wodospad Cascada Cailor ) Tym razem chmury wisiały na 1750 m i z kotła podchodziliśmy ze 2 razy na jakieś 1800, był świetny stok. Stromy, z 5cm świeżego śniegu na twardym podłożu. Na podejściu było ciężko bez harszli, za drugim razem ubrałem raki. Jazda super- chyba najlepszy warun w tym roku.

Obrazek

Obrazek

A potem powroty- cała niedziela w busie,z wizytą w sklepiku w miejscu o miłej nazwie Tokaj. Jeszcze tylko widok ogólny na ten kocioł (ciut na lewo od mojej głowy). Tym razem -biorąc pod uwagę III do IV lawinowe w Alpach- Rumunia -to był strzał w dziesiątkę. Wahałem się czy jechać, zdjęcia Magisa pomogły podjąć włąściwą decyzję - więc wielkie dzięki!
Pozdrawiam
Krzysztof
Obrazek

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/