Ostatnio dość często wybieramy się z żoną na wycieczki w Góry Strażowskie, które przyciągają nas pięknymi lasami, malowniczym krajobrazem, a także kompletną pustką na szlakach. Tyle tytułem wstępu.
Obiecaliśmy sobie, że odwiedzimy to pasmo jesienią, wtedy kiedy na drzewach można zobaczyć prawdziwą eksplozję kolorów. Prognozy na weekend nie były aż tak jednoznaczne, ale kobiecy instynkt mojej żony i mój nieujarzmiony instynkt zdobywcy podpowiadał nam, że być może to będzie zapowiedź "babiego lata". I była.
Początek naszej wycieczki nie był jednak taki kolorowy, bo do Podskalie podjechaliśmy w pełnym zachmurzeniu. Ale światełko w tunelu tliło się, gdzieś tam, na horyzoncie. Zaparkowaliśmy na końcu wsi i zaczęliśmy się przebierać. Jeden z mieszkańców akurat zawracał obok nas, gdy ściągałem koszulkę. Zatrzymał się, opuścił szybę i zażartował, że teraz czeka, aż tą samą czynność wykona moja żona. Żartownisiów było w okolicy więcej, bo po chwili podlazł do nas kolejny miejscowy, który straszył nas niedźwiedziami.
Ryzyko spotkania niedźwiedzia włożyliśmy między bajki i po chwili staliśmy przy kapliczce pod Wielkimi Skałami. Przeszliśmy przez bramkę z napisem "Podskalsky Rohac" i rozpoczęło się podejście. Długo nie trwało, bo jakieś dwadzieścia minut; po drodze było jedno miejsce zeroplusowe, w którym to użycie kończyn górnych było konieczne. Wejście jest miejscami prowadzone zielonymi znakami, którymi Słowacy oznaczają ścieżki dydaktyczne. Widok z Wielkich Skał jest piękny i rozległy - na zachodzie dominuje Ostra Malenica i Wapecz.



Jako, że zostało nam trochę czasu do nadejścia prześwitów słonecznych, postanowiliśmy, że podejdziemy jeszcze wyraźną ścieżką, w stronę właściwego szczytu Podskalskiego Rohacza. Ścieżka kluczy między skałkami, po drodze jest kilka punktów widokowych na okolicę, a także niewielkie okno skalne, które odnaleźliśmy dopiero w drodze powrotnej. Końcowe podejście na Rohacza ostatecznie sobie odpuściliśmy, bo brakło nam na nie czasu. Przynajmniej jest powód, żeby w to miejsce wrócić.


W trakcie naszego graniowego spaceru chmury się rozwiały i jesienna kolorystyka zastąpiła zacienione, leśne połacie. Przed zachodem zeszliśmy na łąkę, żeby zobaczyć, jak się prezentują skały z okolic kapliczki. Po drodze minęliśmy Słowaka, który później zapozował mi na skale.





Naszym miejscem noclegowym była wieś Mojtin (około sześciuset mieszkańców). Dojazd do wsi prowadzi przez bardzo wąską dolinę, otoczoną skalnymi wychodniami i bez wątpienia jest to jedna z najciekawszych dróg na Słowacji. Ogólnie ujmując - Mojtin, to inny świat - o piętnaście kilometrów oddalony od kolejnej wsi. Jeden sklep, jeden bar, gęsi, kozy, krowy, owce, kilka pensjonatów plus jedno małe osiedle domków letniskowych z zaparkowanymi mercedesami na słowackich i czeskich rejestracjach. Nie wiem, jak się im tam żyje, w tym Mojtinie, ale jesienią jest to raj.
Poranek obudził nas bezchmurnym niebem i zawieszonym na horyzoncie księżycem. Aha, babie lato właśnie się zaczęło. Zaparkowaliśmy samochód pod kościołem i ruszyliśmy na łąki za znakami zielonego szlaku. I tu małą dygresja. Nie wiem, jak się nazywają te porąbane latające jesienne stwory (przypominające muchy), które wprost przyklejają się do skóry i nie da się ich zgnieść palcami, ale tego dnia okazały się one dla nas zmorą. Atakowały nas też kleszcze, także walka była na całego.


Szlak opuściliśmy w odpowiednim miejscu i ruszyliśmy grzbietem w kierunku Rohatina. Kiedyś zielony szlak prowadził przez jego wierzchołek, ale został zmieniony. W każdym razie, po starych znakach nie ma już śladu. Na szczycie jest punkt widokowy na Rohatą Skałę oraz książka wpisowa. Z Rohatina schodzi się bez ścieżki, bardzo stromym terenem, przypominającym żleb. Jest to słuszna droga, bo w dolinie, na kamieniu jest namalowana informacja, że tamtędy prowadzi dojście na Rohatin. Kombinacją różnych dróg przedostaliśmy się na przeciwległy grzbiet, do żółtego szlaku, prowadzącego na Rohatą Skałę.




Tak też dotarliśmy na Przełęcz Mraznica. Tam spotkaliśmy pierwszego człowieka tego dnia. Był to gość pod wąsem, w stroju moro, na motorowerku. Coś tam pooglądał, po czym oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Znowu na szlaku towarzyszyła nam niczym nie zmącona cisza.





Podejście na Rohatą Skałę jest strome i w górnej części ubezpieczone łańcuchami. Ze skały widoki na okolice Mraznicy. Jest też książka wpisowa i krzyż.






W dalszej części przebieg szlaku ubogacony jest o kolejny punkt widokowy, następnie jego wytrasowanie jest dość pokręcone, ale jakoś dotarliśmy na łąki nad Mojtinem.





Polecam Góry Strażowskie, bo to pasmo charakteryzuje się pięknymi lasami, malowniczym krajobrazem, a także kompletną pustką na szlakach. Tyle w kwestii podsumowania.