Urlopy mają to do siebie, że długo się na nie czeka. Tym razem w moim przypadku było to prawie 15 miesięcy. Na tegoroczny wybraliśmy piękne góry, w których się zakochaliśmy za pierwszym razem - Dolomity. Bo z Dolomitami to jest tak, że jak już raz się pojedzie, to jest to miłość na zawsze.
Gdy czas pobytu zbliża się nieubłagalnie z niepokojem obserwuję prognozy pogody. Nie wygląda to zbyt obiecująco.
Ale będzie co ma być. W ostatniej chwili dołącza do nas jeszcze Paulina (Zanzara), która miała za zadanie „wyczarować” piękną pogodę. Ale żeby nie było tak prosto w połowie urlopu musimy zajrzeć do Berlina na wesele. Ale o tym później. A więc: „ahoj, przygodo!”.
Odcinek pierwszy: Trekking wokół Tre Cime i Monte Paterno
16 sierpnia po osiemnastej ruszamy naszym wehikułem w stronę gór. Na miejscu jesteśmy parę minut po 4 rano. Układamy się do snu, a ja już po godzinie się przebudziłem i wychodzę z auta porobić parę zdjęć ze wschodu słońca. Jesteśmy na parkingu przy Rif. Auronzo - tym samym od którego zaczynaliśmy swoją przygodę z Dolomitami dwa lata temu. Oczywiście samego wschodu nie widziałem, gdyż słońce wstaje za górami. Pierwsze promienie malują piękne kolory na okolicznych skalistych szczytach i pojawiają się te wszystkie skały, które widzieliśmy ostatnio (nadal tu stoją).
Dalsza część >>>
http://gorolotni.blogspot.com/2017/09/t ... terno.htmlC.D.N.