Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=19815
Strona 1 z 1

Autor:  Sheala [ Cz kwi 26, 2018 5:58 pm ]
Tytuł:  Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Ta relacja będzie inna niż inne, bo modowa i prawie bez zdjęć. Ostrzegam na wstępie.
Długo wyczekiwany wolny piątek wypadł 20 kwietnia. Mój syn właśnie kończył egzaminy gimnazjalne, więc matka musiała się odstresować. Zero napinki czasowej, unikanie zagrożenia lawinowego, luz blus i ładowanie baterii słonecznych - takie było założenie górskie. Wymyśliłam sobie Czerwone Wierchy i Dolinę Pięciu Stawów (może Kozi?)
Pogoda - drut!!! Chwila zastanowienia nad garderobą.....Na stronie TPN " Wysoko w Tatrach warunki zimowe... Raki i czekan niezbędne". Hmmmm. Więc spodnie nieprzemakalne, twarde buty, długa bielizna. "Szlaki reglowe błotniste":.... E, lekkich butów szkoda na te warunki. Jeszcze naładować na full baterię do aparatu, krem z dużym faktorem i lecimy.
Mimo objazdów na Zakopiance jestem w Zakopanem przed 22. Szybkie podejście do Sfinksa (na Browarach Słowackiego, jak mi się rzekło do kogoś, gdzie nocuję....). Ciepło. O. Jak ciepło.
Rano wyglądam przez okno - rześko! Więc długa bielizna, spodnie, kurtka - jestem przewidująca! Do plecaka raki i czekan - wszak Krzysiek KrK dwa tygodnie temu z Kobylażowego zjeżdżał na nartach. Wszystko gra do Kalatówek. Ciepło. Więc się pozbywam kalesonów i kurtki. Nikt nie idzie, można się obnażać. Idę Ścieżką nad Reglami. Nijak nie chce być błotniście. Buty twarde ( bo przecież raki w plecaku!). Pogoda cudna. Mijam pierwsze krokusy, wyciągam aparat. I cisza. Żadnego szmeru zoomu, pikania autofocusa, pstryku wyzwalanej migawki. Umarł. Mogiła. Nie pomogło dmuchanie w styki baterii, kilkukrotne uruchamianie aparatu - zero, null. Lustrzanka ląduje w plecaku (obok raków, kurtki, kalesonów, powerbanka, termosu, Nyki, przekąsek. Plecak 25 l. Plus czekan).
Nic to, nię będę płakać, mamy XXI wiek i smartfony.
Jak już jestem na Ścieżce nad Reglami, to wszejdłam sobie na Sarnią Skałę, bo pewnie nie będzie więcej okazji. Wszejdłam, zadyszałam i postanowiłam zmienić spodnie na kalesony. Jakimś cudem bez większych problemów zmieściły się w plecaku. Tylko z butami nic zrobić nie mogłam.



Obrazek



Na podejściu pod Grzybowiecką Przełęcz usłyszałam w lesie duże zwierzę. Nie do końca wiedząc, czy to bardziej niedżwiedż, czy jeleń, zaczęłam głośno podśpiewywać. Zwierz dokładnie wytłumaczył mi co sądzi o moim śpiewie, pozostawiając na Ścieżce wielką parującą zieloną kupę. Wiem, jak wyglądają odchody jelenia, a zatem z całą pewnością to NIE BYŁ JELEŃ.
Umordowałam się pod tą przełęcz w moich buciorach, ale przynajmniej było w lesie, więc cień. Nadmienię jeszcze, że jedyną osobą, którą do tej pory spotkałam, był jeden sportowiec, z którym wzajemnie wystraszyliśmy się na Sarniej.
Doczłapałam się na Przysłop Miętusi. Siedzące nad kanpkami dwie osoby (krótkie spodenki, bluzki na ramiączkach) popatrzyły na mnie, jak na zombie, ale nie dałam się zbić z pantałyku i pokazałam im dumnie swoje plecy z czekanem, ignorując spływający pod plecakiem pot..... W najbliższych krzakach pozbyłam się bluzki (termiczna, długi rękaw..., pozostając w sportowym topie. I tak nikogo nie ma.
Nieco raźniejszym krokiem ruszyłam pod górę. Godz. 11, od Przysłopu na Małołączniak 3 godz. Pod Kobylażowym Żlebem zaczął się śnieg. Wpadał mi do butów i przesiąkał przez getry. Więc postanowiłam się przebrać. Do plecaka powędrowała bielizna, na nogach spodnie gore - tex. Od góry też gore. Słońce. Ale nic to, żleb w cieniu. Na wylocie majaczy sylwetka człowieka. Będąc z natury skromną osobą, narzuciłam ma siebie ponownie bluzkę. Spotkaliśmy się "u studni". Szedł w rakach, to samo mi zalecił. Nie wiem już jak, ale nawiązała się między nami nić porozumienia i obejrzałam zdjęcia z Grossa, Mont Blanca i Monte Rosa. Dostałam tez numer tel. do świetnego (podobno) człowieka, z którym mogę pójść wszędzie w Tatrach i Alpach.
W szpilkach powędrowałam żlebem w cieniu, który powodował, że śnieg był zlodowaciały i faktycznie buty nie trzymały. W pewnym momencie pomyślałam, że dobrze byłoby wyjąć czekan, bo w razie potknięcia zjazd murowany.... ale już wyszłam ze strefy cienia i łańcuchy odsłoniły sie w całej okazałości.

Obrazek




Obrazek




Raki powędrowały do plecaka a ja powędrowałam do góry. Pot na moich plecach z kolei powędrował mocno w dół.... Od tego upału zaczęłam mieć niecne myśli, żeby ściągnąć portki w cholerę, bo przecież i tak nikt mnie nie widzi.... A tu nagle zza skały wyłania się starszy pan, który na pewno byłby mocno zgorszony widokiem kobiety bez spodni. I tak był zdziwiony, że ktoś tędy tu podchodzi. Jeszcze mnie spostponował za czekan ("chyba dla szpanu") i pocieszył, że na górze mocno wieje. O, jak ta wiadomość mnie ucieszyła! Mozolnie podeszłam w końcu na Małołączniaka i tu już założyłam zarówno kurtkę, jak i chustę na głowę. Tu już sie rozwodzić nie bardzo jest nad czym - chłonięcie widoków, ładowanie baterii...

Obrazek



Obrazek




Obrazek






Obrazek




Obrazek




Obrazek




Obrazek



A propos baterii. Na Kopie Kondrackiej próbowałam pożyczyć od dwojga nikonowców baterię, żeby sprawdzić, czy problem mojego aparatu leży w nim samym, czy w jego akumulatorze, ale żadna nie pasowała. Jednak mam przestarzały sprzęt......
Schodząc w dół do schroniska podziwiałam wielkie kamulce, które się oderwały o d ściany (Giewontu? WYżniej P K?) i zostawiły po sobie krajobraz księżycowy.

Obrazek

W schronisku na Hali Kondratowej zdecydowałam się zmienić długi rękaw na krótki. Szybkie poszczytowe piwko i na dół lasem. Śniegu dużo. Godzina popołudniowa. Cień. Po kilkunastu krokach poczułam, że jest mi zimno. Kurłaaaaa... No nic, nie ma się co męczyć, trzeba się przebrać. Fioletowa bluzka z długim rękawem znowu na ciele i zrezygnowanym krokiem ruszam do Kużnic w towarzystwie sympatycznego Bogdana z Krosna. Jeszcze kapuśniak w Kolibecce i wracam na moje Browary Słowackiego, gdzie czeka mnie nocna impreza moich sąsiadów (w końcu to piątek, trzeba się napić....)

Rano dojeżdżam do Palenicy. Chłodno. Spodnie bez bielizny (gore, a jakże), długa terma na górę, plus kurtka. Jest tempo, jest moc. Koło Wodogrzmotów dokonuję roznegliżowania na oczach rodzin z dziećmi zmierzających do M.Oka i spodnie zastępuję getrami termo. Fioletowy ludek ze mnie teraz. Zanurzam się w cień Doliny Roztoki. Jest komfortowo, tylko buty ciężkie, choć na licznych płatach lodu w moich letnich trekach co chwilę bym leżała. Za niedługo uczepiam się pleców idącego przede mną mężczyzny i wiozę się za nim jak Justyna Kowalczyk za Marit Bjoergen. Przepraszam Mistrzynię za porównanie, ale takie właśnie mi się nasunęło.... Nie, żebym ja była taka szybka, tylko chodzi mi bardziej o taktykę i różnice w budowie ciała między nimi, jak między mną a Nim. Tak czy inaczej w dobrym tempie docieramy do obejścia czarnym szlakiem, gdzie jest tyle śniegu i na tyle stromo, że trzeba założyć raki. Żeby nie porwać getrów zakładam też stuptuty (a co je tak będę w plecaku nosić).
W schronisku śniadanko, łapanie widoków i ogólny chillout. Ale nie jesteśmy tu dla przyjemności, więc czas ruszać. Kierunek - Kozi, mój towarzysz idzie na Zawrat.

Obrazek

Szlak na Kozi ma dwie opcje - letnią oraz zimową. Co za rozpusta! Chcąc uniknąć zakładania spodni i raków wybieram opcję letnią. W zimowych butach.
Po parunastu metrach rezygnuję. To nie na moje nogi. Zdejmuję getry, zakładam spodnie, długi rękaw zamieniam na krótki. Nikt nie widzi. Czas mam bardzo dobry, idzie mi się cudownie. Mniej więcej w 3/4 wysokości jestem o godz 12. Grzeje. Zero wiatru. Lodowa pustynia (jaki piękny oksymoron!). Zaczyna robić się stromo i grząsko.


Obrazek

Teren "staje dęba", więc zakładam raki. Brodzę po kolana w gęstej lodowej kaszy (czy to jest firn?) i zieję, jak karp przed wigilią. Z każdym krokiem nogi zapadają się głębiej i raki ważą coraz więcej.... W końcu docieram do skał szczytowych. Drugi raz jestem na Kozim Wierchu, drugi raz w śniegu i drugi raz ten szczyt doprowadza mnie do kresu moich sił fizycznych. Nie wiem, czy taka jest jego specyfika, czy po prostu to jest trudna miłość . W każdym razie widoki rekompensują poniesiony wysiłek.


Obrazek



Obrazek



Obrazek



Ze szczytu obserwujemy działania Sokoła w D5SP oraz nad Kozią Przełęczą.

Obrazek


Szczyt szczytem ale wracać trzeba. Ubieram raki, rękawiczki, czekan w dłoń. Po pierwszym kontakcie ze śniegiem zakładam także kurtkę. Ślizgając się, hamując i siadając na tyłku dość sprawnie przemieszczam się w dół, kiedy nagle jedna noga wpada mi w śnieg głęboko po udo, druga pozostaje wygięta pod dziwnym kątem. Ani drgnę. Noga zacementowana. Kurczę, sytuacje niefajna. Od razu przypomina mi się przygoda naszej forumowej koleżanki z błotem..... Ja mam ludzi w zasięgu wzroku, ale przecież nie będę czekać na pomoc. Czekan jak łopatka i odkopałam się, choć trwało to dłuższą chwilę. Jeszcze do dołu raz mi się zdarzyło tak utknąć nogą w śniegu. Nie jest to przyjemne doświadczenie.

Kiedy doszłam do skał zdjęłam raki, kurtkę, rękawiczki i ... spodnie. Schowałam się trochę za kosówę, ale w sumie i tak miałam gdzieś, czy ktoś się gapi. Niech się wstydzi ten, kto widzi, jak mawia stare góralskie przysłowie. Założyłam getry i podążyłam w drogę powrotną do Zakopanego.
W schronisku poszczytowe piwko.

Obrazek

Na stromym odcinku czarnego szlaku ujrzałam tobogan, w środku postać z rękami złożonymi na piersiach.... Aż mnie zmroziło. Ale gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam zabandażowaną nogę i otwarte oczy dziewczyny. Ufff... to chyba nic poważnego. Za chwilę kolejny raz tego dnia nadleciał Sokół. No, miało dziewczę windę do nieba......

Na asfalcie zaczęlam się zastanawiać, czy nie mam ukrytej natury ekshibicjonisty, bo walczyłam z pokusą zdjęcia butów i popylania w dół na boso. Że ja swoich biegaczek nie wzięłam!!!!! Ehhhhh, czasem może nie warto sobie brać do serca wszystkich rad TPNu?

Doczołgałam się do busa, potem do Sfinksa. Moi sąsiedzi chyba właśnie wstali, bo siedzieli w gaciach na tarasie. Miałam ich gdzieś - też sobie przyniosłam browarka, żeby wyrównać elektrolity.
Taka była moja wycieczka w zimowo - letnich warunkach. Teraz wnioski mam takie, że w sumie najlepiej byłoby wziąć ze sobą duży plecak i dwa zestawy ubrań, ale kto by to nosił?!

Autor:  sprocket73 [ Cz kwi 26, 2018 8:15 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Sporo tego przebierania ;)
Ja jestem zupełnym przeciwieństwem, jakoś staram się przewidzieć i ograniczyć do minimum. Górą (polar/kurtka) jeszcze jako tako reguluję, ale spodnie/kalesony - nie pamiętam, żebym kiedykolwiek przebierał w trakcie wycieczki. No ale w moim wypadku z pewnością bardziej psułbym krajobraz niż Ty ;)

Autor:  e_l [ Cz kwi 26, 2018 9:05 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Sheala napisał(a):
... i pocieszył, że na górze mocno wieje. O, jak ta wiadomość mnie ucieszyła! Mozolnie podeszłam w końcu na Małołączniaka i tu już założyłam zarówno kurtkę, jak i chustę na głowę.
To chociaż poczułaś, że wieje. Ja jak weszłam na Grzesia to z emocji i wrażenia nawet nie poczułam, że wieje (a wiało nieźle) i że jest mi zimno. Kurtkę założyłam dopiero jak zaczęłam schodzić :mrgreen:
Sheala napisał(a):
Ehhhhh, czasem może nie warto sobie brać do serca wszystkich rad TPNu?
Chyba nie warto :wink: a ja myślałam, że tylko nie warto słuchać rad turystów na szlaku.
Z tą wpadniętą nogą po uda to też mi się przytrafiło. Nie tak łatwo ja wyjąć.
Fajnie opisałaś to przebieranie się, znaczy zmianę garderoby. Nie musiałaś zdejmować buciorów przy zdejmowaniu spodni? Bo ja bym musiała (nie przeciągnę nogawki przez buty), a tego by mi się nie chciało.
Krem z filtrem zadziałał?

Autor:  Sheala [ Cz kwi 26, 2018 9:18 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Buciory zdejmowałam za każdą przebieranką. Nigdy dotąd takich hecy nie odstawiałam, zawsze ubiór się sprawdzał.
Buzi nie opaliłam, bo się smarowałam, coby już kefira nie fatygować, tylko o rękach zapomniałam..... Ale nie było tak źle.

Autor:  Łukasz T [ Pt kwi 27, 2018 6:21 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Sheala napisał(a):
na Browarach Słowackiego, jak mi się rzekło do kogoś, gdzie nocuję....


Piękne :D

Jak "Wodoryje Mickiewicza" :mrgreen: Nie mają Wieszcze szczęścia do "nazewnictwa" :)

Jakbyś jeszcze podała marki Twych ubrań to byś dostała wynagrodzenie za reklamę :D

Autor:  Krabul [ Pt kwi 27, 2018 6:39 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Łukasz T napisał(a):
Jakbyś jeszcze podała marki Twych ubrań to byś dostała wynagrodzenie za reklamę :D
RELACJA SPONSOROWANA tudzież MATERIAŁ PARTNERA

Fajna relacja, ostatnio sporo łazisz. Zimowy czy wiosenny widok z Koziego to klasa.

Autor:  nutshell [ Pt kwi 27, 2018 8:39 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Moja droga, jak ja Cię rozumiem! :D
Co prawda nie zdarzyło mi się tyle razy przebierać na szlaku, ale to tylko w obawie przed tym, że mój szanowny TŻ straci cierpliwość i zepchnie mnie z najbliższej skały.
Swoją drogą, jest to dla mnie niepojęte, że można się tak nie przebierać. Taki Sebastian np.: czy w ciągu dnia jest upał, czy pod wieczór robi się rześko, on cały czas idzie ubrany w ten sam polar, nawet sobie rękawów nie zakasa. Ja w tym czasie mam na sobie od koszulki na ramiączka po kurtkę puchową. Patrzę na niego i cierpię fizycznie. A z drugiej strony strasznie zazdroszczę takiej stałocieplności, jaka to oszczędność czasu :roll:

Ps. świetnie się czytało!

Autor:  Pancernik [ Pt kwi 27, 2018 12:02 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Niemożliwe...
Ja rano wychodzę ubrany, jest mi lekko chłodno, więc zasuwam.
Po około pół godzinie zaczynam wyglądać i wydawać dźwięki, jak emaliowany czajnik.
Więc coś zdejmuję, bo i słoneczko (jak jest) wychodzi.
Potem wchodzę z reguły w las, pojawia się cień, jest mi zimno, więc się ubieram.
Potem zazwyczaj jest podejście, więc robi się gorąco, czyli - się rozbieram.
Wchodzę na górę, gdzie z reguły p**dzi, więc się ubieram. Itepe, itede... :roll:
Fakt, nie było jeszcze sytuacji, żebym pomykał po górach w topie albo bluzce na ramiączkach... :lol:

Autor:  Krabul [ Pt kwi 27, 2018 12:30 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Pancernik napisał(a):
Niemożliwe...
Ja rano wychodzę ubrany, jest mi lekko chłodno, więc zasuwam.
Po około pół godzinie zaczynam wyglądać i wydawać dźwięki, jak emaliowany czajnik.
Więc coś zdejmuję, bo i słoneczko (jak jest) wychodzi.
Potem wchodzę z reguły w las, pojawia się cień, jest mi zimno, więc się ubieram.
Potem zazwyczaj jest podejście, więc robi się gorąco, czyli - się rozbieram.
Wchodzę na górę, gdzie z reguły p**dzi, więc się ubieram. Itepe, itede... :roll:
Mam tak samo! Tylko że u mnie to ubieranie i rozbieranie to zdjęcie lub wciągnięcie na siebie polara - trwa jakieś w porywach 30s razem z wyjęciem go z plecaka lub włożeniem do niego.

Autor:  Sheala [ Pt kwi 27, 2018 4:09 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Szanowni Państwo, chciałabym podkreślić tragizm zaistniałej sytuacji, bo nie było dobrego ubioru na takie zmienne warunki. No, chyba że ktoś lubi chodzić w mokrych spodniach. Nigdy wcześniej mi się takie przebieranki nie zdarzyły.

Autor:  Pancernik [ So kwi 28, 2018 7:10 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Sheala napisał(a):
...ktoś lubi chodzić w mokrych spodniach.

Rozszyfrowałaś mnie! Właśnie po to wychodzę w góry... :lol:
Trochę poważniej - te przebieranki, o których pisałem wyżej, dotyczą górnej części ciała i ubioru. W spodniach pomykam tzw. szybkoschnących, dotyczy to też (przepraszam wrażliwych :roll: ) upocenia.
Gdy trafi się jakaś wyjątkowa ch**nia, mam jeszcze "foliówki" z Deca, które dają radę w ulewie i wichurze, od biedy mogą robić za stuptuty. Niestety, przy operacjach "spodniowych", oczywiście, trzeba zdjąć buty, co w ulewie bywa mało fajne.

Autor:  Sheala [ So kwi 28, 2018 10:27 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

No obawiałam się że w szybkoschnących będzie mi za zimno, zresztą w śniegu po tyłek tak by właśnie było. Szkoda mi ich też zakładać do raków, a zimowe mam już pociachane ( z tego względu to już była raczej ich ostatnia zima). Ja się potrafiłam rakiem skaleczyć w ramię.

Autor:  Rambubu [ So kwi 28, 2018 9:49 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

"Browary Słowackiego"
"Za niedługo uczepiam się pleców idącego przede mną mężczyzny i wiozę się za nim jak Justyna Kowalczyk za Marit Bjoergen."
"Brodzę po kolana w gęstej lodowej kaszy (czy to jest firn?) i zieję, jak karp przed wigilią"
itd.

Piękne.
A i tak ktoś potem napisze, że FB wygrywa z forum (czego pojąć nie mogę).
Cóż, muzyka klasyczna też "przegrywa" z rąbanką radiową :eye:

"Drugi raz jestem na Kozim Wierchu, drugi raz w śniegu i drugi raz ten szczyt doprowadza mnie do kresu moich sił fizycznych."

Bardzo fajny szczyt, chyba mój ulubiony z polskich szlakowych. Jeżeli jeszcze nie byłaś w warunkach letnich to wszystko przed Tobą. Orlą z jednej, Orlą z drugiej, z Piątki przez Kozią Przełęcz, z Gąsienicowej przez Kozią Przełęcz / Żlebem Kulczyńskiego... Wariantów do wyboru wiele :-)


No ale po przeczytaniu relacji nasuwają się jednak pewne pytania:
1. Mąż Sławomir, jak rozumiem, nie był w stanie towarzyszyć w tym terminie?
2. Co z tym Granatem? Udało się w końcu czy nadal temat odłożony na przyszłość?

:eye:

Autor:  Sheala [ N kwi 29, 2018 9:33 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Tja ... zima17/18 znowu bez Granata. Teraz w kwietniu nie chciałam atakować, żeby było niepodważalne wejście zimowe.
Co do męża, to nawet nie sugerowała mu, żeby ze mną jechał. Bez niego zawsze mam pogodę w Tatrach. A poza tym całą majówkę będzie się tłukł motocyklem po Tarcu.

Autor:  batmik [ N kwi 29, 2018 9:09 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Nie żeby się przyp...lał, ale noszenie pasków rakowych od wewnętrznej strony to prędzej czy później nieunikniony wypadek...
Albo ubrałaś lewy rak na prawy, albo coś z paskami jest nie tak.

Autor:  Sheala [ N kwi 29, 2018 10:28 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Wiesz co, bo ja ich nie obcinałam, i po tym jak pasek wepnę w klamrę, to go owijam wokół nogi i końcówkę jeszcze raz przeciskam przez klamrę. Ale może tym razem faktycznie coś popierdzieliłam, bo gadałam z gościem o wejściu na Grossglocknera i bardziej byłam zajęta oglądaniem zdjęć, niż zapinaniem raków. Aczkolwiek dzięki za zwrócenie uwagi. Powinnam obciąć paski.

Autor:  oran77 [ Pn kwi 30, 2018 10:47 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Sporo energii musiałaś stracić na te przebieranki :D

Autor:  Redemption MM [ Pn kwi 30, 2018 11:48 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Faceci chyba jakoś inaczej się cieplą/zimnią :D
Ja chodzę porozbierana do rosołu nawet przy kilka na plus, bo sama z siebie jestem ogień. Wiadomo w cieniu czasem mi dupa zmarznie, ale mam na to patent - zakładam cieniutki rozpinany polar tył na przód i w ten sposób na plecach grzeje mnie tylko plecak, a rękawy mam okryte. Przebieranki, a raczej rozbieranki na trasie to norma. A mój mąż i starszy syn podobnie jak:
nutshell napisał(a):
Taki Sebastian np.: czy w ciągu dnia jest upał, czy pod wieczór robi się rześko, on cały czas idzie ubrany w ten sam polar, nawet sobie rękawów nie zakasa.

a młodszy i ja możemy się wykręcać.
Zazdroszczę :mrgreen:

Autor:  batmik [ Pn kwi 30, 2018 7:59 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Sheala napisał(a):
...Powinnam obciąć paski.

No tak, zrób coś z tym. Rzuciło mi się to w oczy a statystycznie podobno sporo wypadków jest z tego powodu. A tak poza tym - fajne fotki :)

Autor:  Sheala [ Pn kwi 30, 2018 8:23 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

No jak na telefon to może i fajne

Autor:  Łukasz T [ Śr maja 02, 2018 7:52 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

A właśnie - aparat odżył ?

Autor:  Sheala [ Śr maja 02, 2018 10:46 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Tak, na szczęście. Nie mam pojęcia jak, ale chyba bateria padła. To niewyjaśniona sytuacja.

Autor:  leppy [ Pn maja 07, 2018 1:46 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Fajne wycieczki i relacja!

Nawiasem:
Sheala napisał(a):
Grzybowiecką Przełęcz
Nie ma takiej. ;)

Autor:  Sheala [ Pn maja 07, 2018 4:05 pm ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

leppy napisał(a):
Nawiasem:
Sheala napisał(a):
Grzybowiecką Przełęcz
Nie ma takiej.


Oj no takie obejście językowe zastosowałam. Peryfraza. Jak "Z ziół chińskich ciągnione ekstrakty" zamiast herbata. :wink:

Autor:  anninred [ Śr maja 16, 2018 9:16 am ]
Tytuł:  Re: Kwiecień w Tatrach, czyli jak się (nie)ubierać w góry

Pięknie się czytało ! :D

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/